[Pomóż policji pobij się sam]
"Przez trzydzieści lat wysługiwali się mną tacy jak ty i Olo, a ludzie pluli mi na mundur"
[Major Bień, "Psy"]
Plakat poniżej nie jest szczytem dobrego smaku ani siły przekazu. Wisi w gablocie firmy AMS, czyli ktoś musiał te gabloty rozkręcić, wyjąc to, co tam wisiało, włożyć to, co wisi i zakręcić z powrotem. Nie wiem ile kosztuje druk jednego egzemplarza posteru dla firmy AMS, która rypie pewnie tych posterów na tysiące, ale nie jest pewnie jakiś wielki. No niech będzie 6 złotych. Jak drukujemy plakaty A0 w ilości 200 sztuk to one mniej więcej tyle kosztują.
To żeby było przestępstwo musiałoby tych posterów być zniszczonych ze 100. Myślę, że wątpię, że aż tyle posterów wielka firma AMS straciła. Rozkręcenie i zakręcenie gabloty zajmuje trochę czasu. Firma AMS zgłosiła sprawę na policję, że ją boli włamanie do jej gablot. A policja chwacko zatrzymała aktywistkę na dołku, a potem kolejną. Rewizja na chacie, kajdanki, wyprowadzenie do suki, trzymanie na dołku przez noc.
Nie ma co. Jak śpiewał Kazik "armia gdzie indziej okazuje męstwo". Bohaterowie, no po prostu gieroje jakich świat nie widział. Stanowczy, dzielni w obliczu przeciwnika.
W co była uzbrojona aktywistka, chłopaki? Tłuczek miała do mięsa? Chyba nie, bo jak aktywistka to raczej weganka. Czy jak Szeregowy z Pingwinów z Madagaskaru - tęczą was raziła w oczy?
Tak przy okazji - kajdanki to środek przymusu bezpośredniego. Ich użycie reguluje ustawa, wiem bo kiedyś mi założyli kajdanki i wyprowadzili w miejscu publicznym do suki, więc potem kilka lat się sądziłem z powództwa cywilnego. Nie przeprosili. Zero woli ugody.
Musieli dostać wyrok w apelacji. Pewien dom dziecka dostał od wrocławskiej policji kilka tysięcy. Nota bene zatrzymali mnie funkcjonariusze z komisariatu na którym kilka lat później zginął Igor Stachowiak. No cóż. Mogli mnie zabić. W sumie co było się sądzić o kajdanki.
Ale do rzeczy. Jakie zagrożenie stwarzała samotna dziewczyna dla interwencyjnej grupy policji, że trzeba było stosować kajdanki? Ja wiem że ostatnio kajdanki stosuje się już jako normę, ale jednak one nie są normą a szczególnym środkiem, który policja może zastosować w szczególnych przypadkach.
Telefon do rodziny, kontakt z prawnikiem jest podstawowym prawem zatrzymanego. Zawsze i wszędzie, ale nasza policja, wychowana na filmach amerykańskich tego nie wie albo udaje że nie wie. I tutaj tez mam zabawną historię z moich sądowych walk z policją, którą wam jeszcze kiedyś opowiem. Historię przy której oczy Wysokiego Sądu zrobiły się wielkie jak talerze od zupy. Sam widziałem.
Aktywistka, której dane już wyciekły do prawicowych szczujni (ktoś za to odpowie?), podobno po nocy w celi wcale nie chciała się z nikim kontaktować. Acha. A zatrzymany sam się pobił. Znamy to.
Przypomina mi się - przy okazji zatrzymania aktywistki, która powiesiła plakaty niepochlebnie wyrażające się o polityku, który obraża rozumność przez kolejny tydzień - jeszcze taka historia:
Dojeżdzałem całe lata do pracy pociągiem z Brzegu do Wrocławia, wysiadałem tak, żeby być blisko takiego wyjścia z peronów w Breslau, które wychodziło na stację CPN/Orlen. Tamże się szło do ulicy Dworcowej, przekraczając po drodze ulicę Piłsudskiego. I tam były pasy i światła. Światła były absurdalnie długie, a ulicą na tym odcinku mało co jeździło. I ludzie gremialnie, w tym i ja, przełazili na czerwonym. bo spieszysz się do roboty, masz jeszcze do przedreptanie dwa kilosy a tu czerwone i nic nie jedzie. I bywało, że za światłami stawała suka pełna dziarskich chłopców. Stoi na stacji oddział milicji, zwarty i cały pełen ambicji - jak mówił wierszyk ze stanu wojennego. I oni tam lepili mandaty hurtowo. Plan, k., robili.
A ściślej siedziało ich w tej suce z pięciu-sześciu, a mandaty lepiło dwóch, bo jak wiadomo - jeden umie czytać, a drugi pisać.
Pamiętam, że podszedłem do nich wtedy i zapytałem:
- Panowie, nie wstyd wam? Ludzie i tak was nie kochają, bo jak trzeba to was nie ma, a tutaj taka manianę odstawiacie?
- Niech Pan nas nie obraża, bo jeszcze i panu się dostanie - usłyszałem.
No nic, poszedłem do pracy, wykręciłem numer komendy, się przedstawiłem, że jestem z Urzędu Wojewódzkiego i poprosiłem z rzecznikiem prasowym komendy i powiedziałem, że to jest bardzo kiepski PR i żeby coś z tym zrobili. Wtedy zrobili coś, bo tej wzmożonej aktywności kilku patroli robiących sobie dzienną średnią zatrzymań i mandatów już nie widziałem więcej - a rzecznik mi podziękował.
Ale wiecie co? Ja tego rzecznika znałem, bo razem studiowaliśmy w Szkole Praw Człowieka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Dlatego łatwo poszło.
A to powinno iść samo, bez znajomości. Policja ma być tam gdzie jest potrzebna a nie tam gdzie może łatwo nabić sobie statystykę. Ma być bezwzględna wobec zatwardziałych, groźnych zbirów a pomocna wobec obywatela, któremu zdarzyło się zbłądzić. Powinna rozumieć zasadę proporcjonalności. Że inne środki stosuje się wobec mafiosa, inne wobec aktywistki czy rowerzystki. Inaczej naraża się na śmieszność i społeczny ostracyzm.
I teraz szybko do puenty.
Nie wiem czy czytają mnie policjanci, ale mam do was apel.
Nie wysługujcie się takim jak Franz i Olo, bo nie im składaliście ślubowanie.
Nie wysługujcie się, bo ludzie będą wam pluli na mundur. Będą pluli długo i wytrwale.
I będą mieli rację.