Na co miasto, powiat przeznaczy pieniądze zaoszczędzone na belfrach? Zero nadgodzin, oszczędności w zużyciu energii, wody itd. Za to w jaki sposób były prowadzone zajęcia zdalne wielu "profesorów" zupełnie powinno być pozbawionych pensji, ponieważ było byle jak, byle kiedy, byle by było.
Edku, zaraz będą wakacje, nie martw się już szkołą
Byle nie na mopsy czy inne formy nierobstwa
Belfrowie jak Ich nazywasz raczej nie mieli nadgodzin.
Trzeba było się uczyć!
Dziś, też dzieciom nie chce się uczyć tylko na grach siedzą. Jaka ich przyszłość czeka - widzimy po...... .........
Takie mamy czasy. Znasz dziecko nieuzależnione od internetu? Ja chyba nie. I widzę to po swoim dziecku, które zasypia z telefonem i budzi się z nim. Mimo walki i nawet porad terapeuty niewiele mogę z tym zrobić. Na szczęście moje "dziecko" jest już pełnoletnie więc nie "urodziło" się z telefonem. Dziś niektóre mamy już 3latkom dają telefon do zabawy i cieszą się jakie to bystre potomstwo mają nie widząc zupełnie zagrożenia. Dzieci nauczycieli są takie same. Znam taką światową mamę co wychowuje dziecko w wygodny sposób, złoty środek to dać laptopa i mieć święty spokój.
Znam dzieci, które czytają książki, grają w planszowki i owszem korzystają z internetu, ale nie jest to uzależnienie. Sami rodzice robią dzieciom krzywdę dając im do ręki telefon, a nie poświęcaja dzieciakom czasu i maja je z głowy; sami (rodzice) maja wtedy spokój i oddają się „czarowi wirtualnego świata”. Nie wińmy dzieci - tylko rodziców.
No tak, masz rację. Jak moje dziecko było małe to nie mieliśmy internetu. Wychowało się rzeczywiscie na grach planszowych, grało w szachy, warcaby i poświęcaliśmy mu każdą wolną chwilę.Dziś pełnoletniemu nie zabiorę telefonu czy laptopa. Zresztą i szkoła wymaga od dawna dostępu do internetu i dużo jest do zrobienia przy pomocy komputera. Takie czasy i trzeba się z tym pogodzić.
Potwierdza się bylejakość nauki zdalnej nie tylko w Ostrowcu. Słyszałem opinie zdenerowanej matki, która mówi, że to ona powinna dostawać wynagrodzenie za naukę, a nie nauczyciel. Pracuje na dwa a nawet trzy etaty, bo praca zawodowa, potem dom, a od trzech miesięcy jeszcze lekcje dziecka. Nauczyciel zadaje i mówi; jak ktoś czegoś by nie wiedział to wie jak mnie szukać. Czasem nie ma szansy skontaktowania się. Taka jest rzeczywistość ... wirtualna.
Trzeba chcieć się skontaktować - to jest szansa. W większości przypadków, uczniowie nie odczytują wiadomości od nauczycieli a mamy larum robią.
Nauczyciela zadaniem jest sprawdzić ucznia, a nie odwrotnie. Za to biorą pieniądze. dziecko zwyczajnie może wstydzic się przyznać, że czegoś nie wie.
Dokładnie. To zdalne nauczanie to takie na niby. Tylko przywiązać dziecko do komputera i niech sobie radzi samo. Pootwierali wszystko aby to co najpotrzebniejsze (szkoły, przychodnie) nadal zamknięte. Najważniejsze, że otworzyli galerie i kościoły. Szlag już ludzi trafia.
To do domu na przychodzić nauczyciel, by sprawdzić ucznia?
O, patrz... Mówisz, że jest szansa... No super.
No, dużo zależy od nauczyciela. Ja akurat nie miałabym takiego problemu, ale póki co nie potrzebujemy kontaktu.