W zniszczonej sutannie, ale z uśmiechem na twarzy, na rowerze, który przemierzał szewieńską parafię, a który często oddawał innym – bardziej potrzebującym; skromny, ale odważny; nie jeden raz przeciwstawiający się komunistycznej władzy – to tylko niektóre ze wspomnień tych, którzy dziś pamiętają jeszcze księdza infułata Marcina Popiela. Rzadko zdarza się, żeby trzydzieści lat po czyjejś śmierci opowiadać o kimś tak, jakby wciąż siedziało się z nim na jednej ławce, a ponieważ jak mówił Khalil Gibran – „wspomnienie jest formą spotkania” także ci, którym nie dane było poznać księdza osobiście, mogli przejść jego szlakiem dzięki Dniom Księdza Marcina Popiela. – Dla mnie był ksiądz Marcin moją pociechą. To jest jedyna postać, którą ja pamiętam i o której nigdy nie zapomnę. Bo nie pamiętamy tych, którzy odchodzą. Bardzo szybko wspomnienia o nich nam uciekają, a ja jego wciąż pamiętam i wciąż go widzę. Jego uśmiech, jego szczery, serdeczny, przyjacielski uśmiech, jego oczy – oczy zaufania i ona zawsze się tak skłaniał i podpowiadał: „Nie bój się” – mówił podczas wieczoru wspomnień ksiądz Jan Mikos.
Piękny, poruszający w swojej prostocie i pouczający jest życiorys księdza Marcina Popiela. Powinien on być obowiązkową lekturą w seminariach duchownych.
Och, zdjęcie mi robią. Czy dobrze wyszłam?
Dobry pomysł
Kiedy proboszczem był ks. Popiel było z parafii dużo powołań
Musi sie wstydzić za jp2 ktory mowil juz dawno o nowym masońskim.porządku.
Kto ma się wstydzić ?
O kim piszesz ?