Tak trzymaj trzeźwy, mój znajomy nie podjął takiej decyzji jak Ty i już go nie ma.
Moim zdaniem do którego doszłam po wielu latach styczności z człowiekiem uzależnionym najważniejsze żeby taka osoba sama zaczęła chcieć walczyć inaczej się nie da!!!!!!! Pomagaliśmy z rodziną jak tylko się dało ale woli walki brak!!!!!!!
Posłuchaj wyraźnie: jeżeli on sam nie dojdzie do wniosku, ze albo leczenie albo śmierć- nie wpłyniesz na niego!
Za alko nie możesz chcieć leczenia! To wszystko siedzi w jego chorym, zatrutym umyśle. Jeśli jesteś osobą z nim związaną zacznij od leczenia siebie.
Słyszałam kiedyś takie słowa alkoholika:"Moja żona chodzi na terapię dla współuzależnionych.Dlatego przyszedłem na AA, bo to oznacza tylko jedno- ja jestem uzależniony"
Ja dziś idę na mityng Al-anon. Zaczynam od siebie, a on albo oprzytomnieje, albo stoczy się na samo dno. Zaczynam zajmować się sobą, bo do tej pory świat kręcił się wokół mojego alko. A to była chora sytuacja.
Jestem jeszcze ja i dzieci i mamy swoje potrzeby.
w hospicjum na Focha 5. godz.18.00
Dobre są indywidualne terapie z psychologiem.Mąż nie pije 4 miesiące a były różne imprezy gdzie alkohol lał się .Alkoholik musi sam chcieć inaczej rodziny starania nie pomogą.
W jakie dni tygodnia?
koalka, masz racje... albo oprzytomnieje, albo stoczy się na samo dno.
Niektorzy potrafia walczyc, inni od tego nalogu umieraja - taka prawda. Na sile nic sie nie da, a pomaganie i litowanie sie to tak jakby ulatwianie im pic. Moj brat ,,walczy,, juz 20+ lat. Sa okresy ze nie pije, ale zawsze wraca do tego. Sadze ze juz ma tak uszkodzone organy ze alkohol pomaga mu w bolu. Gdu sie nie napije, chodzi naburmuszony i zamyka sie w sobie, jest bardzo klotliwy - a po kieliszku od razu humor i jakos zycie wydaje mu sie przyjemniejsze.
Gosc Trzezwy-trzymam kciuki zebys trzymal tak dalej!!! A to do reszty forumowiczow-prosze bardzo tu jest przyklad!!! I wcale zadne terapie nic nie daja-jak sie samemu nie chce!!! Ja tez-palilam 15lat,az w koncu-powiedzialam nie i koniec!!! Mam truc sie sama za swoje pieniadze!!! O nie!!! I tak juz rok nie pale!!! I zadne terapie,zadne leki nie byly mi potrzebne!!!
Ja podobnie jak przedmówcy uważam (ba! wiem), że nie można pomóc (mam w rodzinie alkoholika i narkomana). Póki samemu się nie chce, nikt i nic nie pomoże. My próbowaliśmy wszystkiego i nic. Alkoholik/narkoman zniszczy rodzinę i siebie, a problemu nie zauważy. Wszyscy są winni, on nie. Pije, bo ma problem, bo miał zły dzień, bo ktoś go zdenerwował, bo mu się coś nie układa... itd. Pije, ale przecież on wcale nie ma z tym problemu. Przecież tak naprawdę, to może przestać w każdej chwili. Ale nie przestaje, bo życie złe, bo nikt go nie rozumie, musi się przecież jakoś oderwać, wyluzować. Tak swój nałóg postrzega alkoholik/narkoman. On wcale nie jest uzależniony. Dlatego, ja uważam, że jeśli nie stanie się coś, co mu to uświadomi (a co to by mogło być, to nigdy nie wiadomo, zazwyczaj nigdy to coś się nie pojawi), to po człowieku. Taka niestety jest prawda. Ja już dawno straciłem nadzieję. Choćbym wyszedł z siebie, uruchomił wszystko i wszystkich - na nic. Alkoholik/narkoman przestanie na chwilę, a później od nowa. Dlatego ja już machnąłem ręką po kilku latach walki. Niech robią co chcą, ja się odciąłem. Bo to jedyny sposób, aby chronić siebie.
Nie wolno pomagać - tłumaczyć w pracy, płacić rachunków, sprzątać pawi, prać zapijaczonych ciuchów, przypominać, żeby się przebrał, umył, darować jakichś opłat, podtykać obiadków, herbatek, nie prosić, żeby nie pił, nie wymagać obietnic. Należy olać.
Najgorsze jest to, że trzeba znosić - nie ma rady. U mojego alko ten stan podążania w kierunku dna trwał ok. 2 lat - bywały jazdy. Dnem okazała się dopiero Morawica. Nad umieszczeniem go tam pracowała cała rodzina i sztab znajomych. Po krótkim pobycie otrzeźwienie przyszło w jednej chwili - Nigdy nie będę taki jak oni :). Nigdy nie będę opowiadał im o sobie tych rzeczy :). Nigdy już tam się nie znajdę. Muszę żyć normalnie. Nie pije 4 lata.
Można też wywalić z domu od razu i wtedy problem się rozwiązuje jakoś, czasem lepiej , a czasem gorzej, bo może wracać, żebrać i opowiadać bajki.
Rodzina nie uczestniczyła w terapii (co widać po tym poście), z czasem nauczyliśmy się żyć _po nowemu_. Wkurzały mnie panie terapeutki- a pani to niech się zajmie sobą, idzie do fryzjera. Jakbym była jakimś kopciuchem, a ja do pani terapeutki pełny glanc i prosto od fryzjera. A ta mi tu wyjeżdża - kupi sobie pani coś nowego- jakbym nie wiedziała, że są sklepy z ciuchami, będę chciała to sobie kupię. No to się pożarłam, że rutyniara i przestałam chodzić.
Jeśli ktoś radzi - idź, zgłoś do komisji w UM, weź do psychologa, poszukaj psychiatry, terapeuty, sprawdź w internecie - to znaczy, że o życiu z alkoholikiem nie ma pojęcia. Te rady to mniej więcej - poszukaj czarodzieja.
Życzę wytrwałości, siły i pogody ducha. I kup sobie coś nowego :)
dobre nie ma co . ale początek posta to sama prawda,
Trzeba zaczoc od Boga-i on naprawdy pomaga.Dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych!
Pomaga własna praca i odpowiedż na pytanie - do czego doprowadzi mnie osobę myślącą i czującą dalsze spożywanie alkoholu.Odpowiedż można uzyskać tylko od osób,które przeszły ten koszmar. Miting i jeszcze raz MITING.Poszukajcie takich miejsc i dacie sobie radę. Dziś minęło mi 13 lat życia bez alkoholu. To jest piękne.Oby do jutra .Dalej nie sięgam myślami.Jutro chcę być trzeżwy.Życzę wytrwałości.
1. nie, nie można pomóc, jeśli sam alkoholi nie chce
2. moje zdanie - zanim alkoholik stanie się alkoholikiem wszyscy dookoła mu pomagają zostać alkoholikiem. dlaczego? otóż zaczyna się od małym - nazwijmy to - akceptowalnych ilości --- potem jest ciut więcej i znowu ciut więcej i znowu --- kiedy nie idzie do pracy, bo zbyt pijany to oficjalnie mówi się /tu najczęściej rodzina, partner życiowy/ , że nie poszedł, bo np. chory. na 99% nie mówi się, że pijany. --- jak żonka dostanie pod oko lub z siniakami na ciele łazi mówi się to, że sama uderzyła się lub spadła z czegoś tam --- jak przepije wypłatę to jak się pożycza np od matki lub sąsiadki to albo że zgubił albo wymyśla się masę bzdetów --- i tak mija rok za rokiem, mija kilka lat, aż już dookoła wszysy wiedzą, że on jest pijakiem, bo ryj napuchnięty i czerwony, stoi po rogach ulic z elementem wiadomo jakim
3. teraz zaczyna się problem, na który była na początku przyzwolenie
4. mamy wszyscy pasożyta czytaj alkoholika na swoim utrzymaniu --- jego rodzinę również
5. porażką kolejną jest rodzenie dzieci, bo mężuś jak się dziecko urodzi to się zmieni. skąd ta pewność? znacie osobiście taki przypadek, żeby po urodzeniu się kolejnego - drugiego, trzeciego, szóstego dziecka - alkoholik opanował i przestał pić? chodzi mi o przypadek zanany osobiście, a nie z fantazji sąsiadek lub znajomych :/
SCZ-zeby wytlumaczyc musi byc trzezwy!! Kiedy alko jest trzezwy???? Albo napruty albo na kacu!!