To dziwne, bo wielu zastanawia się jakie dane personalne są "ciemniaka" . A ty napisałeś, że nikt nie chce cię znać" :) To jak to jest?
Zamierzasz kontynuować tu jazdy Felice123? Znajdź sobie lepsze miejsce, człowieczku.
Kobieta ma być szyją, a mężczyzna głową - czytając Ciebie, to nawet piętą byś nie mógł być.
Piszesz raczej o sobie 18:53.
Ciemniak13-popatrz, nasze babcie, mówie o pokoleniu które dzis ma 50+, nasze prababcie, nie pracowały, były uzaleznione od męzów. Wiec siłą rzeczy taka przysięga miała sens. A teraz? Teraz kobiety niejednokrotnie zarabiają duzo więcej niz mężczyzni i juz nie zastanawiają sie -,,jak ja sobie poradze gdy się rozwiedziemy''? Wie, ze teraz bedzie jej lepiej. Ze mąż przede wszystkim nie będzie jej gnoił. Nię bedzie mówił non stop ze to jej wina, ze to przez nią jest w małzenstwie zle. Ze żeby nie wiem jak się starała , to on i tak powie ze jest głupia,że nie nadaje sie na żonę, że zle wypełnia swoje obowiązki. Piszę z perspektywy kobiety. Kobiety, którą znam. Ona miała nadzieję na szczesliwy związek, na taki do samej smierci. Okazało się , że mąz jest cacy dla wszystkich znajomych a w domu ona przechodzi piekło psychiczne. Mąz próbuje jej wmówic ze jest chora.Mało tego, nawet do jej znajomych mówi, ze z nią jest cos nie halo. Okazało się ze z nią jest jak najbardziej halo. Była u psychologa.Załozyła sprawe o rozwód bo kazda rozmowa z męzem konczyła sie tak samo. Czyli on ma racje. Ileż tak można? Dziecko jakos się przyzwyczai do nowej sytuacji a ona może bedzie wreszcie szczesliwa, bo póki co to trudno nazwac to szczesciem. Dobrze, ze własnie jest niezalezna finansowo. Myslę ze słowa przysięgi nie mają znaczenia, Znaczenie ma wychowanie .Empatia.Szacunek. Jak tego braknie, to koniec. I tutaj nie ma czego naprawiac. Bo nawet jak zacerujesz, to pusci w innym miejscu.
1. Przypadek twojej znajomej uogólniasz na całość. To chyba mało uczciwe i zafałszowuje rzeczywistość. To tak jakby powiedzieć, że wszyscy na tym forum są paranoikami, ponieważ jeden czy drugi tak się zachowują.
2. Drugi przykład uogólnienia - jeden mąż bije, piję itd. To znaczy, że 50% z nich tak się zachowuje? Czyli co? Co drugi taki? To co wy niedługo robić będziecie? Z kim związki partnerskie zakładać jak faceci to takie dno. Same że sobą?
3. Kobiety są teraz szczęśliwsze, dzięki temu że co drugiej małżeństwo się rozpada? To po co te płacze, te sceny rozpaczy? Skąd problemy i coraz częstrze bieganie po psychologach? To ze szczęścia?
Są szczęśliwsze jak uwolnią się od gada.
A kto im pod ten ołtarz tego gada przyprowadził? A jak już się go pozbędą to kogo wtedy szukają?
Często nikogo, bo lepiej im samym.
Uogólniam, bo coraz więcej jest takich zachowan. I uwazam ze nie ma to związku z trescią przysięgi.Czy ja wiem, czy jest mało uczciwe, skoro takie są fakty? Sam twierdzisz, ze jest coraz wiecej rozwodów, a na pewno dużo wiecej niz lata temu.I z pewnoscia coraz czesciej sprawe zakładają kobiety. Zmądrzały. Myslę ze związki będą luzne. Nie bedzie tyle małżenstw, a jesli , to po kilku latach wspólnego zycia,,na kocią łapę''. Kobiety nie są szczesliwsze dlatego, ze rozpada się małżenstwo, a dlatego, ze nie muszą juz w nim trwać. Myslisz, ze każda z kobiet, zresztą nie tylko kobiet, wie przed slubem jaki bedzie partner potem, jak sie zmieni? Bo że sie zmieni to nie zaprzeczysz. Kazdy sie zmienia. Ja z moim męzem jestem 30 lat po slubie. I ja sie zmieniłam i on sie zmienił, ale potrafimy sie z tym pogodzić.Nie wszyscy to potrafią.Nie mówię ze faceci to dno, chociaż coraz częsciej przekonuję sie o tym na własne oczy. Widzę jak sie zachowują. Na ulicach, w pracy, I wierz mi - z moich obserwacji wynika, ze jest naprawde bardzo zle.Nawet nie wiem , czy nie przyznac Ci racji, ze to 50 %.Ty może tego nie zauważasz, ale ja widze.
Ależ ja się w sporej części zgadzam, tylko tu chodzi o to, aby zastanowić się, czy to przyczyna jest skutkiem, czy też skutek przyczyną. Jeżeli 50% się rozpada i kobiety dalej szukają kogoś - to w znakomitej większości w jakiej puli one szukają? Kawalerów czy rozwodników? A może i w żonatych? Bo gdyby szukali (powiedzmy taka kobieta lat 35) w puli rozwodników (no żeby było, że ona święta i rodziny komuś rozbijać nie będzie, bo to on gad był, a nie ona w jej małżeństwie), to przecież tam już tylko pijących, bijących, i innych tackich, na których oczy innym kobietom się otworzyły. To wiedzieć już powinna, że tu księcia z bajki w tej puli nie znajdzie. Więc czego w takim razie szuka? A może problem tkwi gdzie indziej - kto tych 50% gadów wychował? Czy nie te, które same wiecznie za szczęściem biegały uznając że ma ono prymat nad wszystkim innym? Patrzysz na skutek, nie chcąc (tak przynajmniej mi się wydaje) zastanawiać się nad przyczyną.
Ciemniak 13, nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym , czy to skutek, czy przyczyna. Nie wiem również czy ona nadal szuka. Czy może po tych kilku latach ma juz dośc tych gadów. Może na nastepne kilka lat? Kto to wie? Ja nie wiem, bo jak piszę ja mam 30 lat stazu. Może napisze Ci, że gdybym to ja teraz się rozeszła z moim, to szukałabym takiego na chwilę tylko.Dla rozrywki. Zeby gdzies wyjsc, zatanczyc. Wiązac na stałe juz bym sie nie wiązała. Oczywiscie biorąc pod uwagę, ze rozwodze sie, bo mąz okazał sie ,,gadem''.Bardzo możliwe, że to własnie kwestia wychowania, chociaż też nie w 100%. Bo jak mówię zawsze, to rodzice wychowują tylko do pewnego wieku a potem dziecko wychowuje sie samo. Na pewno jakies wzorce musi miec przekazane, zeby nie było podatne na to co potem, ale srodowisko w jakim potem ,po wyjsciu z domu sie obraca tez ma znaczenie.Znam kobiety, które jak piszesz ,,za szczesciem biegały''a mimo to dzieci maja całkiem normalne w sensie , że ułozone. Grzeczne. Ale to tez tylko moja opinia. Jaką opinie ma o nim jego żona- nie wiem. I jaka jest tego przyczyna nadal nie wiem. I w sumie nawet nie wiem czy chce się zagłębiac bardziej.
Czy Matka Boża była szczęśliwą kobietą? To pytanie do ciemniaka.
Taka mała uwaga do tego uzależnienia od męża/ niezsleżności finansowej ...w oparciu o własne doświadczenia (kopiuję moje słowa sprzed półtora roku zapisane tu na forum- we wiadomym wątku) :
Po tych doświadczeniach, które miałam, dzisiaj widzę, że może i nie jestem na szczycie, który kreśliłam moimi ambicjami zawodowymi, może i mam przez to mniej pieniędzy, może i jestem postrzegana przez osoby mi nieżyczliwe jako pasożyt, którego utrzymuje mąż i dzieci, lecz cóż z tego, skoro dzięki przewartościowaniu, którego dokonałam, dzisiaj mój mąż ciągle jeszcze ma szansę wsprać się na mnie, a moje dzieci - żyć w pełnej rodzinie - pełnej , bo nie rozbitej i pełnej- bo nie są jedynakami uczepionymi ubrań swoich rodziców. Ilu burz byśmy - jako rodzina - nie przetrwali gdybym się samorealizowała stając w szranki wyścigu szczurów...nie wiem...dzięki Bogu - zawierzeniu Mu i oparciu się na nim, nie było mi dane tego doświadczyć...i dobrze, bo dzięki temu, dzisiaj mogę stawić czoła kolejnym problemom rodzinnym nie jako samotna matka lecz kobieta, którą życie zmusza do ciągłego oddawania się swojemu powołaniu do bycia żoną i matką w nowych wyzwaniach, które się pojawiają.
Nie myślałam wcześniej, że najlepsza droga na szczyt, to ta na której otwierając się na miłość porzucała będę swój egoizm, by przestawać "być nikim" - jak mówi Bóg w hymnie o miłości.
Bardzo pięknie napisane Felice.
Felice123 w porządku, ale wyobraz sobie, ze są kobiety, które realizują sie zawodowo, mają pełne rodziny, mężów, dzieci. Dają radę. I podejrzewam,że również stawiają czoło wielu problemom. I wspierają się nawzajem. Więc nie bardzo wiem, czy akurat dobrze zrobiłaś przewartosciwując swoje ambicje. Może i Ty dałabys rade pogodzic to wszystko? Wiadomo, ze z kazdym rokiem jest lżej. Dzieci rosną. Mąż się starzeje, a co za tym idzie- łagodnieje :P Nie napiszesz mi że żałujesz- wiem, ale czy na pewno nie miałas chwili zwątpienia, ze jednak zostałas ,,kurą domową?
Gdy zrezygnowałam z pracy zawodowej, otworzyły mi się oczy...zobaczyłam, gdzie mnie brakowało jako żony, matki wtedy, gdy byłam w pracy.
Nie wykluczam powrotu do pracy wtedy, gdy uznam, że odbędzie się to bez szkody dla rodziny jako całości. Widzę tylko jeden powód, bym miała wrócić do pracy wcześniej...pomimo możliwego negatywnego wpływu takiej decyzji na sprawy dotyczące dzieci. Tym powodem byłaby prośba mojego męża, bym go wsparła w działaniach mających na celu utrzymanie finansowe rodziny. Przede wszystkim msm być pomocą dla niego. W jedności zaś siła, więc pewnie i sprawy dzieci wspólnymi siłami ogarnęlibyśmy.
Nigdy nie miałam chwili zwątpienia, że czasowo zdecydowałam się pozostać w domu ( ostateczna decyzja zapadła wtedy, gdy do tej decyzji dojrzał też i mój mąż, który uznał się mężczyzną na siłach...że da radę). Co więcej, te momenty po burzach...gdy ma się ochotę zamknąć za sobą drzwi tylko utwierdzają mnie, że dobrze wtedy zrobiłam. Kto wie, czy kiedyś tam, demon by się we mnie nie obudził i nie szepnął, by nie wracać, że sobie z mety poradzę. A tak ...po prostu...burze nadchodzą i odchodzą. Pojednania to baaaardzo dobre momenty.:))
Felice123 a co jesli mąz będzie się wstydził prosic Cie o taką pomoc? To jest mężczyzna, nie jestem przekonana czy bedzie się dobrze czuł mówiąc żonie- idz kobieto do roboty, bo nam brakuje, skoro wczesniej stwierdził ze sam da rade.Tak myslę. Moze sie mylę/