Felka - akrobatka jedną ręka gotuje obiad, a drugą pisze swoje złote myśli, na które wszyscy w napięciu czekamy od świtu:)Weź się kobieto opamiętaj i zabierz do roboty w chałupie. Takie dyskretne pytanie, od kiedy gotujesz obiady, WSZAK twierdziłaś, że gotowanie jest poniżej twojej godności?Kolejna bajka z 1000 i jednej nocy na twój temat? Coś oboje z cieciem od dwóch dni jesteście okrutnie "zapracowani"? Nowa strategia?Nikt się na nią nie łapie;)
Siup do pracy, nierobie:))
O popatrz. A ja pracuje
Jak to, przed godziną pisałaś, że gotujesz obiad???? Strasznie gubisz się w zeznaniach. Dobra, wiem, że nie masz pojęcia o gotowaniu, jak na wzorową matkę i żonę przystało, którą się mienisz być;)ale na zmywaku po obiedzie możesz stanąć. To prosta robota, w sam raz dla ludzi z twoim wykształceniem:)
Czasem pracuje sie, ale etatowy nierob moze o tym nie wiedziec.
Skąd ma wiedzieć, jeśli ona ma cały tydzień, miesiąc, rok niedzielę:)
"Marto, Marto, troszczysz się i kłopoczesz o wiele rzeczy; niewiele zaś potrzeba, bo tylko jednego; Maria bowiem dobrą cząstkę wybrała, która nie będzie jej odjęta.” ( Łk 10, r1- 42).
Kłóć się jednak dalej z Bogiem...jeśli chcesz. :))
Już piszę odpowiedź...jeszcze chwilę...:))
Dojedz obiad, bo się udławisz.
Krótko...
Pstryczek w nos od Boga dla nas, czyli "entego" pokolenie Ew- ek.:))
Pierwsza kobieta w raju- Ewa, przez nieposłuszeństwo Bogu, odcięła siebie i swojego mężczyznę, (którego miała stanowić dopełnienie), od szczęśliwości pożycia w zgodzie z Bogiem, a przez to i w zgodzie między sobą. Przez swoje chore ambicje bycia ponad Bogiem i Jego obrazem - Adamem, odcięła Adama od relacji z Bogiem, na którego podobieństwo ten został stworzony. Konflikty murowane.
By odtworzyć obraz tamtego Adama stworzonego na swój obaz ( a Bóg jest miłością), Bóg potrzebował kobiety, która powiem Mu - w przeciwieństwie do Ewy - nie "nie", lecz, "tak"....tak Panie niech mi się stanie według Twego słowa...nie według mego...lecz według Twego słowa niech się układa moje życie.
To co pierwsza kobieta zepsuła, Maryja naprawiła. My kobiety, opierając się na Maryi...mówiąc Bogu "tak" mamy naprawiać. Tak jak tamta- pierwsza- sprowadziła na świat nieszczęście, tak my ... kolejne pokolenie Maryi, mówiąc Bogu "tak" mamy prowadzić naszych mężczyzn do Boga...do tego obrazu, na podobieństwo którego zostali oni ulepieni. Jak? Słuchając Boga...mamy ich na powrót Bogu przyprowadzić, a nie od Boga odwodzić. Wówczas będziemy szczęśliwe. Tak jak utrapienie przyszło na świat przez nieposłuszną Ewę, tak zbawienie - Mesjasz- przyszedł na świat przez Maryję. Trzeba więc, dla naszej szczęśliwości słuchać Boga.
Czyli, Pan nasz Jezus Chrystus przychodząc przez Maryję chciał w ten sposób odwrócić to, co uczyniła Ewa?
Aby mężczyzna odtąd wiedział, że już nie będzie mógł winić za wszystko kobiety - gdyż teraz ma wybór: może wybrać "Ewę" lub "Maryję". Jego wybór, jego decyzja, jego grzech?
Co to znaczy odwrócić? Cofnąć przeszłość? Nie da się. Jak cofnąć przysięgę małżeńską? Małżeństwo jest nierozerwalne u Boga.
Użyłabym określenia nawrócić. W wierze chodzi o nawrócenie, a nie o odwrócenie. Nawrócenie zawsze dotyka naszego "tu i teraz". Dokonałeś wyboru kobiety/ mężczyzny życia, ktory to wybór niesie za sobą teraz krzyż w postaci braku miłości i jedności w wymiarze krzyża, oprzyj się na Panu naszym Jezusie Chrystusie i prowadź małżeńskie sprawy zgodnie z zamysłem Boga ku waszemu wspólnemu zbawieniu. Jemu nie zależy tylko na cierpiętnictwie jednego z małżonków w obliczu katuszy doznawanych od drugiego...dla osobistych zasług tego pierwszego na polu bycia zasłużonym, by ktokolwiek mógł się chełpić, ale na naszym wspólnym szczęściu....na obopólnym nawracaniu...na wzajemnym uświęcaniu się. Trudne? Niewątpliwie, ale po właśnie Pan nasz Jezus Chrystus przyszedł na świat, byśmy mogli chwytać się go i nie bazować na samych sobie. Byśmy uczyli się nie tyle opierać na sobie...zawodnych ludziach, co na Nim.
Mam okazję czasami tak jaskrawie... na żywca doświadczyć wychodzenia z tych kolein/z podążania utartymi ścieżkami, ale zawsze związane jest to z dojrzewaniem w wierze. Tak ze dwa, trzy razy do roku uświadamiam sobie, że dziś oni, jutro ja, mój mąż i dzieci możemy pod wpływem powołania być na miejscu takich ludzi, z którymi mamy spotkania. Jakiś rok temu spotkaliśny się z rodziną, która miała kilka miesięcy na opanowanie języka chińskiego w stopniu umożliwiającym wyjazd na misje do Chin, z których mogą przecież nie wrócić. Wiadomo... w Polsce wymaga to od nich uporządkowania finansów, spraw zawodowych, rodzinntch, itp. Patrzę na nich, słucham z jakim spokojem i iskrą w oku to mówią i wierzę, że kiedyś...może też będę do tego zdolna. Najfajniejsze w tym jest to, że gdy zgłaszasz się na takie misje, nigdy nie wiesz, gdzie Pan cię pośle. To też jest dla mnie pociągające. :))
Teraz wszystkie tematy z forum(oprócz właściwego) będą wałkowane godzinami właśnie w tym wątku, bo jego autorowi bardzo zależy, żeby liczba odsłon rosła. Dziecinada i śmiech na sali. Na temat filozoficznych wywodów podczas "wykładów" dla studentów(doktorant!)nawet się nie odniosę, bo nie chcę się wprowadzać w stan nieograniczonego rozbawienia przed snem:)
Taka misja to rzut na głęboką wodę. I duża odpowiedzialność - i pytanie, za kogo taką odpowiedzialność bierzesz?
Załóżmy (piszesz, że rodzina), że on i ona odczuwają nagle tak wielka potrzebę wyjechać do Chin. A co z dziećmi? A jeżeli one takiej potrzeby nie odczuwają?
Czytałem dziś recenzję filmu "Proxima", o kobiecie, która zapragnęła zostać kosmonautką (ma córkę). Ostatecznie wychodzi na to, że córka zostaje w domu, a mamusia lata sobie gdzieś tam na orbicie okołoziemskiej wiele miesięcy.
I tu recenzent słusznie napisał - po to w Kościele jest celibat, aby ludzie Kościoła (księża, zakonnicy) idąc na misję nie unieszczęśliwiali najbliższych. Aby ta misja nie przeszkadzała w byciu szczęśliwym innych.
Czy zatem ci "misjonarze", twoi znajomi, nie są nazbyt egoistyczni w tych swoich zamierzeniach?