Zadaniem Kościoła jest mieszać się do polityki, czyli o „megachurchu ateistyczno-liberalnym”
autor: Tomasz Rowiński|
kategoria: Polityka, Polska, Świat|
dodano: 23.09.2013, 14:31
Warto wrócić do zapowiadanego kilka dni temu raportu Instytutu Spraw Publicznych na temat relacji Kościoła i państwa. Wniosek z niego wynika prosty – najlepszy byłby taki Kościół, który podlega politykom i wykonuje ich polecenia. Mamy takie modele relacji państwa i Kościoła choćby w krajach skandynawskich, gdzie zwierzchnikiem życia religijnego nie jest żaden biskup tylko minister.
Dodajmy, że omawiające roboczą wersję raportu media Agory wykorzystały na jego korzyść nawet wypowiedź papieża Franciszka zachęcającą świeckich katolików do zaangażowania w sprawy polityczne. Skoro papież powiedział: „Dobry katolik miesza się do polityki, służy ideami i pomysłami”, podkreślono słowo „służy”, przeciwstawiając słowu „narzuca”. Bo jak wiadomo Kościół (w rozumieniu zależnym od wygody piszących – raz oznaczającym wiernych i duchowieństwo, a innym razem tylko hierarchię) wszystko, wszystkim w naszym kraju narzuca. Co narzuca to już nie wiadomo tak do końca.
Najwygodniejszy jest taki Kościół, który tylko głosi bujające w chmurach idee, równoznaczne z nieszkodliwymi komunałami nie mającymi przełożenia na realne życie i decyzje polityczne. Dziennik „Metro” pouczał omawiając raport: „Nieoczekiwanie współbrzmi z tym [zachętą do dyskusji zamiast „narzucania”] wypowiedź papieża Franciszka, który powiedział, że katolicy powinni interesować się polityką i służyć państwo radą. Papież wyraźnie użył słowa służyć, a nie narzucać.”
Twierdzenie kuriozalne i ignoranckie. Trzeba tu dodać kilka uwag objaśniających. Papież nic nie powiedział o „interesowaniu się polityką”, ale o „mieszaniu się do polityki”. To jednak robi różnicę. Podobna gra znaczeniami znajduje się w słowie „służyć”. Katolik służy dobru wspólnemu, a nie państwu. Państwo, które jest dobrem zwykle niesie też liczne nieprawości i niegodziwości, którym służyć nie można. Katolik służąc państwo będzie starał się je kształtować i zmieniać na lepsze. Nasi laicyzatorzy jednak chcieliby by 90 proc. katolików służyło 10 proc. zwolenników rzekomego postępu i oświecenia. Co bowiem oznacza, że Kościół może służyć radą? Tyle że można go ignorować.
Jednak statystyka przypominająca, że w Polsce mieszka 90 proc. katolików jest dość niewygodna. Dlatego przywołuje się informację, że 70 proc. Polaków nie chce by księża mieszali się do polityki równając to z komentarzem, że jako Polacy nie chcemy by Kościół angażował się politycznie – czyli także żeby świeccy nie wyrażali swoich poglądów na państwo. Czy tak uważa 70 proc. badanych? Czy to jest manipulacja? No, skądże...
Wynika z tego jeszcze jeden wniosek – wszystkie grupy, organizacje mają prawo próbować realizować i wprowadzać za pośrednictwem państwa sprawy i praktyki, które uważają za słuszne, prawe lub zgodne z ich interesem poza Kościołem. Dzieje się tak dlatego, że Kościołowi wciąż zależy na tym by sprawować pieczę nad duszami ludzi w czym jest konkurentem dla wszelkich ateistycznych, liberalnych „kościołów” chcących pełnić i często pełniących rolę rzeczywistej władzy duchowej we współczesnych państwach.
Gdyby Kościół katolicki zechciał zaakceptować zwierzchnictwo duchowe owego pogańskiego, liberalnego „megachurchu” i upodobnił się do jednej z tysięcy organizacji typu NGO, czyli organizacji z definicji rezygnujących z własnego politycznego, duchowego i dogmatycznego zdania, pewnie dano by mu spokój. Najważniejsze to bowiem realizować duchowość polityczną, która jest obietnicą wolności kosztem wolności innych i która nie potrzebuje rozdziału państwa od „churchu ateistyczno-liberalnego”.
Tomasz Rowiński
Niestety nie czytałam powyższego tekstu, ale chcę napisac Ci coś od siebie. Ludzie należący do Wspólnoty KK nie są zamknięci na siebie. Wręcz przciwnie. Można z nimi porozmawiać na każdy temat nie obawiając się, że powierzone problemy będą przekazane innym osobom.
Wspólnoty skupiają się na modlitwie więc nie można utożsamiać ich z poradniami psychologicznymi. Ale ludzie do nich należący są bardzo życzliwi i nastawieni na pomoc bliźniemu. Rozmawiając z taką osobą nie czujesz pychy z jej strony, z taką osobą miło spędza się czas. Ja należę do Wspólnoty od ponad roku. Są sprawy które mi w niej przeszkadzają, ale nie ludzie.Podoba mi się to, że dobrzy, widzą trochę dalej niż czubek własnego nosa i można mieć do nich zaufanie.
wiem ze faktycznie moj wpis brzmial tak ze mozna stwierdzic ze chodzilo mi o cos w rodzaju terapii zbiorowej. Chodzilo mi po prostu o cos na ksztalt tego co robil kiedys Jezus siadal na kamieniu i po wygloszeniu swojej czesci rozmawial z wiernymi. I tak tez mogloby byc po Mszy lub podczas Mszy sama przyznaj czy to byloby cos co mogloby byc jakims wystapieniem przeciwko Bogu ? Po prostu widze jak ludzie rozmawiaja z ludzmi a uwierz mi tylko garstka moich znajomych lub ludzi ktorych znam to ludzie ktorzy nie wierza w Boga. Tak wiec praktycznie wszyscy ktorych znam i z ktorymi obcuje to zadeklarowani katolicy. Po prostu obserwuje i wyciagam wnioski. Widzisz sa ludzie ktorzy chca chodzic na takie spotkania ale sa ludzie ktorzy nie chca boja sie lub z wielu innych powodow ale dlaczego nie poszerzyc tego grona ? Powiedz mi czy na spotkania te przychodzi chociaz polowa ludzi obecnych w niedziele na Mszy ? Teraz co nazywamy wspolnota bo jezeli wszyscy katolicy to wspolnota to uwierz mi wielu z nich jest bardzo zamknieta. a PŚ znaja raczej tylko jako obrazkowa Biblie ktora dostali na komunie. Ale to moje spostrzezenia. W kazdym badz razie dziekuje za Twoja wypowiedz :)
Jeśli chodzi o Mszę Św. to najważniejsze są i konieczne dwie części: Słowo Boże i Eucharystia. Ta pierwsza mogłaby wyglądać tak jak piszesz. Wiem jak wyglądają Msze w każdą niedzielę. Powiedzmy, że to nie jest dialog. Zgadzam się, że gdyby dyskutować o naukach Jezusa to te słowa bardziej docierałyby do ludzi.
Jeśli chodzi o PŚ to nie chodzi o to, żeby je znać bardzo dokładnie. Ja nie czytałam całego (szczególnie Stary Testament jest nie do przejścia :) )
Jeśli zna się Dekalog i najważniejsze przykazanie miłości i wciela się to w życie (a przynajmniej stara się przestrzegać tych zasad) to można powiedzieć, że człowiek żyje religią chrześcijańską.
Widzisz ?? :-) wiec jednak odrobinke racji mam oprocz 3 pierwszych przykazan zyje bo uwazam ze to sluszne ale wypowiadam sie jako osoba stojaca z boku tez sie mordowalem z przeczytaniem calosci ale poleglem , mimo wszystko warto wlasnie wspolnie rozwazac takie ciezkie rzeczy bo PS jak juz sama wspomnialas nie jest lekka lektura :-) pozdrawiam
Zaraz zaraz gościu 07:46. Podatki płacą wszyscy, zarówno wierzący i nie wierzący. Taki jest system i już. Z puli tych podatków finansuje się różne rzeczy, jedne z nich dotyczą wierzących inne nie. Tak samo jest ze służbą zdrowia. Składkę płacisz co miesiąc bez względu na to, czy chorujesz czy też nie. Pieniądze z podatków mają służyć dobru ogółu społeczeństwa bez zagłębiania się w jego preferencje. Dlatego nie możesz mówić na co mają iść Twoje podatki a na co nie. W przeciwnym razie każdy zrobi sobie taką listę i co wtedy? Lepiej będzie? Tak więc Twój argument o dysponowaniu podatkami jest zupełnie nie trafiony. Płaci je każdy i każdy w jakimś tam stopniu wykorzystuje określoną część tych pieniędzy. Wierzący też!
Ciemniak twoje 90% katolików dobrze oceniło jedna z reform rządu czyli likwidację funduszu kościelnego na rzecz odpisu od podatku. Wreszcie każdy będzie miał prawo wybrać czy chce finansować KRK czy nie.
http://biznes.onet.pl/polacy-oceniaja-reformy-tuska,18490,5578632,1,prasa-detal
Nie jestem przeciwnikiem odpisu podatkowego - nie rozumiem tylko jednego - jeśli na jakąkolwiek działalność np. charytatywną mam prawo odpisać 1% z podatku, to dlaczego na Kościół tylko 0.5%?
Niech więc będzie, ale na równych zasadach w stosunku do innych organizacji.
Wówczas skończy się też gadanie, że ktoś płaci podatki i musi utrzymywać Kościół choć nie jest katolikiem.
Ale jeśli ktoś jest katolikiem, to niech ma również świadomość, że katolik zobowiązany jest do utrzymywania swojego Kościoła i jeśli tego nie zrobi to tym samym łamie jeden z obowiązków jaki spoczywa na członkach tej wspólnoty. A tym samym i jego członkostwo powinno stanąć pod dużym znakiem zapytania.
Od początku jestem za czystymi i jasnymi regułami.
Więc powtarzam - osobiście nie mam nic przeciw temu pomysłowi z tym, że zasady odpisu powinny być takie same jak dla innych organizacji.
Tylko pół tak ustalił rząd z Episkopatem, ale za to przez 3 lata będą otrzymywać "zapomogę" z budżetu państwa.
1. A co po 3 latach?
2. Budżet państwa to w 90% pieniądze katolików - i wracamy do początku dyskusji.
Dzisiaj przypada 60 rocznica uwięzienia Prymasa Polski S. Wyszyńskiego. Napisał do B. Bieruta "Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!" Uwolniony został dopiero po trzech latach w październiku 1956 r.
Katolik bezobjawowy
O wierze nie mówi. Uważa, że jest to sprawa tak prywatna, że nie ma mowy o przenikaniu się światów. Jest mu obojętne, czy znak krzyża będzie w pokoju, w którym spędza wiele godzin w ciągu dnia czy nie. Przecież to nieważne. Dawno przestał dla niego cokolwiek znaczyć.
Katolik bezobjawowy codzienne przed snem pilnie odmawia pacierz, ale gdy trzeba następnego dnia zawalczyć o Królestwo Boże (o którego przyjście modli się mówiąc „Ojcze nasz”) odpuszcza. Jest niewidzialny. Nie widzi problemu w tym, że jego koledzy/koleżanki linczują wszystko, co kiedyś było dla niego ważne. Tytłają w błocie autorytety i świętości. Ba! Szczyci się, iż jest otwarty i tolerancyjny. Nie widzi problemu w tym, że na jego oczach dokonuje się dekonstrukcja ustalonego przez Stwórcę porządku. Wiadomo: prawo do szczęścia jest najważniejsze. Pan Bóg niech się lepiej do tego nie miesza. On też woli stać z boku.
Tafla szkła
Tak w ogóle, to nie ma się z czego spowiadać. Że pacierza zapomniał odmówić? Mamusi się nie słuchał (ma 40 lat, ale jakoś tak fajnie brzmi z dzieciństwa), brzydkie słowo powiedział?.. I co tu jeszcze? No nie, wszystko już! - Proszę o pokutę i rozgrzeszenie… Cóż, szklana ściana od dawna odgradza życie z jego złożonością, troską o przyzwoitość, prawdę, uczciwość, honor itd. od Pana Boga. A skoro tamten świat w rozrachunku moralnym się nie liczy, nie ma sobie co zawracać głowy grzebaniem w jego zakamarkach. On to doskonale rozumie! I bardzo pasuje mu ta ściana.
Katolik bezobjawowy uwielbia krytykować wszystko, co związane z Kościołem. Najbardziej nienawidzi księży. Za co? Sam do końca nie wie. Zasadniczo - za wszystko. Że do polityki się wtrącają (zapytany o doprecyzowanie opinii, uzasadnienie jej jakimiś argumentami, zwykle wzrusza ramionami), że kumulują w sobie najgorsze cechy grupy przestępczej. Że geje i pedofile. Że dla nich tylko kasa się liczy (na pytanie, ilu zna bliżej po raz kolejny wzrusza ramionami. – Przecież wszyscy to wiedzą!… wszyscy, tzn. kto?). Czuje nieustanną konieczność mówienia o nich: na trzeźwo i po pijaku, przy taśmie fabrycznej i na przyjęciu rodzinnym. Sprawia mu to autentyczną frajdę! Oczywiście posiada recepty na wszystkie bolączki Kościoła. Podstawowa to: zamienić go w organizację charytatywną, sprzedać plebanie, dzieła sztuki, zabrać „czarnym” samochody. Kościół ma być plasterkiem na życiowe bolączki („Jak trwoga to do Boga”), a przede wszystkim dawać - ciągle, wszystkim, wedle życzenia i zapotrzebowania. Brać - nigdy. Bo „oni” mają. Nie zaprząta sobie głowy pytanie, skąd mają mieć. Bo i po co?
Oni
Tak w ogóle, lubuje się w używaniu bliżej niesprecyzowanego słowa „oni”. To jest najtrudniej wyjaśnić, ponieważ zasadniczo - z mocy chrztu - w Kościele istnieje tylko „my”. Ale to już wyższa filozofia - przekracza jego możliwości rozumienia spraw bardziej skomplikowanych niż krzyżówka w prasie glamour. A może raczej jest wygodnym zabiegiem, pozwalającym jakoś swoje życie, zbudowane na ostrej opozycji, pozbierać do kupy. Ale do tego za żadne skarby się nie przyzna! „Oni” są zwykle źli, więc ich nienawidzi z całego serca - tym mocniej, z tym większą zawziętością i cynizmem, im bardziej nienawidzi siebie i swojego spapranego życia, skwapliwie ukrywanych szwindli i świństw, które zrobił innym. Za to z ogromnym podnieceniem, nieukrywaną radością i wypiekami na twarzy czyta o kolejnym skandalu w Kościele, cieszy się jak dziecko, gdy dowalają „czarnym”. Uwagi, że Kościół to matka którą trzeba kochać, nawet jeśli nie jest taka, jak by chciał czy sobie wyobrażał, kwituje pogardliwym wzruszeniem ramion…
Katolik bezobjawowy model 4.0
Uwielbia buszować na forach internetowych, pod przykrywką nicka dawać upust swojej nienawiści do Kościoła i wszystkiego, co z nim związane. Nie przeszkadza to mu oczywiście w hucznym świętowaniu chrzcin, pierwszych komunii, ślubów. Owszem, chodzi do kościoła na Msze, ale tak, by go znajomi nie zobaczyli. Bo w korpo będą się śmiali, że churching uprawia. Dobrze się tu czuje, bezpiecznie, odnajduje pokój, którego próżno szukać w pustym, pędzącym na złamanie karku świecie. Nie przeszkadzają mu nawet mohery, z których tak lubi szydzić z kumplami. Przecież jego matka też chodziła w takim berecie. I pamięta ją z różańcem w ręku- cichutką, zamodloną, zatroskaną. Ale przecież nie przyzna się do tego przed kumplami. Zabiją go śmiechem!
Katolikowi bezobjawowemu najbardziej przeszkadzają pieniądze w Kościele. Zawsze ich tam widzi mnogość. Zapytany, skąd ona się tam wzięła, rzuci na poczekaniu kilka sloganów, zasłyszanych tu i ówdzie. Matematyką i logiką już raczej męczył się nie będzie, bo i po co? Wie swoje. Nie przeszkadza mu to ustawiać się w kolejce po zapomogi, wsparcie Caritas. Jemu się po prostu należy.
Katolik bezobjawowy cierpi na chroniczną schizofrenię, ale jak to w życiu bywa, nie dostrzega swojej choroby. Chorzy są inni. On jest OK.
I to jest jego największy dramat.
ks. Paweł Siedlanowski|
Dobry opis dużej liczby katolików. Tylko moim zdaniem ks. Paweł Siedlanowski powinien sobie zadać pytanie dlaczego ten katolik stał się właśnie taki. Skoro jego matka była/jest "moherowym beretem" jak ją nazwał na pewno wychowała go na katolika, chodził na religię, msze święte itp. Co się stało, że przestał być prawdziwym katolikiem a stał się taką "katolicką karykaturą"? Czy to jest wina tylko ludzi i otaczającego ich świata, czy może KRK gdzieś popełnił błąd? Może ks. Paweł Siedlanowski przez swą nieudolną ewangelizację doprowadza do takiego stanu? Zbyt wielu księży widzi problem w swoich wiernych a nie dostrzega go w sobie. Dlatego tak wielu ludzi popiera papieża Franciszka, który potrafi wytknąć problem w postępowaniu księży a nie tylko u swoich wiernych.
1. Ile dziecko/młodociany spędza czas z rodzicami (wyłączając czas spania)? Policzmy:
- średnio 8 godzin dziennie w szkole (z dojazdem).
- odrabianie lekcji 2 godziny dziennie
- koledzy, podwórko itp. 2 godziny dziennie
- komputer (internet), TV - który kształtują światopogląd dziecka papką medialną lub takimi akcjami jak: "Precz z homofobią", "Patriota to faszysta" itp - 2 godziny dziennie.
Suma= 14 godzin
Sen = 8 godzin
Posumujmy: 14h + 8h = 22h
Pozostają 2 godziny dziennie dla rodziców (i to pod warunkiem, że rodzice mają szczęście być w domu, a nie pracować w delegacji lub na 3 zmiany).
Jest to 8% czasu.
Pozostały czas (wyłączając sen) umysł dziecka/młodego kształtuje ktoś inny:
- szkoła
- koledzy
- media
To jest odpowiedź na twoje pytanie dlaczego ta "moherowa matka" wychowała syna na tak marnego katolika.
Jakie miała szanse w sytuacji tak zachwianej proporcji czternastu godzin do dwóch?
2. To, że mamy chore społeczeństwo (dlaczego to już jest potrzebna dłuższa analiza, która wynika z aspektów historycznych) to chyba każdy z nas doświadcza codziennie na własnej skórze.
Nie zrzucałbym jednak całej winy na Kościół Katolicki.
Ale jakąś winę jednak można powiedzieć ponosi.
W skrócie:
- Kościół wycofał się do zakrystii i przestał angażować się w życie społeczne swoich wiernych
- Nastąpiły rozmyciu pewne wartości, które wcześniej były fundamentem wiary katolików
- Kościół przestał jasno stawiać tezy i upominać tych, którzy na takie upomnienie zasługują (pewnie w myśl zasady, że: "Jeszcze się grzesznik obrazi i nie przyjdzie następnym razem na Mszę Św." Powodem zmartwienia w takiej sytuacji jest chęć nieodłączania grzesznika od głównego nurtu czy też obawa o tacę - to już pozostawię domysłom).
- Kościół przestał być odtrutką dla codziennego świata - kazania stały się miałkie, nieprzystające często do dzisiejszej rzeczywistości. Ludzie często z Kościoła wychodzący nie są wstanie nawet powtórzyć co na tym kazaniu było (a co dopiero je zrozumieć czy odnieść je do własnego postępowania).
- Kazania stały się krótsze od ogłoszeń duszpasterskich.
Itd, itp...
Ma również Kościół parę grzechów na sumieniu, ma też i czarne owce w swoim stadzie: ale tacy księża jakie społeczeństwo.
Nie to jest jednak największy problem.
Największym problemem tak naprawdę jest rozmycie.
Przykład z ostatniego czasu:
- przykazania mówi: "Nie zabijaj"
- polityk SLD bądź PO głosuje przeciw zmianie w ustawie antyaborcyjnej uznając, że dzieci nienarodzone z "downem" można zabijać (choć przykazanie mówi inaczej, nie ma tam słowa: "ale", "chyba, że" itd.)
- po takim głosowaniu polityk idzie następnie do Kościoła i tam siedzi w pierwszej ławce na honorowym miejscu.
- w takiej sytuacji ksiądz powinien z miejsca takiego gościa wyprosić ponieważ polityk ten ma umazane ręce krwią tych nienarodzonych dzieci.
- prawie zawsze jednak ksiądz tego nie zrobi (znów pytanie dlaczego nie mówi grzesznikowi, że grzeszy?).
- słynne już jest zdjęcie kardynała Nycza dzielącego się opłatkiem z posłanką Wandą Nowacką, która jest gorącą zwolenniczką wprowadzenia pełnej aborcji w Polsce.
Skoro Kościół nie potrafi sam "czarnego" nazwać "czarnym" to później efekt rozmycia przechodzi na całe społeczeństwo i mamy to co mamy.
A co do papieża - papież Franciszek, mówi wiele rzeczy. Problem tylko w tym, że ty szanujesz go o to tylko, kiedy "dowali" księżom.
Czy to nie jest właśnie instrumentalne wykorzystywanie papieża Franciszka do własnych celów?
Nie ma to zatem nic wspólnego z szacunkiem.
Ale o tym pisałem już wcześniej.
Widzi, bo ja szanuję kogoś za to jaki jest a nie kim jest. Na szacunek należy sobie zasłużyć swoim postępowaniem a nie dostaje się go z urzędu.
Tekst księdza był raczej o dorosłym katoliku czyli kimś kto był wychowywany w latach kiedy rodzice mieli mimo wszystko więcej czasu dla dzieci, a media nie wpływały aż tak bardzo na ich wychowanie. Co pewnie nie zmienia faktu, że nie wszystkie winy leżą po stronie KRK czego zresztą nigdzie nie twierdziłem.
Tekst raczej należy traktować symbolicznie a nie opis konkretnego przypadku.
Jest to jakby ogólny zarys naszego społeczeństwa, które jeszcze niedawno "chowało babci dowód".
Zresztą, gdybyś odwiedził podczas Mszy Św. kościół to byś zobaczył. że właśnie tych roczników pookrągłostołowych jest procentowa garstka w stosunku do ogólnej liczby wiernych.
Co do papieża Franciszka to dalej obstaję przy tym, że przyjmujesz tylko to co jest ci wygodne z jego kazań.
A czy on powinien zasłużyć na twój szacunek i innych niewierzących ... chyba lepiej aby budował szacunek wśród wierzących niż wśród tych, którzy negują jego jako "prawa ręka" Pana naszego Jezusa Chrystusa.
ciemniak zrozum jedno mozna sie z czescia zgadzac a z czescia nie koniec kropka. Na szacunek zasluguje sie automatycznym nie wymuszonym zachowaniem. to nie kwestia powinien nie powinien tylko czystego postrzegania czynow i zachowan osoby. uwazasz ze 90% to katolicy a jednak caly czas usilnie piszesz tak jakby zdecydowana wiekszosc spoleczenstwa to ateisci , innowiercy a katolikow jest garstka broniaca sie ostatnich bastionach wiary.
Jeśli przeczytałeś tekst o "katolikach bezobjawowych" to tam dokładnie masz odpowiedź jak wygląda większość z tych "90&".