Nie zauważyłem. OK dzięki za odpowiedź.
Ożeń się to zobaczysz. To tak jakbym ja uczestniczyła w dyskusji o hutnictwie. Oczywiście cos tam na ten temat słyszałam, ale na tym moja wiedza się kończy.
No właśnie unhollyseth, to po co Ci po tylu latach ślub??? Przeczysz sam sobie. Piszesz, że slub nic nie zmienia, ze zyjesz tak samo jak "zaobrączkowani", nie widzisz żadnej róznicy w wolnym związku i po ślubie. Po co więc bierzesz ślub??? Nie odpowiedziałeś na pytanie Gościa z 18:16 to na moje tez nie odpowiesz (przeciez o to samo pytam). Zastanów się jednak nad naszymi pytaniami.
Twierdzisz, że psycholog nie jest potrzebny. Mylisz się, bo jeśli ktoś czuje taka potrzebę to znaczy, ze jemu właśnie jest potrzebny. Nie znaczy to, że na siłę chce coś naprawiac. Chce zrozumiec i podjąc właściwą decyzję.
Piszesz, że jesteś negocjatorem i mediatorem. Negocjacje i mediacje w biznesie mają się nijak do życia i problemów rodzinnych. Tu nie wystarczy odpowiednia postawa, gesty rąk, otwarte zakończenie rozmowy z opornym kontrahentem. W zyciu trzeba zajrzec do duszy osób poszukujących wsparcia i pomocy. To nie psycholog decyduje co ktoś ma zrobic, psycholog pomaga zrozumiec problem a decyzję o sposobie jego rozwiązania i tak kazdy musi podjąc sam ( z pełną odpowiedzialnoscią i uswiadomieniem problemu).
Tutaj się zgodzę. Jeśli ktoś wierzy w pomoc psychologa - pewnie mu to pomoże. Jeśli ktoś nie wierzy - taki psycholog nic nie zdziała.
A z Unhollym zgodzę się w tym, że ślub nic nie zmienia w pożyciu narzeczeńskim jeśli jest długie. Bierze się go jeno po to, by ułatwić start dzieciom w naszym katolickim kraju: czytaj - chrzest, szkoła itd.
Poza tym jest dokładnie tak samo.
Ślub dużo zmienia, bo nie są to już zobowiązania wobec drugiej osoby na słowo, tylko coś więcej.Partner staje się najważniejszą osobą z którą tak łatwo nie da się rozstać. Związek staje się poważniejszy, doroślejszy . Teraz, po 8 latach małżeństwa żałuję,że nie wzięliśmy szybciej ślubu, tylko " chodziliśmy" 5 lat zanim zdecydowaliśmy się na ten krok.O wiele bardziej człowiek kocha, szanuje, zależy mu na drugiej osobie, a dzieci cementują jak nic małżeństwo. Pokłócimy się czasami, to normalne, ale czy godzenie się smakuje tak samo w wolnym związku? Ze swojego doświadczenia wiem,że nie. W naszym przypadku, gdyby dopadł nas jakiś poważniejszy kryzys, na 100% szukalibyśmy różnych rozwiązań, aby nadal być razem. Nie wybrałam sobie mężczyzny na męża z łapanki, tylko świadomie powiedziałam TAK, bo wiedziałam, ze to z Nim chcę założyć rodzinę i o tą rodzinę walczyłabym jak lwica. Basiu, nie dajcie się, walczcie !!!
No właśnie - ślub daje to, że nie jest się łatwo rozstać. A będąc narzeczonym to pstryknięcie palcem. Dlatego właśnie ludzie, którzy potrafią być i mieszkać ze sobą przez wiele lat z możliwością bezstresowego rozstania sa dla mnie autorytetem.
Bo później to już KŁOPOTY więc trzymają się na siłę.
Właśnie, to pstryknięciem palcem jest zwykłym pójściem na łatwiznę. Szybką ucieczką ze stulonymi uszami.
Ano. Dlatego narzeczeni ze stażem 10 czy więcej lat to są właśnie odpowiedzialni ludzie.
Ślubując przed świadkami przyrzekasz w zależności od rodzaju ślubu conajmniej, że "uczynisz wszystko aby Wasze małżeństwo, było zgodne, szczęśliwe i trwałe". Uważam, że mężczyzna, który jest w nieformalnym związku dłużej niż 4 lata to tchórzliwy chłopczyk, który nie ma odwagi się zobowiązać i postawić wszystko na jedną kartę, czyli podporządkować całą resztę swojego budowaniu szczęśliwej rodzinki.
Poza tym możesz się pochwalić, że masz śliczną żonę, a Twoje dziecko, że ma tate i mamę.. Wstepując w związek małżeński spełnisz również oczekiwania swoich rodziców, którzy uważają, że po ślubie pojawi się na świecie ukochany wnusi/wnunia.
Basiu - uważam, że spotkania z doradcą małżeńskim, specjalistą to bardzo dobry pomysł. I jestem pewny, że pomoże Wam znowu normalnie się komunikować, a przy wspólnym wysiłku naprawicie Wasze małżeństwo. Poważne kryzysy w małżeństwie to dramatyczne okresy w życiu kobiety i mężczyzny - życzę wszystkim małżeństwom, aby ich nigdy nie spotkały. A przy rosnacym napięciu małżeńskim przypomnij sobie słowa przysięgi....
A 3 lata to jeszcze odważny narzeczony? Co to za miara? Poza tym widzę, że w naszym kraju status mąż/żona decyduje o odwadze. Oczywiście pewnie też tchórzami są Ci, co kościelnego nie biorą?
To nie jest odwaga, tylko ODPOWIEDZIALNOŚĆ
ZA CO ODPOWIEDZIALNOŚĆ? Za osobę, którą kocham? Jeśli nie mam dzieci to za co jestem odpowiedzialny jeśli ta moja druga połówka też dobrze się czuje będąc narzeczoną?
I z drugiej beczki - czy odpowiedzialni są Ci, którzy biorą ślub po roku nie mieszkając nigdy razem?
Przypominam, że mieszkanie razem przed ślubem to grzech. Tak samo jak spółkowanie ze sobą - oooo - to już duży grzech.
Jeżeli wiedzą,że ta osoba jest TĄ , to tak
Wiele par właśnie przed ślubem wie, że ta osoba to TA i co potem? Nie przyjmuję tego wytłumaczenia bo się w życiu nie sprawdza. Masz jeszcze jakieś na obronę swej tezy?
Ja jestem 25 lat z jedną kobietą,najdziwniejsze że nadal mnie rozpala do czerwoności po tylu latach;)
Raczej pójście na łatwiznę. "Mam ślub - jestem odpowiedzialny?". Nie mam ślubu - nie jestem odpowiedzialny? Raczej odwrotnie. Jeśli ktoś potrafi bez ślubu być w związku oznacza to, że związek jest silniejszy, bo nie potrzeba specjalnego kleju - ślubu - który trwale zwiąże dwoje ludzi.