Wyjechałem z Ostrowca autem osobowym do Lublinia dzis o 11:30. Do Ożarowa bardzo mały ruch, na drodze mnostwo sniegu, lecz najgorszy ten zlodowacialy pomiedzy kolami i w przypadku nizszego zawieszenie niekomfortowe odglosy i trzaski kruszacego sie lodu. Powoli 40-50 km/h skrecamy w droge krajowa nr 47. Zaczyna sie miejscami czarna szosa. Nadal wolno, bez wyprzedzania. W Annopolu za mostem pierwszy szok - kierowca ciezarowki decyduje sie zjechac tylem na parking k/mostu - chwila zawahania i decyzja o wyprzedzeniu pojazdu. W samej giminie maly korek z powodu samochodu pozostawionego na jezdni. W okolicach Goscieradowa zaczyna sie niepokojacy widok - sznur pozostawionych ciezarowek. Powoli osobowka za osobowka wymusza poruszanie sie lewym pasem. Przed nami zjazd na SW i gora z kretymi zakretami - na szczescie droga czarna. Odsniezarek i plugow po drodze kilka. Dojezdzamy do obwodnicy krasnickiej, ciezarowka z meblami stoi w poprzek obwodnicy - nie ma wjazdu obwodnice. Jedziemy przez miasto za plugiem, przy wyjezdzie korek - dwie ciezarowki zablokowaly obydwa pasy ruchu. Po ok. 30 minutach udalo sie wspolnymi silami zrobic miedzy nimi miejsce, ktore wystarczylo dla osobowek. Mijaja 2 godziny jazdy. W Radio Lublin zapowiadaja, iz wjazd Lublina od Warszawy i Lubartowa jest juz niemozliwy z powodu zatorów ciezarowek oraz, ze Policja najprawdopodniej zablokuje wjazdu do Lublina z kazdej strony. Mijaja 3 godziny drogi w dosc dobrych warunkach (ok. 70 km/h) jestesmy przed wiaduktem w Konopnicy i stoi woz policyjny blokujacy wjazd do miasta. Blokada trwala ok 30 min. Widok ktory zobaczylismy byl przerazajacy - jeden waski pas ruchu i mnostwo duzych i malych samochodow pozostawionych na poboczach przez jakies 3 km. Do tego sniezyca i brak widocznosci. Obawy, ze za chwile wladujemy sie w paraliz spowodowany powrotami z pracy na szczescie nieuzasadniony. Ok. 15-tej jestesmy w domu. Opowiedzcie swoja historie z dzisiejszych podrozy samochodowych...
Przygotowania do drogi Gumofilce plus panterka po dziadku.Minuta przed wyjściem,na rożku tapczanika,lekkie westchnięcie.Już czas.Droga do windy spokojna,bez incydentów,ostra jazda w dół,lekki hamowanie na parterze ,już jestem przy drzwiach,chwile jeszcze stoję z pochyloną głową,czas ucieka.Zdeterminowany otwieram drzwi od klatki schodowej,nagłe uderzenie czystego powietrza na chwilę pozbawia mnie tchu.Chwiejąc się pod uderzeniami śnieżnej zadymki,docieram do samochodu.Przeżywam szok.Samochód,ten pieszczony członek:)mojej rodziny,cały zasypany pulchnym śniegiem.W następnych minutach ,delikatnie,warstwa po warstwie śnieg ląduje na skarpie.Otwieram drzwi ,nogi z butami na zewnątrz,starannie otrzepuję.Już kluczyk w stacyjce,przekręcam ....trzy sekundy na świece żarowe i trachhh odpala.powoli wchodzi na obroty cały się trzęsie,jak w febrze,jeszcze chwila,jeszcze chwila,Równa praca silnika,Można jechać.Zimowe opony z górnej półki,radzą sobie całkiem nieźle,to nic że mają cztery sezony,grunt że bieżnik jeszcze wysoki.Powoli nabieram szybkości,czasami pokazuję w geście miłości słowiańskiej,środkowy palec,tym których muszę wyprzedzać.O 07:35 jestem u bram zakładu.Ot cała istoria
Hehe, super:D
A mnie tam zwiało wszystko, nie musiałem odśnieżac
Po co tam pojechałeś nie słuchałeś radia nie odbierasz telewizji i prawdopodonie nie miałeś koputera ani netu
Sam jesteś sobie winien !!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A tu na forum się żalisz ????czy chwalisz ??? że masz samochód i sobie chciałeś na wycieczke pojechać ???!!!! co ?
nic nie opowiem bo skapitulowałam i poszłam na piechotę