Tak sobie tłumacz a prawda i tak pozostanie prawdą, choćbyś ją próbowała zakryć swoimi pseudo-inteligenckimi kościelnymi wywodami.
„Ateizm radykalny księdza Jana Mesliera.
Wstęp
Na czym może polegać przewaga ateisty — księdza nad ateistą — filozofem, który nigdy nie miał związku ze stanem duchownym? Przede wszystkim na znajomości wewnętrznych regulacji instytucji Kościoła, dotyczących kwestii doktrynalnych, dogmatycznych, etycznych, a także rytuałów, ceremonii, jednym słowem, całej działalności teoretyczno — praktycznej religii rzymskokatolickiej. Studia w seminarium duchownym po prostu pozwalają na zaznajomienie się z ustaleniami tej gminy wyznaniowej, zwłaszcza ze wszystkimi twierdzeniami dotyczącymi prawdziwości istnienia i natury Boga oraz sensowności religii. Dlatego lektura tekstów Jana Mesliera jest szczególnie istotna z merytorycznego, odwołującego się do naukowej rzetelności, punktu widzenia [ 1 ]. Meslier stale bierze pod uwagę argumenty swojego ideowego przeciwnika - instytucji Kościoła rzymskokatolickiego, a ogólniej, wszystkich twierdzeń uznających istnienie Boga i sensowność religii.
Krytyka religii i samego pojęcia Boga autorstwa Mesliera posiada olbrzymie znaczenie dla każdego czytelnika ceniącego kryteria zdroworozsądkowe i racjonalne, odwołującego się do doświadczenia i obserwacji. Specyfika każdej religii podlega kryteriom filozoficznej oceny, mającej prawo do poddawania analizie wszystkich koncepcji światopoglądowych. A zatem również religijnych, których twierdzenia przyjmowane są wyłącznie wskutek podzielanej tradycji, będącej jedynie wytworami ludzkiej wyobraźni, niepopartymi jakimikolwiek obserwacjami. Nawet fundamentalne dla każdej religii twierdzenie o jej boskiej genezie z perspektywy filozofii wymaga rzetelnego uzasadnienia, wskazującego właśnie na jej boską inspirację.
Wszystkie twierdzenia religijne są jedynie wytworem ludzkiej wyobraźni.
Ze względu na nasz obszar kulturowy religią podlegającą rozważaniom jest chrześcijaństwo. Podział na protestantyzm i katolicyzm nie ma większego znaczenia, jakkolwiek w przypadku rozważania kwestii ekonomicznych, społecznych i politycznych instytucjonalna potęga Kościoła katolickiego, doskonale znana nawet z pobieżnej lektury historii Europy, plasuje go na pierwszym miejscu w rankingu najpotężniejszych gmin wyznaniowych.
Każde twierdzenie religijne, łącznie z samą tezą uznającą istnienie Boga, jest wyłącznie wytworem ludzkiej wyobraźni. Świadczy o tym zarówno istnienie olbrzymiej ilości religii i sekt religijnych, z których każda rości sobie pretensje do bycia jedyną prawdziwą, jak również sama ich, kulturowa i historyczna, względność. Gdyby przynajmniej istnienie Boga podlegało kryteriom racjonalnego, odwołującego się do doświadczenia i obserwacji, dowodzenia, postawa ateistyczna wymagałaby fanatycznego, wynikającego ze złej woli, opowiedzenia się za absurdalnym stanowiskiem światopoglądowym, negującym istnienie tego, co oczywiste. Tak jednak nie jest, za to fanatyzm bez trudu spotykany jest wśród osób reprezentujących postawę teistyczną. Co więcej, zdaniem Mesliera, podzielanie przekonań religijnych z natury zakłada fanatyzm, rozumiany jako bezkrytyczną i bezrefleksyjną akceptację nawet najdziwniejszych, najbardziej nieprawdopodobnych i paradoksalnych, tez.
Meslier wskazywał na bezgraniczność ludzkiej wyobraźni, której bogactwo jest w stanie wygenerować zastępy najrozmaitszych bóstw. Czołowe twierdzenia gminy rzymskokatolickiej, sugerujące istnienie jednego — trzech bogów, z których jeden jest tak naprawdę człowiekiem, zrodzonym ze związku odwiecznego Boga z kobietą, czy wreszcie teza o ponownym ożywieniu tegoż Boga po jego uprzednim zabiciu, są paradoksalne i niedorzeczne z perspektywy rozumu i nauki. Dlatego można je akceptować wyłącznie na drodze wiary, to znaczy takiej afirmacji, która zakłada niemożliwość uzasadnienia ich istnienia w oparciu o dostępne człowiekowi środki, czyli poznanie zmysłowe i racjonalne.
Zatem, jeżeli doświadczenie i obserwacja nie wskazują na istnienie żadnej sfery nadprzyrodzonej, skąd pojawiła się idea nie tylko samego Boga, ale całej sfery nadnaturalnej, tak szczegółowo opisywanej przez systemy religijne i teologiczne? Zdaniem Mesliera, wszystkie tezy religijne zostały wygenerowane przez ludzką wyobraźnię. Poznawczy aparat człowieka rejestruje tylko to, co dostępne jest ludzkim zmysłom. Wszelkie uogólnienia konstruowane są za pomocą racjonalnej refleksji. Niemniej odnoszą się do obserwowanych zmysłowo zjawisk. Problem pojawia się w przypadku takich twierdzeń, które wskazują na byty bądź zjawiska nie mające żadnej podstawy w ludzkich zmysłach. Tak jest w przypadku idei boskości i wszystkich, generowanych przez nią, pojęć religijno — teologicznych. Czysto filozoficzny wniosek sugerujący istnienie niewidzialnego bytu, mającego wyjaśniać genezę materii, nie ma nic wspólnego z Bogiem przedstawianym w religijnych wyobrażeniach.
Inna sprawa, że w dziejach idei te dwie, zupełnie różnie kategorie, zostały ze sobą utożsamione. Poza tym, wydedukowanie hipotetycznego, wiecznego bytu, interpretowanego jako pierwszy poruszyciel pozbawiony przyczyny, możliwe jest przy specyficznych, uprzednio przyjętych przez danego filozofa, założeniach. Doskonale można uznać bogactwo i różnorodność materii za wystarczające do wygenerowania takich fenomenów, jak życie czy sfera intelektualna. Również teza o wiecznym istnieniu materii nie jest mniej prawdopodobna niż teza o istnieniu bytu, którego nikt nigdy nie widział i nic o nim nie wie. Tym bardziej, że teistyczne wyjaśnienie genezy świata zasadza się na błędzie „ignotum per ignotum", gdy to, co nieznane, czy przynajmniej poznane zaledwie częściowo — świat i materię — wyjaśnia się za pomocą kategorii w ogóle nieznanej, nie zbadanej i niepojętej, czyli pojęcia Boga.
Idea tolerancji i neutralności światopoglądowej jako socjologiczno — polityczny ideał Mesliera
Jaki może być najważniejszy wniosek, istotny również dla współczesnego czytelnika, wynikający z rozważań Mesliera, wskazujących na wyobraźnię jako jedyne źródło religijnych koncepcji? To ideał sekularyzacji i neutralności światopoglądowej państwa i społeczeństwa, które nie może promować żadnego systemu opierającego się na postulatach zrodzonych przez wyobraźnię. Ten postulat z pewnością jest kłopotliwy dla przedstawicieli religii pozytywnych, ufundowanych na władzy, autorytecie i nakazie. Jednak w przestrzeni publicznej jedyną instancją rozstrzygającą mogą być idee generowane przez kryteria racjonalności, odwołujące się do doświadczenia i obserwacji. Chodzi o takie idee, które potencjalnie mogą zostać zaakceptowane przez każdego członka danej społeczności [ 2 ]. W tym celu muszą odwoływać się do czynników wspólnych wszystkim ludziom, których istnienie i funkcjonowanie nie rodzą żadnych wątpliwości. Wyobraźnia, nie ograniczona kryteriami czasoprzestrzennymi, konstruuje rozmaite idee. Tym samym postulaty religijne, zresztą różne w różnych systemach religijnych, nie mają żadnych podstaw do wysuwanych przez siebie roszczeń domagających się ich powszechnej akceptowalności.
Doskonałą ilustracją tego problemu jest idea prawa naturalnego. Prawo naturalne, według definicji zaproponowanej m. in. przez Mesliera, La Mettriego czy Kanta, oznacza ideę takiego postępowania, co do którego chciałoby się, aby stało się prawem powszechnym, obowiązującym każdego człowieka. Uzasadnieniem i motywacją do respektowania norm etyki a — teistycznej jest odwoływanie się do instynktu samozachowawczego, który skłania każdego normalnego człowieka do unikania cierpienia i śmierci. Religia natomiast, przedstawia jako inspirację dla akceptowania jej zasad etycznych ideę Boga, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Przewaga systemu naturalnego, a — teistycznego, polega na tym, że nie każdy podziela istnienie takiego Boga, natomiast każdy, ze względu na wspólne wszystkim ludziom podłoże psychofizjologiczne, wynikające z przynależenia do wspólnego gatunku zwierzęcego, instynktownie skłania się ku zachowaniu własnego życia, bezpieczeństwa, szeroko rozumianego dobrostanu i wolności.
Postawa religijna jest niemożliwa bez wyrzeczenia się kryteriów racjonalności i naukowości
Nawet ludzie Kościoła, duchowni i świeccy, nie negują irracjonalnego charakteru dogmatów katolickich, otaczając je nimbem tajemniczości. Jak wspomnieliśmy, główne idee religijne są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i wszystkim, co dostępne jest ludzkiemu doświadczeniu. To dowodzi, że jedynym, możliwym źródłem dla każdego twierdzenia, które nie zostało zrodzone wskutek doświadczenia, jest jedynie wyobraźnia. Rzecz jasna, religia jako prawdziwą genezę wskazuje boskie objawienie. Niemniej, sam ten postulat nie został przez nikogo udowodniony, a jako że ani doświadczenie, ani obserwacja, ani rozumowe badanie nie sugerują istnienia niczego, co można by określić tym mianem, ponownie wyobraźnia jawi się jako jedyne, możliwe źródło przekonań religijnych.
Jedynym argumentem przywoływanym przez przedstawicieli religii jest autorytet instytucji Kościoła, która, jako depozytariusz świętych tekstów i tradycji, jest gwarantem prawdziwości prawd objawionych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie w sposób bezrefleksyjny i bezkrytyczny. Jednak sama powaga instytucji Kościoła i przypisywany jej autorytet to za mało, aby uznać istnienie, prawdziwość i sensowność objawienia bez odniesienia do badania rozumowego, bez odwoływania się do doświadczenia i obserwacji [ 3 ]. Rzecz jasna, idea neutralności światopoglądowej i pluralizmu zakłada zupełną wolność w przyjmowaniu i podzielaniu dowolnych systemów światopoglądowych, nawet tak irracjonalnych i niedorzecznych, jak religijne. Zatem nikt nie zabrania ich podzielania.
Uwagi te odnoszą się do sytuacji, w których ludzie Kościoła domagają się powszechnej akceptowalności ich twierdzeń. Właśnie takie zastrzeżenia, typowe dla współczesnych procesów sekularyzacyjnych, miał na myśli Meslier, postulując zredukowanie religii do sfery prywatnej. Aby religijny wytwór wyobraźni zyskał status uniwersalnie obowiązującego, musi zostać zweryfikowany w sposób potencjalnie mogący zostać zaakceptowany przez każdego członka danej społeczności.
Meslier kwestionował nie tylko dogmatyczne, ale również etyczne twierdzenia religijne, wykazując nonsensowność każdego z nich. Wskazywał na nikłą wartość moralną systemów religijnych, w przeciwieństwie do wysokiej merytorycznie i praktycznie rangi wspomnianego prawa naturalnego. Nawet wśród najbardziej religijnie usposobionych osób, w konkretnych, praktycznych sytuacjach egzystencjalnych, wyższą rangę zyskuje sąd i opinia ludzka, niż boska. Nawet najzagorzalszy fanatyk religijny w samotności jest zdolny do wykonywania takich czynności, których powstydziłby się w obecności nawet jednego, najniżej cenionego w społeczeństwie, człowieka. Wyobrażenie Boga jako bytu obdarzonego wszechmocą i wszechwiedzą, całą dobę widzącego każdego człowieka, nie przeszkadza osobom podzielającym przekonania religijne wykonywać czynności zabronionych zarówno przez prawo świeckie, jak i boskie. Dzieje się to nawet pomimo groźby wiecznego potępienia.
Takie postępowanie nie świadczy, rzecz jasna, o celowym i świadomie złym zamiarze, ale o zmysłowym, typowo zwierzęcym, usposobieniu każdego człowieka, który poważnie respektuje tylko to, co jawi się w zmysłowym postrzeganiu. Człowiek ceni i obawia się tylko tego, co może zobaczyć i odczuć. Natomiast idea Boga jest do tego stopnia abstrakcyjna i odległa, że nie jest w stanie wywrzeć realnego wpływu na ludzkie zachowanie, jakkolwiek regulacje kościelne mogą kierować ludzkim postępowaniem.
Z perspektywy czysto racjonalnej, empirycznej, katolicki Bóg jest jedynie kawałkiem ciasta. W ten sposób Meslier opisywał hostię, która w katolicyzmie została utożsamiona z prawdziwym, żywym Bogiem. Z naukowego punktu widzenia hostia zawsze będzie kawałkiem ciasta, co nie wyklucza inwencji ludzkiej wyobraźni, widzącej w niej, tak jak ma to miejsce w katolicyzmie, prawdziwego i potężnego Boga. A właściwie olbrzymią ilość milionów bogów, którzy każdego dnia w tysiącach kościołów są stwarzani przez słowa wypowiadane przez księży. Na dodatek, ten potężny, odwieczny, wszystko stwarzający Bóg, nieschowany do pojemnika, mógłby zostać pożarty przez myszy.
Ta, przedstawiona przez Mesliera, filozoficzna i religioznawczo — fenomenologiczna charakterystyka obrządku gminy rzymskokatolickiej, oddaje perspektywę czysto racjonalną i empiryczną, która w hostii widzi wyłącznie kawałek ciasta. Ten przykład jest chyba najdoskonalszą ilustracją paradoksalnego, irracjonalnego i obcego wszelkiemu doświadczeniu, charakteru doktryny rzymskokatolickiej. Równocześnie przekonuje, że afirmacja twierdzeń tej religii, podobnie jak każdej innej, wymaga ujęcia w nawias, czy uznania za nieistotne, orzeczeń rozumu i kryteriów empirycznych. Nie ulega wątpliwości, że konsekwentne kierowanie się zaleceniami własnego rozumu, stałe odwoływanie się do doświadczenia i obserwacji, uczyniłoby akceptację jakiejkolwiek religii po prostu niemożliwą.
Meslier dostrzega specyficzny, moralno — socjologiczny dualizm, funkcjonujący wśród osób podzielających religijny światopogląd. Wskazuje na dysproporcję między formalnie, teoretycznie olbrzymią wartością przyznawaną religii, a jej praktyczną marginalizacją. Jeżeli religia jest przedstawiana jako najważniejszy fenomen ludzkiego życia, dlaczego kwestii jej wyboru oraz jej treściom poświęca się tak mało uwagi? Meslier słusznie spostrzega, że poszczególne, osobiście interesujące człowieka zagadnienia, związane z jego ekonomicznymi i materialnymi korzyściami, są nieporównanie bardziej absorbujące niż kwestie religijne. Świadczy to zapewne o abstrakcyjnym, obcym ludzkiej naturze, charakterze idei religijnych, postulujących istnienie sfery niepotwierdzanej przez żadne, czysto ludzkie, doświadczenie. Dlatego tradycja i wychowanie w popularyzacji i utrzymywaniu religii pozytywnych ogrywają fundamentalną rolę.
Każda religia nadaje sobie immunitet przed roszczeniami rozumu, którym jest aura tajemnicy. Podstawowa kwestia dla każdej religii, istnienie Boga, w katolicyzmie staje się bardzo kłopotliwym zagadnieniem. Chodzi, rzecz jasna, o ilość bogów/Boga, który wprawdzie jest jeden, ale w trzech osobach. Zatem albo jest jeden, albo jest ich trzech. Teologia katolicka tę, oczywistą już dla każdego, potrafiącego liczyć do trzech dziecka, sprzeczność, „wyjaśnia" właśnie jako wielką, boską tajemnicę, niezbadaną i niedostępną dla żadnego, ludzkiego rozumu. Również inne dogmaty naznaczone są piętnem paradoksalności i niedorzeczności, których jedynym obrońcą jest nimb tajemniczości. Tak jest zarówno z dziewictwem Maryi, Matki Boga, jak z samym Jezusem, który jest z jednej strony odwiecznym Słowem, z a drugiej, po prostu zrodzonym na Bliskim Wschodzie przed dwoma tysiącami lat, człowiekiem. Niezależnie od przypisywanych tym opowieściom świętych i boskich wartości filozof, jako reprezentant ludzkiego rozumu i doświadczenia, których istnienie jest niekwestionowalne, a zatem nie stanowi przedmiotu wiary, ma prawo oceniać je właśnie z perspektywy rozumu. I dlatego ocenia je jako niedorzeczne i absurdalne, co nie zmienia faktu, że po ujęciu w nawias kryteriów racjonalności i naukowości można uznać realne istnienie każdego wytworu swojej, bądź cudzej, wyobraźni.
Bezkompromisowość i radykalność powyższych poglądów Mesliera sprawia, że jego decyzja o niepublikowaniu za swojego życia swoich rękopisów jest uzasadniona z perspektywy ludzkiego instynktu samozachowawczego. Jakkolwiek, właśnie z filozoficznego punktu widzenia, Meslier po prostu podał naukowy, czysto obserwacyjny, opis ceremonii i wierzeń religijnych, z którymi musi zgodzić się nawet najbardziej religijna osoba.
Podsumowanie
Przykłady podawane przez Mesliera, wykazujące paradoksalność — z perspektywy racjonalnej i empirycznej — twierdzeń religijnych, można by mnożyć bez ograniczeń, aż do ich wyczerpania. Wskazać można dwie grupy tematyczne, w które Meslier pogrupował swoje analizy. Jedną jest płaszczyzna dogmatyczna. Tutaj Meslier odnosi się do poszczególnych twierdzeń religijnych, dotyczących istnienia i natury Boga, jak również rzekomej ważności i prawdziwości poszczególnych praktyk religijnych. Wspomniany przykład hostii jest zapewne najjaskrawszą ilustracją stosowanej przez niego metody w odniesieniu do kwestii dogmatycznych.
Drugim aspektem jest sfera etyczna, polityczna i społeczna. Nie ulega wątpliwości, że z perspektywy analiz filozoficznych jest to zagadnienie nie tylko mniej interesujące, ale także nieporównanie mniej kontrowersyjne, niż analiza dogmatów, która zawiodła Mesliera do określenia katolickiego Boga jako Boga — ciasta — mąki, którego największym przeciwnikiem są myszy, a dopiero w drugiej kolejności, Diabeł. Po prostu istnienia myszy nikt nie kwestionuje, podczas gdy realne istnienie Diabła jest nieporównanie trudniejsze do wykazania.
Przytaczanie etyczno — społecznej krytyki religii w ogóle nie ma sensu, ponieważ jest to tematyka doskonale znana w dziejach idei i podejmowana również przez głęboko religijnych myślicieli. Krytyka Mesliera w tym aspekcie niewiele różni się od fanatyka wiary w Boga, Kierkegaarda, który krytykował samo istnienie instytucji religijnych, określając księży mianem „złodziei" i „ludożerców" [ 4 ], jakkolwiek pozakonfesyjną wiarę w Boga uważał za fundament ludzkiej egzystencji.
Tym, co najbardziej może uderzyć czytelnika Testamentu Mesliera, jest jego stałe, oczywiście bardzo krytyczne, odwoływanie się do fanatyzmu religijnego. Jest to jednocześnie ta idea, którą można by wskazać jako najistotniejsze przesłanie, uniwersalne i istotne także dzisiaj, pomimo upływu trzech stuleci od powstania tych rękopisów. Wskazanie na wyobraźnię jako na jedyne źródło religijnych twierdzeń stanowi dla Mesliera punkt wyjścia do dalszego zakwestionowania roszczeń, domagających się nadania partykularnym przekonaniom religijnym uniwersalnego wymiaru i powszechnej, społecznej akceptacji. Meslier szczególnie ostro krytykuje fanatyczne usposobienie, nierzadko pojawiające się wśród podzielających religijny światopogląd, osób. Ubolewa nad nietolerancją i autorytarnym, wręcz despotycznym ustosunkowaniem się ludzi Kościoła do przedstawicieli innych koncepcji światopoglądowych, zarówno religijnych, jak i świeckich. Taki skutek przynosi nadanie religii statusu pochodzącej od Boga, umocowanej w jego odwiecznej, niezmiennej i prawdziwej woli. Niestety, taką właściwość przypisuje sobie każda religia. Dlatego ranga prawdziwości poszczególnych systemów religijnych mogła zostać rozstrzygnięta wyłącznie na drodze krwawego, zbrojnego starcia. Historia pokazuje, że Bóg stał wyłącznie po stronie najsilniejszych, którzy za pomocą oręża byli w stanie udowodnić sprzyjającą im wolę Opatrzności. Paradoks wskazywany przez Mesliera polega na tym, że fanatyzm „chrystusowców" i „religiantów" dotyczy tych poglądów, które są zupełnie oderwane od rzeczywistości i całkowicie nie do zaakceptowania z perspektywy rozumu i doświadczenia. A tylko odniesienie do doświadczenia i obserwacji pozwoli ludzkości wyjść z błędów, w które dostała się wskutek opierania się na systemach zrodzonych przez wyobraźnię .”
Ten post to zabieg czysto techniczny, bo @Twardy, który obrał sobie teraz nowy nick przed chwilą na stronie 114 tego wątku postanowił nie wiedzieć czemu ( chyba tylko dla odwrócenia uwagi- choc mogę się mylić) totalnie się komoromitować. Po prostu przywracam tym wpisem naturalny stan rzeczy, by sprawy znów miały się na swoim miejscu :))
Naucz się pisać bez błędów. Szkoła podstawowa cię już nie przyjmie, ale może jakiś kurs.
Nie. Droga Pani Felice. To nie mój post. Ja pod swoimi podpisuję się SWOIM psełdonimem ponieważ (mimo iż nie udzielam się często) to biorę odpowiedzialność za swoje wpisy które są wyrazem moich przekonań. A czy mnie ktoś za to lubi czy nie to osobiście mam to w ......
A tak dla odwrócenia uwagi to Pani może się "mylić" jednak przywraca Pani "naturalny stan rzeczy, by sprawy znów miały się na swoim miejscu" - no cóż za skromność!!!
Przywrócenie ‘naturalnego stanu rzeczy’ (‘aktualizacja’ Najnowszy post) raczej miało na celu zachowanie merytorycznej ciągłości dysputy.
'Niedogodności' generuje też odsyłanie ‘do poczekalni’ wpisów w oczywisty sposób zgodnych z zasadami Forum - na cały dzień.
Ufam, że Admin nie wykorzystuje tego narzędzia do wybiórczej manipulacji przekazem (chociaż czasem można odnieść takie wrażenie).
Magilla- dokładnie tak.
Co do poznania pozazmysłowego tego o czym pisałeś - to wybacz, ale dzisiaj nie dam rady. Zmęczenie całym dniem i zarwanymi nocami wycisnęło na mnie swoje piętno.
Może innym razem, jak się zregeneruję - bardzo chętnie.
Pozdrawiam
Trochę zazdroszczę Ci Twoich „wyostrzonych na drodze wiary zmysłów”.
W ciągłym odkrywaniu Dzieła Zbawienia, ja staram się zachować proporcję między wiedzą i wiarą na tyle, na ile to konieczne. Wiem z doświadczenia, że nadużywanie intelektu do ‘poznania niepojętego’ czasem prowadziło do pogubienia się w wielości idei, tez, odkryć i ich interpretacji, a w konsekwencji do chwilowego, duchowego chaosu i przygnębiającej smuty, żeby nie powiedzieć stopniowego tracenia wiary (tu dziękuję mojej Mamie, za przekazanie prawd wiary i wykształcenie, razem pozwalające radzić sobie w takich sytuacjach).
Myślę, że człowiek osiąga wewnętrzny spokój, gdy wszystkie elementy jego egzystencji (materialnej i duchowej), w jego ocenie oraz na bazie aktualnej samoświadomości, wiedzy i ‘jakości’ oddawania się wierze (może kolejność nie ta), wewnętrznie tworzą u niego w miarę spójny i harmonijny model, zawierający sens egzystencji i cierpienia, a którego praktykowanie daje choćby namiastkę szczęścia i nadziei.
Jednakże, by wytrwać w wierze, wobec nowych danych a także wobec coraz bardziej przemyślnych ataków Nieprzyjaciela, czasem należy dokonywać aktualizacji tego modelu (co wymaga jednakże intelektualnego/zmysłowego wysiłku), aby nie utracił spójności i sensu.
W tym kontekście, ‘wyostrzone na drodze wiary zmysły stanowią cudowne narzędzie poznania niepojętego’, których - jak na wstępie wspomniałem - ociupinkę Ci zazdroszczę.
Witaj Magilla.
Przepraszam za zwłokę, ale wczoraj zabadto się rozdrobniłam i straciłam ducha do tej rozmowy, a to by potwierdzało poniekąd to, o czym pisałeś odnośnie chaosu.
Czasami też go doświadczam, choć na innych płaszczyznach niż ty. Gdy się pojawia- z pewnością jest to znak, że zaczynam tracić sprzed moich oczu Boga, a na pierwszy plan wysuwa się coś innego - najczęściej moje "ja" i moje plany, by ponad moje siły ogarnąć rzeczywistość i znów być panem sytuacji. W Genesis -stan chaosu był tą rzeczywistością, która istniała zanim wkroczył w nią Bóg ze swoją mocą. Dobrze, że my ludzie wiary w ogóle mamy światło na to, że w mniejszym, czy większym nieładzie tkwimy, bo wielu nawet tego nie zauważa, myśląc że jest to stan normalny skoro jest permanentny.
Myślę, że do tego momentu-tak zagubiony mężczyzna, jak i kobieta postępują raczej podobnie, podobnie tracą rozeznanie i grunt pod nogami. Różnice wynikające z płci - dopiero od tego etapu odgrywają rolę - od momentu, w którym pada pytania co dalej ? Mężczyźni - którzy z natury są bardziej racjonalni od kobiet ( tu boleję na paryterami, z których wynika dużo niedobrych rzeczy, gdy wiele kobiet w oparciu o tę sztuczną zasadę - wykonuje zadania, do których się komplenie nie nadaje - są oczywiście wyjątki, ale nie w takiej skali, by uczynić zadość parytetom), zaczną grzebać w zasobach swojego intelektu, a gdy w tym skarbcu zabraknie wiadomości- najzwyczajniej w świecie, poszerzą zasób wiedzy, aż do tego stopnia, który okaże się wystarczający do usunięcia problemu. Z kobietami jest inaczej - te prędzej pójdą na żywioł, kierując się po trosze kobiecą intuicją, a po trosze zmysłami właśnie.
Zarówno rozum, jak i zmysły oraz intuicja mogą nam płatać figle i nas zwodzić na manowce.
W kobiecej metodzie ryzyko wynika z faktu, że nadstawiając ucha i oka, ale też i pozostałych narządów zmysłowego poznania, a tym samym kierując się znakami, za pomocą których Bóg komunikuje się z człowiekiem ( bo on rzeczywiście działa w naszym życiu przez innych ludzi - jest obecny w faktach naszego życia) - o zboczenie z drogi nie jest trudno. Czasami - choć rzadko - miewam wątpliwości, czy jeszcze jestem na prostej drodze, czy gdzieś mnie trochę poniosło i to z różnych powodów. Mogłam źle znak odczytać, wiele mogłam nuezauważyć, mogłam też go zbagatelizować, mogłam wreszcie go odrzucić ...a wtedy ... co dalej ? Ja wówczas wracam do początku, a wiadomo, że na piczątku było słowo. Sięgam więc po Biblię. Ta metoda nigdy nie zawodzi. Otwieram przypadkowy fragment Ewangelii i czytam, co Bóg do mnie w tej sytuacji, w której się znalazłam, chce powiedzieć. Nigdy mnie nie zawiódł. Dokładnie trafia w sedno....bo On po prostu wie....wie najlepiej, czego mi brakuje, bym powróciła do wewnętrznego pokoju, by zapanował ład w mojm sercu. Słucham Go i znów jestem "w domu".
To o czym piszę, oddaje świetnie fragment z Księgi Rodzaju - ten opisujący spotkanie Abrahama pod dębami Mamre z trzema wędrowcami, w których Abraham dostrzegł i usłyszał objawiającego się Boga powtarzającego po raz trzeci objetnicę zrodzenia się Abrahamowi syna. Dla zmysłów niepojęte, skąd...ale jak.... a jednak Abraham doświadczył Objawiającego się Boga w tych osobach...wierzył.
Rozglądam się więc w moim życiu i nasłuchuję... i jednocześnie widzę, że to nie bajka. Miałam wiele takich przykładów w życiu, w których dałam Mu się w ten sposób poprowadzić i wszystko co się z tym wiązało (łącznie z cudownymi zdarzeniami), jako konsekwencje tego podążania, było nadzwyczaj dobre. Ewidentnie prowadził mnie jak dziecko za rękę.
Odnosząc się do kompilacjii rozumu ze zmysłami, to dla mnie najdoskonalszym połączeniem tych dwóch sfer poznania jest związek kobiety i mężczyzny węzłem małżeńskim - w komunii intelektu i zmysłowości szukających Boga. W takim zjednoczeniu - w piwołaniu do małżeństwa- możliwe jest pełniejsze poznanie siebie i świata. Wtedy możliwe jest patrzenie. - jako jedno ciało - z różnych perspektyw na tę samą rzeczywistość i jej poznawanie. Jeden warunek - jedność i miłość między małżonkami w wymiarze krzyża koniecznie jest do tego potrzebna by tracąc jakąś cząstkę samego siebie dla drugiej osoby, otrzymywać od niej chociażby to inne spojrzenie, z tej innej perspektywy płci przeciwnej. To jest ta pierwsza dopełniająca się wzajemnie wspólnota.
O innej - też stanowiącej też jedno ciało, pisał Św. Paweł w 1 Liście do Koryntian rozdział12 mówiąc o Kościele jako nadprzyrodzonym Ciele Chrystusa. Ale to temat na dłuższą dyskusję. Do tego o czym pisałeś odnośnie odrobiny zazdrości, to warto pamiętać słowa tam zawarte: "Ciało bowiem to nie jeden człowiek lecz liczne członki...Lecz Bóg tak ukształtował nasze ciało, że zyskały więcej szacunku członki z natury mało godne czci, by nie powstało rozdwojenie w ciele, lecz by poszczególne członki troszczyły się o siebie nawzajem."
Troszczmy się więc o to, by wspólnie "starać się o większe dary", a Chrystus pan nasz " wskaże nam drogę jeszcze doskonalszą."
Mam nadzieję, że uczynimy zadość tym słowom w trosce o innych członków mistycznego ciała Jezusa Chrystusa - jakim jest Kościół - wykorzystując nasze charyzmaty i je rozwijając - jak to we wspólnocie ludzi wierzących powinno być praktykowane.
Amen
Pozdrawiam
Zmysły może i wyostrzone, ale umysł to już totalnie stępiony.
Nie jestem niczyim klakierem tylko obiektywnie stwierdzam fakty.