Świetne podsumowanie.
Reszta złych nawykow - kultywowanych z "dziada pradziada" - młodych kobiet i mężczyzn wchodzących w związek małżeński wynika z czystej obserwacji relacji panujących między matką i ojcem w domu rodzinnym. Cóż bowiem z tego, co mówimy naszym dzieciom, jak nasze życie mija sie ze słowami. Patrząc na nas, nasze dzieci myślą sobie - "ściema" i biorą nauki ze "świata" z całym jego odejściem od Boga, którego zdradził nie kto inny, jak ten, który co innego myślał, co innego mówił i co innego robił.
PSALM RESPONSORYJNY:
Ps 128 (127), 1b-2. 3-4. 5-6
W czym dzisiaj przejawia się błogosławieństwo Boga udzielane mężczyznom, a przez nich - ich żonom.
Bynajmniej nie w rozrastającym się majątku, o który zapracowany mąż zabiega nie mając ani czasu, ani nawet ochoty - na skutek przemęczenia - by zbliżyć się do swojej żony, lecz w płodności żony czyniącej poprzez całą swoją kobiecość dom spokojnym - pomimo gwaru dzieci.
Możesz ty mężczyzno i myśleć, że twojej ukochanej żonie chodzi o sprawy materialne, ale nie zdziw się, jak na skutek twojej pogoni za pieniędzmi, jej szczęście będzie odwrotnie proporcjonalne do stanu waszego konta.
Bóg mowi jeszcze, że tym kto błogosławi, jest On Sam. Wystarczy tylko badać Jego drogi, a On błogosławiąc małżonkom w dzieciach, dołoży jeszcze do każdego dziecka, kolejny bochenek chleba, w sposób tylko Jemu wiadomy.
Jedno ale, gdzie szukać tych kobiet, które się nie wyrzekły swojej kobiecości, tych których "świat"jeszcze nie zindoktrynował czyniąc de facto tak naprawdę nieszczęśliwymi. W życiu kobiety na wszystko jest czas- i na naukę, i na małżeństwo oraz macierzyństwo i na rozwój osobisty. Bankruci życiowi jednak będą próbiwali wmówić nam coś zgoła innego. Nie po to Bóg obdarzył nas rozumem, abyśmy miały dawać się ciągke nabierać jakimś pożytecznym idiotkom (wspieranym też ostatnio przez pożytecznych idiotów), które by raźniej się poczuć w swym bankructwie życiowym, ściągają innych na dno.
Pozwolę sobie wkleić jeden cytat z mądrości żydowskiej - kiedyś już tu cytowany przeze mnie na tym forum: "Dobra żona to taka, która buduje swój dom (zła go burzy), mądra żona jest warta więcej niż perły, jej dzieci wstają, by ją nazywa szczęśliwą, a mąż - by ją chwalić."
Dlatego Panowie szukajcie takich żon, a też będziecie szczęśliwi. Trzymam za was kciuki i pozdrawiam.
Ja jak słyszę o tym, że w małżeństwie kobieta i mężczyzna mają te same prawa (skoro prawa to i pewnie obowiązki) to stwierdzam:
Jeżeli małżeństwo jest jak jeden organizm, to znajdźcie mi w przyrodzie istotę, która żyje i funkcjonuje z dwoma głowami.
Głupia kobieta będzie rościła sobie prawa do tego, aby być drugą głową. Mądra - będzie szyją, która w umiejętny sposób będzie głową sterowała.
Lekka zmiana tematu ...
Dziś w radio słyszę, że Franciszek (tak, tak, ten sam ulubieniec lewaków) powiedział, aby ludzie modlili się za Kościół atakowany przez zło.
Ojojoj ... ale się narobiło.
Lewacy nazwani zostali przez ich ulubieńca w końcu po imieniu - ZŁO.
To już kolejny kamyczek papieża Franciszka do ogródka pożytecznych idiotów, którymi posługuje się szatan, który - po przegranej walce z Jezusem Chrystusem Panem naszym - przypuszcza raz po raz kolejne ataki na chrześcijan tworzących wspólnotę kościelną. Pamietasz tę jego wypowiedź, gdy mówił o szatanie jako wielkim oskarżycielu, który dąży do siania publicznego zgorszenia posługując się takimi, którzy na wywołanie publicznego zgorszenia są nastawieni w swoich oskarżycielskich działaniach, że podam dwa przykłady z ostatnich czasów: Smarzowski, czy też fałszywy @ "łowca pedofilów", który coś tam niby chce udawadniać, ale się boi/chowa w krzakach (ciekawe dlaczego - co takiego ma do ukrycia ? :)). Zastanawia mnie przy tym, czy zważywszy na metody medialnego rozgłosu, który towarzyszy niektórym poczynaniom papieża Franciszka, on sam też widzi się w tym kręgu wpływów wielkiego oskarżyciela, czy też się - w swoim subiektywnym odczuciu- z niego wyłącza ?
W jakim kręgu widzi się Bergollio?
Może ten wykład będzie na to odpowiedzią:
Co robić winna więc ta szyja, by głowa kierowała ?
Widzę ze swoich doświadczeń, że kobieta w małżeństwie powinna być bacznym obserwatorem życia wszystkich członków rodziny i obszarów, w których się oni poruszają.
Winna nadstawiać też ucha, by wyłapywać wszelkie sygnały świadczące o negatywnym wpływie różnych czynników na życie jej członków.
Nie o to chodzi przy tym, by zadręczać "na gorąco" swoimi wszystkimi spostrzeżeniami od razu męża/ojca dzieci, ale o to, by najpierw je rozważyć w swoim sercu...przesiać te informacje...część z nich mieć dalej "na celowniku" obserwując dalszy bieg zdarzeń, a z resztą ...tym "cięższym kalibrem" - podzielić się z mężem. Gdy działamy zgodnie z nurtem "śliny na języku" zdarza się, że puszczonego w kierunku męża słowotoku, On w ogóle nie zrozumie, poczytując często tekie spostrzeżenia -może nawet i słuszne- jako wyraz kobiecych fobii.
Od umiejętności kobiety w przekazaniu mężczyżnie swoich spostrzeżeń wiele zależy. Rola męża/ojca - jako głowy powinna sprowadzać się w tym przypadku, do nadania właściwego kierunku dalszym działaniom podjętym w sprawach dokonantch przez żonę/ matkę ustaleń/spostrzeżeń.
Czyż nie przypomina nam kobietom ten schemat działania dobrze prosperującej głowy i szyi tego, co stało się na weselu w Kanie Galilejskiej - gdzie Matka Pana naszego Jezusa Chrystusa - Maryja nakierowała wzrok Tego, który jest głową Kościoła - Jezusa Chrystusa - na wymagające Jego uwagi i interwencji sprawy młodych małżonków, a Ten - w wyniku dokonanych przez Nią spostrzeżeń - podjął działania zaradcze wytyczając wcześniej kierunki postępowania ?
Gdy postępuję według tego schematu, sprawy w naszej rodzinie układają się dobrze, gdy o tym zapominam - zupełnie odwrotnie.
Nieco inny informacja:
"W rodzinach dotąd dalekich od Kościoła, w których nawraca się ojciec - w 90% nawracają się całe rodziny.
W rodzinach dotąd dalekich od Kościoła, w których nawracają się matki - w 50% nawracają się całe rodziny"
To kolejny kamyczek do ogródka o roli mężczyzny w rodzinie.
Kontynuacja rozważań dotyczących Słowa Bożego z dzisiejszego dnia: II CZYTANIE- Hbr. 2, 9-11 oraz EWANGELIA - Mk 10, 2-16.
Co doprowadza do rozwodów ?
Ci, którzy uznali rozwód za konieczny dla ich "szczęśliwości" wymienić mogą konkretne powody, które doprowadziły do utraty jedności między małżonkami, której - gdyby się bliżej przyjżeć- zapewne nie było od samego początku w ich małżeństwie, z którego od razu po ślubie Bóg został "wyrzucony za drzwi". Prawdziwą jedność buduje się bowiem tylko na Bogu.Dlaczego ? Bo tylko opierając się na nim możemy wejść w tajemnicę krzyża jakim jest niewątpliwie pożycie małżeńskie dwojga ludzi wywodzących się z różnych rodzin, środowisk, z różnymi doświadczeniami osobistymi, zapatrywaniami, temperamentami, osobowościami, umiejętnościami postrzegania rzeczywistości, zróżną percepcją umysłową itd. Kobieta , z całym dobrodziejstwem inwentarza, wchodzi w związek z mężczyzną z całym dobrodziejstwem jego inwentarza i o ile zalety, czy korzystne przymioty charakteru i osobowiści małżonka są mile widziane i przyjmowane przez drugiego małżonka, o tyle z akceptacją wad i tych postaw, których nie tolerujemy - mamy duży problem, który najczęściej na siłę, agresywnie i nagle - od dziś - chcemy usunąć z naszego życia, co czesto kończy się usunięciem z naszego życia samego współmałżonka.
Krzyż związany ze wspólnym pożyciem nigdy nie jest jednowymiarowy. Trudny mąż, czy żona - odgrywa w naszym uświęceniu ogromną rolę. Królestwo Boże to rzeczywistość, którą zdobywa się już tu na ziemi - przy czym, nie inaczej w małżeństwie - niż poprzez tracenie życia własnego z miłości do współmałżonka, by on z kolei - za naszym przykładem - mógł dźwigać się z własnych grzechów. Co to oznacza ?
Nic innego jak to, że Królestwa Bożego nie osiąga się gwałtem, przemocą agresją- jednym słowem - na siłę. Tylko miłość pełna i doskonała może uświęcić tak samo niedoskonałego mężczyznę przez niedoskonałą kobietę, jak i odwrotnie. Skąd wziąć taką miłość, by dzielić się nią z drugim człowiekiem, który rani ? Tylko ze źródła miłości - od Tego, który ukochał nas, gdy byliśmy Jego nieprzyjaciółmi, i który za jako takich, oddał za nas życie. Tym samym, skoro On - za mnie grzesznika - umierał przybity do krzyża moimi grzechami, to ja - opierając się na nim - jestem zdolna i wezwana do tego samego w imię miłości do Boga i do współmałżonka.
Tym samym, jeszcze raz postawmy sobie pytanie - Dlaczego się rozwodzimy ?
Bóg mówi, że przez zatwardzialość serc naszych niezdolnych do takiej bezwarunkowej miłości jaką obdarzył nas Bóg, gdy umierał za nas na krzyżu w osobie Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Czym charakteryzuje się taka "miłość", którą obdarza współmałżonek o zatwardziałym sercu ?
Wymienię kilka przymiotów ją charakteryzujących - za Hymnem o miłości.
Taka miłość jest niecierpliwa, niełaskawa, zazdrosna, szuka poklasku, unosi się pychą, jest bezwstydna, szuka swego, unosi się gniewem, pamięta zło, cieszy się z niesprawiedliwości, nie cieszy się z prawdy, niczego nie zniesie, nie wierzy nikomu, w niczym nie pokłada nadziei, nie przetrzyma niczego...wreszcie ustaje.
Tylko Bóg może zabrać nam kamienne serca i swoje prawo - prawo miłości - wpisać w naszych sercach gotowych naprawdę kochać na wieczność.
W moim małżeństwie, Bóg w faktach naszego małżeńskiego życia, ciągle pokazuje mi, że w obliczu nowych wyzwań/ zdarzeń, za mało jestem otwarta na tę Jego miłość, ciągle więcej/bardziej muszę do Niego przywierać, by moja miłość do męża nie ustawała, a nasze małżeństwo przetrwało.
Jestem człowiekiem, ciągle upadam pod krzyżem życia małżeńskiego i wstaję znów opierając się na Nim....czasami jakiś "Szymon z Cyreny" pomoże mi go nieść, innym razem jakaś "Weronika" otrze pot i łzy z mojej twarzy i idę ... idę dalej, bo wiem, że na końcu przyjdzie zbawienie. Kiedy jednak ? - gdy nie odrzucę mohego krzyża i zawiwrzę Bogu, że On wie lepiej jaka droga jest tą, po której idąc dotrę do celu opierając się coraz mocniej na Nim, a nie na swoich ludzkich kombinacjach i swoim rozumie.
Witaj Magilla
Dziękuję Ci. Wiesz za co :))
Właśnie dzisiaj miałam ochotę przysiąść do tej jednej z zaległych spraw. Niestety, wcześniej nie dałam rady, bo rzeczywistość mnie trochę przygniotła, no wiesz...te krzyże i krzyżyki.
Myślę, że też jakoś "przeczeszę" myśli i ułożę je w uporządkowaną treść dziś na forum.
Na razie pozdrawiam.
Acha - gratulacje - za które dziekuję - należą się nie tylko mnie. Każde z nas wnosi tu swoją inną- ale równie ważną i ciekawą- cząstkę i jest elementem tej budowli, która fakt- czasami się troszkę chwieje, ale nie upada :))
Witaj Magilla.
Jeszcze raz dziękuję Ci za będące Twoim głównym udziałem zwycięstwo dobra ogólnego i pogrzebanie partykularyzmów, zaś mając na uwadze występujące czasami niezrozumienia, u podłoża których leży nadmierny enigmatyzm, zdecydowałam się na niniejsze dopowiedzenie, może i niepotrzebne, ale pewnie nie zaszkodzi.
Zaczynam odrabiać zaległości, tak więc... .
Realia pustynne- 40 dni postu Pana naszego Jezusa Chrystusa... same braki... samotność, bicie się z myślami o sens cierpienia/trudów, które są natrętne i nie chcą odejść, do tego jeszcze wygłodzenie i wychłodzenie organizmu..... i "dorodziej" Szatan :))
Przychodzi niby z pomocą, bo wiadomo - kamuflaż, podstęp, granie na najdelikatniejszych uczuciach to jego specjalność... prostolinijność i prostota słów ...o nie, nie, nie - tu skołowany, otumaniony człowiek ma wpaść w zasadzkę, zupełnie niepostrzeżenie - pod przykrywką dobrych chęci.
Stosujesz może metodę: "KLINA KLINEM" ?(myślę, że nie jest Ci ona obca przynajmniej w tych sferach Twojej aktywności tu na forum, która dotyczy innych wątków). Moim zdaniem stanowcza, w reakcji i słowach, postawa Jezusa Chrystusa względem pokusy szatana, to nic innego jak reguła działania w myśl tej zasady.
Pierwsza pokusa: zamienić kamienie w chleb.
Głód - bieżący niedostatek materialnych potrzeb lub tylko potrzeba zabezpieczenia ich na przyszłość ( więcej chleba, większy dom, szybszy samochód, droższe ciuchy czy gadżety- więcej, więcej.....). Wpadamy w wir zabezpieczenia potrzeb "ciała" szeroko rozumianego- także jako "ciała" funkcjonującego w szerszej zbiorowości (w: rodzinie, sąsiedztwie, mieście, państwie).
Ale jak to robimy ?
Najczęściej za wszelką cenę, po trupach, nie oszczędzamy nikogo i niczego - w tym też siebie ( swoich nerwów, zdrowia, nie dbamy ani o dobre imię, ani nie zależy nam już też i na ludzkiej twarzy- hieny jej przecież nie mają).
Odpowiedź Chrystusa: "Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych".... NO KLIN...KOŁEK W OCZY SZATANA...SZATAN MILKNIE, PO CZYM OBMYŚLA KOLEJNE ZASADZKI. ALE DZISIAJ O TEJ PIERWSZEJ.
Co tak naprawdę mówi w tych słowach Jezus Chrystys - Pan nasz ?
Twierdzi- a ja Mu wierzę - że w Słowie Bożym jest życie. Oczywiście , że dla nas chrześcijan jest życie wieczne, ale Jezus Chrystus nie mówi, że tylko wieczne, a to oznacza nic innego jak to, że dzięki niemu - temu Słowu, które przyjmiemy za prawdziwe - żyjemy także i tutaj. Nie ma zaś życia bez "chleba" zabezpieczającego nasz byt "na dzisiaj". No tak...., tylko że my chcemy też i na jutro, na miesiąc, na zimę, na rok, na lata i aż do śmierci, a i to jeszcze za mało, no bo jeszcze i dla dzieci. Co więc robimy ? "Zarzynamy" się i przy okazji swoich bliskich też, współpracowników, podwładnych itd. wypruwając sobie i im flaki i przelewając na nich swoje frustracje z powodu chociażby zmęczenia/zestresowania spowodowanego pogonią za pieniądzem/materialnymi sprawami.
Ewangelia - J.4, 34: "Moim pokarmem jest wypełnić wolę tego, który mnie posłał i wykonać Jego dzieło."
Z Jego woli jestem żoną i matką. W tym powołaniu mam dojść do świętości i to tak, by mojemu mężowi i dzieciom, swoją osobą/postawą też w tej drodze do Boga nie tyle, że nie przeszkadzać, co wręcz pomagać - itwierać im, a nie zamykać furtki wiodące do nieba.
No dobrze... ale ponieważ kiedyś, by móc to powołanie wykonać dobrze, wbiłam klina i zrezygnowałam z pracy, która mi w tym ewidentnie przeszkadzała, a na skutek której to decyzji - podjętej wspólnie z mężem - pojawił się nadmiar wolnego czasu, to co z tym mogłam zrobić, by jeszcze pełniej wykonać Jego wolę ?
Weszłam tu kiedyś zupełnie przypadkowo na to forum i ups...dużo wilków. Tych którzy dają świadectwo Prawdzie- garstka, w tym jedna osoba wyróżniająca się. Myślę sobie...posyłał po dwóch...no i jestem dźwigając to brzemię już kilka miesięcy i cieszę się, gdy ktoś jeszcze się przyłącza i odważnie staje w obronie PRAWDY DROGI I ŻYCIA :))
Czasami się zagalopuję i moje główne powołanie ( żona, matka, gospodyni domowa) zaczyna mnie wołać. Wymaga to ode mnie czasami stawania "na głowie", dopinania ostatnich guzików o dziwnych porach doby, ale jakoś daję radę.
Ale wracając do głównego wątku... żniwo duże, robotników mało, tj. tych owiec między wilkami, które mają być roztropne jak węże i nieskazitelne jak gołębie, czyli skłonne do wybaczania swoim wrogom. Do tego Bóg mówi jeszcze, że mam znaleźć czas na rozmowę z tymi, którzy odpowiedzą na pozdrowienie. Przy tym mam się nie zabezpieczać, tj. myślę, że w moim przypadku chodzi o to, by porzucić myśli o tym, że gdzieś może jakieś "pół etaciku", jakaś fucha, bo jeśli wystąpi nawet i jakiś brak materialny, to On w sposób sobie tylko wiadomy - go usunie dopuszczając w naszym życiu konkretne fakty, dla zaistnienia których modlitwa ma kluczowe znaczenie. O chleb zaś powszedni modli się ze mną tak mąż, jak i nasze dzieci.
W wierności Jego słowom ukryte jest moje szczęście...tak dużo mi objecuje, gdy przez Niego, dla Jego chwały będę mówiła Mu "Amen".
Kurczę... uwielbiam te słowa z Ewangelii wg Św. Mateusza, rozdział 6, wersety od 25 do 34... no wiesz te o ptakach i liliach, a zwłaszcza końcówkę tego czytania:
"Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy". PIĘKNE
Wierzę Bogu. Dlaczego?
Bo mam osobiste doświadczenie prawdziwości Jego Słów. Weszłam w to Słowo w moim życiu i ono mnie uleczyło z ciągłego zatroskania dniem jutrzejszym, uleczyło mnie z życia przyszłością, z pogoni za tym co jest do zebrania - wystarczy wyciągnąć rękę albo pomóc sobie "teleskopem/drabiną (byle więcej, wyżej), z której niejednokrotnie "spadałam na głowę".
Jestem szczęśliwa- zostałam uleczona i wybawiona od udręki życia "nie tu i nie teraz", i co najważniejsze - moja rodzina również przez to odżyła.
Tarcza przed pokusą chleba/zabezpieczeń- TO JAŁMUŻNA- oddać to, w czym pokłada się jakieś swoje nadzieje, zabezpieczenie. Przykład z życia z ostatnich dni. Bardzo pragnę, by nasza rodzina powiększyła się. Gromadziłam od lat ubrania po starszych dzieciach...na wszelki wypadek (gdyby miały się jeszcze przydać, to będą jak znalazł). Gdy uświadomiłam sobie, że widzę w tych ciuszkach jakieś zabezpieczenie jutra, pozbyłam się ich z tego powodu. Gdy Pan Bóg obdarzy nas jeszcze jakimś potomkiem, z pewnością zadba i o fundusze, byśmy mogli w powiększonym składzie funkcjonować. Jak to zrobi,...kim/czym się posłuży dopuszczając konkretne fakty w naszym życiu ? Nie wiem...nie wnikam..dosyć ma dzień każdy swojej biedy.
To tyle, gdy chodzi o pokusę numer 1. Ciąg dalszy kiedyś tam nastąpi. Proszę o cierpliwość.
Pozdrawiam
PS Przepraszam, ale wczoraj nie dałam już rady.
Kilka słów...
Niejaki Piłsudski powiedział, że: "Polacy to chcieliby, aby wolność kosztowała 2 grosze i dwie krople krwi".
Idąc naprzeciw oczekiwaniom ludzi Kościół również stara się jak może, aby wiara nazbyt nie "uwierała" szanownych parafian. Dlatego nawet taki lajtowy post jak piątek bez mięsa jest dziś rugowany. I jak widać po wpisie Magilli, chyba skutecznie.
Post w katakumbach.
No nie ... znowu cisza. Kopniesz w kostkę i co dalej ? Poprosiłam o coś i jak widzę, Magilla moją prośbę uszanował. Nie rozumiem Cię, a przyznam, że bardzo bym chciała. Może jednak warto pewne rzeczy sobie dopowiedzieć.