Balbina jeśli masz problemy z nietrzymaniem moczu to udaj się do specjalisty a nie zaśmiecaj wątek, który jak widzę w ogóle Cię nie interesuje.
Uszanował.. kopniesz w kostkę.. jeżeli piszesz o "uszanowaniu" to musisz też uszanować moją. A przynajmniej powinnaś.
Czyż nie?
Jeśli w autobusie młody, wykształcony, z dużego ośrodka nie ustępuje miejsca starszej kobiecie, to czy również powiesz: "Przecież nie prosiła". :)
Wydaje mi się, że przedstawiając tę sytuację z autobusu, unikasz jednak odpowiedzi.
Co do "przywilejów", których nie neguję, to wybacz, ale wolałabym, dla dobra wspólnoty ludzi wierzacych, byś swój stosunek do Magilly nie wyrażał w postach kierowanych do mnie. Skoro jednak to uczyniłeś, to nie dziw się, że zareagowałam.
Ze swojej strony obiecuję to samo. Gdybym się zagalopowała w przyszłości, bajzwyczajniej w świecie minontym przypomnij.
Jeśli kopnęłam Cię "w kostkę", to wskaż, kiedy i napisz - jeśli możesz - gdzie powstał "siniak" lub ból, a obiecuję tego więcej nie robić ( może być na mail).
Szanuję Cię i to bardzo, ale w niczym nie przeszkadza mi to, by zauważyć w Magilly to, czego Ty w nim nie dostrzegasz.
Pokój z tobą (nie)ciemniaku12.
Rozumiem....nie musisz już nic wyjaśniać ( w tym pisząc do mnie poza firum).
Załapałam, że problemem tkwi między "drzwiami a futryną" bo wsadzam - jako kobieta - klina do rozmów między mężczyznami.
Przepraszam, to już się więcej nie powtórzy. Życzę owocnych rozmów w duchu chrześcijańskiej miłości, by każdy z Was wzniósł się na wyżyny poprzez prostotę, pokorę i uniżenie, tak by Chrystus został wywyższony.
Amem
Pozdrawiam
Gnida przygania gnidzie. Odkop mamuśkę i naucz się pisać, łoniaku.
DiLuce dlatego tu jest, gdyż nie układa mu się w domu z gumową lalką. Rozumiesz, podobno nie chce z nim rozmawiać. To się chyba nazywa "ciche dni" :)
Podejrzewam, że lalka może być w tej materii nadzwyczaj uparta :)
Błogosławionego kolejnego dnia Pańskiego życzę wszystkim gotowym przyjąć to pozdrowienie i na nie odpowiedzieć w duchu chrzścijańskiej miłości.
I CZYTANIE- Mdr. 7, 7-11
Cudowne rzeczy obiecuje Pan Bóg tym, którzy będą się do Niego MODLIĆ i WOŁAĆ powierzając w Jego ręce swoje sprawy, życie. Obiecuje ZROZUMIENIE oraz MĄDROŚĆ. Którz z nas nie chce przestać się miotać w życiu jak ryba w sieci... nie widząc wyjścia, bez celu, bez sensu... ciągle poruszając się w kółko jak pies goniący tylko swój ogon.
Te dwie rzeczywistości mogą dla nas być osiągalne nawet bez konieczności posiadania jakiegokolwiek dyplomu poświadczającego fakt zdobycia wiedzy w procesie nauki.
Jedna bez drugiej jednak na nic się zda.
Cóż bowiem po samym zrozumieniu swojej kondycji, położenia, bezsensu jednostkowej sytuacji, a może i całego dotychczasowego życia, jak zabraknie światła wypływającego z mądrości Bożej - tego światła, które oświetli naszą drogę do ruszenia z miejsca...do wyjścia z sytuacji, kłopotów, stagnacji, wszelkich niemocy. Takie rozeznanie jest bezużyteczne. Bezużyteczne...jeśli zabraknie mądrości Bożej jako drogowskazu działania/postępowania w konkretnej sytuacji naszego życia , życia, które spłatało nam figla pokazując " figę z makiem", zapędzając nas w " kozi róg, albo stawiając nas nagle na rozdrożu bez drogowskazu dokąd iść... albo też i wprowadzając nas w labirynt myśli, słów czynów nieoświetlonych prawdą pozwalającą je odpowiednio przesiać przez sito (myśli), wielu pozbyć (słowa) i z wielu zrezygnować - by się nie rozmieniać na drobne. Bo mamy z tym problem w dzisiejszym świecie ciągle za czymś goniąc, żyjąc w pośpiechu, chaosie - jesteśmy rozczłonkowani i rozmienieni na drobne nie będąc tak naprawdę w stanie ani jednej rzeczy wykonać dobrze od początku do końca.
STOP. ZATRZYMAJ SIĘ.
Bez zatrzymywania się na chwilę modlitwy i wołanie do Boga rano, czy wieczorem, rytmem naszego dnia z pewnością nie kieruje Bóg i "klops" z rozeznania i mądrości. Męcz się i trudź na darmo - skoro tak wolisz...jesteś wolny, zobaczymy, gdzie cię ta wolność i przeświadczenie o własnej mądrości i mocy zaprowadzi.
Może właśnie i do tych bogactw, które szczęścia ci w takim stanie rzeczy dać nie mogą, a które i tak byłyby Twoje i mogły cię nawet cieszyć, gdybyś nie przedłożył je nad Pana Boga. Dlaczego ?
Bo choćby i największe dobra, lecz zdobyte z przelaniem krwi własnej i innych ludzi, szczęścia dać nam nie mogą, gdyż kto nie ogląda się na Boga zawsze ma ręce splamione krwią, ociekające potem i łzami tak swoimi, swoich najbliższych i innych ludzi (najczęściej współpracowników/podwładnych), którzy stają się ofiarami na drodze pomnażania majątku przez ludzi nieoglądających się na Boga.
Chcesz rozumieć swoje życie- zrozumieć sens faktów w twoim życiu i mądrze nim kierować ?
Jeśli tak, to na kolana ( do modlitwy) i wołaj do Boga...wołaj, a ten z pewnością nie zamknie przed tobą bramy do zrozumienia i mądrości.
Obydwie mają dać nam życie w obfitości i być tymi wartościami, w obliczu których dobra materialne i tak stracą dla nas swój dawny blask.
II CZYTANIE - Hbr. 4, 12-13
Krótko.
Cóż po dogłębnej znajomości Pisma Świętego skoro Słowo Boże w nim zawarte uznamy za bez znaczenia dla naszego życia/ nasze życie się z nimi rozminie/ będziemy uważali je - tak jak czynili to faryzeusze- tylko za jakiś moralitet/zbiór praw/reguł, które są martwą literą prawa nijak niemającą się do naszego życia, bo my jesteśmy....dobzi, a że tylko w naszym osobistym odczyciu, to....cóż.... inni na pewno się mylą :))
Żeby Słowo Boże mogło w nas działać, musi być żywe w naszym życiu, nacinać nas byśmy wiedzieli, że przyjdzie czas zdać relację z tego, czy nosiliśmy je również w "sercu", czy tylko na "języku"
Cd. nastąpi jutro.
Dobranoc
Cd.
Niedaleko jak wczoraj rano kontaktowałam się z pewną osobą mówiąc o mocy modlitwy i wołania do Boga.
Nie miałam wówczas jeszcze wiedzy, że treść tych dwóch czytań z dzisiejszego dnia, które próbowałam rozważyć tu na forum wczoraj w nocy, tak piękne wkomponuje się w tamtą sprawę, ale i w moją osobistą również.
W mojej sprawie, ja poczytuję to za znak- za odpowiedź Boga na moje niemoce/ rozterki.
Do prawdziwej mądrości i rozeznania w naszym życiu z pewnością dochodzi się nie tyle "przez głowę/myślenie" i klepanie setek tysięcy słów wcwyniku procesu myślowego, ile przez "kolana/modlitwę" i rozeznanie, a wówczas okazać się może, że....
(I TERAZ FRAGMENT STANOWIĄCY KOMENTARZ DO MOJEJ OSOBISTEJ SYTUACJI)
nawet jedno słowo będzie zbędne, bo np. wystarczyło będzie najzwyczaniej w świecie przytulić kogoś z naszych bliskich/ lub dać się przytulić i nie odpychać tego, kto nas kocha. Tylko modlitwa ma tę moc, by kruszyć nasze zatwardziałe serca i uzdalniać nas do rzeczy wielkich, które co prawda, jeszcze są poza naszym zasięgiem (w naszym odczuciu), lecz po modlitwie/ wołaniu są już tylko na wyciągnięcie ręki, bo Bóg okazując swoje miłosierdzie, daje nam mądrość, siłę i moc pokonywania "niepokonanego", (w moim przypadku - najczęściej samej siebie, mojego " ja", które w środku buntuje się na pewne sytuacje, pewną moją historię, którą pisze Bóg dopuszczając pewne fakty w moim życiu, które są trudne, po ludzku nie do zaakceptowania, ale z Bożą pomocą , z jego miłością - już tak.
Bo właściwie o czym jest dzisiejsza EWANGELIA wg. ŚW. MARKA 10, 17-30 jak nie próbą napisania przez Jezusa Chrystusa w życiu pewnego prawego, młodego i okrutnie bogatego mężczyzny ( okrutnie - bo bogactwo akurat w jego przypadku okazało się być dla niego przekleństwem), dalszej historii jego życia w zaufaniu Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi ?
Czego chce Jezus mówiąc młodzieńcowi pragnącemu osiągnąć życie wieczne i czującemu, że samo przestrzeganie prawa Bożego, mu tego nie gwarantuje ?
Jezus Chrystus chce, by ten z pewnością zrobił milowy krok do wieczności, by zaufał Bogu i ruszył z tego miejsca w swoim życiu, w którym się tak świetnie "zainstalował" czując się bezpiecznie, bo opierając na tym, co sam swoją przedsiębiorczością, zaradnością i rozumem zdobył. Skoro - pomimo przestrzegania prawa Bożego - kieruje pod adresem Jezusa Chrystusa to pytanie (co czynić, by zasłużyć na wieczność ?), to ma powody przypuszczać, że to, co robił do tej pory- to za mało.
Za mało jest gdy nie idziemy do łóżka z kobietą nie będącą naszą żoną, gdy w myślach z nią cudzołożymy...za mało kochamy naszą żonę/ naszego męża, jeśli idziemy do drugiego pokoju odizolowując się od współmałżonka/ki by się dalej nie kłócić, jeśli przed snem zabraknie wyciągniętej do zgody ręki i słów "wybacz mi" ....za mało jest, gdy tylko dlatego udaje nam się czcić swojego ojca i matkę, bo wybraliśmy w swoim wyrachowaniu wariant zamieszkania od nich tak daleko, by uniknąć w przyszłości ewentualnych sytuacji, w których braku szacunku spokojnie i kilka razy na dobę moglibyśmy im okazać....to za mało, gdy powstrzymamy się od fizycznej agresji godzącej w życie fizyczne, jeśki w myślach lub słowach kogoś 'szlachtujemy".... nie wystarczy powstrzymać się od kradzieży np. pięknego elementu dekoracyjnego z podwórka pewnej posesji, jeśli w myślach naszych - przez zazdrość - tysiąc razy chcemy, by ten element uległ unicestwieniu, itd.
To wszystko za mało.
Czego więc chcesz Panie... czego chcesz więcej...pytam, wołam, bo widzę, że to ciągle za mało ?
ZAUFANIA - ot i wszystko.
No dobra...zaraz , zaraz, ale to nie tak miało być, no nie ze mną takie "numery", na pewno pomyliłeś się Panie Boże.
Każesz mi kochać matkę/ ojca, który mnie terroryzuje swoimi wiecznymi oczekiwaniami wobec mnie, z tymi roszczeniami kierowanymi pod moim adresem...no może gdyby nie ta krytyka, to i owszem, ale nie w takiej sytuacji...no nie, nic z tego.
Każesz mi kochać trudną żonę/ męża, który nie jest tym wymarzonym i czasami stawia mi się okoniem, wywija mi numer stulecia, po czym w ramach "przepraszam" spuszcza głowę ( a to, że ze wstydu, z pokory...bo nie śmie spojrzeć w oczy - to inna sprawa, dla nas już bez znaczenia); albo jak żyć ze współmałżonkiem, który nagle staje się niepełnosprawny kochając go tak jak dotychczas, jak być mu wierną tak jak dotychczas i żyć z nim do końca życia będąc przy tym uczciwą wobec niego tak w myślach, słowach, jak i w uczynkach, by go nie ranić ?
Każesz mi akceptować szefa w pracy, który się na mnie wyżywa.... no gdyby chociaż był przystojny, ale tego karakana... w życiu.
Jażesz mi kochać tak samo dziecko, które jest krnąbrne, jak i to, które, jest posłuszne.
To niemożliwe krzyknie jednym słowem bardzo wielu ludzi.
Tak... Nie jest to możliwe, jeśli uważamy, że w tym życiu ma być nam tylko przyjemnie, łatwo i lekko. Tylko jedno pytanie. Czy tak żyjąc podejmujemy trud kształtowania swojego charakteru, trud wartościowania rzeczy w naszym życiu, trud dokonywania wyborów i w ogóle jakikolwiek trud ?Może idąc tak hedonistycznie przez życie- byle tylko było mi dobrze, bez kłopotów (bo te zostawimy za drzwiami), bez kropli potu na czole ( a niech tam inni się męczą i rezygnują ze swojego "ja" np. dla kolejnego dziecka), ciepło i czule, najdziemy kiedyś na ścianę, której nie uda nam się przejść, czy też ją obejść i polegniemy. A już na pewno zamkniemy sobie srogę do życia wiecznego, o które też nie trudziliśmy się za życia wybierając tylko przyjemności, bo uznaliśmy w swoim czasie, że wyrzeczenia za dużo by nas kosztowały. Po ludzku przekalkulowaliśmy i uznaliśmy - nie warto.
By było warto, by wyjść z ułudy brania życia tylko "w połowie" - tej, która tylko po ludzku jest tą lepszą częścią, potrzeba niewieke. Jest tylko jeden warunek - na "kolana" i wołaj ... wołaj: Czemu ja/dlaczego Panie to mnie spotyka, czego ode mnie chcesz, dlaczego doouszczasz taką sytuację ...itd ?
Zaufać Bogu, zaakceptować trudności, wyrzeczenia można tylko poprzez modlitwę, która da zrozumienie, rzuci na problemy nowe światło- światło mądrości Bożej, która ma nas prowadzić do nieba oraz do szczęśliwości także już tu - na ziemi.
Młody człowiek z dzisiejszejnEwangelii odrzycił historię swojego życia, tą, którą nakreślił przed nim Jezus Chrystus. Czego zabrakło więc, by pójść tak naprawdę za Chrystusem ? Dlaczego uległ pokusie stagnacji i nie ruszył w dalszą drogę ?
Nie otwirzył się tak naprawdę na Boga, nie zaufał mu w pełni pokładając ufność w tym, co było w jego życiu pewnikiem, co było wypróbowanymi metodami radzenia sobie w życiu. Zamknął się na Boga i.... pozostał w miejscu. Nie zaufał Mu powierzając "nowe" Panu Bogu.
By tak nie było, konieczna jest nieustająca rozmowa z Bogiem, do tego potrzebny jest dialog. Nie da się rozmawiać z Bogiem, ba... nawet się z Nim spierać (jak Jakub, któremu Bóg aż musiał zwichnąć pewien członek ciała, by ten przestał z Nim walczyć), nie da się dochodzić do sedna sprawy szukając sensu pewnych wydarzeń ( tego sensu Bożego/ Jego zamysłu), jeśli się do Boga nie odzywamy, bo się na Niego obraziliśmy albo uznaliśmy, że się pomylił dopuszczając w naszym życiu taką: żonę/męża, dziecko, matkę, szefa,sąsiada, itd...
Bez modlitwy się nie da.
Błogosławionego dnia Pańskiego.
Słowo wypełnione treścią ...
Będąc dzieckiem czy osobą młodą musimy przyjmować rzeczy "na wiarę".
Dopiero życiowe doświadczenie wypelnia treścią Słowo.
Niestety, zdarza się, że przychodzi bunt i nie chcemy słyszeć o Słowie.
Wówczas doświadczenie zostaje zawieszone w próżni. A z próżnią to różnie jest.
Wtedy powstaje ryzyko postawienia wszystkiego na głowie.
Czego dowodem są tu niektórzy forumowicze.
Pozdrawiam.
Witaj.
To jeszcze nie koniec o modliwie, jako tarczy na jedną z 3 pokus do odparcia w naszym życiu- tych samych, z którymi mierzył się Pan nasz - Jezus Chrystus.
Słowo się rzekło... nie wiem tylko, czy dzisiaj dam radę.
Mam ciekawe doświadczenie dzisiejszej modlitwy - w środku nocy, po nagłym przebudzeniu ze snu, z którego wyrwał mnie Pan. Wołałam do Niego w pozycji klęczącej, a rano okazało się, że mnie wysłuchał i to natychmiast. Wystarczyło paść tylko na kolana do gorliwej modlitwy uznając w pewnej sprawie swoją niemoc i bezsilność.
Tak pięknie kiedyś pisałeś o tym, że właśnie w tej postawie - postawie modlitwy - zawarta jest istota prawdziwego mężczyzny.