Ostrowiec Świętokrzyski - Widok na fragment miasta

Ostrowiec Świętokrzyski www.ostrowiecnr1.pl

Szukaj
Właściciel portalu


- Reklama -

Logowanie

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -
Zaloguj się, aby zbaczyć, kto jest teraz on-line.
Aktualna sonda
Czy uważasz, że dobrze zagłosowałeś w kwietniu wybiarając obecnie rządzących?
Aby skorzystać
z mailingu, wpisz...
Korzystając z Portalu zgadzasz się na postanowienia Regulaminu.

Dzień Pański - kolejny

Ilość postów: 3931 | Odsłon: 178667 | Najnowszy post | Post rozpoczynający
Aktualny widok mógłby udostępnić posty, które oczekują na weryfikację (m.in. sprawdzenie, czy są zgodne z Zasadami Forum). Jednak w tym wątku brak jest takich postów. Przywróć zwykły widok wątku „Dzień Pański - kolejny”.
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2889

        Odp.: Dzień Pański - kolejny

        Pokój Wam.

        Co jest najcenniejsze dla mnie w Świętach Wielkiej Nocy oprócz tego, że Bóg już za mnie umarł biorąc na siebie wszystkie moje grzechy, bym poznała Jego miłość do mnie i odwzajemnnając ją, zapragnęła jeszcze bardziej zbliżyć się do Niego ?

        To, że uświadamiają mi one, że ile razy nie odrzucę mojego krzyża (choćbym pod nim upadała) pełniąc wolę Bożą - na wzór Jezusa Chrystusa Pana naszego- tyle razy odniosę na nim zwycięstwo....wszak: "Nie lękajcie się. Jam zwyciężył świat." ( J 16, 13).

        Z okazji Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, życzę Nam, by - pokonujący śmierć/ ciemność/ grzech/kłamstwo/szatana - Pan nasz Jezus Chrystus zwyciężał w naszym życiu, a wraz z Nim ta prawda o Bożej miłości do człowieka, która prowadziła będzie nas prostymi drogami do zbawienia; obyśmy ani przez głupotę, ani przez pychę z tej drogi nie zbaczali, tj. byśmy, opierając się o Jezusa Chrystusa, nasze krzyże traktowali z należną im powagę ( by nie były dla nas głupstwem) i by one nas nie gorszyły w naszej naturalnej skłonności do pychy; abyśmy mogli jako Jego świadkowie wyrzec wreszcie:

        Chrystus Zmartwychwstał....Prawdziwie Zmartwychwstał.

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Dzień Pański - kolejny

          Błogosławionego, kolejnego dnia Pańskiego życzę Wam wszystkim.

          Rok temu (chodzi mi o rok litirgiczny), w Święto Wniebowstąpienia Pańskiego, które dziś znowu przypada, założyłam ten wątek i kontynuowałam go - z przerwami - aż do czasu rozpoczęcia się okresu Wielkiego Postu, kiedy to postanowiłam go zakończyć mniemając, iż taka jest wola Boża....że moja rola dobiegła tu końca...aż do dziś. Dziś zaś, po dwukrotnym wsłuchaniu się w Słowo Boże, coś co najmocniej wybrzmiało w moich uszach, to polecenie Pana nadzego Jezusa Chrystusa pozostania w Jerozolimie....by jej nie opuszczać aż do czasu zesłania Ducha Świętego, który pouczy co dalej. Dobrze więc... poczekam, a potem zobaczę.

          Felice123
          Zgłoś
          Odpowiedz
        • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2892

          Odp.: Dzień Pański - kolejny

          Tylko sprawdzam, czy nie ma blokady. :))

          Felice123
          Zgłoś
          Odpowiedz
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2891

        Odp.: Dzień Pański - kolejny

        Powiedzmy, że nie podoba mi się przetrzymywanie postów w poczekalni...adminie, więc wklajam to, co napisałam w dniu 02.06.2019 r., a co Ty nadal przetrzymujesz w katakumbach.

        Tak więc:

        Błogosławionego, kolejnego dnia Pańskiego życzę Wam wszystkim.

        Rok temu (chodzi mi o rok litirgiczny), w Święto Wniebowstąpienia Pańskiego, które dziś znowu przypada, założyłam ten wątek i kontynuowałam go - z przerwami - aż do czasu rozpoczęcia się okresu Wielkiego Postu, kiedy to postanowiłam go zakończyć mniemając, iż taka jest wola Boża....że moja rola dobiegła tu końca...aż do dziś. Dziś zaś, po dwukrotnym wsłuchaniu się w Słowo Boże, coś co najmocniej wybrzmiało w moich uszach, to polecenie Pana nadzego Jezusa Chrystusa pozostania w Jerozolimie....by jej nie opuszczać aż do czasu zesłania Ducha Świętego, który pouczy co dalej. Dobrze więc... poczekam, a potem zobaczę.

        Ten post oczekuje na weryfikację (m.in. sprawdzenie, czy jest zgodny z Zasadami Forum). Czytelnicy Forum mogą na razie nie mieć dostępu do tego posta.

        Dlaczego post oczekuje na weryfikację?

        Co zrobić, aby moje posty sporadycznie oczekiwały na weryfikację (aby wyświetlały się niemal zawsze bez weryfikacji)?

        Felice1232019-06-02, 09:57ZgłośOdpowiedz

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2893

        Odp.: Dzień Pański - kolejny

        Dzień Pański-kolejny... oby pełen pokoju w nas wszystkich tu zaglądanących do tego wątku.

        Pozwolicie, że bez tłumaczenia(się) przejdę do rzeczy. Załóżmy więc, że tej kilkumiesięcznej przerwy nie było...

        Św. Teresa z Avila mawiała, że porównywanie się z innymi prowadzi do duchowej śmierci.

        Piszę o tym w kontekście dzisiejszej Ewangelii wg. św. Łukasza (18, 9-14). Tekst raczej powszechnie znany. Faryzeusz i celnik modlą się w świątyni lecz tylko jeden z nich - celnik - pozostaje w bezpośredniej relacji z Bogiem, face to face, w zupełnej szczerości, bez retuszu, bez wybielania się na tle innych. Drugiego z nich - faryzeusza-na to nie stać. Stara się wypaść lepiej przed obliczem Boga porównując się z innymi. W tej relacji miesza wątki swojego życia z życiem innych ludzi wokół niego. Saldo oczywiście in plus, gdyż w dobieranych (zapewne misternie) kryteriach oceny, wypada lepiej od innych tracąc de facto z pola widzenia rzeczywisty ogląd rzeczy.

        Celnik nawet nie próbuje szukać swoich dobrych stron, nic nie przywołuje na swoją obronę. Wie czym się w życiu para i jakie negatywne konsekwencje dla innych ma jego zawodowa działalność. Nie podejmuje żadnej linii obrony siebie przed Bogiem. Swoim rozumem nie kombinuje po ludzku jakby tu poprawić sobie samopoczucie. W przeciwieństwie do faryzeusza, nie odnosi swojego postępowania do postępowania innych ludzi, bo wie, że niezależnie od tego, jak jawią się ci inni, żadnego wpływu na jego ocenę przez Boga mieć to nie będzie. Jedyne czego się chwyta, to miłosierdzie Boga. W tymże Bożym miłosierdziu, UZNAJĄC SIĘ UPRZEDNIO GRZRSZNIKIEM, szuka ratunku dla siebie. Nota bene, faryzeusz, z pozycji człowiema niemającego sobie nic do zarzucenia, w swoim słowotoku wyrażającym pochwałę siebie samego na tle innych, sam zamyka sobie niejako drogę do wylania na niego Bożego miłosierdzia. Pycha prowadzi do fałszu w naszym życiu, a ten do utraty rzeczywistego oglądu nas samych.Bez tego nie sposób jest stanąc wobec siebie w prawdzie, tj. uznać się człowiekiem grzesznym. Bez tego nie sposób pójść dalej i w tym znaczeniu, następować może ta duchowa śmierć, o której mówiła św. Teresa z Avila.

        Wiele osób piszących na tym forum lubi posługiwać się stwierdzeniem "żal mi ciebie" zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że wyraża ono nic innego jak to, z czym mamy do czynienia w postawie faryzeusza z dzisjejszego czytania, wszak takie stwierdzenie poprzedzone być musi uprzednio postawieniem się ponad tym "pożałowania godnym" osobnikiem, że już zwrotu (też tu popularnego ) cyt. "gardzę tobą" nawet już nie rozwinę w kontekście pychy.

        Na tym na razie zakończę. Może dziś, ale później (za dnia) coś skrobnę o tych "zawodach, biegu i ustrzeżeniu wiary" przez św. Pawła (II czytanie), ale nie wiem....

        Ps. Dzisiaj przypada pierwsza rocznica. Nie napiszę czego, by nie sprowokować.... myślę, że Magilla pamięta...może ktoś inny też.

        .

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Dzień Pański - kolejny

          Cd.

          Porównywanie się w naszych działaniach.... ba, nawet w naszych słowach, a niekiedy i w myślach z innymi, może mieć ten oto skutek, że - parafrazując słowa św. Pawła ( dzisiejsze II czytanie z 2 Listu do Tymoteusza 4, 6-9.16-18), nie staniemy do dobrych zawodów, biegu nie ukończymy, wiary nie ustrzeżemy. Św. Paweł pisze o swojej samotności w ludzkim ujęciu, której doświadczył będąc świadkiem Pana naszego Jezusa Chrystusa... o tym, że był - po ludzku patrząc - sam w chwili osądów kierowanych przez faryzeuszy pod jego adresem, tj. wtedy, gdy ci, którzy prawdy nie mogąc zdzierżyć/nie będąc w stanie się z nią zmierzyć, chcieli ze swojego otoczenia usunąć nie kłamstwo, w którym tkwili/któremu ulegalu jako grzesznicy, ale tego, który Prawdę głosił. Jakie to znane, jakie bliskie realiom, w których żyjemy.

          Czy św. Paweł mógłby wytrwać w swoich postawach ryzykując postawienie go przed sądem ludzkim i narażając swoje życie, gdyby nie bezpośrednia relacja z Bogiem przypominająca postawę zawierzenia Mu jaką przejawiał celnik z dzisiejszej Ewangelii. I dla jednego, i dla drugiego nie miał znaczenia punkt odniesienia do innych: co inni mówiąi robią i jak to się ma do ich postaw.

          Tak..... oglądanie się na innych powoduje, że zbaczamy częstokroć w naszym życiu z dróg, którymi Bóg chce nas do siebie prowadzić. Zależność w tym jest taka, że im bardziej oglądamy się na innych w naszym nie tylko mówieniu, czy działaniu, ale nawet i w myśleniu zgodnym z główanym nurtem, tym bardziej przestajemy słuchać tego, co mówi do nas Bóg... przestajemy strzec wiary, a zaczynamy strzec i zabiegać o te dobra, którymi ten świat nęci (tak jak diabeł Pana naszego Jezusa Chrystusa) przyjmując względem nich (dla ich zdobycia i utrwalenia) konkretne postawy, które nie dają się pogodzić z godnością dziecka Bożego. Dzieje się tak dlatego, że nie ufamy, że Bóg jest Bogiem wiernym i sprawiedliwym, dotrzymującym obietnicy/przymierza z człowiekiem. Zauważmy, że św. Paweł nie wybrał ani tego biegu, ani tych zawodów dla zaszczytów uwieńczonych laurem zwycięstwa. On tylko odpowiedział prawdą na Boże objawienie się mu Pana naszego Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego i z tego właśnie powodu ten laur zwycięstwa mu przypadł (bez całej tej "napinki," która nas zżera częstokroć na samym starcie, gdy planujemy nasze życie.. naszą "świetlaną" przyszłość). Wszystko inne, było tylko konsekwencja tej prawdy, że nasze życie nie leży w rękach innych ludzi (nawet tych, którzy przyprawiają nas dzień w dzień chociażby o śmierć duchową, a czasami i fizyczną.... w czym utwierdził nas Pan nasz Jezus Chrystus ZMARTWYCHWSTAŁY), lecz w rękach Boga, który nie mając względu na innych, z miłości do nas, gotów jest nas wyrywać z każdych szponów śmierci nam tu przez tych innych zadawanych nie tylko fizycznie, ale i tych, które nas blokują przed startem w dobrych zawodach, ukończeniem w nich biegu i ustrzeżeniem wiary.

          Gdy wiem, że w tym co mnie określa, w sensie duchowym nie jestem sama, że jest ze mną Bóg/Prawda, nie straszne jest dla mnie to, że w sensie materialnym/fizycznym częstokroć jestem sama na starcie, że niezrozumiała jest dla innych moja postawa, która mylnie (lub tylko przewrotnie) jest nazywana walką, wszelaką "mową nienawiści". Dla mnie to nie ma znaczenia. Ja jestem z Nim - Panem moim i Bogiem moim, który poprowadzi. Cudownym uczuciem wolności w Panu jest ten brak blokad wynikających z tego porównywania się do innych i niewystępowanie tych myśli/pytań typu: co inni powiedzą; jak mnie postrzegą i odbiorą; a może wcale nie trzeba aż tak wiele... może już wystarczy, niech inni też coś dadzą, czy dorzucą od siebie/względnie: ja trochę później - nie w awangardzie... trochę z tyłu....nie będę przecież pierwszy, bo mnie wyśmieją..... Na mnie takie blokady przestawały stopniowo działać od czasu mojego pamiętnego spotkania z Chrystusem zmartwychwstałym, którego dostrzegłam leżąc na "piachu zwalona z konia". To wystarczyło... :))

          Szczęść Boże.

          Felice123
          Zgłoś
          Odpowiedz
          • Odp.: Dzień Pański - kolejny

            Czy mogłoby zabraknąć w dzisiejszym dniu rozważań do I czytania.... z mądrości Syracha? :))

            Felice123
            Zgłoś
            Odpowiedz
          • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2896

            Odp.: Dzień Pański - kolejny

            A cóż prorok Syrach nam dzisiaj dorzuca do tamtych treści.

            Proste słowo: sędzią jest Bóg. Skoro tak, to czego się bać w sytuacji służenia Bogu...jakich i przez kogo ferowanych wyroków, osądów, sytuacji zaistniałych za przyczyną złych instynktów, którymi kierują się inni wokół nas (św. Paweł wspominał w II czytaniu)?

            Biedy, a może wdowieństwa, czy też sieroctwa? O takich trudach/stanach mówi to czytanie.

            Byłam i jestem czasami "straszona"

            takimi zjawiskami. Doświadczyłam ich już w mniejszym lub większym stopniu; w stopniu duchowym lub materialnym. Czy coś to zmieniło w moim pragnieniu podążania za Prawdą? Jeszcze bardziej Jej pragnę, jeszcze mocniej przywieram do Boga w obliczu trudów i dalej Mu służę...w mniejszym lub większym osamotnieniu fizycznym... nigdy w duchowym, często spotykając się przy tym z ludzkimi szykanami z tego powodu.

            Wierzę, że każdy fakt w naszym życiu ma swój czas. Byleby tylko nie przyspieszać faktów, a za te które już nastąpiły (nawet ludzką przewrotnością - przed czasem) dziękować Bogu... nawet jak niosą one ze sobą cierpienie... nawet, jak teraz ich nie rozumiemy... nawet ni w ząb. Ich zrozumienie przyjdzie w swoim, właściwym czasie... gdy-jak mówi prorok Syrach- "Modlitwa pokornego przeniknie obłoki i nie dozna pociechy, zanim nie osiągnie celu." No właśnie.... chodzi wszak o pokorną modlitwę.... z uwzględnieniem tego, że Bóg wie lepiej. Jest władcą historii i czasu.

            Amen

            Felice123
            Zgłoś
            Odpowiedz
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2897

        Odp.: Dzień Pański - kolejny

        Szczęść Boże.

        Oto kolejny dzień Pański (a nawet już i wieczór dnia Pańskiego) i ....przepiękna Ewangelia o Zacheuszu (Łk 19, 1-10).

        Co ona nam odsłania ?

        Życie i mentalność, bynajmniej, nie jednego człowieka -Zacheusza,  ale, generalnie,  ludzi  żyjących w  pewnym mieście,  w które wkracza Bóg niszcząc zastałe tamże  schematy/utarte ścieżki myślenia,  czy działania i zmieniając sposób odbierania i przetwarzania rzeczywistości przez jego mieszkańców. Mury Jerycha okalające i skrzętnie ukrywające/pielęgnujące to wszystko,  za chwilę ponownie runą ... niczym za czasów wejścia do tego miasta-jako części  ziemi obiecanej -Izraelitów pod wodzą Jozuego.  Wystarczy, że On - Pan nasz Jezus Chrystus, przejdzie przez to miasto i spojrzy choćby  tylko na jednego niegodnego człowieka mającego w swoim sercu niezaspokojone pragnienie spotkania się z Nim.  Czyj świat oparty na mylnych wyobrażeniach/pozorach, budowany  na fałszu, hipokryzji i obłudzie za chwilę legnie w gruzach po tym fakcie? Komu jeszcze Pan nasz Jezus Chrystus, za przyczyną Zacheusza, da za chwilę pstryczek w nos, tak jak chociażby faryzeuszom z dzisiejszej Ewangelii i po co to uczyni ?

        Jerycho....miasto położone w depresji  nagłębszej na całej kuli ziemskiej....po równi pochyłej 1000 m do dołu na odcinku 30 km dzielącym Jerycho od Jerozolimy. Nasze mentalne (realne również) ostrowieckie Jerycho... także w  depresji...tu też nikt nikomu szansy na zmianę nie daje...nawet niektórzy  sami sobie ją  zabierają dając się innym wpychać w nieprawdziwe kompleksy. Te  faryzejskie głosy z zewnątrz mające na celu zniechęcić i wepchnąć człowieka w jeszcze większy dół moralny:  jesteś nikim/gorszym od nas;  nic nie możesz/nic nie znaczysz skoro nie potrafisz znaleźć sobie pracy/dobrze płatnej pracy;skoro nie masz koneksji, twoje wykształcenie nic tu nie zmieni;  nie podoba się - droga stoi otworem...jest tyle pięknych, "wyżej" położonych miast. Tu, w tym mieście, status quo musi zostać zachowane, by utrzymać ten misterny (uk)ład...ten odwieczny obraz potransformacyjnych relacji, w których albo jesteś "z nami" i  coś znaczysz przyobleczony w wielkopańską minę, albo nie klaszcząc,  do nas nie należysz  i nie znaczysz absolutnie nic, a wówczas ci, którzy "kimś" są/coś tu znaczą, będą próbowali wpędzić cię w jeszcze większy dół wzbijając się na wyżyny jeszcze większej pogardy okazywanej innym, częstokroć połączonej z cwanym chamstwem i krętactwem, na szczyt jeszcze większego poniżania drugim człowiekiem w imię dalszego utrzymywania statusu "panów nad pany". I tak nieprzerwanie od czasów ponoć  zdobycia -po ponad 40-tu latach "życia na pustyni" -   naszej ziemi obiecanej po wyjściu  z niewoli, tj. z  reżimu komunistycznego.  Minęło kolejnych 30 lat...namnożyło się nam w mieście  potransformacyjnch bogatych faryzeuszy  ubranych w "purpurę i bisior." Wszystko zasiedziałe i takie niezmienne. Role już dawno rozpisane: ten godny funkcji/zaszczytów, tamten - nie; ten zacny, tamten - łotr do n-tej potęgi albo tylko inny pomniejszy rzezimieszek. Pogarda na każdym kroku i to wszechogarniające  poczucie marazmu utrwalanego cwanymi praktykami utrzymywania wyższości jednych nad drugimi....dufnych w siebie faryzeuszy nad niegodnymi Zacheuszami.

        Bóg nie gardzi żadnym człowiekiem, nikim się nie brzydzi, kto więc ośmiela się być  większym sędzią nad innymi ?  

        Osobiste spotkanie człowieka z   Bogiem,  nie  zawsze jest zrozumiałe dla osób postronnych, co pokazała historia z Zacheuszem.

        Dlaczego Bóg wybiera na świadectwo dla innych (także  dla tych "godniejszych"), ludzi   z nizin moralnych, tj. tych, którymi inni często gardzą i robi z nimi historię Zacheusza, tj. historię człowieka, którego Boża miłość...otwarcie się na nią i jej przyjęcie przez człowieka, przynosi już nie gorzki owoc sykomory, lecz po ujściu goryczy, wydaje słodki owoc...owoc  otwarcia się niedawnego jeszcze łotra ( wystarczy wszak wiedzieć kim w tamtych czasach był i czym parał się,  celnik) na   innych ludzi.

        Tak właśnie działa Bóg w swojej ogromnej miłości...wybiera i wywyższa  tych, którymi inni pogardzają, których inni uważają za niegodnych zaszczytów. Po co to robi ?

        Swięty Paweł w II czytaniu ( 2 Tes  1, 11 -2, 2) wyjaśnia, że po to, aby w takich właśnie niegodnych "zostało uwielbione imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa", a oni. - "w Nim, za łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa."

        On zawsze wybiera to co słabsze ( patrz Dawid w kontrze do Goliata), małe i skromne (jak chociażby maleńkie Betlejem i stajenka w porównaniu ze stolicą Księstwa Południowego - Judą i "kilkugwiazdkowymi" hotelami), mniej dostojne... bez tzw. koneksji ( patrz Józef cieśla i Maryja , a nie Herod w pałacu namiestnikowskim).

        Tak właśnie działa Bóg w swojej ogromnej miłości...wywyższa  tych, którymi inni pogardzają, których inni uważają za maluczkich, z których szydzą i którymi gardzą.

        Święty Paweł mówi też wszystkim wierzącym, którzy dzięki pragnieniu spotkania w swoim życiu Boga, niczym Zacheusz,  dostąpili łaski wiary,   aby się nie dali zbyt łatwo zachwiać w  rozumieniu ani zastraszyć wyglądając niecierpliwie dnia sądu....paruzji Niezależnie od tego, kiedy nadejdzie Boża sprawiedliwość, ludzie  wiary nieustannie otwierając się na działanie w nich łaski wiary, zobowiązani są czynić wolę Tego, który  końca ich ziemskiej wędrówki jeszcze, na chwilę obecną, w planach nie ma.

        Pamiętam jak kilkanaście lat temu, jedynie o własnych siłach, nie oglądając się zbytnio na Boga, który "był tak daleko" (tak to wtedy pojmowałam), siłą swojego intelektu, zdrowia, zmyślności i przedsiębiorczości oraz predyspozycji, nazwijmy to, zewnętrznych, "sforsowałam mury tego Jerycha" i to zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego przeforsowania(się). W jednej chwili: nowa ziemia do zamieszkania; nowa, dobrze płatna praca (tzw. stabilne zatrudnienie/pewne zarobki); nowe mieszkanie,  za które nie musiałam płacić odstępnego; zmiana stanu cywilnego, po roku - pierwsze dziecko, potem awans. O takich ludziach mawia się, że chwycili Pana Boga za nogi, zwłaszcza, że ludzie mijani tu rano w drodze do pracy wydawali mi się tacy jacyś smutni...niektórzy nawet przygnębieni...ale co mi tam...ja wtedy zaliczałam właśnie "siódmy krąg nieba". Wracając jednak do tego "trzymania nóg Pana Boga".... Kogo ? Jakiego Boga...przecież to wszystko sama sobie zawdzięczałam...tak wtedy myślałam.

        Do czasu... Minęło kilka dobrych lat. Nastąpił pierwszy, bardzo bolesny pstryczek w nos...bolało, i następny.... i jeszcze kolejny. Chwała Panu za nie wszystkie. Bóg wymierzając mi je z pewnością dobrze uczynił....i nadal czyni. Dziś jednak wiem, że jak głosi Jego mądrość ( I czytanie z dzisiejszej niedzieli: Mdr 11, 22–12, 2), wszystkie te "pstryczki" są po to, by przypominać mi w czym grzeszę, by moja wiara w Jego bezgraniczną miłość pragnącą przyciągnąć mnie jeszcze bliżej do siebie, umacniała się .

        Amen.

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2898

        Odp.: Dzień Pański - kolejny

        Kolejny dzień Pański...oby dobry Bóg umacniał w nas prawdziwe więzi między dziećmi Bożymi budowane na nim - jako fundamencie miłości.

        Można, jak zwykle, stawiać dzisiaj, w kontekście trzech czytań przewidzianych mądrością Kościoła na ten kolejny dzień Pański, pytanie o wspólny mianownik dla tych rozproszonych w Piśmie Świętym treści i dojść do narzucającego się wniosku, że jest nim wiara w to, że my - dzieci Boże, zmierzamy w naszym życiu, tj. w dokonywanych tu wyborach, ku Niemu...ku życiu wiecznemu w tamtej harmonii bytowania z Nim, jaka istniała przed tym, zanim człowiek postanowił - w przewrotności swojej natury - być Mu nieposłuszny i zanim konsekwencje takiej postawy nie dotknęły kolejno, innych ludzi. Oczywiście wiara w życie wieczne poprzedzona być musi wiarą w zmartwychwstanie Pana naszego Jezusa Chrystusa, który był tym pierwszym...tym, który dał nam przykład... dał świadectwo posłuszeństwa swemu Ojcu w Niebie, do którego zmierzał ( często o tym mówił), pełniąc - tu, na ziemi - wolę swego Ojca.

        Taka odpowiedź, co do wspólnego mianownika, z pewnością, będzie zgodna z odpowiedzią wielu ludzi słuchających Słowa Bożego z dzisiejszej niedzieli.

        Moim uszom  jednak, bardziej narzuca się to, co dotyczy WSPÓLNOTOWEGO wymiaru posłuszeństwa Bogu/ wiary w Niego, gdyż wiadomo, że wiarę przeżywa się nie na bezludnej wyspie, lecz we wspólnocie...małżeńskiej, rodzinnej, sąsiedzkiej, regionalnej, narodowej itd., której głową zawsze jest Pan nasz Jezus Chrystus, a wszyscy pozostali wierni - są członkami tego mistycznego ciała Jezusa Chrystusa, tj. Kościoła dzieci Bożych. Dobrze jest więc uświadomić to sobie na początek, by zobaczyć, że ci którzy walczą z Bogiem/Kościołem, tak naprawdę mają na celu rozbicie tej, śmiem twierdzić, jedynej prawdziwej wspólnoty między ludźmi opartej na miłości między nimi, której źródłem jest Bóg, gdyż tylko z Jego pokładów miłowania każdego człowieka zaczerpnąwszy, jesteśmy w stanie kochać innych też takimi jakimi oni są. Nie można wszak kochać innych grzeszników, których grzechy nas niszczą w jądrze cierpienia w obliczu zła nas dotykającego, gdy uprzednio nie zaakceptujemy tego, że pomimo naszych osobistych upadków pod wpływem własnych grzechów, Bóg, jako dobry Ojciec, kocha nas i czeka na nasze codzienne nawrócanie się ku Niemu w naszej drodze do wieczności.

        Kto walczy więc z Bogiem/ jego mistycznym ciałem, tj. z Kościołem, ma tylko jeden cel - rozbicie wspólnoty ludzi wiary, bo bez wspólnoty wiara nie ma gdzie wzrastać. Widzimy to dzisiaj....te elementy walki ze wspólnotowością wymierzone w jedność między małżonkami, rodzicami i dziećmi, sąsiadami itd. Widzimy całą tę misterną inżynierię posługującą się indoktrynacyjną myślą, sprytnie zawoalowanym słowem zapakowanym w "kolorowy papierek", by bardziej nęciło, czy chociażby tylko mogło być bardziej akceptowalne przez jak największą rzeszę ludzi ulegających indoktrynacji. Obserwujemy też te zręczne chwyty, których przejawem są konkretne już propagandowe  działania mające na celu budowanie tak nowych "świątyń" (np. myśli). Codziennie zderzamy się z "namaszczaniem" nowoczesnych "kapłanów" przez rzeszę nowoczesnych "wiernych"  (przykład Owsiaka skandującego nowe zasady katechizmu opartego na maksymie "Róbta co chceta", czy też tych gości na paradach ...w tym jednego z durszlakiem na głowie, parodiujących mszę albo inny jeszcze przypadek nowoczesnej "kapłanki", która parodiując Komunię Świętą, postanowiła zwykłe żarcie podlać sosem niestrawnym dla chrześcijan i podać  im napisaną przez siebie książkę kucharską o znajomo brzmiącym tytule " Bierzcie i jedzcie", że jeszcze tylko zasygnalizuję w tym miejscu, kolejny zabieg cwanych dowcipnisiów, którzy przykazanie miłości bliźniego potrafią sprowadzić do pornograficznej cielesności ukazanej w wielu memach okraszonych, kipiącymi pornografią, zdjęciami).

        Ot...takie nowoczesne i nieprawdziwe  "wspólnoty" posługujące się osiemnastowiecznymi, rewolucyjnymi hasłami "wolność, równość, braterstwo", w których:

        - źle rozumiana WOLNOŚĆ jednych, wymuszana jest śmiercią lub zniewoleniem innych;

        - RÓWNOŚĆ oznacza   przejechanie  walcem (w celu usunięcia niechcianych "nierówności")  po zakorzenionych w kulturze chrześcijańskiej rolach społecznych np. roli męża i żony w życiu rodziny, roli rodzica względem dzieci itd.;

        - gdzie BRATERSTWO budowane jest wokół lidera/bożka spajającego innych ze sobą za pomocą starych jak świat pokus:   władzy i połączonego z nią prestiżu;  pieniądza i wynikającej z niego pozycji materialnej, czy też innych pokus związanych z hołubieniem kolejnym żądzom/ zniewoleniom/ uzależnieniom.

        A co mówi Słowo Boże o prawdziwych wspólnotach świadczących o Bogu?

        Proszę bardzo:

        2 Mch 7,1-2.9-14 - I czytanie...7 braci, po kolei odmawiając wiarołomstwa, oddaje życie strzegąc praw Bożych. Pierwszy dający świadectwo życia w posłuszeństwie Bogu aż do śmierci, jest przykładem dla kolejnych: " ...przemawiając w imieniu wszystkich, tak powiedział: ...Jesteśmy bowiem gotowi raczej zginąć, aniżeli przekroczyć ojczyste prawa”. Zawsze jest ktoś pierwszy...tak w dobrym, jak i w złym, stając się przyczyną wzrostu wiary u kolejnych albo przyczyną ich upadku. Wie o tym każdy z małżonków względem siebie zajmujący pozycję "pierwszego" w czynieniu dobra albo zła względem drugiego z małżonków; wiedzą też o tym rodzice w relacji do swoich dzieci. Można swoją postawą zapoczątkować tak łańcuszek dobra, ale można też zapoczątkować łańcuszek zła, jesteśmy wszak wolni, a przybtym ułomni, słabi. Można przyczynić się do wzrostu wiary innych wokół nas albo do ich upadku, w tym drugim przypadku, gdy ci inni, patrząc na nasze złe uczynki, słowa, usprawiedliwiać będą własne wybory złej drogi. W tym pierwszym czytaniu, 7 braci- jeden po drugim- biorąc z siebie nawzajem przykład, zachowało wiarę mając nadzieję dostąpić wskrzeszenia przez Boga.

        Podobnie w II czytaniu - 2Tes 2,16-3,5 - św. Paweł w liście do młodszej wspólnoty chrześcijańskiej, jako pierwszy w wierze w stosunku do jej członków, którym ogłosił uprzednio Dobrą Nowinę, prosi ich o modlitwę, aby tak on, jak i ci, którzy wraz z nim głoszą innym/kolejnym ludziom, miłość Boga i cierpliwość Chrystusa, byli wybawieni od ludzi przewrotnych i złych...by dzięki modłom jednych za drugich, Bóg umocnił wiernych i ustrzegł ich od złego.

        Podobnie w Ewangelii (Łk 20,27-38), 7 braci, czyniąc zadość prawu Bożemu, poślubia kolejno, a następnie umiera bezdzietnie, tę samą kobietę. Łatwo zobaczyć ten łańcuszek dawania świadectwa przez poprzednika kolejnym braciom...nikt się nie wyłamuje.

        Przewrotni saduceusze, niczym ci ludzie " przewrotni i źli", o których mowa w II czytaniu, kierując się złymi instynktami rozbicia wspólnoty podążającej za Jezusem Chrystusem podczas jego ziemskiego tu pobytu, chcą podważyć wiarygodność we wspólnocie Syna Bożego udawadniając Mu bluźnierstwo/kłamstwo (nie pierwszy zresztą już raz). Mądrość Boża jednak ukazana w odpowiedzi Pana naszego Jezusa Chrystusa, po raz kolejny uzmysławia pozornie jedynie bogobojnym Żydom, że ich zapatrzenie w doczesność/prawo mojżeszowe, tak bardzo przesłania im wieczność/prawdę, że nie są oni w stanie wyjść poza utarte schematy myślowe, które już dawno z wiarą się minęły, i które sprowadziły ją tylko do jakichś zewnętrznych rytów utrwalających w nich poczucie bycia narodem wybranym, pomimo pogrzebania podstawowego przykazania miłości Boga i bliźniego.

        Odpowiedzmy sobie dzisiaj szczerze, dlaczego nasze wspólnoty (mniejsze czy większe) funkcjonują tak kulejąc? Jakie dajemy świadectwo innym? Czy publicznie grzesząc, również publicznie prosimy o wybaczenie tych, których mogliśmy chwilowo zgorszyć, czy też stać się dla nich powodem zgorszenia tak dużego, że patrząc na nas, wiarę stracili zapominając o tym Słowie, które mówi, by się nie gorszyć drugim człowiekiem?

        Nam rodzicom, zdarza się w naszych relacjach małżeńskich, stać się ewentualnym powodem zgorszenia naszych dzieci. Wiele nie trzeba...jakaś za długa wymiana zdań między nami...jakieś nerwy. Wymaga to od nas potem proszenia o wybaczenie naszych dzieci. Nie dawno, nasz syn oświadczył: " ...oczywiście, że wam wybaczam, bo Pan Jezus mówi, żeby wybaczać."

        Sursum cordia...nie bójmy się być prawdziwi w naszych wspólnotach...nie bójmy się przyznawać do błędów, upadków, a Prawda w nich zwycięży, tak chociażby, jak zwyciężyła wtedy w naszym kilkuletnim synu, który wybaczył nam sprzeczkę, której był "niechcący" świadkiem. W przyszłości, mamy nadzieję, na daksze wybaczanie przez niego tak innym - ich, jak i sobie - własnych upadków, a nie ich skrzętne ukrywanie i fałszowanie siebie i wspólnot, w których przyjdzie mu kiedyś funkcjonować.

        Amen.

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Dzień Pański - kolejny

          Ps. W kontekście zwłaszcza tego drugiego czytania, módlmy się za siebie nawzajem, by dobry Bóg wybawił nas od ludzi przewrotnych i złych i umocnił nas w wierze oraz ustrzegł od złego.

          Bardzo proszę o wspólną/wspólnotową modlitwę nawzajem za siebie.

          Wczoraj, po puszczeniu postu w tym wątku, poleciało dużo kamieni w innych wątkach.

          Felice123
          Zgłoś
          Odpowiedz
          • Odp.: Dzień Pański - kolejny

            Świetna homilia teraz...właśnie oglądam/słucham Mszę Św. w TVP info.

            Felice123
            Zgłoś
            Odpowiedz
            • Odp.: Dzień Pański - kolejny

              W homilii - biskup polowy - Józef Guzdek zacytował Słowo z Księgi Syracha: "Aż do śmierci stawaj do zapasów o prawdę,

              a Pan Bóg będzie walczył o ciebie." (Syr 4, 28).

              W kontekście tego, tak patrząc na faryzejskie oceny dokonywane przez tych, którzy w swym poszukuwaniu ponoć prawdy, kierują się nie pamięcią, ale pamiętlwością, zaważam, że w tym działaniu ukryta być może chęć dalszego budowania fałszywej wspólnoty. Dlaczego ? Bo ci sami poszukuwacze ponoć prawdy, wyciągający grzechy przeszłości np. takgo Chazana, Piechy, czy Piotrowicza, którzy wszakm dokonali publicznego przyznania się do swoich publicznych win/grzechów z przeszłości, jednocześnie słowem nie zająkną się w temacie dalszego trwania w słuszności postaw takiego Cimoszewicza, Millera... co więcej, popierają ich. Słowem nie odniosą się do ponoć "kulturalnych ścieżek zdrowia" urządzanych przez SB-eckich "pułkowników" tamtej epoki...ba, więcej...ramię, w ramię z takim Mazgułą, czy Wałęsą, których na stanięcie w prawdzie nadal nie stać, stają i maszerują w KOD-ziarskim pochodze chcąc, by nadal było, tak jak było. A co było ? Budowanie fałszywej wspólnoty nieopartej na Prawdzie. Tylko kłamcy kierują się w swoich działaniach pamiętliwością, a nie pamięcią, gdyż tam gdzie jest pamiętliwość, nie ma miejsca na miłość jest tylko nienawiść .. nienawiść do tych, którzy z drogi kłamstwa zeszli zdradzając kłamliwe ideały tych, którzy w kłamstwie chcą nadal tkwić.

              Felice123
              Zgłoś
              Odpowiedz
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2902

        Odp.: Dzień Pański - kolejny

        Pokój wam. W dniu wczorajszym obchodziliśmy uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, ale po kolei. To jak to z tymi królami było w Izraelu ?

        No...na początku był Saul ukoronowany z woli ludu, któremu nagle zapragnęło się podlegać już nie sędziom wydającym wyroki wg prawa Bożego i zażądał króla. No niestety. Ten biedaczyna narozrabiał w oczach Boga i marnie mu się skończyło, ale zanim to nastąpiło, na skutek jego wiarołomstwa, męczyły go lęki i strachy zwane współcześnie depresją.

        No i pojawił się on - Dawid-ek...najmłodsze pacholę Jessego z Betlejem z pokolenia Judy zajmujące się pasterstwem, którego sędzia i prorok Samuel nawet nie dostrzegł i prawie pominął, gdy na polecenie Boga zjawił się w domu jego ojca, by spośród synów Jessego wybrać przyszłego króla nad całym Izraelem i po cichu, jeszcze za życia Saula, namaścił go ...tak na przyszłość...na przyszłego króla.

        I co zrobiło to chłopię. Zupełnie bezpretensjonalnie i bez kompleksów powaliło - jednym rzutem kamienia wystrzelonego z procy - kupę żelastwa, a przy okazji i ukrytego w nim Goliata, raniąc go śmiertelnie w skroń, zawstydzając - po drodze - ukrytych w rowach żołnierzy judzkich walczących dotychczas bezskutecznie z najeźdźcą filistyńskim, który po tym fakcie, na skutek upadku ducha walki, stał się niemalże bezbronny . Potem jeszcze, już jako jeden z najdzielniejszych dowódców krola Saula, Dawid ścigał Filistynów aż do granic ich państwa. Wewnątrz nich, też się z nimi rozprawiał. A jak już ich pokonał, wyruszał na dalsze podboje pogan...ot ...taki sobie Dawid-ek o artystycznej duszy harfiarza...kto by pomyślał, ale skoro Bóg tak chciał, to czy mogło być inaczej ?

        Po śmietci Saula, objął panowanie nad plemionami południowymi, a ponieważ wieść o jego sławie dotarła także do plemion północnych , to i one postanowiły zjawić się w Hebronie, by uznać się poddanymi króla Dawida...króla nad całym Izraelem. Wiemy oczywiście, że to królestwo się nie ostało...było znów dzielone między synów Salomona (syna Dawida)... po rozbiciu - znów najeżdżane i podbijane przez pogan, którzy uprowadzili wiele wieków później do niewoli babilońskiej kwiat tego narodu...jego myślicieli, tzw. inteligencję, by łatwiej zniewalać pozostałych izraelczyków. Stało się potem protektoratem rzymskim. Nam Polakom, ta historia Izraela kojarzy się... jest bardzo bliska...prawda...dużo skojarzeń się narzuca do historii naszego kraju.

        No...to tyle, gdy chodzi o pierwsze czytanie (2 Sm 5,1-3). Może jeszcze tylko takie spostrzeżenie na koniec. Ludzie oddają hołdy/idą za tym/i, którzy w ich ocenie są silni, którzy mogą coś im zapewnić, jak chociażby bogactwa/łupy (jak Dawid wyprawiający się przeciwko poganom i zabierający łupy wojenne); poczucie bezpieczeństwa (Izrael za czasów tych wypraw i późniejszych, gdy jeszcze panował Dawid - rósł w siłę/ziemię na tle innych podbijanych narodów.

        Reszta historii zbawienia, historii innego Króla, "tronów, bereł, zwycięstwa" itd. później..zapewne jutro.

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Dzień Pański - kolejny

          Wybaczcie zwłokę...miałam dobre chęci, ale na razie mi nie wyszło. Ducha zabrakło.

          Felice123
          Zgłoś
          Odpowiedz
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 2904

        Odp.: Dzień Pański - kolejny

        Może jestem niewyrozumiała skoro śmieszy mnie (dosłownie), gdy ktoś, kto na dodatek uważa się za osobę wierzącą twierdzi, że Panu Bogu starość się nie udała. Wybaczcie mi tę może jeszcze i "młodzieńczą" impertynencję.  Może też się dziwicie i pytacie, co to ma wspólnego z kolejnymi czytaniami przewidzianymi mądrością Kościoła na tę Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Ma, no bo...

        na tyle, na ile Panu Bogu, w naszym mniemaniu,  coś się nie udaje/coś nie wyszło, na tyle też próbujemy odwrócić naturalną kolej rzeczy, tj. zawracać Wisłę kijem nie rozumiejąc jej naturalnego nurtu, aż do ukształtowania takiej  alternatywnej rzeczywistości  z jaką mamy  do czynienia chociażby w sytuacji, gdy trzy kobiety w różnym wieku ( babcia, mama, wnuczka) zdają się od siebie niewiele różnić tak w wyglądzie, jak i w zachowaniu...takie wynaturzenie. Są jeszcze oczywiście też dolegliwości związane z wiekiem starczym, których też, w ocenie kontestujących starczą rzeczywistość,  być nie powinno. Tylko zastanówmy się...gdyby ich nie było, o ileż trudniej byłoby się żegnać z błogą doczesnością i o ile trudniej byłoby zwrócić się (nie rzadko- dopiero na starość) do Boga, by w relacji z Nim mężniej znosić niedogodności, czy też bolączki/ choroby wieku starczego.

        Odnośnie tego słabego/słabszego zdrowia skorelowanego najsilniej z upływającym czasem, jak też i samego upływu czasu (choć są i inne jeszcze okoliczności w niektórych przypadkach  przeczące regule ), świetnie wypowiedział się Dalajlama odpowiadając na pytanie, co go najbardziej zadziwia. Stwierdził on, że: "Człowiek, ponieważ poświęca swoje zdrowie by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca swoje pieniądze by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości. Żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak naprawdę nie żyjąc."

        I teraz,  wracając do tematu Króla Wszechświata (tj. Tego, którego panowanie jest  ponad czasem i  historią, a nade wszystko  ponad przestrzenią wyznaczoną nie tylko granicami konkretnych państw, ale i granicą między ziemią i niebem, która dzięki Niemu,  dla człowieka żyjącego wiarą, jest barierą do pokonania. A może to fałsz...może ten Król i to Zwycięstwo, tak jak i to wzmiankowane wyżej - zdrowie,  też się Panu Bogu nie udał/o? Słyszymy wszak często szyderstwo z krzyża i śmierci na nim - Pana naszego Jezusa Chrystusa. Gdzie tron, gdzie berło, gdzie laur/złota korona na głowie z powodu przezwyciężenia wroga/ów? ...zapyta ten czy tamten.Czy taki znak...znak Jezusa Chrystusa zmasakrowanego na krzyżu może być symbolem triumfu? No... Dawid to i owszem...walczył, zdobywał, powiększał zasoby królestwa, przyjmował hołdy... a tu? No właśnie...a tu, sam Bóg chcąc  wyrazić swoją miłość do nas, przelał swoją krew po to, byśmy my mogli żyć. Krew...jaką krew?...rzuci jeden, czy drugi. Teraz krew, przelewana np.  przez naszych przodków za naszą wolność,  dla wielu nie jest w "cenie", a co więcej, niszczy się i bezcześci symbole i bohaterów tamtych czasów Polski walczącej o niepodległość, Polski wstającej z kolan, na które próbowali rzucić ją ciemiężyciele. Bezcześci się je  w imię internacjonalistycznych/ kosmopolitycznych/totalitarnych wynaturzeń.

        Dawid, pod koniec swego życia, mimo wcześniejszych  obietnic,  nie usłyszał od Boga, że  jest Jego Synem umiłowanym, i by to jego słuchać. Dawid musiał łyknąć gorzką pigułkę, tj. usłyszeć: "Przelałeś wiele krwi, prowadząc wielkie wojny, dlatego nie zbudujesz domu imieniu memu, albowiem ZBYT WIELE krwi wylałeś na ziemię wobec Mnie." ( 1 Krn 22, 8). Pamiętamy bowiem, że Dawid nie poprzestał na obronie Izraela przed najeźdźcami pogańskimi...on się wyprawiał z wojskami poza jego granice. Walki króla Dawida miały charakter ekspansywny.

        Św. Paweł w II czytaniu (Kol 1, 12-22) mówi, że przez postawę  Jezusa Chrystusa- króla pełni czasów (wszystkich czasów), my - w naszym życiu - zyskujemy możliwość/zdolność uświęcania się, które to uświęcanie jest, w zasadzie,  poszukiwaniem woli Boga w naszym życiu...na wzór Pana naszego Jezusa Chrystusa, który tę wolę doskonale wypełnił. Krzyż zgorszył Żydów, a rozszmieszył Greków, nas zaś chrześcijan, ma uzdolnić do rzeczy wielkich/ważnych w oczach Boga, choćby i  wyśmianych przez głupców będących bożkami dla samego siebie (jak w przypadku dufnych w swój rozum- Greków)...choćby skrytykowanych przez niejednego pobożnego, ale jednak -  faryzeusza, w  postawie którego widać skłonność do przyjmowania za prawdę kłamstwa, że miłość Boga do człowieka, jak też człowieka-  do Boga umiera/ kończy się/przestaje mieć znaczenie, przynajmniej wg prawa (w ich ocenie),  jak tylko pojawiają się przeszkody/trudy/ konieczność wyrzeczeń. W takiej faryzejskiej  postawie z pewnością krzyż może być źródłem zgorszenia, budzić niechęć lub wręcz odrazę, wszak priorytetem jest to, by nie cierpieć, bo cierpienie jest bez sensu, gdy nie ma imienia, któremu to cierpienie można ofiarować. Stąd to potoczne  powiedzenie: w imię czego...? No właśnie...skoro faryzeusze już pierwotnie odrzucili to Imię - ucieleśnione Słowo Boga (a Słowo jest Bogiem) w osobie Tego, który przyszedł im je obwieścić, ukazując tym samym, prawdziwe oblicze Boga - to naturalną koleją rzeczy było patrzenie z odrazą na tę postawę zawieszonego na krzyżu Chrystusa, czyli ukrzyżowanej Miłości, ukrzyżowanego Boga, który nią jest, który jest Miłością. Faryzeusze sami pozbawili/pozbyli się tej miłości...odrzucili ją...zgorszyli sie tym, że ktoś oddał za nich życie, podczas gdy oni nie byli do tego zdolni, a co więcej, usilnie tego życia bronili zabiegając o jego komfortową jakość/luksusy i będąc nastawionym na pozyskiwanie i pomnażanie za wszelką cenę dóbr tego świata. Tym samym, wydarzenia na Golgocie ich przerosły...nie widząc w tym sensu, patrzyli z odrazą na coś dla nich niezrozumiałego, gdyż inaczej musieliby zaprzeczyć samym sobie stając wreszcie w prawdzie wobec siebie samych.  Stąd też np. ten abolicjonizm  w bioetyce...tu też nie widzi się sensu własnego  cierpienia...lepiej więc skazać na cierpienie niewinnych i ich unicestwić, a potem gorszyć się krzyżem dorabiając ideologię czyniącą niemalże  świętymi/ usprawiedliwiając tych, którzy bez oporów w ten abolicjonizm wchodzą. Faryzeusze też w swoich oczach byli święci...zło było, według nich,  niejako poza nimi, toteż prawdy płynącej ze Słowa nie przyjęli...zabili ją.

        Mając to na uwadze, nie gorszmy się po faryzejsku sobą w naszych cierpieniach związanych z niesionymi krzyżami...nie gorszmy się też innymi. Opierajmy się na Panu naszym Jezusie Chrystusie, który chce nas z tych upadków - pod wpływem różnych ciężarów dnia codziennego- podnosić. Co więcej chce też, byśmy nawracając się,  dali światło innym...także Żydom/faryzeuszom, którzy dzięki nam uwierzą i przyjmą Pana naszego Jezusa Chrystusa uznając w nim Boga....przyjmą ten znak...znak krzyża za prawdziwy, tj. uwierzą w Jego miłość i przestaną wreszcie  fałszować tak siebie,  jak i świat, który za przyczyną posiadanego przez nich  pieniądza/prestiżu/władzy, itd. próbują  zniewalać. To długa droga...dużo by mówić, ale my - chrześcijanie,  mamy taką oto misję także względem nich.

        Wracając ...

        Jak niby Bóg inaczej miał przekonać ludzi, że ich kocha, że mimo ich grzechów, jest w stanie oddać za nich życie po to, by ci,  przestając wierzyć zazdrosnemu o tę miłosną relację, szatanowi, na powrót, zobaczywszy swoją marną kondycję upadłego człowieka, zechcieli wyjść z "krzaków" pomimo swojej nagości (czyli pomimo ogołocenia z niewinności, z naruszoną godnością ich, jako obrazu Boga) i na nowo te więzi  harmonii człowieka z Bogiem - zapragnęli odbudowywać? Krzyż/śmierć na nim więc - jako symbol pojednania Boga z ludźmi oraz pokoju między niebem i ziemią,  z całą pewnością udał się Bogu i niew stanie ogarnąć tego tylko:

        - -- prześmiewcy, tak jak wzmiankowani w Biblii Grecy (dla których krzyż był głupstwem),  będący symbolem ludzi nadmiernie czyniących hołdy własnemu rozumowi, który wiecznie wodzi ich  na manowce...no bo oni by zrobili inaczej, po swojemu, niby łatwiej, niby prościej, ale jak pokazuje życie, te ludzkie, rozumowe kombinacje szczęścia wielu takim symbolicznym "grekom" nie przynoszą;

        - -- pozoranci fałszujący siebie, patrzący - jak faryzeusze - z odrazą/ze zgorszeniem  na krzyż, przy tym  ukrywający się za maską prawych, a uciekający w życiu od cierpienia w pewne namiastki szczęścia/ w pozorną rzeczywistość budowaną na równie pozornych fundamentach, które pod wpływem trudnych doświadczeń, pękają.

        Dla mnie takim sybolem tych dwóch typów ludzi (Greka i Żyda/faryzeusza) zobrazowanych poprzez ich postawę do krzyża/cierpienia, są ci dwaj łotrzy z Ewangelii z ostatniej niedzieli ( Łk 23, 35-43).

        Jeden z nich - jak ten Grek, o którym mowa na kartach Biblii- szydzi, uważa za głupstwo tę postawę umierania na krzyżu za grzechy innych; do końca opiera się na sobie nie chcąc uznać nad sobą siły wyższej wyrażającej się w tym, że jego życie w każdej sekundzie przybliża się ku końcowi. On żyje zaczepiony tylko w doczesności, której broni opierając się na sobie i innych silniejszych wokół niego...doczesności, w której kierował się złymi instynktami/ niskimi pobudkami. Stąd te szydercze słowa w obliczu bankructwa skierowane do Pana naszego Jezusa Chrystusa, by Ten - jako ten rzeczony przecież Mesjasz- wybawił tak siebie, jak i jego...oczywiście odrzucając krzyż.Drugi z łotrów, to dla mnie symbol Żyda /faryzeusza, którego życie, po drodze rozminęło się z wiarą i sprowadziło go na złą drogę, w  obliczu jednak kresu życia, jego wzrok kieruje się na nowo ku wieczności...bez względu na złą w jego wykonaniu - doczesność. Mówi on do drugiego łotra, ujawniając przy tym znajomość zakopanych głęboko, znanych Żydom, lecz nie do końca przez nich stosowanych/ wykonywanych właściwie prawd wiary/praw: "Ty nawet Boga się nie boisz...My przecież sprawiedliwie odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki....Jezu wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do swojego królestwa..."

        Ten łotr,  w obliczu śmierci, stanął w prawdzie, wyznał grzeszność swojego życia i znalazł w sobie dość wiary w miłość Tego, który obok nich, tak za ich przewinienia, jak i za nasze, umierał. I tak sobie myślę, że nawet jeśli są tu tacy niedowiarkowie, którzy w taki właśnie symbol zwycięstwa, jakim jest krzyż, nie wierzą/nie są w stanie tego w nim dostrzec, to nawet tylko patrząc na niego... patrząc na krzyż...nie mogą zaprzeczyć miłości Boga, który oddał za nas życie. A jak wiadomo, miłość jest najważniejsza. W zasadzie od niej wszystko się zaczyna, niedobrze jednak, gdy na tej miłości Boga do człowieka,  się kończy. Infantylne przyjęcie tej miłości, bez odpowiedzi naszym życiem na Jego miłość, prowadzi na manowce, gdyż usprawiedliwia w życiu głupców trwanie w egoistycznej postawie przepływu miłości tylko w jedną stronę, a w konsekwencji prowadzi do postawy złego łotra, który miał tylko roszczenia względem Boga/innych, od siebie zaś nie oczekiwał nawrócenia, tj. skierowania swojego wzroku ku górze...oderwania go od doczesności, którą sam sobie tu urzadzał według własnych wygód i żądz.

        Dawid pokonał swoich wrogów zewnętrznych, to jednak Chrystus...król Wszechświata pokonuje najpotężniejszego wroga - tego, który nawet wtedy, gdy my układamy sobie ten świat po swojemu, w "duchu" zabezpieczania się od sytuacji niechcianych, nie pozwala nam ciągle być szczęśliwymi i który wiecznie przy tym wmawia nam, że to my jesteśmy panami/królami swojego życia. Jak widzimy jest to nieprawdą, gdyż wielu mając tzw. "wszystko" w swoim pozornym szczęściu i tak zmierza ku nieszczęśliwemu  końcowi. Toteż, odwagi...w krzyżu jest cierpienie, ale jest w nim  też zbawienie/ wybawienie/ zmartwychwstanie. Pamiętajmy o tym, gdy uczepieni tylko doczesności zakasywać będziemy rękawy i przystępować do jej kreowania z zapędami opierania się w tym tylko na sobie...na swoim "widzi mi się". Dobrze, by nasza myśl nie wyprzedzała myśli Bożej. Poszukujmy woli Boga, a wtedy mamy gwarancję, że nie zbłądzimy.

        W tym kontekście proszę wszystkich, którzy pytają mnie o plany na przyszłość, niech postarają się tego nie czynić, bo ja staram się żyć tu i teraz i codziennie stając w prawdzie wobec różnych faktów, nie wyprzedzać myśli i dróg, którymi chce poprowadzić mnie Jezus Chrystus, choć przyznaję, że nie zawsze udaje mi się to. Wiem jedno...bez cierpienia, trudów, wyrzeczeń, pomówień i sądów oraz prześladowań się nie obędzie. Zbawienia bez krzyża nie będzie. Czy zaś to zbawienie innych rozśmieszy, czy zgorszy, pozostaje dla mnie bez większego znaczenia, bo na opinii ludzi/ na ich uznaniu/aprobacie mi nie zależy. Jedyne czego pragnę, to szukać woli Boga i ją przyjmować...nawet jeśli nie zawsze, od razu to mi wychodzi z tego powodu, że krzyż ciąży mi zbyt bardzo, bym była w stanie nieść go bez przerwy, nieustannie  z równą pokorą, z pełnym zrozumieniem jego istoty/sensu. Tak sobie też myślę, że nawet jeśli nieco błądzę w mojej postawie, to On- jako Król Wszechświata- władny jest z tej mojej historii i tak wyprowadzić jakieś dobro...gdzieś, kiedyś. Jakie, gdzie i kiedy ? Czas pokaże.

        Felice123
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Dzień Pański - kolejny

          Zapomniałam jeszcze tylko dopisać, że jak do tej pory...po upływie czasu, we wiadomej Jemu chwili, zrozumienie zdarzeń przeszłych zawsze przychodziło ...spokojnie, po cichu nie powodując wstrząsów dla całego mojego jestestwa., bo co by tu nie mowić...Bóg jest delikatny ...jest dżentelmenem. Dzięki zaś Jego mądrości, z której czerpać wszak może każdy, kto tylko pragnie iść za Nim - Panem naszym Jezusem Chrystusem, łatwiej jest mi też przewidywać przyszłość w ciągu zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Jakby jedbak nie było, my chrześcijanie zawsze mamy się nawracać TERAZ...w każdym momencie. Te słowa Dalajlamy, które cytowałam w poprzednim poście, w zasadzie są zgodne z tym, co mówi Pan nasz Jezus Chrystus- Król Wszechświata.

          Felice123
          Zgłoś
          Odpowiedz
          • Odp.: Dzień Pański - kolejny

            Zapewne teraz, ponieważ wątek wskoczył na górę, moi antypatycy, odświerzą kilka starych, antykościelnych "kotletów". Patrzmy i wyciągajmy wnioski. :))

            Felice123
            Zgłoś
            Odpowiedz
    1234 ... 151152154156157 ... 216217218219
    Przejdź do strony nr
    46 postów w tym wątku zostało wyłączonych z wyświetlania ze względu na sprzeczność z Zasadami Forum lub czasowo. Możesz wyświetlić wątek wraz z tymi postami.
    
    - Reklama -
    - Ogłoszenie społeczne -

    - Reklama -

    - Reklama -
    - Reklama -
    - Reklama -