Dzień dobry Felice123 ('Oto jest dzień, który dał nam Pan'),
Wiem, że poszłaś krok dalej posiłkując się w swej mowie ‘oskarżyciela’ raportem Advocatus diaboli, ale nie interpretując go literalnie.
Powyższe słowa wyjaśnienia (21:09) raczej wskazane, aby nie narażać nikogo na ew. cierpienia rozdwojenia jaźni i błędne przekonanie, że użyty język był „smuty jako pieśń stepowa” o pochwale dysonansu poznawczego.
Miłego weekendu. :))
No tak...Magilla, witaj w ten poranek - może jeszcze nie ostatni, który dał nam Pan dla naszego nawrócenia.
Odpowiem Ci równie "zrozumiale"....
Gdy czytam twoje posty, którymi ujmujesz w "ramy" to, co z mojej głowy wydobył na gorąco "giętki" język, to przypominają mi się słowa św. Tomasz z Akwinu; cyt: "W Piśmie Świętym to, co Boskie, jest nam podane w sposób LUDZKI", co w zestawieniu z twoim nickiem może wiele tłumaczyć. :))
Miłego week-endu.
Może jednak dopowiem...dla jasności - będę bardziej ludzka- choć może to zbędne mając po drugiej stronie takiego "wytrawnego gracza", ale tamtym wpisem, w zdaniu o "wyjaśnieniach", potraktowałeś mnie nieludzko wystawiając na próbę niezrozumienia Cię ( nue pierwszy już raz). Chyba przeceniasz mój intelekt albo ćwiczysz...nie wiem. Może jednak sobie "jakoś" poradzę. :))
Wydaje mi się, że pierwsze zdanie we wpisie z godz. 08:05 dobrze wpisuje się w potrzebę wyjaśnienia wątpliwości, na którą wskazałaś o 21:09. Zgoła wyjaśnienie to uzupełnia.
Natomiast drugie zdanie jakoś tam opisuje ewentualności, gdyby to wyjaśnienie nie nastąpiło.
Za nieporozumienie przepraszam.
Pozdrawiam
Witaj.
Kiedyś pewnie dojdę do momentu, gdy będę Cię rozumiała zawsze i bez większego wysiłku, gdy będziesz do mnie przemawiał w swoim języku ( właściwym tylko Tobie). Dążymy wszak do jedności z Bogiem Ojcem w Duchu Świętym udzielanym przez Syna Bożego także przy pomocy daru języków, który ujawnił się w dniu Pięćdziesiątnicy.
Też przepraszam, że jeszcze nie zawsze Cię rozumiem w ramach "pierwszego tysiąca słów" opisujących to, co można znacznie uprościć...tylko pytanie - po co?
Kiedyś zastanawiałam się głęboko nad tym pytaniem w kontekście własnego sposobu mówienia o Bogu. Pytałam siebie dlaczego tak gmatwam proste rzeczy. I wyobraź sobie, że Bóg mi odpowiedział. :))
Pozdrawiam.
A może raczej "Jakoś tak wyszło"...jak w tym pierwszych słowach:
Tylko jedno pytanie...u mnie czy u Ciebie (a może u nas)?
Oczywiście pytanie jw. stawiam w kontekście treści, ew. jej braku pomimo "tysiąca słów", bo tylko "filozofując" dopuściłam się ja lub ty ("lub" jest też prawdziwe w odniesieniu do tego, że obydwoje) "pustki i lania wody" z powodu ujawnionej w ostatnich postach nadmiernej skłonności do "filozofowania" zamiast trzymania się Słowa. :))
Pytanie jw. (niech pozostanie retoryczne) jest zasadne o tyle, że czuję się coraz bardziej zagubiona, co przyjmuję z pokorą, bo wiem gdzie ukryłam swój "grzeszek" podczas ostatnich rozmów, który spowodował tę lawinę korytarzy w labiryncie wylanych w postach słów.
Jedno jest pewne...rola oskarżyciela (jak też generalnie - jakiekolwiek aktorstwo), która na gruncie eschatoligii chrzescijańskiej przypada szatanowi i to nie tylko po śmierci fizycznej, ale i duchowej -która ma miejsce, gdy człowiek pozostaje w grzechu nie jednając się z Bogiem, mi nie leży, a jeśli "jakoś tak wyszło", rezygnuję z tej roli i udziału w tym "teatrze". :))
Zauważam przy tym, że wzajemnemu zrozumieniu pomaga ścisłe trzymanie się Słowa. I tu, w kontekście twojej sugestii dot. "Kor", powiem ci, że raptem wczoraj, moją dłuższą uwagę przykuło ostatnie zdanie w Drugim czytaniu, co znalazło swój wyraz we fragmencie mojej wypowiedzi z godz. 16.45. Dążmy więc do tej jedności z Bogiem, która współistnieje z jednością między braćmi. Pozostaje mi żywić wiec NADZIEJĘ w Duchu Świętym, że łaska WIARY przychodzacej dzięki Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi w MIŁOŚĆ Boga Ojca, doprowadzi nas do zbawienia czyli doskonałej miłości a wtedy wszystko bedzie jasne, proste, zrozumiałe, bo taki jest właśnie ten język miłości.
Pamietasz Słowo, że w nadziei już jesteśmy zbawieni? Trzeba nam wiec nie upadać na duchu....nadziei nie gasić.
Pozostając więc na przyszłość przy nadziei płynącej ze Słowa św. Pawła, który życzy nam by: "Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świetym,..." były m.in. z nami, liczę na obopólne zrozumienie...dla dobra wszystkich, tj. całej wspólnoty ludzi wiary. "Filozofowanie"/bujanie w obłokach zostawmy pateistom ( jak Trzaskowski), skoro chcą (czy też i muszą w gaszczu kłamstewek) uciekać od rzeczywistości w górnolotność, czyli zakamuflowaną pustkę i lanie wody. Tu jednak tylko jedno "ale"...
Niech Trzaskowski i jego zwolennicy bedą uczciwi i nie mamią, że ich bezosobowy bóg, to Bóg, na którym budowany jest Kościół w naszej chrześcijańskiej wierze, bo my wyznajemy Boga Jedynego w Trzech Osobach Boskich, które pozostając w jedności mają nas doprowadzić do doskonałej jedności wspólnotowej budowanej na nim. Żaden myśliciel/filozif nie ma takiej mocy, bo nie jest Miłością, tak jak Bóg/ Jego Słowo. Słowo człowieka było, jest i pozostanie tylko słowem stworzenia, a nie Stworzyciela, który miłość jest w stanie w nas wzbudzić ukazując ją nam na krzyżu jako znaku tej miłości. Czy Spinoza umierał na krzyżu za grzechy grzeszników/swoich nieprzyjaciół? Nie. Więc niech w niego wierzą i na nim budują wspólnotę ci głupcy, którzy Boga odrzucają. Jedno jest pewne, pradziwej miłości (w wymiarze krzyża) w tej wspólnocie nie będzie, a tylko bronienie siebie/ własnego ja..aż do deptania drugiego/uczynienia z niego środka do celu lub traktowania go jako przeszkody w jego osiągnięciu.
To chyba byłoby na tyle.
Czy naprawdę Felice123 uważasz, że zacytowane przeze mnie Twoje słowa „Tak jakoś wyszło” z dnia 2020-06-03, 18:49 ‘merytorycznie’ pasują do pierwszego wersu wskazanej
w linku piosenki: „Jakoś tak wyszło, znów pustka i lanie wody”?
Bo zaczynam się zastanawiać, czy nie potraktować poważnie i wziąć sobie do serca przesłanie następnego, drugiego wersu: „Jakoś tak wyszło, czas ukradł mi całe doby”.
Przyjmuję z pokorą to co napisałeś. Nie wiedziałam co miałeś na myśli, a przyzwyczaiłeś mnie do braku prozaiczności w rozmowach między nami. Czesto odwoływałeś się w swoich postach do tekstów piosenek, czy literatury, więc pomyślałam, że i tym razem było podobnie, z tym, że przekręcone zostały wyrazy. Znalazłam tylko ten utwór, który się w te słowa wpisywał i mylnie je przypisałam Twoim intencjom. Nie, nie uważam, że była pustka i lanie wody w tym, o czym rozmawialiśmy, ale uważam, że było zbyt dużo niejasności spowodowanej niedopowiedzeniami i pewnymi praktykami (tu przemilczę jakimi), które spowodowały zakłócenia komunikacji.
Jeśli weźmiesz sobie do serca tamte kolejne słowa tej piosenki, to liczę, że kiedyś mi wybaczysz ten zmarnowany czas, nie oczekując jednocześnie Twojej dalszej aktywności w tym wątku, bo zrozumię tę Twoją postawę. Być może sama też uznam, że ten czas ukradł mi całe doby.
Jest mi przykro. Przepraszam.
Widzę, że czasem, dla dobra sprawy nieco przesadzając, może trzeba inaczej. Poprzez pewne analogie… .
Może słyszałaś przykładami uzasadnioną opinię, że czasami rodzicom wydaje się, że służą Bogu, bo wprowadzają w domu surową dyscyplinę, a w rzeczywistości doprowadzają dzieci do odejścia od niego? Może przytoczę za Rod-em Dreher-em („Opcja Benedykta”) słowa młodej ateistki (Ellen), wychowanej w rygorystycznym domu przez fanatycznie religijnych rodziców:
„Moi rodzice cierpią na paranoję. Wierzą w teorie spiskowe. Obawiają się, że gdy wystawią dzieci na kontakt ze światem zewnętrznym, wszyscy ulegniemy zepsuciu moralnemu, bo uważają świat za brudny, powiedziała mi. Taka ścisła ochrona nas samych jest szkodliwa. Odgradza nas od świata, który jest właśnie środowiskiem niezbędnym do tego, by utrwaliła się w nas wiara” … .
„Ellen twierdzi, że dwoje jej starszego rodzeństwa również odeszło od wiary. Sądzi, że młodsze rodzeństwo również pójdzie tą samą drogą, bo także i je wychowują w strachu i niepewności”.
„Ale proszę powiedzieć wszystkim rodzicom, że jeśli chcą, aby ich dzieci pozostały chrześcijanami, niech nie postępują tak, jak moi. Stłamsili nas i zmienili w buntowników” (koniec cytatów – do przemyślenia).
W najmniejszym stopniu nie uważam Cię za fanatyczkę, bo wiem, że całym sercem płoniesz optymizmem Dobrej Nowiny. Ale może trzeba brać pod uwagę ww. obiektywne ryzyko.
Ja ze swej strony starałem się w tym, skądinąd słusznie, hermetycznym wątku wnosić elementy 'świata zewnętrznego'. I raczej nie grozi mi ateizacja, bo w kontekście wieczności znam ryzyko pójścia za aniołem śmierci. Ale czy zbytnia elitarność wątku, jak to w ostatnim czasie słusznie w innej sprawie zauważałaś, mniej wprawionych nie pogrąży w ciemności?
Pokój z Tobą
Nie ośmieszaj się obserwatorze. Jak zwykle nie piszesz merytorycznie. Jeśli więc nie potrafisz, nie pchaj się na afisz.