Do g zg 19;50 dobry wpis
Witaj Feliice123,
Dopiero co (taki czasem mam rytm dnia) przeczytałem te bodajże 9 zakładek wątku od mojego ostatniego wpisu. Wiem, że tego nie lubisz, ale jednak to powiem i zapytam: nie była to jazda na rowerze - od kogo pożyczyłaś nowego Bugatti Charona?
Pytam retorycznie, bo to daje się odczuć, KTO ‘wypożyczył’ Ci natchnienie, aby wiedzieć jak i co mówić/pisać (kiedyś to już wyszło w polemice, ze wskazaniem na zapewnienie z Ewangelii św. Mateusza).
Ogólnie, odpowiadając na słowa troski z 12:20, myślę, że warto było choć na chwilę podnieść bramki w górę.
Dla mnie najbardziej pouczający (tak, nie wstydzę się tego przyznać) był moment w serii wpisów 16:21 – 17:43 - i po 10-ciu minutach Twój wpis. Riposta trudna, celna i niemalże natychmiastowa. Chyba to są te „dobre zawody”, o których wcześniej wspomniałem.
Czytając kolejno wpisy myślałem, że „najgorzej” (niełatwo) było z pytaniem MordimerMadderdin@ z godz. 12:34, ale to raczej to ten moment, a ww. (wybacz ten mój mentorski ton).
Myślę, że zwłaszcza Tobie dzisiaj należy się już chwila spokoju (pewnie przeczytasz to jutro),
a dla Ciebie, MordimerMadderdin@, mam stosowny szczególnie dla Ciebie link jak poniżej (dwie strony wpisu),
bo pytając podejrzewam, że szczerze nie rozumiałeś tych słów z Ewangelii:
http://www.najswietszy-sakrament.pl/index.php?p=showart&id=74&ak=1&what=7
Pozdrawiam
Ty (23:10) to pewnikiem z tego sortu (nad)ludzi, co to z genetycznie uwarunkowanej ‘oszczędności’ i skąpstwa zjedliby to, co pod siebie zrobią.
Nie wiedziałem, że tak można. Dzielisz się doświadczeniem?
Nie rżnij głupa (23:25), wiesz to doskonale. Ja wiem to z autopsji, a nie doświadczenia.
Dobranoc
* '...ale to raczej nie ten moment...'
A twoje wypowiedzi w stosunku do niektórych bredni felice mają w sobie jakąś chora postać masturbacji.
Witaj Magilla.
Wybacz, ale wczoraj wieczorem nie dałam w pełni rady by odpisać, co związane było z natłokiem spraw do ogarnięcia po tej przedczorajszej "jeździe bez trzymanki", gdzie z racji nabrania dużej szybkości przez jednoślad ( a może i dwuślad z szyberdachem..kto wie, kto wie), miałam aż nadto wiatru we włosach. :))
Trafiłeś. Wielokrotnie miałam wrażenie, że to już na pewno nie ja kieruję tym pojazdem pędzącym z zawrotną prędkością, lecz On. Przy okazji tej "jazdy" dał mi poznać, jak wielka jest moc modlitwy porannej, do której od jakiegoś tygodnia powróciłam (Godzina czytań i Jutrznia), bo przyznam Ci się, że ostatnio trochę z tym kulałam, a w konsekwencji ciagle zaliczałam te dzienne upadki, o których wcześniej pisałam. Myślę, że gdybym praktykowała ją również w okresie Wielkanocnym (i wcześniej), forumowa sytuacja lanoponiedziałkowa, gdy "chwyciłam za miecz", nie miałaby miejsca.
Wracając jednak do myśli....obecnie "czarny", w zw. z. ww. modlitwą, "błąka się po pustyni", ale jak znam drania, to ściągnie kilku kumpli i ponownie uderzy. Może jednak do tego czasu popracuję jeszcze bardziej nad gorliwością tej modlitwy i jakoś go odeprę z Bożą pomocą. Zobaczymy.
Chciałabym się z Tobą podziellć moimi refleksjami ostatnich dni, począwszy od czasu tego nieporozumienia między nami, po którym obawiałam się, że będzie jak z Ciemniakiem13 (którego przy okazji gorąco pozdrawiam i zapytuję, co u Niego słychać).
Więc tak...
Te "bramki" podniosłam bez przekonania co do słuszności tego kroku (z przyczyn, o których pisałam). Dlaczego jakby wbrew sobie? Bo Twoje sugestie zachęcające mnie do rozważenia tego kroku, z racji ich delikatnej formy wykluczajacej po mojej stronie jakikolwiek przymus (chociażby nawet tylko wewnetrzny, ale i tak rodzący ryzyko popadnięcia w bałwichwalstwo), potraktowałam jako prośbę brata w wierze przejścia wspólnie te "tysiąc kroków" tutaj. Moje odczucia po pierwszym, męczącym dniu na "autostradzie" znasz, bo już o nich pisałam Ci przedczoraj, podtrzymując wówczas moje stanowisko, że to - co tu się dzieje- niekoniecznie służy sprawie i moim obowiązkom. Nie przyznałam Ci się wtedy tylko do jednego, w czym muszę oddać Ci teraz sprawiedliwość, a mianowicie do tego, że miałeś rację co do tego zaduchu tu występującego w związku z blokadą. Dziękuję Ci więc za to doświadczenie - z jednej strony - świerzości w tym wątku, która mnie też orzeźwiła, a z drugiej - za te niesamowite odczucia, które związane były ze skutkami użycia pełnego spektrum "giętkiego języka". Chyba niczego nie zabrakło z tego, o czym pisał Słowacki w cytowanym przez Ciebie utworze? No... może tylko poza "smutkiem stepowym", chyba, że coś pominęłam. Mam wrażenie, że chyba obydwojgu nam było to potrzebne. Tak z małą nutą niepewnosci piszę to "chyba", choć pod skórą czuję, że też na to czekałeś.
Potem (wieczorem), gdy przyszło mi odczuć ból mięśni i małą dezorganizację w porządku spraw domowych, pomyślałam, że może pewnym rozwiązaniem - dobrym dla wszystkich byłoby podnoszenie "bramek" tylko wieczorami (niekoniecznie codziennie, by nie powodować pewnego rodzaju naszego "przyduszenia"/swoistego rodzaju presji takim obrotem rzeczy). Uznałam, że byłoby słusznym, zważywszy, że pomysł wyszedł niejako od Ciebie, gdybyś w ramach Twojego udziału we wspólnej marszrucie tutaj, wziął mnie po trasie "na barana" i ulżył moim odciskom na stopach. Po wczorajszej jednak akcji dowcipnisia/ów, który/rzy grają wiecznie tę samą płytę o "lizaniu tylnej części ciała", którą puszczał/li też i wtedy, gdy mierziła go/ich wspólnotowość z Ciemniakiem, mam poważne wątpliwości, czy to nadal dobry pomysł. Bo tak sobie tu myślę teraz na gorąco, czy mimo możliwych skutków negatywnych, pozwolić kąkolowi rosnąć razem ze zbożem do czasu zbiorów, a tym samym bramek jeszcze nie opuszczać, czy też go wykorzenić jednym sprawnym ruchem ryzykując wyrwanie przy okazji, wraz z nim, części zboża, czyli jednak te bramki opuścić. Oczywście nie zrobię bez Twojej sugestii teraz żadnego ruchu. Skoro odpowiedziałam na Twoją prośbę pozytywnie, to nie wycofam się na początku drogi. Z drugiej strony myślę sobie tak. Mam swój punkt widzenia w tej sprawie, ale.... czyż Twoimi myślami, gdy pisałeś tamten post, nie kierował wt Bóg? A może to ty jednak masz w tej sprawie rację?
Teraz, wracając jeszcze do Twoich odczuć i przemyśleń na temat "ruchu na autostradzie", którymi się podzieliłeś przedwczoraj, późnym wieczorem, to:
- sprawa Słów "mieć w nienawiści"...
Pisząc o obrazach miałam na myśli retrospekcję/przeszłość i związaną z nią ludzi w życiu człowieka (nie wyłączając jego samego) w okresie "starego przymierza", z którą trzeba się skonfrontować zanim -w tej chwili obecnej - wyrażona zostanie świadomie i po uporządkowaniu wewnętrznych spraw - wola pójścia za Chrystusem. To pójście za Nim w nowym przymierzu raczej nie jest możliwe bez tego rozliczenia się z naszą przeszłością, tj. z tymi utrwalonymi w pamięci obrazami bliskich/nas samych, które nas obecnie stopują w kochaniu, np.: matki tyranki, ojca wiecznie nieobecnego w domu, rodzeństwa, które tobą pomiatało i wpędzało w kompleksy, siebie samego jako np. okrutnika względem domowników, gdzie choć może i w takich okolicznościach były chęci zachowania twardego prawa (w znaczeniu starotestamentowym), to w obliczu trudnych faków, na chęciach tylko się kończyło, bo sił na wykonanie "pawa" już brakło. Ty, poprzez treści tamtego artykułu z linku (z którmi oczywiście bezsprzecznie się zgadzam), raczej zwróciłeś uwagę na ten apekt rzeczywistości, który dotyczy jakby spraw teraźniejszych, które choć istotne, to nie siegają źródeł naszych nieszczęść w sferze uczuciowej, które, jak by się dobrze zastanowić, siegają zdarzeń przeszłych, które rzutują na teraźniejszość, tj. - dokopując się aż do jądra tych ciemności - są skutkami grzechu pierworodnego polegającego na wmówieniu człowiekowi, że nie jest on kochany przez Boga w faktach swojego życia związanego z konkretnymi ludźmi i zdarzeniami. I to utrwalone w nas przekonanie jw. trzeba zniszczyć znienawidzając w sobie ten schemat niekochanego dziecka konkretnych rodziców, niekochanej żony/męża przez współmałżonka, itd. Po prostu, trzeba dokopać się aż do korzeni, by Chrystus mógł oczyścić swoim Ciałem i Krwią, teraźniejszość naszego życia.
Teraz jeszcze krótko o tym, o czym "nie wstydziłeś się napisać". I tu, może Cię zaskoczę, ale ja z kolei znam problem tej piramidy uczuć z doświadczenia, a nie z autopsji, że odwołam się do fragmentu wypowiedzi forumowicza no_goi_uncoverer. Może kiedyś będziemy mieli okazję pogadać w realu o tym jak Bóg buduje w moim życiu mozolnie (bo "materiał twardy" i niekoniecznie poddający się przy pierwszym, a nawet i przy drugim podejściu, "obróbce") tę piramidę miłości oraz i o tym jeszcze, w jakich okolicznościach pozwoliłam Mu przekonać się, że On mnie kocha; o tym jak Mu na to odpowiedziałam i jakie fakty musiał wreszcie dopuścić w moim życiu, bym bardziej refleksyjnie zaczęła podchodzić do sprawy kochania ludzi, z którymi dzieliłam/dzielę życie. No... muszę przyznać, że lekko nie było, ale szczegóły to nie tu i teraz.
Przypominam Ci też przy okazji ew. spotkania kiedyśtam, że nadal cierpliwie czekam na poznanie historii niespodziewanego upadku "twierdzy świętości", o której kiedyś, w 2018 r., wspomniałeś.
Pokój z Tobą.
Ps. Nie śledziłam dokłanie dotychczas Twoich uwag dotyczących @MM, a związanych jakby z jego "identyfikacją" za pomocą podpisu/ ów ( i póki co, nie planuję wzbudzać w sobie głębszego zainteresowania sprawą), ale wczoraj pokusiłam się o przejrzenie wątku założonego przez @MM, który to wątek, sam w sobie, mnie osobiście mało interesuje ( może niesłusznie).
W związku z tą wczorajszą lekturą...
Czy zwróciłeś uwagę tam na wpisy z 14.04.2020 r. z godz. od 22.03. do 22.47? Nabrałam po ich lekturze tylko większej przypuszczalności co do tego o czym Ci napisałam o nim (?), gdy pojawiłeś się (w tym wątku) po ok. półrocznej przerwie, zaczynając na powrót swoją tu aktywność od odpowiedzi na jego zaczepny post. Nie chcę Cię ew. uprzedzać, ale z "nią(?)" to ja tu przeżyłam zbyt wiele historii, by wierzyć jeszcze w choć jedno, napisane słowo....i do tego jeszcze ta na siłę czyniona spacja przed przecinkiem i niespodziewane użycie klawisza Caps Lock ...wszystko, jak mniemam, dla zmylenia przeciwnika (w fałszywym mniemaniu autora takich praktyk).Wymagam, mimo zrozuminia dużej skłonności do krętactw niektórych, minimum uczciwości, która wyraża się w tym, by chociaż nie fałszować swojej płci. Inaczej bowiem prowadzi się rozmowę (wszak wirtualną) z kobietą, a inaczej z mężczyzną.
Ps. 2 Mam nadzieję, że nie zmęczyłam Cię nadmiernie moją "grafomanią".:))
Felice, dlaczego inaczej prowadzi się wirtualną rozmowę z kobietą, a inaczej z mężczyzną? Na czym polega ta różnica (mniemam, iż nie chodzi Ci o stosowanie form gramatycznych: -aś/- eś itp.)?
Ten fragment świadczy jedynie że Biblia w wielu miejscach przeczy sama sobie. Ewangelie spisane na długo po śmierci Jezusa to mają do siebie. Jedni go zrobili Bogiem w ewangeliach inni nie.
Widzę że kolejny jegomość który myśli że jak narzuca przenośni do posta to że post będzie sprawiał wrażenie mądrzejszego. I kolejny się myli posty jegomościa to karykatura wypowiedzi.
Ludzie piszą o mnie, więc wypada się odezwać … (choć nieskorym do żartowania).
Gościu z 06:40, masz jakieś takie ‘zdrowe’ skojarzenia. W tym wątku brzmią dziwacznie, ale skoro uważasz odwrotnie, to nikt Ci tu nie poda recepty na życie, abyś po jego drugiej stronie dostał w posiadanie 1000 dziewic, więc zabieraj swój ‘dywanik’ i spróbuj szczęścia w innym wątku.
Ty Gościu z 06:39 chyba należysz do tych ‘innych’, więc musiałbyś wskazać na sprzeczność w tym fragmencie. Ale też Ci raczej nie pomogę, bo próba pogodzenia poglądów talmudycznych i prawd Nowego Testamentu wydaje się być płonna.
Z kolei Gościu z 06:58, użycie metafory czy przenośni niekoniecznie ma sprawiać wrażenie bycia mądrzejszym. Używa się jej także w wypowiedziach nacechowanych artyzmem, do czego mi oczywiście daleko. Jednakże skoro gustujesz w ‘sztuce wyższej’, typu Papież przygnieciony meteorytem, genitalia wiszące na krzyżu, parodia mszy w wykonaniu tęczowych itp., to również Ciebie, żadnym tego typu karykaturalnym surogatem ‘sztuki’ tu zadowolić nie mogę.
Nie wiem w czym się mylę, ale coś mi podpowiada, że z Gościem z 06:39 mentalnie, tudzież doktrynalnie idealnie się dogadacie i wspólnie wyjawicie swoją prawdę.
PS. Jeśli chcecie jeszcze pogadać, to nie z ‘Gościa’.
Widać żeś "znawca" tematu od razu zakwalifikowałeś swoich adwersarzy.
Ad. pierwsze zdanie:
Nie w ramach konwenansów, ale z " dziką" przyjemnością, odłożoną jednak na czas ku temu bardziej odpowiedni ( myślę, że na późny, dzisiejszy wieczór), odniosę się do Twoich wczorajszych uwag licząc jednocześnie, że po tym prawym sierpowym, którym celnie zepchnąleś Twoich adwersarzy do narożnika, o onanizm ( per analogiam) posadzona już nie zostanę.:))