czy ktoś orientuje się jak wygląda opieka w hospicjum Jana Pawła?
Osobiście jestem strasznie zrazona.. opieka zostawia dużo do zadania .. rozmowa z panią doktor czułam się jakbym była w rzeźni że swiniami podejście zero jak lekarza z najbliższymi osoby chorej nie chciałabym żeby leczyla mojego psa A co mówiąc o najbliższej mi osobie... "ksiadz " nie prowadzący choć niby " kapłan " w ostatnich minutach życia osoby mi najbliższej podchodząc do niego i prosząc o modlitwę w
chwili umierającego nam najbliższej osoby ..powiedział że było namaszczenie po czym dalej siedział i oglądal mecz śmiejąc się zostawiając nas samym sobą...lekarz który pracuje w hospicjum tym bardziej prowadzonym przez KS. Tym bardziej pod wezwaniem Jana Pawła II nigdy nie powinien powiedzieć według mnie że " cudów nie ma ,więc nie wiem czego się spodziewacie"" w tym momencie nie oddalonym nawet psa im pod opiekę....
Również jestem zrażona do tego miejsca. Bliska mi osoba przebywała tam parę dni. Teraz wiemy, że była to najgorsza decyzja w naszym życiu i do końca życia będziemy tego żałować. O każdą kroplówkę w tym miejscu trzeba było się prosić. Najczęściej kończyło się na jednej na dzień. Pacjent był odwodniony. W chwili kiedy zwracaliśmy uwagę lekarzowi, że powinien dostawać więcej kroplówek on nie stronił od komentarzy i reagował niezbyt przychylnie. Pielęgniarki wchodziły do sal pacjentów tylko wtedy jak musiały rozdać leki, posiłki i zmienić pampersy. Wiem, jak to wyglądało bo spędziłam tam sporo czasu. Jedyny plus, który śmiało mogę dać to smaczne posiłki. Miałyśmy wrażenie, że pracowników tego miejsca najlepiej o nic nie pytać, nic nie komentować bo na każde pytanie, uwagę reagują niezbyt przychylnie. Najlepiej się nie odzywać, nie interesować (w ich przekonaniu). Bardzo żałuję, że umieściliśmy bliską nam osobę w tym miejscu i do końca życia sobie tego nie darujemy. Mam nadzieję, że komuś się przyda ta opinia.
Nie polecam Pani doktor Googol do świń nie do ludzi ..
Nasz tata chorował na guza mózgu (glejak) W bardzo ciężkim stanie trafił do szpitala z wymiotami, gdzie spędził 2 tygodnie, aby zmniejszyć obrzęk mózgu. W trakcie hospitalizacji lekarze przekonywali Nas, że pacjent nadaje się tylko i wyłącznie do Hospicjum, że sami sobie nie poradzimy (odżywianie, kroplówki itp.). Z bólem serca podjęliśmy decyzję o hospicjum z myślą, że będzie miał tam całodobową opiekę i w razie potrzeby uzyska szybką i fachową pomoc. Niestety wszystko to okazało się złudzeniem.
Już od pierwszych dni trzeba było się o wszystko prosić (kroplówki, jedzenie, kruszenie tabletek). Tata był odwodniony, ponieważ miał problemy z połykaniem. W chwili kiedy zwracaliśmy uwagę lekarzowi, że powinien dostawać więcej kroplówek on nie stronił od komentarzy.
Pielęgniarki wchodziły do sal pacjentów tylko wtedy jak musiały rozdać leki, posiłki i zmienić pampersy. Wiem, jak to wyglądało bo byłam przy tacie prawie cały czas w ciągu dnia. Lekarz zjawiał się w tym miejscu raz na 2 dni mniej więcej na 4 godziny. Miałyśmy wrażenie, że pracowników tego miejsca najlepiej o nic nie pytać, nic nie komentować bo na każde pytanie, uwagę reagują niezbyt przychylnie. Najlepiej się nie odzywać.
Chcieliśmy go zabrać stamtąd, uznając że w tym miejscu nie ma dla niego nic lepszego, czego nie moglibyśmy mu zapewnić w domu. A wręcz przeciwnie tata naszym zdaniem miał tam gorszą opiekę, o ile można nazwać to opieką. W sobotę przekazaliśmy informację pracownikom tego miejsca że chcemy zabrać tatę do domu. W poniedziałek miało to nastąpić.W niedzielę zmarł.
Spędził tam zaledwie 6 dni (wt-ndz).
Okoliczności śmierci taty jak do tej pory są dla nas niejasne- sprzeczne wersje personelu, mataczenie, arogancja pielęgniarza (P. Grzegorza).
Brak lekarza na miejscu. Pytamy kto stwierdził zgon. Pielęgniarz twierdzi, że był lekarz. Jak się wkrótce okazało okłamał nas, lekarza nie było. Po rozpętanej przez nas awanturze przyjechał lekarz. Jako przyczynę śmierci podano nagłe zatrzymanie krążenia. Podobno tacie została udzielona pomoc (kroplówka, tlen), tak twierdzą. My natomiast w to nie wierzymy. Biorąc pod uwagę fakt, że personel tego miejsca nie zaglądał zbyt często do sal pacjentów to ciężko uwierzyć w to, że ktoś dostrzegł że tacie jest potrzeba pilna pomoc i taka pomoc została udzielona.
Postanowiłam opisać Naszą historię związaną z tym miejscem, od paru tygodni cała nasza rodzina bije się z myślami jak było naprawdę.
Czytam i nie wierzę. Pisze Pani o bardzo ciężkiej chorobie taty a szuka przyczyny śmierci i winnych. Jeżeli pacjent w ciężkim stanie zostaje wypisany ze szpitala to oznacza tylko jedno, że żadne leczenie nie rokuje poprawy i nie daje pacjentowi szans na życie. Sama byłam w podobnej sytuacji. Otóż moja kochana babcia w ciężkim stanie została wpisana że szpitala i spędziła kilkanaście dni w hospicjum czyli domu ulgi w cierpieniu i mam zupełnie inne zdanie dotyczące opieki jaką otrzymała w ostatnich dniach życia i jestem przekonana że w domu nie bylibyśmy w stanie otoczyć ją taką profesjonalna opieką.
Nie wiem czy Pani zdaje sobie sprawę z jakim trudem, zaangażowaniem pracują pielęgniarki i pielęgniarze oraz jakim wielkim sercem muszą się charakteryzować, każdego dnia zmagając się z bólem i cierpieniem innych, chcąc pomoc i ulżyć w tych ostatnich dniach życia pacjentom tego miejsca. To oni dbają aby zalecenia lekarza były przestrzegane a wymagane leki odpowiednio podane. A higiena osobista właściwie wykonana. My jako rodzina możemy tylko być ciałem i duchem przy naszych najbliższych, aby czuli że nie umierają sami.
Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie czy podczas pobytu w szpitalu możemy czegoś żądać, wymagać podania naszym zdaniem właściwych leków czy płynów...itd...
A jeśli chodzi o podejsciei zaangażowanie w pracy P. Grzegorza to widząc jego profesjonalizm i podejście do pacjentów pełne empatii i chęci pomocy, starania do zachowania godnosci nie mogę się zupełnie zgodzić z Pani napisanym słowem.
Czy sądzi Panie że chory, umierający człowiek przy konieczności wykonania np. natychmiastowej reanimacji miałby większe szanse na pomoc będąc w domu pod opieką, często przerażonej rodziny???
A jeśli chodzi o obecność i czas pracy lekarzy w hospicjum to proszę zapoznać się ze statutem tego miejsca i wówczas złudzenia oraz pretensje zostaną rozwiane... Ja to zrobiłam zanim zdecydowaliśmy o pozostawienie babci pod opieką doświadczonego personelu w hospicjum w Ostrowcu. Z perspektywy czasu, mimo bólu i żalu spowodowanego utratą bliskiej osoby wiem że to było właściwe rozwiązanie, choćby z uwagi na fakt że w ostatnich dniach życia nawet przez chwilę babcia nie była sama... jak to często bywa w przypadku starszych i chorych ludzi. Ona była otoczona opieka i nasza miłością.
Moim zdaniem praca personelu hospicjum w Ostrowcu jest bez zarzutów. Pełen profesjonalizm, oddanie i zaangażowanie.
Tylko... Według mojej opinii pracowników medycznych jest zdecydowanie za mała liczba w stosunku do tak wielu pacjentów. Spędziłam w tym miejscu, przy łóżku chorej, bliskiej osoby wiele dni i z pełną świadomością mogę powiedzieć że pracują ja "mrówki w mrowisku" tylko z tą różnicą że mrówek jest cała kopa a ich zaledwie garstka przez 24 godziny na dobe.... Do uzyskania pełnego zadowolenia wszystkich i wszędzie czasem miałam wrażenie że się" klonuja", a i tak jak widać zawsze znajdzie się ktoś komu zadowolenia zabraknie... Tylko tak na prawdę ze względu na co? Ze złości na kogo?Chorobę, Świat, Boga czy wszystkich dookoła. Jestem ciekawa czy w zakładach pracy o innym profilu pracownicy też się tak zachowują ???? Tutaj właściwy byłby rachunek sumienia przed dodawaniem komentarzy....
pamiętajmy że to też są ludzie... Jednak pełni pasji i chęci niesienia pomocy... myślę że tylko nieliczni sa w stanie pracować w takim miejscu... wyrazy szacunku, bo ja do dziś, po roku od kiedy odeszła bliska mi osoba, nie mogę zapomnieć widoku cierpienia chorych ludzi i ciągle w pamięci widzę trud z jakim personel niesie pomoc. Szacun!!!
Widzę, że Pan/Pani bardzo dobrze zna specyfikę pracy tego miejsca i zna dobrze personel :) Podejrzewam, że jest Pan/Pani pracownikiem tego miejsca/osobą zarządzająco albo coś w tym stylu... Odnoisę się zatem tylko do paru kwestii: "Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie czy podczas pobytu w szpitalu możemy czegoś żądać, wymagać podania naszym zdaniem właściwych leków czy płynów...itd..."- jeśli czegoś nie zarząda rodzina, nie walczy o człowieka, mają go w dupie wszyscy! Jeśli człowiek posiada doświadczenie i wiedzę, wie ze to powinoo być podane to dlaczego ma nic nie mówić...,`"Czy sądzi Panie że chory, umierający człowiek przy konieczności wykonania np. natychmiastowej reanimacji miałby większe szanse na pomoc będąc w domu pod opieką, często przerażonej rodziny???"- a kto wg. Pana/Pani miałby wykonać tą natychmiastową reanimację, jeśli w tym miejscu lekarza brak prawie zawsze...?? Zresztą powiedzmy sobie szczerze w Hospicjach reanimacji nie wykonują, nie ratują człowieka. Osoby zastanawiające się nad umieszczeniem kogoś bliskiego w tym miejscu, mam nadzieję, że zastanowią się dziesieć razy czy warto, sami niech wyciągną wnioski i najlepiej sprawdzą sami wszystko dokładnie.
Dom Ulgi w cierpieniu - jak dla mnie ta nazwa nie pasuje do tego miejscu. Bo jaką ulgę w cierpieniu umierających świadczą pracownicy tego miejsca. Byłam świadkiem jak pacjent wyciągał rękę ku pielęgniarce, która przyszła opróżnić worek od cewnika a ona udawała że tego nie widzi. Zignorowała to i wyszła bez słowa, bez żadnej reakcji. Jak człowiek posiadający choć odrobinę empatii może tak postąpić, kiedy człowiek chory oczekuje choćby odrobinę zainteresowania. Druga sytuacja kolejnego pacjenta, który miał problem z samodzielnym jedzeniem - przyszła pielęgniarka, zauważyła że pacjent nie je, powiedziała że zaraz przyjdzie i go nakarmi, nie przyszła. To ma być ulga w cierpieniu umierających? O jakim trudzie i zaangażowaniu personelu Pani pisze? Wydawanie posiłków, leków i zmiana pampersów, mycie raz, dwa razy na tydzień - to o takie zaangażowanie chodzi? Wielkie serce? Chyba nie mówimy tutaj o tych samych osobach albo personel się zmienił od czasu kiedy Pani miała do czynienia z tym miejscem. Wydawanie leków to jest obowiązek personelu a nie ich dobra wola. Co do Pana Grzegorza - to chyba nie mówimy o tym samym Panu - podejście pełne empatii - no chyba Pani żartuję, jak dla mnie to osoba, która wykazała najbardziej niewłaściwym zachowaniem oraz kłamliwą postawą.
Dom Ulgi w cierpieniu - jak dla mnie ta nazwa nie pasuje do tego miejscu. Bo jaką ulgę w cierpieniu umierających świadczą pracownicy tego miejsca. Byłam świadkiem jak pacjent wyciągał rękę ku pielęgniarce, która przyszła opróżnić worek od cewnika a ona udawała że tego nie widzi. Zignorowała to i wyszła bez słowa, bez żadnej reakcji. Jak człowiek posiadający choć odrobinę empatii może tak postąpić, kiedy człowiek chory oczekuje choćby odrobinę zainteresowania. Druga sytuacja kolejnego pacjenta, który miał problem z samodzielnym jedzeniem - przyszła pielęgniarka, zauważyła że pacjent nie je, powiedziała że zaraz przyjdzie i go nakarmi, nie przyszła. To ma być ulga w cierpieniu umierających? O jakim trudzie i zaangażowaniu personelu Pani pisze? Wydawanie posiłków, leków i zmiana pampersów, mycie raz, dwa razy na tydzień - to o takie zaangażowanie chodzi? Wielkie serce? Chyba nie mówimy tutaj o tych samych osobach albo personel się zmienił od czasu kiedy Pani miała do czynienia z tym miejscem. Wydawanie leków to jest obowiązek personelu a nie ich dobra wola. Co do Pana Grzegorza - to chyba nie mówimy o tym samym Panu - podejście pełne empatii - no chyba Pani żartuję, jak dla mnie to osoba, która wykazała najbardziej niewłaściwym zachowaniem oraz kłamliwą postawą.
Dom Ulgi w cierpieniu - jak dla mnie ta nazwa nie pasuje do tego miejscu. Bo jaką ulgę w cierpieniu umierających świadczą pracownicy tego miejsca. Byłam świadkiem jak pacjent wyciągał rękę ku pielęgniarce, która przyszła opróżnić worek od cewnika a ona udawała że tego nie widzi. Zignorowała to i wyszła bez słowa, bez żadnej reakcji. Jak człowiek posiadający choć odrobinę empatii może tak postąpić, kiedy człowiek chory oczekuje choćby odrobinę zainteresowania. Druga sytuacja kolejnego pacjenta, który miał problem z samodzielnym jedzeniem - przyszła pielęgniarka, zauważyła że pacjent nie je, powiedziała że zaraz przyjdzie i go nakarmi, nie przyszła. To ma być ulga w cierpieniu umierających? O jakim trudzie i zaangażowaniu personelu Pani pisze? Wydawanie posiłków, leków i zmiana pampersów, mycie raz, dwa razy na tydzień - to o takie zaangażowanie chodzi? Wielkie serce? Chyba nie mówimy tutaj o tych samych osobach albo personel się zmienił od czasu kiedy Pani miała do czynienia z tym miejscem. Wydawanie leków to jest obowiązek personelu a nie ich dobra wola. Co do Pana Grzegorza - to chyba nie mówimy o tym samym Panu - podejście pełne empatii - no chyba Pani żartuję, jak dla mnie to osoba, która wykazała najbardziej niewłaściwym zachowaniem oraz kłamliwą postawą.
Widzę, że Pan/Pani bardzo dobrze zna specyfikę pracy tego miejsca i zna dobrze personel :) Podejrzewam, że jest Pan/Pani pracownikiem tego miejsca/osobą zarządzająco albo coś w tym stylu... Odnoisę się zatem tylko do paru kwestii: "Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie czy podczas pobytu w szpitalu możemy czegoś żądać, wymagać podania naszym zdaniem właściwych leków czy płynów...itd..."- jeśli czegoś nie zarząda rodzina, nie walczy o człowieka, mają go w dupie wszyscy! Jeśli człowiek posiada doświadczenie i wiedzę, wie ze to powinoo być podane to dlaczego ma nic nie mówić...,`"Czy sądzi Panie że chory, umierający człowiek przy konieczności wykonania np. natychmiastowej reanimacji miałby większe szanse na pomoc będąc w domu pod opieką, często przerażonej rodziny???"- a kto wg. Pana/Pani miałby wykonać tą natychmiastową reanimację, jeśli w tym miejscu lekarza brak prawie zawsze...?? Zresztą powiedzmy sobie szczerze w Hospicjach reanimacji nie wykonują, nie ratują człowieka. Osoby zastanawiające się nad umieszczeniem kogoś bliskiego w tym miejscu, mam nadzieję, że zastanowią się dziesieć razy czy warto, sami niech wyciągną wnioski i najlepiej sprawdzą sami wszystko dokładnie.
Dom Ulgi w cierpieniu - jak dla mnie ta nazwa nie pasuje do tego miejscu. Bo jaką ulgę w cierpieniu umierających świadczą pracownicy tego miejsca. Byłam świadkiem jak pacjent wyciągał rękę ku pielęgniarce, która przyszła opróżnić worek od cewnika a ona udawała że tego nie widzi. Zignorowała to i wyszła bez słowa, bez żadnej reakcji. Jak człowiek posiadający choć odrobinę empatii może tak postąpić, kiedy człowiek chory oczekuje choćby odrobinę zainteresowania. Druga sytuacja kolejnego pacjenta, który miał problem z samodzielnym jedzeniem - przyszła pielęgniarka, zauważyła że pacjent nie je, powiedziała że zaraz przyjdzie i go nakarmi, nie przyszła. To ma być ulga w cierpieniu umierających? O jakim trudzie i zaangażowaniu personelu Pani pisze? Wydawanie posiłków, leków zmiana pampersów, mycie raz, dwa razy na tydzień - to o takie zaangażowanie chodzi? Wielkie serce? Chyba nie mówimy tutaj o tych samych osobach albo personel się zmienił od czasu kiedy Pani miała do czynienia z tym miejscem. Wydawanie leków to jest obowiązek personelu a nie ich dobra wola. Co do Pana Grzegorza - to chyba nie mówimy o tym samym Panu - podejście pełne empatii - no chyba Pani żartuję, jak dla mnie to osoba, która wykazała najbardziej niewłaściwym zachowaniem oraz kłamliwą postawą.
Widzę, że Pani bardzo dobrze zna specyfikę pracy tego miejsca i zna dobrze personel :) Podejrzewam, że jest Pan/Pani pracownikiem tego miejsca/osobą zarządzająco albo coś w tym stylu... Odnoisę się zatem tylko do paru kwestii: "Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie czy podczas pobytu w szpitalu możemy czegoś żądać, wymagać podania naszym zdaniem właściwych leków czy płynów...itd..."- jeśli czegoś nie zarząda rodzina, nie walczy o człowieka, to mają go gzieś, taka jest niestety smutna prawda:(Jeśli człowiek posiada doświadczenie i wiedzę, wie ze to powinno być podane to dlaczego ma nic nie mówić...,`"Czy sądzi Pani że chory, umierający człowiek przy konieczności wykonania np. natychmiastowej reanimacji miałby większe szanse na pomoc będąc w domu pod opieką, często przerażonej rodziny???"- a kto wg. Pana/Pani miałby wykonać tą natychmiastową reanimację, jeśli w tym miejscu lekarza brak prawie zawsze...?? Zresztą powiedzmy sobie szczerze w Hospicjach reanimacji nie wykonują, nie ratują człowieka. Osoby zastanawiające się nad umieszczeniem kogoś bliskiego w tym miejscu, mam nadzieję, że zastanowią się dziesieć razy czy warto, sami niech wyciągną wnioski i najlepiej sprawdzą sami wszystko dokładnie.
Ludzie jednak są niesamowici z choinki się pani urwała.Przecież każdy wie że w placówkach takich jak szpitale, hospicja, dps żądzą lekarze i o wszystkim decydują.Najlepiej wszystko zgonić na pielęgniarki, pielęgniarzy, opiekunki.To one są najgorsze a lekarze święci.Czytam to z koleżankami na oddziale i człowieka krew zalewa.Tak jak u nas w szpitalu z pretensjami do pielęgniarek a lekarzy się boją.Pisze pani bzdury aż szkoda czytać.