Podobnie z emerytami i śmieciami. Drze się dziad, że trzeba segregować. Po czym wraz z obierkami wrzuca nylonową reklamówkę do Bio.
W tym roku zimy nie będzie nie martwmy się czy będa kaloryfery ciepłe
TO stereotyp wszyscy ci nadgorliwi KATOLICY to byli działacze PZPR i funkcjonariusze milicji obywatelskiej .
Popieram ghościa 12:13. Antypolacy won do Niemiec albo Rosji.
Ruskie trolle mają pożywkę..czy to wina PiSu że węgla brak ? Jeszcze nie tak dawno tusk całował się z putinem a Kaczyński ostrzegał przed ruskim..teraz efekty..nawet Niemcy mają problem
No skądże znowu. Dla przypomnienia. Polska cały czas eksportuje węgiel. Nawet i teraz, kiedy jakiś płynie do nas z Kolumbii. Kaczyński to chce być w jednej drużynie ze sługusami Putina. Orban, Le Pen. Już nie pamiętamy?
Stachu nie znam cię . DEBIL to wrogowie Polski z głupoty lub przekonania. Jeżeli to nie ty, to przepraszam.
Nie przepraszaj. Nie jestem zwolennikiem rządu.
Jakoś tuskie siedzą cicho i nie mają pomysłu jak ugryźć coś dla siebie na tej wojnie.. wiedzą że ludzie pamiętają jego umizgi do putina i układy mafijne jego niemieckich kolegów.. hahaha
PIS uderzył w TVN, bo chce ukryć jedną z kluczowych afer tej partii, ale nas nie uciszą! Udostępniajmy ten artykuł gdzie się da! Pomóżcie nam.
Były ochroniarz premier Szydło ujawnia prawdę o wypadku sprzed czterech lat
Oficer BOR, który w 2017 r. brał udział w wypadku kolumny wiozącej ówczesną premier Beatę Szydło, mówi "Wyborczej", że zarówno on, jak i reszta funkcjonariuszy składali w śledztwie fałszywe zeznania. To może być przełom w sprawie.
Tylko na Wyborcza.pl, Służba Ochrony Państwa, Beata Szydło, wypadek Beaty Szydło, Biuro Ochrony Rządu,Oświęcim
– Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej. Fatalnie się z tym czuję, nie mogłem dłużej z tym żyć – mówi nam Piotr Piątek. Od marca 2021 r. jest emerytowanym funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa (następca BOR). Wiosną – po 19 latach pracy – odszedł z SOP w stopniu starszego chorążego. W lutym 2017 r. Piątek był w grupie funkcjonariuszy jadących w rządowej kolumnie wiozącej Beatę Szydło, gdy doszło do zderzenia z fiatem seicento prowadzonym przez 20-letniego wówczas Sebastiana Kościelnika.
Wypadek był jednym z serii kompromitujących dla BOR zdarzeń, do których doszło w latach 2016-20. Liczne wypadki pojazdów wożących VIP-ów pokazały, że czystka przeprowadzona w tej służbie po wyborach 2015 r. doprowadziła do jej osłabienia i dezorganizacji. Strona rządowa wspierana przez policję i prokuraturę, od początku robiła wszystko, by zdjąć odpowiedzialność z funkcjonariuszy oraz ich szefów, a winą obciążyć kierowcę seicento. W śledztwie tajemniczo zostały uszkodzone nagrania z monitoringu, a wszyscy BOR-owcy zapewniali, że kolumna jechała prawidłowo, używając sygnałów świetlnych i dźwiękowych. Chorąży ujawnia, że to ostatnie było nieprawdą, a on i jego koledzy za wiedzą przełożonych porozumieli się, by składać fałszywe zeznania. Co więcej, jak mówi Piątek, kolumna rządowa regularnie jeździła nie włączając syren.
– Pan Piotr Piątek zdecydował się na publiczne ujawnienie faktycznych okoliczności wypadku w Oświęcimiu. Chce żyć w prawdzie. Jego postawa jest wyrazem skruchy związanej ze złożeniem nieprawdziwych zeznań, wyrzutów sumienia spowodowanych świadomością, że oskarżona o spowodowanie wypadku została niewłaściwa osoba – mówi "Wyborczej" mec. Ryszard Kalisz, do którego chorąży się zgłosił i złożył swoją relację.
– Upublicznienie niniejszych informacji jest formą ochrony świadka przed presją i możliwymi działaniami upolitycznionej władzy.
Może być tak, że ujawnienie skrzętnie ukrywanej prawdy uruchomi atak na niego. Tym bardziej należą się mu słowa uznania. Jako świadek i uczestnik zdarzeń jest gotowy złożyć zgodne z prawdą zeznania przed sądem Rzeczypospolitej – deklaruje adwokat. Według prawników, z którymi rozmawialiśmy, przyznając się do składania fałszywych zeznań i podając prawdziwe okoliczności, chorąży może liczyć na łagodne potraktowanie przez sąd.
Przypomnijmy: był wieczór. Kościelnik zamierzał skręcić z ul. Powstańców Śląskich w jej przecznicę, ul. Orzeszkowej w Oświęcimiu. Na jego drodze znalazła się jednak kolumna trzech limuzyn (BMW i audi) wiozących premier Szydło, która jak co weekend jechała do swojego domu w Brzeszczach.
Pierwszy samochód z rządowej kolumny minął Kościelnika, drugiego, w którym jechała szefowa rządu, kierowca seicento nie zauważył. Potężne opancerzone audi A8 po uderzeniu wpadło na drzewo. Poszkodowana w wypadku została premier Szydło oraz jej adiutant, oficer Biura Ochrony Rządu.
Zaraz po wypadku politycy PiS w publicznych wypowiedziach przesądzili, że winnym zdarzenia jest młody kierowca.
Żeby ludzie nie widzieli, jak "wozi się władza"
Od początku kluczową sprawą było, czy samochody kolumny rządowej jadąc przez Oświęcim miały włączone sygnały dźwiękowe. Zdaniem mecenasa Władysława Pocieja, obrońcy oskarżonego o spowodowanie wypadku Sebastiana Kościelnika, od tego zależy, czy kolumnę można było uznać za uprzywilejowaną, czy też nie. Pociej powołuje się na przepisy, które mówią, że aby tak ją traktować, powinna mieć włączone w trakcie przejazdu zarówno sygnalizację świetlną, jak i dźwiękową.
Kościelnik konsekwentnie twierdził, również w wywiadach dla „Wyborczej", że samochody rządowe nie miały tamtego wieczoru włączonych sygnałów dźwiękowych. – Nawet w zaproponowanym przez prokuraturę umorzeniu postępowania znalazł się zapis, że nie ustąpiłem pierwszeństwa pojazdowi, który wysyłał świetlne sygnały uprzywilejowania – mówił "Wyborczej", wskazując, że o dźwiękach ostrzegawczych w propozycji prokuratury była cisza.
Były funkcjonariusz BOR/SOP Piotr Piątek, jako osobista ochrona premier, jechał w pierwszym samochodzie w kolumnie. Beata Szydło siedziała w drugim, audi A8.
– Mieliśmy włączone sygnały świetlne, było już ciemno, wjechaliśmy w miasto. Generalnie wszyscy wiedzieliśmy, że nie mamy włączonych sygnałów dźwiękowych. Dla nas to była rzecz oczywista – mówi chor. Piątek.
Według niego mogło chodzić o względy wizerunkowe. – Żeby ludzie nie widzieli, że władza "się wozi i panoszy". Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji – twierdzi.
Biegli, którzy rekonstruowali przebieg wypadku w Oświęcimiu, nie byli w stanie potwierdzić, czy kolumna jechała z włączonymi sygnałami dźwiękowymi, czy też nie. Stwierdzili, że z zapisów rejestratorów aut rządowej kolumny nie da się odczytać, czy dźwięki ostrzegające były włączone.
Prokuratura dezawuuje świadków
O tym, że samochody rządowe jechały bez sygnałów dźwiękowych, jeszcze w trakcie śledztwa mówili "Wyborczej" świadkowie, uczestnicy terapii odwykowej w Oświęcimiu. Akurat wychodzili z budynku, gdy doszło do wypadku. Wskazywali wówczas, że rządowe limuzyny nie miały włączonych sygnałów dźwiękowych, a jedynie świetlne.
Potwierdzili to przesłuchiwani w śledztwie i potem przed sądem, w trakcie procesu w pierwszej instancji. Marek W., jeden z nich, był na ulicy, kiedy doszło do wypadku. Zeznając przed sądem, potwierdził to, co opowiadał „Wyborczej" w wywiadzie dwa lata wcześniej. Powtórzył m.in. to, że widział rozbitą na drzewie rządową limuzynę i że nie słyszał sygnałów dźwiękowych, ale widział świetlne – niebieskie. Podobnie zeznali inni uczestnicy terapii. Waldemar H. przed sądem potwierdził, że nie usłyszał żadnych sygnałów dźwiękowych, ale widział włączone „niebieskie koguty".
Tymczasem prokuratura, oskarżając Kościelnika, oparła się na zeznaniach funkcjonariuszy BOR jadących w rządowej kolumnie. Ich zeznania są utajnione, ale według naszych informacji wszyscy jak jeden mąż zeznali, że rządowe limuzyny miały włączone wszystkie sygnały ostrzegawcze.
Jak mówić, „żeby było dobrze dla nas"
Chorąży Piątek ujawnia teraz kulisy tych zeznań.
– Każdy z nas był osobno przesłuchiwany, ale wcześniej wiedzieliśmy, co mamy zeznawać. Przed przesłuchaniem usłyszałem tylko: "Piotrek, wiesz, jak było...".
Ja sobie zdawałem sprawę, że chcąc dalej pracować i awansować, musiałem mówić to, co reszta – relacjonuje nasz rozmówca. Jak twierdzi, taką wersję przekazał im dowódca zmiany. – On zarządził, jak mamy jechać i jak mamy mówić... To nie było mówione wprost. Raczej: "Piotrek, wiesz, jak było", "wiesz, jak będzie dobrze dla nas", "wiesz, jak mówić".
Mec. Pociej nie ma wątpliwości, że nowe fakty ujawnione przez byłego funkcjonariusza mogą mieć fundamentalne znaczenie dla rozstrzygnięcia w procesie o winie za spowodowanie wypadku. – Kwestia sygnałów dźwiękowych jest kluczowa w tej sprawie – podkreśla obrońca Sebastiana Kościelnika. – I nowe fakty mogą zdecydować, czy odpowiedzialność za spowodowanie wypadku ciąży na Sebastianie, czy na Sebastianie i kierowcy BOR prowadzącym audi wiozące Beatę Szydło. Bo biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych stwierdzili, że jeśli były sygnały dźwiękowe, to sprawcą jest Sebastian, ale jeśli ich nie było, to pojazd nie był uprzywilejowany i odpowiedzialność ponoszą Sebastian i kierowca BOR – zaznacza adwokat.
Limuzyna rdzewieje
Wątpliwości, czy rządowe samochody miały włączone syreny ostrzegawcze, nabrał już sąd w Oświęcimiu. Ostatecznie uznał, że Sebastian Kościelnik nieumyślnie naruszył przepisy ruchu drogowego, wskazał jednak także na możliwy brak sygnałów dźwiękowych kolumny BOR. Sąd umorzył warunkowo postępowanie przeciwko młodemu kierowcy seicento na rok próby. I zawiadomił równocześnie prokuraturę w Oświęcimiu o ewentualnym przyczynieniu się do wypadku kierowcy rządowej limuzyny. – Sąd zauważa znaczny stopień przyczynienia się innych użytkowników – podkreślała sędzia Agnieszka Pawłowska w ustnym uzasadnieniu wyroku.
Prokuratura odmówiła jednak śledztwa w tej sprawie. Konsekwentnie za to próbuje podważyć zeznania uczestników terapii. Przed sądem odwoławczym w Krakowie, gdzie toczy się postępowanie apelacyjne w sprawie wypadku w Oświęcimiu, prokurator wystąpił o ich ponowne przesłuchanie, twierdząc, że poprzednie, przed sądem w Oświęcimiu, odbyło się bez obecności biegłego psychologa, a tym samym "nie zweryfikowano ich zdolności do rekonstrukcji zdarzenia".
– Chodzi o stwierdzenie tego, co rzeczywiście zapamiętali z tego zdarzenia, a co jest zasłyszaną przez nich wiedzą – przekonywał prokurator. I od kilku miesięcy są oni ponownie przesłuchiwani. Tym razem wszyscy za zamkniętymi drzwiami.
Mec. Pociej: – Wniosek prokuratora to próba podważenia ich wiarygodności. Bo bez nich nie ma świadków wskazujących na brak sygnałów dźwiękowych w kolumnie.
Według naszych informacji uczestnicy terapii podtrzymali swoje wcześniejsze zeznania.
Jak ujawnił niedawno senator Krzysztof Brejza (PO-KO), warta 2,5 mln zł limuzyna premier Szydło do dzisiaj rdzewieje na policyjnym parkingu.
Źródło: Gazeta Wyborcza Wojciech Czuchnowski, Jarosław Sidorowicz 17 grudnia 2021 | 05:50
Beata Szydło (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl)
Pomożecie ? Udostępnicie ?