Z naszą demokracją nie jest dobrze - od 31 lat.
Problem jest obecnie w tym że "dwóch meneli spod budki z piwem, przegłosowuje jednego profesora". Jest to główna wada demokracji - że osoby niekompetentne do rządzenia państwem (których jest więcej) mają większy wpływ na rząd niż osoby kompetentne. W samolocie czy na statku nie wybiera się pilota czy kapitana wg preferencji pasażerów, bo kierowanie tymi pojazdami jest bardzo skomplikowane, a niewłaściwe zachowanie może doprowadzić do katastrofy. Podczas gdy państwo, które jest znaczenie trudniejsze "w obsłudze" niż samolot czy statek, ma wybieranego "kapitana" przez osoby które nie mają zielonego pojęcia o kierowaniu tak skomplikowanym systemem.
Konieczne jest ograniczenie liczby osób które głosują, bo głos oddany bez przemyślenia "na ładny uśmiech" jest gorszy niż nie oddawania go wcale. Często ludzie głosują nie wiedząc jakie będzie miało to skutki. Poparcie zdobywają populiści mamiący ludzi nie zaznajomionych z polityką i systemem.
Dlatego należy:
1. Nie zachęcać niezainteresowanych polityką do głosowania. Wmawianie im że to "obowiązek" jest szkodliwe - takie osoby głosują bez przemyślenia , bez wiedzy - a ich głos jest tak samo ważny jak osoby która sumiennie i dociekliwie spędziła czas by wybrać najlepszego kandydata. A to sprawia że ludzie nie mają motywacji by samemu się edukować i poznawać kandydatów.
2. Wprowadzić coś na wzór egzaminu na głosowanie (jak prawo jazdy) - egzamin możliwy do zdania przez każdego, w tematyce podstaw działania państwa: jakie funkcje ma rząd, premier, prezydent, Co to jest SN, KRS itd. by wyeliminować największych ignorantów. Bez praw jazdy nie możesz jeździć autem, a bez praw do głosu nie będzie można oddawać głosu. Polityka bardziej wywiera wpływ na życie ludzi niż jazda samochodem. Ludzie wtedy zaczną się interesować, poszerzać wiedzę - nie będzie się dało nimi tak manipulować.
3. Wprowadzenie cenzusu majątkowego "dorzucania się do wspólnej kasy". Osoby które więcej pobierają z budżetu - socjalu, zasiłków, dodatków - niż do niego wpłacają - w podatkach - nie powinny głosować. Mają one tendencje by rozszerzać rozdawnictwo i nigdy nie poprą jego ograniczenia. A jeśli komuś by brakowało np.: 100 zł do wyrównania rachunku z państwem to żeby mógł dopłacić np.: w komisji by mieć prawo głosu.
Wprowadzenie choć jednego z tych 3 punktów oznaczałoby:
- poprawę poziomu debaty publicznej w Polsce
- poprawę poziomu wiedzy wyborców na tematy polityczne
- zmniejszenie ilości głosów oddawanych na populistów
- zwiększenie znaczenia mniejszych ugrupowań które swoje poparcie zdobywają poprzez merytorykę, a nie emocje
Takie działania są konieczne. Dziś ludzie głosują na ludzi bo "dobrze im z oczu patrzy" albo "by tamten nie wygrał". To tworzy patologiczny system gdzie większość do powiedzenia mają ludzie którzy nie powinni jej mieć.
A pierwsze demokratyczne wybory w Judei wygrał Barabasz, a nie Jezus.
3. A co z nauczycielami, lekarzami i resztą budżetówki ? I co z emerytami którzy nie płacą podatków osobiście, a mają oszczędności i z nich żyją? To lepiej koszt karty do głosowania powiedzmy 40 zł - każdego stać ale osoby którym nie zależy nie pójdą z czytej chytrości.
W pierwszym rzędzie zabronic należy niejakiemu Obywatelowi. Facet zwyczajnie bredzi
Wystarczyłby wprowadzić opłatę np. równowartość 0.5 wódki i automatycznie byś odsiał meneli.