Lekarz UJAWNIA prawdę o testach na COVID! Nie mają wartości diagnostycznej! | dr A. Martynowska https://www.youtube.com/watch?v=hpj-0u3wfbc
Teraz w radio rekord psycholog mówi ile coraz młodszych dzieci sie zgłasza.po samookaleczeniach, rozwodach.. kilkunastu bogatych BYDLAKÓW od adrenochromu rządzi światem i wywołali sztuczną, zaplanowaną pLandemie przez którą cierpi cały świat !!!
W głośnym wywiadzie dla Gazety Krakowskiej z kwietnia tego roku podzieliłem się swoimi doświadczeniami z przebiegu zakażenia koronawirusem na naszym oddziale zakaźnym. Przypadki, które do nas trafiły, porównałem do cyklu lekkiej grypy. Od dłuższego czasu również staram się uspokajać nastroje i przeciwdziałać panice, tak mocno wywoływanej przez media głównego nurtu.
Dzisiaj moje doświadczenia i wnioski, przekazane już dwa miesiące temu, zostały w dużej mierze potwierdzone przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. Przedstawione na jego stronie internetowej dane opisują zapadalność na grypę w latach 2015-2020. Liczba chorych w następujących po sobie latach jest bardzo do siebie zbliżona. Tylko jeden okres czasu rzuca się od razu w oczy - od końca marca 2020 roku. Zanotowaliśmy wtedy niespotykany wcześniej, gwałtowny spadek zachorowań na grypę. Są dwa wytłumaczenia: być może społeczeństwo, z nieznanych przyczyn, nabrało odporności zbiorowej i grypa przestała nam zagrażać. Druga możliwość to taka, że zakażenia, które w latach poprzednich były klasyfikowane jako grypopochodne i nie wywoływały żadnej paniki, od kwietnia tego roku zostały zostały przerzucone do rubryki pod tytułem "koronawirus".
Więcej na ten temat mówię w wywiadzie dla "Super Expressu", pod adresem https://www.se.pl/zdrowie/covid-19-komu-zalezy-na-wzbudzaniu-strachu-uspokajam-negatywne-emocje-aa-x3xa-fNRg-g3kK.html.
Zapraszam do lektury i samodzielnej analizy.
dr.n.med. Zbigniew Martyka
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=1013446672403905&id=100012157448777
10 czerwca. No i stało się, jest decyzja sanepidu o kwarantannie dla mnie i moich domowników, bo miałem kontakt z osobą zakażoną koronawirusem.
Pani urzędniczka wyjaśnia, że musimy się izolować, poinformowała o nakazach i obowiązkach. Dodała, że w poniedziałek 15 czerwca przyjedzie do mnie karetka i zostanie pobrany wymaz albo sam będę musiał pojechać do punktu mobilnego, bo „przypadków nie jest mało”. Mam czekać na telefon. Wszystko zaczyna wyglądać dość poważnie, a my zaczynamy uczyć się życia w zamknięciu.
11 czerwca. Dostaję SMS od operatora aplikacji Kwarantanna Domowa, że obowiązkowo muszę ją zainstalować. Obowiązek to obowiązek, instaluję. Zauważam, że w moich danych jest błąd. Kontaktuję się z infolinią, proszą o PESEL. Okazuje się, że nie ma mnie w systemie. Daję za wygraną, nie zmieniam danych, ale fotografuję się dwa razy dziennie. Przynajmniej nie wyjdę z wprawy, przecież jestem fotoreporterem.
12 czerwca. Przyjeżdżają do nas policjanci, żeby sprawdzić, czy jesteśmy w domu. Potem robią to konsekwentnie każdego dnia. Jak podaje rzecznik prasowy ŚUW w oficjalnych komunikatach na terenie województwa świętokrzyskiego, jest ponad 2 tys. osób objętych kwarantanną i policjanci mają obowiązek wszystkie sprawdzić.
15 czerwca. Dzień badania, ale nikt nie dzwoni, więc robię to ja. Dowiaduję się, że jest pewien poślizg, że realizowane są dopiero zlecenia z Bożego Ciała (11 czerwca), i to w Starachowicach, w mobilnym punkcie obsługiwanym przez WOT. Następnego dnia dowiem się, że do Starachowic pojechali ludzie z całego województwa i na badania czekali w dużym korku, w swoich samochodach, po kilka godzin. Ta sytuacja to wynik decyzji wojewody świętokrzyskiego, który jak wyjaśniała rzeczniczka, dostosował liczbę karetek do potrzeb. Z pięciu, które pobierały wymazy w naszym regionie w maju, została jedna, na którą wkrótce kończy się umowa. Czy urzędnicy podpiszą nowe, tego nikt nie wie.
17 czerwca. Jakimś cudem dociera do mnie karetka. Medycy pobierają próbkę i informują, że wynik powinien być za kilka dni. Czekam więc cierpliwie, tak jak zalecał wojewoda świętokrzyski zajadam czosnek, ale lodu w majtki na razie nie wkładam, jak radził główny szef sanepidu.
Dziwią mnie decyzje urzędników wojewody o zmniejszeniu liczby karetek w sytuacji, gdy liczba zakażeń koronawirusem nie maleje, o czym zresztą świadczą oficjalnie dane.
Zadziwia fakt, że są środki na patrole policyjne i żołnierzy WOT, a nie ma środków dla medyków ratujących ludzi.
Racjonalnie nie jestem w stanie tego zrozumieć. No chyba że chodzi o wypłaszczanie krzywej, bo przecież wiele osób z kwarantanny do mobilnego punktu nie jest w stanie dotrzeć.
Apeluję więc: noście maseczki i dbajcie o siebie. Wirus istnieje.
18 czerwca. Odbieram telefon z sanepidu. Źle pobrano mi wymaz, testy trzeba powtórzyć. Czekam aż przyjedzie karetka.
Jednym słowem, robią z ludzi idiotow. A może to testy ciążowe a nie na covid?!
https://www.wykop.pl/artykul/5629657/dlaczego-walka-z-covid-jest-przegrana-w-sluzbie-wirusa/
Sytuacja autentyczna z dziś. Dotyczy osoby z mojej rodziny i jest 100% pewna. Postaram się opisać sprawę na chłodno, ale mocno mnie wkurzyła, jak się o tym dowiedziałem. Sprawa dotyczy Śląska, więc tym bardziej szokuje...
Historia Jurka...
Jurek jest na urlopie... Pojawiają mu się bardzo silne bóle mięśniowo-stawowe... Kontrola temperatury nie wykazuje gorączki... Jurek się uspokaja, pewnie po podróży samochodem (Jurek nie przyzwyczaił się jeszcze do foteli w nowym aucie), w kolejnych dniach bóle słabną, ale faktycznie przy przejazdach autem zaczynają się nasilać... Jurek się uspokaja, ale mierzy temperaturę (jest w normie) kilka dni jest osłabiony, śpi w ciągu dnia, co mu się nie zdarza, no ale w pracy się nie oszczędzał, więc organizm wykorzystuje urlop, żeby upomnieć się o swoje. Żona Jurka też odczuwa podobne bóle... Jako, że też nie ma gorączki, stwierdzają, że to kwestia foteli... Po kilku dniach, oboje stwierdzają, że nie czują zapachów...
Szybką decyzja, kończymy urlop, wracamy do domu, robimy badania na covida... Jurek się spieszy, bo jest pracownikiem służby zdrowia, i po urlopie będzie miał kontakt z dużą liczbą osób (także pacjentow). Wracają do domu...
Po drodze szukają gdzie można zrobić testy na koronawirusa... Okazuje się, że szpital Megrez w Tychach robi badania...
Jurek po rozładowaniu się jedzie zrobić badanie... Po drodze orientuje się, że nie wziął pieniędzy... Żeby już nie wracać do domu, dzwoni do placówki:
-witam, wracam z urlopu... Miałem silne bóle mięśni, mam osłabione powonienie, gorączki nie mam. Czy testy na koronawirusa są odpłatne i w jakiej cenie, czy są bezpłatne?
-nie zrobimy Panu testów.
-dlaczego? W przyszłym tygodniu mam wrócić do pracy nie chce narażać innych, że się ode mnie zaraża.
-po pierwsze nie ma Pan objawów, po drugie niech Pana pracodawca skieruje na badania.
-proszę pani, nie czuję zapachów, to chyba wystarczający objaw. Po drugie skróciłem urlop, żeby nie narażać współpracowników i pacjentów, bo pracuje w służbie zdrowia, więc zależy mi żeby jak najszybciej zrobić te badania.
-nie będę Panu mówić o objawach, bo za chwilę pan zadzwoni i mi powie, że Pan je ma... Poza tym i tak nie będzie Pan miał wyników przed powrotem do pracy...
-proszę pani, jak już mówiłem pracuje w służbie zdrowia i mam wrażenie, że o objawach koronawirusa mogę wiedzieć więcej niż pani... Po drugie z tego co wiem wyniki otrzymam po 24 godzinach... Więc proszę mi powiedzieć czy będę musiał za nie płacić i ile i czy mogę zapłacić kartą?
-nie zrobimy Panu badań, jest Pan zdrowy, przeszedł pan wirusa bezobjawowo, jak objawy Panu ustąpiły to niech Pan głowy nie zawraca.
-nie czuję zapachów. Jak wrócę do pracy i okaże się, że zaraziłem kogoś, to proszę mi powiedzieć na kogo mam się powołać jako wyrocznie, że jestem zdrowy?
-niech se pan zapisze nr do lekarza zakaźnego niech Pan z nim pogada.
-a może mnie pani przełączyć?
-ja jestem izba przyjęć nie centrala... Niech se pan dzwoni.
(Jurek jeszcze uslyszal zanim pani się rozłączyła, "będzie mnie pouczał o objawach, że niby z służby zdrowia")
Dziś mamy kolejny rekord ilości zarazen, ciągle słyszy się o nieodpowiedzialności ludzi, Śląsk to wylęgarnia wirusa, ale jak przyjdzie co do czego, to się człowiek odbija od jakiejś izby przyjęć...
Na początku powiem coś kontrowersyjnego – gdybym wiedział jak to będzie wyglądać, z pełną premedytacją unikałbym wykonania testu. Niestety… nie opłaca się być „uczciwym” społecznie. Przebieg covid19 nie jest warty stresu jakie zafundował nam SANEPID.
Pierwsze objawy pojawiły się u mnie w niedzielę wieczorem a nasiliły w nocy. Ostry ból głowy i oczodołów. Pojawiła się też niewielka gorączka nieco ponad 37oC. Olałem sprawę, nic takiego się nie działo – ale w poniedziałek nie poszedłem do pracy. Z tyłu głowy myśl „a jak to korona?”… Eeee niemożliwe. Skąd? Chodzę w maseczce, dłonie wyżarte do kości od żeli antybakteryjnych. Następnego dnia gorączka wzrosła. Po zażyciu APAP puszczała, ale jak tylko środek stracił swoje działanie gorączka natychmiast wracała. 37oC dla faceta to karetka, jak dobiło do 38,5oC to kazałem sobie grób kopać. Kiedy trzeciego dnia zanikł mi węch, zapaliła mi się lampka. Zanik węchu jest całkowity, jak by ktoś wyłączył Ci nos. Nie czuć nic. Mam małego kaszojada, jak się zesra w pieluchę to mieszkanie do ewakuacji. Ale nie tego wtorkowego dnia, ooo nie. Nos mogłem wsadzić prosto w brązo.. a nie dobra, daruję wam tej opowieści. Nic nie czułem. Podjąłem decyzję – jadę się zbadać na covid19. Dzwonię do zakaźnego:
-(…) był Pan za granicą?
-(ja) Nie
-Spotkał się Pan z osobą zakażoną?
-(ja) nie wiem, nic mi o tym nie wiadomo.
-Nie ma podstaw do skierowania na badanie. Musi Pan się udać do lekarza, który (bla bla) i wówczas należy się do nas zgłosić.
-(ja) ale mam objawy…?
-Przykro mi
Ja nie twierdzę, że to czego chcieli było niemożliwe do spełnienia. Jednak opóźniłoby to moje badanie o dwa-trzy dni, po drugie, wcale nie garnąłem się tak mocno do szpitala w obawie przed zarażeniem covidem :-)
Znalazłem punkt do badań prywatnych. W Warszawie robią takie na KEN w punkcie Drive-Through w przy urzędzie dzielnicy. Pojechałem, zrobili wymaz z paszczy i nosa, wróciłem do domu. Dzień później dostałem wynik – PLUS. Masz Pan Covida. Niby człowiek miał objawy, ale podświadomie wyoierałem tą myśl statystyką. Poza tym nie znałem nikogo kto znałby kogoś z koronawirusem. Po otrzymaniu szok i lekka panika.
Dodam tylko, że mój dzieciak złapał gorączkę równo ze mną, wiec skoro ja mam zarazę to dzieciak jak wszystko na to wskazuje, też. Żona -terminator.
Padł na nas blady strach, ponieważ cały weekend spędziliśmy razem z moimi rodzicami oraz teściami. Baliśmy się, że ich zaraziliśmy i umrą. Serio. Stres trwał 2 tygodnie – ale wszystko było dobrze….
Pomimo badań prywatnych, wynik z plusem jest przekazywany do sanepidu. Ci nie dzwonili przez ponad tydzień, więc w świetle prawa przez tydzień mogłem chodzić i zarażać – czego nie zrobiłem. Ale mogłem. W końcu zacząłem sam do nich zadzwoniłem, zapytać co dalej. –(s) A tak mamy Pański wynik, ktoś się będzie z Panem w najbliższym czasie kontaktował. Minęły kolejne dwa dni i łaskawie do nas zadzwoniono.
Minęły dwa tygodnie, wszelkie objawy u mnie ustąpiły szybko. U dziecka ustąpiły jeszcze szybciej, żona – terminator. Przyszedł czas na wymaz. U mnie minusy, u dziecka minusy u żony plus. No nie… zero objawów, siła, moc, żona pomimo plusa – terminator. W między czasie policja przyjeżdża do nas jak wściekła. Są 3 razy dziennie – rejonowa, z miasta oraz dzielnicowy. Do tego zadania w aplikacji kwarantanna. Trochę to męczące przez 1,5 miesiąca.
Zacząłem się jednak zastanawiać, dlaczego nie mam żadnych decyzji sanepidu o zakończeniu izolacji i o rozpoczęciu kwarantanny. Potrzebowałem świstka dla kontrahentów, żeby usprawiedliwić swoja nieobecność. Na początku sanepid stał na stanowisku, że oni mi nic nie muszą pisać (jak się okazuje to poniekąd prawda) i mogą mnie poinformować telefonicznie o izolacji– więc tak robią.
-Ja Wam szanowni Państwo wierzę, ale mi już klienci nie wierzą, bo ja już jestem długo w zamknięciu. Dajcie mi jakiś papier dla potwierdzenia, wystarczy skan.
i słyszę mniej więcej to:
-(S) żeby zwolnić Pana z izolacji, potrzebujemy zaświadczenie lekarskie od lekarza prowadzącego, że już pan wyzdrowiał
-Ale ja nie mam lekarza prowadzącego, przechodziłem koronawirusa lekko, sam wykoanłem test prywatnie
-(S)ERROR. To tak to panie nie. To Pan musi mieć najpierw skierowanie na izolacje od lekarza.
Acha, to to bardzo logiczne. Ozdrowieniec musi zgłosić się do lekarza, żeby wsadził go na izolację. Może tak trzeba, nie znam się, dzwonię do lekarza. Mam pakiet w luksus-medzie więc dam radę. I faktycznie, Pani doktor wypełnia kartę choroby zakaźnej, ale odmówiła wypisania zaświadczenia o wyzdrowieniu czego wymagał sanepid.
Dzwonię do sanepid
-Witam, lekarz nie wyda zaświadczenia o ozdrowieniu
-(S) Jak nie wyda, to ich obowiązek. To lekarz zwalnia z izolacji.
-No nie wyda, nie ma takich procedur. Mogą wydać oświadczenie o ogólnym stanie zdrowia, ale muszę jechać do placówki. Nie mogę jechać do placówki bo jestem systemie.
-(S) Ja jestem tylko urzędnikiem, nie mogę stwierdzić czy Pan jest zdrowy czy chory. Muszę mieć zaświadczenie od lekarza, muszą wydać.
Kolejny tydzień spędziłem na dzwonieniu do lekarzy, żeby wydali to cholerne zaświadczenie. Buliłem nawet na prywatne konsultacje z zakaźnikami . Wniosek – nikt nie wyda, bo to jest absurdalne. Nie byłem hospitalizowany.
Dzwonię na infolinię do NFZ:
NFZ- tak mamy takie skargi od pacjentów, że niektóre sanepidy tego wymagają, ale to bezpodstawne bo dwa minusy zwalniają automatycznie z izolacji.
-Panie, ja od tygodnia odbijam się od ściany, pomóżcie.
NFZ Nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
Dzwonię znowu do sanepidu (powiatówki) i mówię, że zmarnowałem tydzień.
-(S) Musi Pan dać zaświadczenie. My tylko urzędnik, Pan chory, my nie lekarze, Pan chory, my nie decydujemy, Pan chory.
-– a kto wydał mi izolację? Skoro nie miałem lekarza prowadzącego a jakimś cudem jestem w izolacji.
-(S) – Lekarz nakłada izolację, ale u Pana to taka izolacja z automatyczna bo Pan plusa masz.
Czyli wy nałożyliście tą izolację do jasnej cholery!!!!
-(S) – Ma być zaświadczenie
Dzwonię do stacji wojewódzkiej, bo mam wrażenie, że rozmawiam z miłą ale jakby oderwaną od rzeczywistości babeczką.
Wojewódzka Mazowiecka Stacja SANEPID:
-czy muszę mieć zaświadczenie od lekarza, że wyzdrowiałem z COVID
-(SW) – Nie, nie musi mieć Pan zaświadczenia od lekarza (w tle słychać) – musi mieć.
JAPIERDOLE, jeden telefon i dwie różne odpowiedzi. CO JEST Z TYMI PROCEDURAMI. Oni sami nie wiedzą co mówić.
-(SW) A jednak koleżanka obok mówi, że musi Pan mieć to zaświadczenie,
Główny Inspektorat Sanitarny:
Kontaktuję się z głównym inspektoratem sanitarnym. Najpierw CZAT
- Panie !nie musi Pan mieć nic od lekarza, Dwa minusy Pana wykreślają.
Dali mi numery do inspektorów GIS, dzwonię
-Witam, mam problem (…)
-(GIS) – połączę pana z inspektorem od takich spraw.
Odbiera Pani z GIS, opowiadam wszystko od początku. Proszę Pana, łączę Pana z mecenasem.
-(GIS mecenas) – Nie musi Pan mieć, ustawa jest i rozporządzenie w tym wypadku są jasne. Dwa minusy i koniec.
-Paaanie z nieba mi Pan spadł, ja to wiem od dwóch tygodni, lekarze nie chcą dać zaświadczenia a sanepid zwolnić z izolacji. Zróbcie coś. Mogę do was napisać pismo? Odpowiecie szybko, że nie trzeba? Potrzebuję jakieś podkładki bo się z izolacji wydostać nie mogę.
-(GIS mecenas) Może Pan napisać, ale my je skierujemy do powiatówki.
-Jak do powiatówki? To oni mi powiedzą, że trzeba mieć zaświadczenie… Panie, ale widzi Pan absurd tej sytuacji? Przecież ja się bujam z tym dwa tygodnie, co mogę zrobić?
-(GIS mecenas) Może Pan napisać skargę do rzecznika praw obywatelskich.
-A nie możecie wydać zarządzenia, pisma czy czegoś? Pewnie nie jestem jedyny z takim problemem.
-(GIS mecenas) Możemy, ale nie na wniosek petenta (czytaj takiego robaka jak ty), chyba, że rzecznik nas o to poprosi, to wydamy.
Koniec rozmowy. Jedyne co przyszło mi wówczas na język:
KUURRRRRRWAAAAAAAAAAAAAAAA to jest niemożliwe. To jest kurwa niemożliwe. Gdzie się nie obrócę tam dupa. To jest tak absurdalne i nikt nie ma chęci załatwienia tej sprawy, pomocy, wyjaśnienia.
I moi drodzy Mikorwie, Mircy, Mireczki, Mirabelki. Chuja. Naprawdę nic nie można zrobić jeżeli nie ma woli pomocy ze strony powiatówki.
W między czasie dzwoni do mnie z uwagi na moje pismo, które wysłałem Wojewódzka Stacja. Chcą pomóc mi z tym lekarzem. Tłumaczę po raz tysiącczterdzisty kolejnej osobie jak to wygląda. Pani mówi, że zadzwoni do mojego lekarza POZ i z nim porozmawia i mi wystawi to zaświadczenie.
ALLELUJA! Dziękuje Pani, w końcu ktoś chce pomóc. Ale mija dzień, dwa, tydzień. I nikt nie oddzwonił. Dopiero po 1 tygodniu jest kontakt.
-(SW) Wiii Pan co, to jest numer do Pani kierownik z powiatówki. Ona jest poinformowana o wszystkim, powinna Panu pomóc. Czyli wniosek jest taki, sorry za wyrażenie: Chuja załatwiła z lekarzami, trzeba się dogadywać ze swoimi.
W kolejnym już międzyczasie na moje kolejne pismo odpisała powiatówka. Pismo dotyczyło wyjaśnienia z ich strony mojego położenia prawnego, skoro według nich nie jestem w izolacji, bo izolację wystawia lekarz to w czym ja jestem i na jakiej podstawie przetrzymują mnie w domu?
-Dalej nikt nie potrafił odpowiedzieć jak znalazłem się w izolacji, ponieważ zapętlili się w głupiej retoryce, że lekarz wsadza do izolacji, ale za to znaleźli przepis, który pozwala na zwolnienie mnie z izolacji automatycznie po 30 dniach… I w końcu dostałem decyzję o wsadzeniu mnie w kwarantannę.
Oczywiście pomimo tego całego absurdu nie odpuścili mojej żonie i ona jak jej wyszły minusy musiała przedstawić takie zaświadczenie… W tedy już było nam bez znaczenia, po takim czasie poszukiwań w końcu jakiś lekarz się nad nami zlitował i wydał to zaświadczenie twierdząc jednocześnie, że to bezprawie.
I jeszcze na koniec:
-Do dzisiaj nie otrzymałem decyzji na pierwszy miesiąc izolacji. Mam tylko decyzję na rozpoczęcie i zakończenie kwarantanny, którą wydano mi po izolacji. Czyli z formalnego punktu widzenia nie wiem, dlaczego byłem przetrzymywany z domu przez miesiąc.
-prosiłem sanepid, żeby podał mi namiar na lekarza, który takie zaświadczenia wydaje i nigdy mi takiego kontaktu nie przekazano
-inspektorki były uprzejme, nie spotkałem się z chamstwem. Jednak nie było woli wyjaśnienia sprawy + zasłanianie się procedurami
-Jednak sam osobiście w dalszym ciągu nie zgadzam się z postępowaniem sanepidu i w mojej ocenie wymaganie zaświadczenia lekarskiego to było z ich strony nadużycie.
Podobno jest COVID-19 na urologii? Wie ktos cos o tym?
41 osób z woj. świętokrzyskiego to chyba jeden z większych wyników w naszym województwie.
Za dwa tygodnie poszybuje. Dziś w Kałkowie przejeżdżałem rowerkiem, stado ludzi bez masek ze wzrokiem wbitym w niebo. Pewnie w każdym kościele tak było.