Tak, to ten film ("wróć do mnie"). Polecam.
To o filmach dużo nie pogadalibyśmy. Szkoda. Gdzieś w którymś wątku o nieprzewidywalności ludzkich losów związanych z konkretnymi decyzjami (a może właśnie przewidywalności) miałem powołać się na jeden z moich ulubionych filmów "Mr. Nobody". Ale jego pewnie też nie widziałaś :)
Ten "Return...", czy Mr. Nobody?
Eeee.... Daje raczej do myślenia. Główny bohater żyje jakby w różnych, równoległych rzeczywistościach, które rozczłonkowują się w momencie podejmowania jakiś istotnych decyzji - pokazuje jak jedna decyzja pociąga za sobą cały wachlarz wydarzeń, konsekwencji. A inna, podjęta w tej samej kwestii powoduje, że nasze życie staje się diametralnie różne. Np. Któregoś dnia wychodziłem na spacer z psem. Wróciłem się po coś (wyszedłem kilkanaście-kilkadziesiat sekund później). Idąc do skrzyżowania (jakieś góra 100 metrów, byłem świadkiem, jak jedno auto na tym skrzyżowaniu uderzyło w drugie, a te pierwsze siłą uderzenia tego drugiego wypadło z jezdni, przecięło chodnik w miejscu gdzie ten łączy się z pasami i uderzyło z słup (poza skasowanymi dwoma autami uczestnikom zdarzenia raczej nic poważnego się nie stało - choć na miejscu służby ratownicze się pojawiły). Na drugi dzień dopiero uświadomiłem sobie, że gdyby nie ta zwłoka i zawrócenie do domu, w momencie zdarzenia stałbym dokładnie na tym chodniku, w miejscu gdzie auto uderzyło w słup. Jedna mała decyzja - a jakie konsekwencje. A ty mi mówisz, że będziesz Boga wypraszac modlitwą o pomoc :) to ja jednak może pójdę pisać ten testament :)
Rozmawiałam kiedyś z jednym duchownym. Zawsze zabiegany...pot na czole...taki co to "działam, więc jestem". Opowiadał jak to czytał, że w Syrii po jednym z ataków, okazało się, że starszy brat osłonił swoim ciałem młodszego - pięcioletniego, spod którego tamten wygrzebał się jako żywy. Ksiądz bijąc się z myślami, jedyne co mówił, to to, że dla tego, który przeżył, to trauma na całe życie, że on sobie nie wyobraża, jak można żyć po czymś takim normalnie. Stałam obok niego nie rozumiejąc dlaczego mówi o tym wydarzeniu tylko w kontekście przeszłości? Dlaczego ktoś, kto powinien patrzyć na życie/ wydarzenia przez pryzmat wiary, nie podkreśla aspektu przyszłości, tj. jak zbawienny dla całego życia tego dziecka mógł się okazać ten trudny fakt w jego życiu. No wiesz...człowiek, który zaczyna zastanawiać się dlaczego on żyje/ przeżył, a ktoś inny - w podobnych, czy nawet i innych okolicznościach, stracił życie,szukając odpowiedzi na takie pytania, może bardzo do Boga się zbliżyć. Ja wiem jedno...człowiek, który żyje nadmiernie przeszłością, często alienując się od teraźniejszości, jest jakby w uwięzi złego, nie mogąc z nadzieją patrzeć w przyszłość. Wiesz...św. Paweł czesto o przyszłości, nadziei mówił, więc pewnie jest coś na rzeczy.
Dość dziwne słowa księdza. Chociaż, jeżeli chodzi o naszych pasterzy to już mało co mnie zdziwi.
Chciałoby się powtórzyć z filmu "Szeregowiec Ryan", gdy umierający oficer mówi do tytułowego bohatera, którego on i grupa jego podwładnych szukała po całej Normandii przypłacając to życiem : " Zasłuż na to" - tak brzmiały jostatnie słowa kapitana .
Zasłuż na tę ofiarę. Zasłuż całym swoim życiem.
A ten ksiądz, że traumę będzie chłopiec miał.
Kiedy przejeżdżałem przez północną Francję i widziałem te mrowie małych cmentarzykow wojskowych (francuskich, brytyjskich z Wielkiej Wojny, porozrzucanych po polach) - pomyślałem sobie : "Europo, co zrobiłaś z ich ofiarą?".
Oprócz traumy nie zrobiła nic.
Tak samo z tym chłopcem - jeżeli głównym naszym zainteresowaniem, będzie trauma tego chłopca, a nie zdanie " Zasłuż na to", to ten chłopiec nigdy się nie podniesie. Podnieść może jego tylko dziękowanie bratu każdego dnia, każdym wysiłkiem, każdym osiągniętym celem i przekraczaniem kolejnych granic - "Bracie, to wszystko dla ciebie."
Z innego punktu widzenia...kata.
Taka matka, która np. dokonuje aborcji i uśmierca jedne swoje dzieci...bo uważa, że są np. "nadmiarowe", no bo ona chciała tylko tę " dwójke", a tu jeszcze jakieś trzecie, czy kolejne się przytrafiło, zapewne patrząc po latach na te żyjące, które może nie będą spełniały jej "roszczeń"/oczekuwań, łatwo będzie miała sama wpaść we własne sidła i na te żyjące patrzeć przez pryzmat tego "zasłuż sobie na to życie". A tu klops...pełna frustracji, decydując kiedyś, kto ma żyć, a kto nie, autorytarnie może domagać się tego zasługiwania na to o życie przez nieuśmiercone dzieci, które kłody pod nogi będą rzucały. Będzie przecież jakoś musiała utwierdzać się, że dokonała dobrej selekcji. Biedne te żyjące dzieci.
Znałem kiedyś taką kobietę (w czasach komuny to zrobiła, więc legalnie), która zabiła dwoje, urodziła córkę (dlaczego, nie wiem), a później jeszcze troje zabiła. Oczywiście, pełna akceptacja, a może i namowa męża. To oczywiście i tak nie uchroniło ich od rozpadu tego związku (zabijanie tłumaczyli zawsze kłopotami lokalowymi). Dziwna to była rodzina - każdy dla każdego wrogiem (zabierał mu przestrzeń życiową).
Jakoś wewnętrzne upodlona. Wszyscy bez kręgosłupa. Nie wiem co dziś robią, ale ten dom po tym wszystkich to były zgliszcza.
Mój mąż dużo ogląda. Z nim może kiedyś będziesz mógł pogadać. :))
To gdzie ty jesteś jak on ogląda? Przy garach
Wiesz gdzie...tu.:))
Chyba nawet Ciemniak zaczyna mieć dosyć mądrości Felice