Opiekunowie i asystenci osobiści osób niepełnosprawnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Ostrowcu, jako jedyna grupa zatrudniona w placówce przez cały okres pandemii koronawirusa pracowali w terenie. Ich codziennych obowiązków nie można wykonać zdalnie, przez telefon, bo podopieczni wymagali pomocy w zrobieniu zakupów, w tym także leków. Pracownikom, także w czasie największych obostrzeń, pomagał na zasadzie wolontariatu 70-letni Waldemar Słapek. Pisemne podziękowania i pudełko czekoladek wręczyła mu podczas niedawnej konferencji prasowej Magdalena Salwerowicz, dyrektor ośrodka.
Jest niezastąpiony, jeżeli chodzi o pomoc potrzebującym i pokazał się z najlepszej strony – podkreśla dyrektor Salwerowicz. – Zdarzały się dni, że do pana Waldemara dzwoniliśmy nawet dwa, trzy razy w ciągu dnia, bo oprócz pomocy naszym podopiecznym otrzymywaliśmy maile od osób z całej Polski z prośbą, żeby pomóc starszym rodzicom – dodaje Joanna Basińska, kierowniczka Działu Usług Opiekuńczych. – Pan Waldemar wsiadał na rower i jechał wszędzie – podkreśla.
Pan Waldemar, jak sam podkreślał, najbardziej dumny jest z tego, że uratował kota starszej podopiecznej. Gdy zachorowała na COVID-19 i trafiła do szpitala w Starachowicach, a jej opiekunka z MOPSu na kwarantannę, dokarmiał zwierzę. Gdy kobieta zmarła w szpitalu, kota przygarnął. Co nie było łatwe. – Ten był dziki. Musiałem zrobić wywiad z sąsiadami, żeby poznać jego zwyczaje. Uciekał tak bardzo, że bałem się go chwytać, bo dodatkowo kot nie był szczepiony – relacjonuje.
Polowanie na zwierzę w domu zmarłej i samotnej kobiety trwało tydzień. Adaptacja zwierzęcia w domu pana Waldemara wśród innych jego kotów, krócej. – Pomaganie jest taką moją potrzebą, po śmierci syna 10 lat temu i wnuczka 7 lat temu. Staram się pomagać teraz zwłaszcza ludziom starszym i chciałem powiedzieć, że właśnie skończyłem szkołę w tym kierunku – wyjaśnia.
Pan Waldemar skończył kurs opieki specjalistycznej nad osobami starszymi w Centrum Kształcenia Ustawicznego. Z MOPSem, jako wolontariusz, współpracuje już od kilku lat.
SZACUN PANIE WALDEMARZE!!!
Żaden radny z PIS nie złożył wniosku o ściganie i skargi do sanepidu? aż dziwne.
Jak już informowaliśmy, 10 tysięcy kary nałożył świdnicki sanepid na dyrektorkę MDK-u Katarzynę Woźniak za zorganizowanie zgromadzenia w czasie epidemii. Warto w tym miejscu wspomnieć, że postępowanie zostało wszczęte po ustnym donosie jednego z radnych, który zresztą, gdy sprawa obiegła całą Polskę a hejt w jego stronę wylał się szerokim strumieniem, wszystkiemu zaprzeczał. Teraz zdanie nieco zmienił.
- Mam dokumenty, które potwierdzają, że donos na mnie złożył radny Biały. Byłam tym wszystkim zszokowana i zniesmaczona, ponieważ wszystkim nam przyświecał jeden cel: pomoc mieszkańcom. Nie spodziewałam się, że tego dnia po maseczki przyjdzie tylu ludzi, zwłaszcza, że dwie wcześniejsze akcje mówiąc szczerze, nie cieszyły się takim powodzeniem - opowiada redakcji Katarzyna Woźniak. - W poniedziałek 22 czerwca złożyłam w tej sprawie odwołanie, moją sprawą zainteresował się też Rzecznik Praw Obywatelskich.
- To nie był donos. Poinformowałem o zagrożeniu życia i zdrowia z troski o mieszkańców - mówi z rozmowie z Elżbietą Turlej radny Sebastian Biały w najnowszym wydaniu Newsweeka. - Jestem w opozycji do burmistrza, krytykuję go na swoim portalu (wcześniej radny był w koalicji przyp.red.), ale nie zrobiłem tego z pobudek politycznych ani żeby kogokolwiek zdyskredytować. Pracowałem w MDK, dostałem naganę od Katarzyny Woźniak, (odwołałem się do sądu, sprawę wygrałem), nadal sądzę się z jedną z pracownic o to, że powiedziała, iż w godzinach pracy miałem stosunek intymny z kursantką, ale to naprawdę przypadkowa zbieżność.
W ślad za zgłoszeniem i tekstem na portalu prowadzonym przez radnego śledztwo wszczęła policja oraz sanepid. Dyrektor tego drugiego tłumaczył, że nie miał wyjścia a nałożona kara, według taryfikatora, była najniższą z możliwych.
Jak to jednak zwykle bywa zło uruchomiło lawinę dobra. Na stronie zrzutka.pl uruchomiona została zbiórka pieniędzy a licznik z minuty na minutę informował o nowych wpłatach. Po niecałej dobie udało się uzbierać ponad 10 tysięcy złotych. I tę nadwyżkę dyrektorka Woźniak przekazała na rzecz potrzebującej świebodziczanki, Marty Jasińskiej.
- Marta była naszą instruktorką zumby i zajęć fitness. Zawsze chętna do pomocy przy każdej akcji , teraz sama jej potrzebuje. Dlatego staramy się pomóc jak możemy. Dziewczyna wychowuje samotnie synka i cierpi na chorobę neurologiczną, która nie pozwala jej pracować. Stąd pomysł, by nadwyżkę zebranych środków, czyli ok. 600 złotych przekazać na rzecz Marty. Na pewno, o ile uda mi się wygrać, te 10 tysięcy też przekażę na cel charytatywny - dopowiada Katarzyna Woźniak.