Na początek wstawię wstęp do poematu „Świat Idealisty” opisujący piękno i uroki naszego Kraju.
Moja Ojczyzna
Mój Kraj jest piękny jak żaden na świecie.
Jego ogrody, pola, łąki, góry,
Wiosną ozdabia takie barwne kwiecie,
Że w nim jaśnieją nawet szare chmury.
Te chmury niosę deszczyk – a nie burzę,
Radość do serca – nie strach przed żywiołem;
Zroszą nam pola, zmyją z kwiatów kurze;
I będziem patrzeć z rozjaśnionym czołem
Na błękit nieba i słońca promienie,
Gdy tylko znikną chmur przelotnych cienie.
Są w moim Kraju wspaniałe ogrody;
W nich rosną owocowe drzewa;
Na których ptaszek – ozdoba przyrody –
Swą pieśń niewinną już od rana śpiewa.
Tę pieśń zachwytu, a pełną kochania,
Co ze snu budzi żyjące istoty
I nawet śpiochów pobudza do wstania,
A chłopów ciągnie w pola do roboty.
Budzi w nich radość i w duszach nadzieje,
Że pięknie zbierze, kto w porę zasieje.
Rosną w mym sadzie: jabłonie i grusze,
Agrest, porzeczki, truskawki, maliny;
Przetrwały wszystkie słoty, burze, susze,
A są tak świeże jak młode dziewczyny,
Co choć wrażliwe są na piękne słówka,
Potrafią stawić opór złej pokusie;
Ich nie pokąsa Telimeny mrówka,
Z nich będą, dobre cnotliwe mamusie,
Co lubią kwiaty i kochają dzieci,
A słońce dla nich zawsze pięknie świeci.
Mam w swym ogrodzie najsłodsze jagody,
Zielone trawy, róż pachnących krzewy,
A podczas pięknej słonecznej pogody,
Maleńkich ptaszków czarujące śpiewy.
Czasem z gęstwiny wyleci skrzydlatek,
Pomknie w przestworza – pod niebios lazury,
Skąd obserwuje główki swoich dziatek,
Kochane dziobki wzniesione do góry.
I nuci piosnki tak rzewne, radosne,
Że wszyscy czują w głębi duszy wiosnę.
Za mym ogrodem ciągną się bez końca,
Łany pszenicy, żyta i jęczmienia,
Co dojrzewają pod działaniem słońca,
A chłop je w mąkę i kaszę przemienia.
Za nimi owsy, tatarka i proso,
Kartofle, marchew i inne warzywa
Gaszą pragnienie co dzień ranną rosą.
Tam żadne osty, ognicha, pokrzywa,
Nie rozpierają się dumnie i butnie,
I nie ssą soków – jako w ulu trutnie.
Gdy spaceruję przez me piękne sady,
Zbieram owoce lub oglądam drzewa,
To nie kąsają mnie żadne owady,
Lecz mały ptaszek dla mnie piosnkę śpiewa.
Moje ogrody omijają burze,
Nie niszczą plonów, nie sieją zniszczenia,
Dlatego zawsze mam ja plony duże
I moje życie radość opromienia,
Że świat jest piękny i taki uroczy,
Wszędzie – gdzie sięgną tylko moje oczy.
Są w moim Kraju i lasy, i góry,
Graby i dęby, i świerki, i sosny,
Takie wysokie, aż po same chmury.
Przetrwały lata, mnogie zimy, wiosny…
Wciąż pną się w górę – ku słońcu konary,
Korzenie ziemi trzymają się mocno,
W cieniu się kryją tajemnicze jary,
A kiedy Księżyc świeci porą nocną;
To jakieś cienie błądzą po mym lesie
I jakieś głosy leśne echo niesie:
Czasem głos wilka, co po nocy wyje,
Zabrzmi – gdy szuka zgubionego stada,
To znów głos dzika – co pod dębem ryje –
Szuka korzonków i chrząkaniem biada,
Że tam na dębie siedzi stara wrona
I swym krakaniem plecie mu kazanie,
/Jak to mężowi często czyni żona,
Gdy lewą nogą rano z łóżka wstanie/;
Czasem zahuczy wielka leśna sowa,
Co się przed światłem w leśnym gąszczu chowa.
Lubię te głosy, dodają uroku
Wśród ciemnej nocy, drzemiącej przyrodzie,
/Co jak kobieta – o wieczornym zmroku,
Znacznie zyskuje na wdziękach – urodzie,
Gdy z głębi serca śle tęskne westchnienia,
Wabi i kusi, i budzi nadzieje…/,
Gdy słońce wzejdzie – wszystko się przemienia,
A gdy w południe słonko mocniej grzeje,
To z mego lasu idą inne dźwięki –
Milknie chrząkanie i wycia, i jęki…
A w moich górach przepastne doliny,
Sterczące skały i wysokie grzbiety,
Jak głębia oczu marzącej dziewczyny,
W której się rodzą pragnienia kobiety,
Swoim urokiem czarują turystę,
Ciągną ku sobie, obiecują cuda –
Więc pnie się ku nim, /a powietrze czyste
Wciąga w swe płuca/, może mu się uda
Wdrapać na szczyty – pod same obłoki,
Skąd się roztoczą wspaniałe widoki.
Taką przyrodę mam ja w swoim Kraju,
Nie jest tak piękną jak w Biblijnym Raju,
Lecz przyjemniejsza dla naszego ludu,
Który nie czeka z nieba manny – cudu,
A w pocie czoła orze swe hektary,
Sieje, bronuje i usuwa chwasty;
Ta ciężka praca dodaje mu wiary,
Że pięknie zbierze i jego niewiasty
Będą się cieszyć, że jest dosyć chleba,
Że już głodować nie zajdzie potrzeba…
Stanisław Kawiński – wrzesień 1949 r.
Zapewniam Cie,ze sa jeszcze ludzie,którzy uwielbiają poezję,a najbardziej nieznana,nieodkrytą.Bardzo chętnie będę zaglądać na Twoje wpisy.
Z pozdrowieniami B.
Oczywiście nieściśle napisałem o ludziach minionej epoki. Winno być: doceniano "miernych, biernych, ale wiernych".
Zgadzam się z korą, że te wiersze mają to "coś" w sobie, co koi duszę, przenosi do beztroskich lat, które niestety ale bezpowrotnie minęły. Są lekkie, przystępne, zrozumiałe dla każdego. Jak się je czyta, to tak jakby łapać promyczek słońca w pochmurny dzień. Myślę, że każdy z nas może się w nich odnaleźć jako podmiot liryczny. Wiersz o Hanusi też bardzo ładny, wywołuje uśmiech na twarzy. Czekamy na ciąg dalszy...
Dzięki za ciepłe słowa. Napisałem epistołę, ale czeka na weryfikację i jej na razie nie widzicie. Liczę, że się ukaże niebawem, bo niczego do czego można by się doczepić, nie ma.
Ta epistoła przybliża nam dzieje i powiązania rodzinne wspaniałego poety. Mam cichą nadzieję, że jest nas więcej, tych, którzy chcą poznać historię Twojego Dziadka i zapoznać się z Jego twórczością. Warto!!! Taka wiedza wzbogaca!!!
Przepiękna historia rodzinna. Wspaniali ludzie i ich osiągnięcia... Dobrze, że są jeszcze członkowie tego rodu, którzy w tak fascynujący sposób potrafią przekazać tyle cennych informacji. Ja także jestem wielką miłośniczką poezji, z przyjemnością rozczytuję się w tej twórczości i ją mocno czuję.
Sama jestem w posiadaniu POEZJI wydanej w 1921r. przez A. Komornickiego. Niestety, nie mam uprawnień do publikowania tej twórczości. Może kiedyś... Ale czytanie tych wierszy to balsam dla mojej duszy.
Powiem tylko, że osoby wrażliwe, posiadające umiejętność i talent pisarski zawsze znajdą nić porozumienia ze słowem i człowiekiem bez względu na czas, w którym przyszło mu żyć i tworzyć...
Ta książka też nie powstała tak od razu. Najpierw były te zeszyty, które dawałem w prezencie w Rodzinie, przyjaciołom, znajomym - najpierw sam drukowałem i składałem w plastikowe okładki, potem drukowali mi na ksero i bindowali Państwo w pobliskim punkcie ksero, na Sienkiewicza - (była to prawie masówka). Tak ok. 100 takich zeszytów sprezentowałem od wczesnej wiosny, do czerwca, bliskim mi osobom. Potem za namową zwłaszcza tego tak licznego grona przyjaciół, którzy tę poezję już poznali z tych zeszytów, zostaliśmy przekonani, że z tak piękną poezją musimy zrobić coś więcej". Wspólnymi siłami Rodziny zdecydowaliśmy więc podjąć się próby wydania tych wierszy w formie książki.
Wszystko znów spadło na moją głowę, no bo skoro się powiedziało A, to i dalej ja musiałem działać właściwie sam przygotowując materiał do druku, zwłaszcza, że to wszystko miałem pod ręką, w domu na miejscu.
Nawet wydawca już prawie miał też wszystko opracowane przeze mnie od A do Z, tylko drobne korekty, nad którymi ja siedziałem i wspólnie w drukarni wszystko wspólnie ustalaliśmy.
W początkowych założeniach miała to być książka z nieznaną dotąd nikomu poezją Dziadka.
Jednak powstało coś więcej. Gdy wydawcy, podczas prywatnych rozmów przy kolacji, (no może raczej już spokojnie po kolacji), zobaczyli i poznali inną część - Relacje z przedwojennej podróży Dziadka do Ameryki, w postaci szczegółowych i barwnych listów, to zaczęli nas gorąco namawiać, by dodatkowo umieścić tę bardziej literacką część też w tej książce, albo też wydać ją zupełnie oddzielnie, niezależnie od poezji.
Mieliśmy z rodzeństwem nieco obaw, czy nie uznane to będzie, jako taki groch z kapustą - poezja i proza w jednej książce?
Doszliśmy jednak do wniosku , że na kolejną książkę możemy się nie zdobyć prędko, zresztą nie było tego aż tak wiele. Zdecydowaliśmy więc połączyć jedno i drugie, ale trzeba było znów dać zarówno wyjaśnienie takiej decyzji, jak i napisać kolejne wprowadzenie także przed tym rozdziałem amerykańskim. Musiałem znów trochę wytężyć umysł, zdając sobie sprawę jakim jestem małym robaczkiem wobec Dziadka. Obie siostry, które były piątkowymi uczennicami, zostawiły ten ciężar na mej biednej głowie - wcale nie orła! Życie pokazało, ze dziś wiele osób chwali mnie nie tylko za to, że wydobyłem tę poezję z pawlacza, ale, że doprowadziłem do tego, że inni chętnie ją chcą poznawać i podoba się prawie wszystkim.
Oceniają też, że te moje wstępy, wprowadzenia były potrzebne i całkiem niezłe, z czego jestem więcej niż rad.
Jeszcze jedna sprawa. Zazwyczaj we wstępie każdej książki daję się krótką notę biograficzną jej autora, jednak, tym razem ze względu na bardzo bogaty życiorys St. Kawińskiego, postanowiliśmy odejść od tej reguły i umieścić ten życiorys w osobnym rozdziale, by nie przyćmić samej poezji i może nawet nie zanudzić (?) nim potencjalnego czytelnika, zwłaszcza, że niektórzy z nas uznali, aby zamieścić też biografię Jego braci, by pokazać, że oprócz zdolnego Dziadka, Jego bracia też byli wielce uzdolnieni i było kiedyś o nich nie mniej głośno, jak o naszym Dziadku. Stąd ta decyzja, by poświęcić IM oddzielny rozdział.
Uznaliśmy, że nie będziemy na wstępie przymuszać miłośników poezji, by wczytywali się w życiorysy obcych im ludzi.
Wiedzieliśmy, że Ci, którym poezja ta spodoba się, a może coś więcej..., to może sami z ciekawości sięgną po informacje w końcowym rozdziale i przekonają się i docenią, jak nietuzinkową postacią był TEN CZŁOWIEK, obdarzony przez los tyloma talentami, ... bo dziadek dodatkowo także pięknie grał na akordeonie oraz na pianinie, tak jak Jego córki też pięknie grały na pianinie. Do dziś brzęczy mi w uszach muzyka mej Mamy, piękna gra na pianinie, a dodatkowo wzruszam się zwłaszcza w Boże Narodzenie, gdy przypominam sobie kolędy grane przez Mamę i wspólne rodzinne ich śpiewanie, gdy byliśmy dziećmi. Dziś u mojej najstarszej siostry w świąteczne zimowe dni, (tej Hanuś-Wnusi), Jej synowie kultywują tę tradycję i grają wspólnie kolędy na pianinie, tym starym pianinie, na którym grywał i Dziadziuś i nasza Mama, a teraz to kolejne pokolenie gra na nim i na organach oraz na gitarze.
Małe wyjaśnienie. Nasza Matka - to znów określenie swej żony, Jadwigi, jakby była nie tylko Matką Jego córek, ale i Jego?
Janeczka i Halina, to oczywiście imiona córek. Natomiast zwróćcie uwagę na określenie swego zięcia mego Tatę, męża swej córki Haliny. Nazywa Go ten najmłodszy, kochany nasz Gina, jakby był ICH najmłodszym synem. Czytając te słowa, aż sam się wzruszam, jakie to ciepłe i niedzisiejsze.
Aha! Ten list imieninowy do żony Jadwigi ma ciąg dalszy, który wpiszę po obiedzie, (pod wieczór).
Mam nadzieję, że z zaciekawieniem poczekacie na tę 2. cz.
Na koniec jeszcze krótki wstęp ŚWIATA IDEALISTY:
Gdybym znał język wielkiego poety
I władał piórem, jak on władać umie,
Opisałbym wam te życia zalety,
Których dzisiejszy świat już nie rozumie.
Opisałbym wam takie cuda świata
I takie piękno jego barw i cieni,
Że nawet ptaszek, co nad domem lata,
Nie będzie tęsknić do słońca promieni,
Lecz będzie pieśnią obwieszczać radości,
Które zrozumieją nawet ludzie prości.
Wow jestem pod wrażeniem tak wysokiego poziomu jak na tamte czasy. Bardzo mądry, wykształcony, inteligentny człowiek. Bardzo ciekawa biografia. Romantyczność i dobre usposobienie widać w twórczości doskonale. Tak jak wspomniałam już, te słowa pisane wierszem pozwalają na poznanie Dziadka z zupełnie innej strony niż zawodowa. Pozwalają poznać Go jako człowieka o niebanalnej duszy, pełnej wrażliwości, ciepła i miłowania piękna świata. To postać nietuzinkowa.
Podpisuję się pod słowami "fajnej". Sama często wchodzę na forum i otwieram ten " nasz" wątek, czytam coś czasem po raz któryś. Nie wpisuję za każdym razem swoich odczuć ale cały czas jestem.
ja też zaglądam nawet po nocy i z przyjemnością wczytuję się w nowe fragmenty prezentowanej poezji pana Stanisława. Nie lubię gwaru, dlatego nie wpisywałam dotąd żadnych pochwał, choć powinnam. Powiem krótko, jestem zauroczona taka poezją i proszę o więcej i więcej. Nie śmiem prosić o prezent w postaci książki, ale może dałoby się jednak kupić? - please.j.k.
Witam wszystkich w ten pochmurny, jesienny dzień. Na razie nie będę dalej ciągnął wątku poematu ŚWIAT IDEALISTY - może nieco później, gdy pojawi się trochę zainteresowanych i wiernych Forowiczów.
Dziś taka nostalgiczna pogoda skłania do różnych wspomnień i refleksji, dlatego na
moment wróćmy do października 1946 roku, czyli pobytu Dziadka Kawińskiego w sanatorium w Solicach.
Tam jak pamiętamy spotykał wielu gości, m.in. był też "profesor z lwowskiej akademii, co to uczył muzyki, a nie żadnej chemii"...
Otóż przyszła pora, że ów profesor miał już odjeżdżać, bo jego okres pobytu sanatoryjnego właśnie dobiegał końca.
Dziadziuś tak pięknie opisał w jednym ze swych listów ten moment pożegnania profesora z innymi kuracjuszami w formie pożegnalnego koncertu.
ooooooooooooo
--------------------------
oooooooo
Wczoraj muzyką raczył nas profesor.
Z początku dźwięk był tęskny, rzewny, miły,
Potem jął skakać, jakby siadł na resor,
Walić w klawisze zaczął z całej siły.
Grał całym ciałem i wydawał dźwięki,
Aż drżał instrument, a ze strun szły jęki.
Gdy mocno walił, to nam się zdawało,
Że z gór dalekich zerwały się skały.
Potem dźwięk przycichł tylko luźne tony,
Jak strumyk w lesie, nieco mocniej brzmiały,
A nas coś niosło, aż w rodzinne strony,
Gdzie stare lipy i brzozy szumiały.
Kiedy jesienią mocniej wiatr zawieje,
Potrząsa drzewa i z ludzi się śmieje.
Różne obrazy tworzą takie dźwięki:
Dworskie zabawy i życie zaścianka
I smutne śpiewy, i płacze, i jęki
Biednej dziewczyny, co kochała Janka.
Ten pożegnalny wieczór profesora
Był uroczysty, poważny, lecz miły.
Choć on odjechał, bo już przyszła pora,
Te jego dźwięki długo będą żyły
Wśród gości zdroju, którzy je słyszeli
W skupieniu wielkim, - bo mówić nie śmieli.
Mam nadzieję, że Wy moi drodzy, nie będziecie milczeć, jak ci słuchacze koncertu, ... że Wam mowy (słowa pisanego) ten wiersz z koncertem pożegnalnym profesora nie odbierze i że nie pogrążycie się w milczeniu. :)
jakaż ta poezja mądra. Chciałabym skomentować te słowa w sposób, jak na to te wiersze zasługują, ale brak mi odpowiednich słów. Powiem tylko - pełen zachwyt i szacun dla Pana Kawińskiego i tej poezji!!!
Śledzę te wpisy już kolejny dzień, ale dotąd nie odzywałam się, bo inni piszą tu tak ładnie, że...odwagi brak.
Witam w niedzielę!
Za moment dołączę c.d. poematu ŚWIAT IDEALISTY. Będzie to, wspomniany przeze mnie wczoraj, fragment - jeden z bardziej mych ulubionych. Jest taki prawdziwy, gdy idzie o patriotyzm, nas Polaków na przestrzeni dziejów.
----------------------o-------------------------
Wojna objęła liczne świata kraje
Od wysp Szpicbergu aż po Himalaje,
Od Atlantyku aż do ujścia Wołgi
Grzmiały armaty, a potężne czołgi
Przypominały olbrzymiego zwierza,
Co goniąc zdobycz przestrzenie przemierza,
Aż ziemia dudni; dosięgnie zdobyczy
I strasznym głosem z całych sił zaryczy…
Stale wzrastała siła tego ryku,
A za nim pożoga szalejącej wojny.
Najpierw od Śląska do brzegów Bałtyku,
Gdzie mieszka Maćka ród do ofiar hojny,
Skory do kłótni, chętny do wypitki,
I ma niejeden stary zwyczaj brzydki.
Ale poza tym, ma i wielkie cnoty,
A przede wszystkim zdolność do roboty
Na ziemi, w polu i w wielkiej fabryce;
A tak ukochał swoją okolicę,
Tak wrósł w tę ziemię, którą krwią i potem
Zrasza od wieków rozrzutnie, obficie,
Że tu umierać chociażby pod płotem,
Tej ziemi bronić, za nią oddać życie
Gotów nasz Maciek, co nie zna bojaźni
Przed żadnym wrogiem, a znów dla przyjaźni
Na ścież otwiera swoje miękkie serce
I nie poddaje się żadnej rozterce,
Gdy trzeba bronić w walce przyjaciela:
On mu nie tylko pomocy udziela –
Własną go piersią zasłania przed ciosem,
Swą krwią szafuje, igra ze swym losem…
----------------------------o----------------------------
Januszko321 mam nadzieję, że sylwetkę Twego Dziadka - wielkiego, lecz zapomnianego jak to napisałeś Ostrowczanina, zasłużonego zawodowo a teraz i poety dostrzeże i doceni nie tylko Ostrowiec ale i reszta Polski. I wcale nie dziwię się, że odkrywając pamiątki po Dziadku dech Ci zaparło. Może kiedyś będą się o Nim uczyli w szkołach nasi potomkowie :) Kto wie jak ta historia się dalej potoczy.