"fajna" - witaj! Ta zła królowa, to nie choroba, ani inny związek z Dziadka pisaniem.
To mój szalony zmysł kojarzenia i tzw. gra słów, z czego jestem znany, sprawił, że napisałem ten cd. taki absurdalny w tym kontekście.
Stwierdzenie, że ta podróż Dziadka przez Atlantyk trwała 7 dni, ... a ja dodając: "i 7 nocy", natychmiast przypomniało mi zakończenie bajki "Królewna Śnieżka", które właśnie brzmiało: "Weselisko trwała 7 dni i 7 nocy. a zła królowa musiała uciekać, gdzie pieprz rośnie".
Dlatego napisałem, ...ojej, to bajki mi się pomyliły!
To taka zabawa w grę słów i skojarzeń. Sorry, już nie będę :(
Witaj januszko321 :) ja wiem co napisałeś ;) i zrozumiałam tę przenośnię, tylko mnie po przeczytaniu listu akurat tak się skojarzyło dalej :) "zła królowa" "uciekła, gdzie pieprz rośnie" bo Dziadek się jej nie dał :)
A jak zdrówko? Już wszystko w porządeczku? Pozdrawiam
Witam Wszystkich miłośników tego kącika z poezją, mego Dziadka - Stanisława Kawińskiego.
Zanim rozpocznę dołączenie czegoś nowego z twórczości naszego "bohatera", muszę wstawić poprawkę. Pewnie mało kto zauważył, lecz ja dziś czytając jeszcze raz załączony wczoraj list z podróży przez Atlantyk zauważyłem, iż podałem złą datę tego listu. Napisałem: 16-VIII-1937, a powinno być: 16-1VII-1937 r., czyli pomyłka o cały miesiąc, lub jak kto woli, pomyłka o jedną pałeczkę za dużo.
Dobrze by było, by to sprostowanie ukazało się tu, gdzie dodaję odpowiedź, czyli przy mym wpisie wczorajszym (17.11.2016 z g. 18.46). Zaraz będę kontynuował wpis, ale już w normalnej kolejności
Jeszcze raz witam, tym razem już wszystkich w piątek, 18 listopada 2016 r.
Jestem wreszcie znów z Wami. Za moment wstawię cos nowego z twórczości Stanisława Kawińskiego. Sygnalizowałem wczoraj, że dziś niestety dotrzemy już do końca poematu: „Świat Idealisty”.
Po ostatnich strofach tego poematu pewnie części z Was, a może nawet większości, pozostanie pewien niedosyt, że to już koniec.
Wszyscy też znamy dobrze powiedzenie, że: „wszystko co dobre, szybko się kończy”. Tak jest i w tym przypadku.
Na szczęście dziś dobiega końca tylko prezentacja pierwszego z poematów autorstwa mego Dziadka. Szczęśliwie napisał On coś więcej i mam to jeszcze w zanadrzu i przez jakiś czas będziemy się rozkoszować tą poezją Stanisława Kawińskiego.
Pisząc słowo wstępne do książki niedawno wydanej z poezją Dziadka, napisałem m.in., w końcowym jej fragmencie, takie oto stwierdzenie, a raczej nadzieję:
………………………………………………………………..
„Mamy nadzieję, że wydając drukiem tę starą poezję naszego Dziadka – Stanisława Kawińskiego, nie tylko ocalimy ją przed całkowitym przepadkiem , ale umożliwimy też jej poznanie, czytelnikom, którzy lubią taką poezję sprzed lat.
Oczywiście marzeniem naszym byłoby ocalenie jej na dłużej. Gdyby nie została ona dziś wydana, to pozostałaby nadal nieznana i pewnie ślad po niej zatarłby się na zawsze.
Wydając ją drukiem zrobiliśmy naprawdę wiele, by ją ocalić.
W Rodzinie naszej pozostanie ona na pewno żywa na długo,
a reszta nie zależy już od nas. Twórczość ta albo swą wartością obroni się sama, albo nie.
Nie polubi jej na pewno tylko ten, kto jej nie przeczyta i nie pozna, … o pozostałych raczej jestem spokojny”.
Janusz Dziewulski
/wnuk Stanisława Kawińskiego/
To było moje stwierdzenie, a raczej rzec by należało, przypuszczenie. Dziś Wasze wpisy na tym Forum i w tym naszym wątku, utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie myliłem się! Prawie wszystkim się ta poezja podoba i okazuje się, że nie tylko poezja.
Może z czasem i inni do nas dołączą i też się o tym przekonają, lecz sami, ot tak przez przypadek tu trafią?
Może i Wy możecie kogoś zachęcić, podpowiedzieć, że jest taka strona i że jest tam coś naprawdę ciekawego i wciągającego.
Dziś z czystym sumieniem muszę stwierdzić, że rozpoczynając ten wątek, miałem obawy, czy będzie zainteresowanie. Nigdy czymś podobnym się nie zajmowałem i nie maiłem pojęcia, jaka to fajna sprawa … i jak to wciąga.
Wierzcie mi, że dostajecie tu, jak na tacy tyle szczegółów, wyjaśnień, no i ten album ze zdjęciami powiązanymi tematycznie z tą poezją, że tego wszystkiego nie ma nawet w tej książce, ani we wcześniejszych zeszytach z poezją.
Dlatego tak mnie to cieszy, że teraz wraz z Wami, mogę nadrobić choć w części ten stracony czas, gdy te, jak piszecie, „perełki uśpione były przez lata w starych walizkach, w pawlaczu”.
Odkrywajmy je wspólnie na nowo i cieszmy się i radujmy nasze Seca i dusze!
Tak, jak wspomniałem, dziś na początek wstawiam kolejny, już 3. list pisany podczas podróży statkiem przez Atlantyk. Jest to już 5. dzień podróży i po woli zbliżają się do brzegów Ameryki, (do Nowego Jorku)
---o---
Atlantyk - S.s. Champlain - dn. 19-VII-!937 r.
Moje Kochane Kobity!
Nieprędko jeszcze otrzymacie te moje listy, lecz gdy otrzymacie, dużo będzie lektury.
Od czwartku, jedziemy już piątą dobę. Jeszcze cały wtorek i środę będziemy jechać, (płynąć), - dopiero w czwartek koło godz. 6 – 7 przybędziemy do Nowego Jorku.
Co dzień przesuwają nam zegar o godzinę. Stale jest pochmurno i mgła, słońca prawie nie ma.
Huśtanie nieco zmalało, a wrażliwość stępiła się. Czasem ma się moc, jednak niewiele można zrobić z powodu zmęczenia podróżą.
Trochę grania w ping-pong, to w golfa pokładowego, to w szachy.
Są i tacy co grają w bridge’a. Ja, co tak lubię bridge'a, nie gram wcale i na razie nie mam zamiaru.
Trochę spacerujemy, czytamy, a kto ma ochotę,… ten pisze.
Co dzień koło południa rozdają nam dziennik pokładowy z najświeższymi wiadomościami radiowymi. Można nawet depeszę wysłać – wyraz kosztuje, (w przeliczeniu z dolarów) koło 1 złotówki.
Dziś zwiedziliśmy we trzech maszynerię statku – to cała fabryka; Następnie byliśmy na pogawędce u dyżurnego inżyniera.
Wieczorem w wielkiej sali urządzają bale, (dancing), gry towarzyskie - koncerty itp.
Udział bierze tylko towarzystwo jadące pierwszą klasą.
Inne klasy mają inne miejsce atrakcji.
Tu w 1. klasie widzi się prawie same damy – przeważnie Angielki i Amerykanki wystrojone mocno - nie powiem - żeby gustownie, lecz krzycząco i bogato.
---0---
Dokańczam dn. 20-VII, rano.
Wczoraj ku wieczorowi wjechaliśmy w okolicę Golfstromu – zrobiło się znacznie cieplej, pomimo wiatru.
Dziś rano słońce pokazało się na niebie i widnokrąg znacznie się rozjaśnił. Kołysanie prawie ustało, a jednocześnie kamienie prawie wyleciały z głowy.
Mamy jeszcze 56 godzin jazdy do Nowego Jorku.
Przez 2 dni tam zabawimy, (w N.J.), musimy pokazać się w Konsulacie i pozałatwiać parę spraw, a wieczorem w sobotę wyruszamy do Toledo, gdzie od poniedziałku w dn. 26/bm. rozpoczynamy orkę.
Po drodze zatrzymamy się, na parę godzin, przy Niagarze.
Szalone znaczenie ma gruntowna znajomość języków. Po powrocie trzeba będzie poważnie pomyśleć o tej stronie wykształcenia naszych Córuchen.
Ja znacznie poprawiłem znajomość francuskiego. Gazety już swobodnie czytam, lecz gdy mówią prędko, to pewnych rzeczy nie rozumiem i trudniej jest mi wysłowić się należycie. Jednak ogólnie jakoś tam idzie. Całuję Was mocno – Stach – Tać.
dn. 20-VII-37r.
Tu już na początku swej podróży zagranicznej Dziadziuś docenił, jak ważna w życiu jest znajomość obcych języków i choć sam już nienajgorzej znał wtedy wiele języków obcych, to przekonał się, co znaczy szybka mowa, jej zrozumienie, a gdy w grę wchodzą dialekty, to dopiero zaczynają się schody. Ale Dziadek był zdolnym, bystrym "uczniem" i szybko przypomniał i francuski, a potem poduczył amerykańskiego, no bo w tej Ameryce, to nie czysty angielski jest w użyciu, który przecież dobrze znał.
Pod wpływem tych spostrzeżeń Dziadek pisał do swych Kobitek:
"Po powrocie trzeba będzie poważnie pomyśleć o tej stronie wykształcenia naszych Córuchen.
Córcia, córeczka, córuchna. To od córuchny jest dopełniacz córuchen - jak trochę dziwnie to brzmi. :)
** Dostrzegłem w/w zamieszczonym fragmencie potrzebę wyjaśnienia.
-0-
"Dziś zwiedziliśmy we trzech maszynerię statku – to cała fabryka; Następnie byliśmy na pogawędce u dyżurnego inżyniera."
-0-
We trzech, bo był tam Dziadek, drugi jego współtowarzysz z Huty, oraz dokooptowany Francuz o nazwisku Bayer, znający niektóre te amerykańskie zakłady, które mieli w planie odwiedzić.
Znów z ta datą jakiś chochlik się wkradł! Miało być 16 lipca 1937 r. (17-VII-1937 r. albo 17.07.1937 r.)
Witam.
Świetnie opisana podróż, czytając człowiek przenosi się do tych ówczesnych luxusów, damy, dancingi, gry, zabawy, spacery po pokładzie i opis sztormu oraz samopoczucia podróżujących, świetna lektura i czekam na kolejne wpisy. Moje zdrowie już lepiej a jak Wasze? Świetny wierszyk o idylli - nie znałem go.Pozdrawiam. Arek
Witaj Arku!
Cieszy mnie, ze stałeś się wiernym, nie tylko czytelnikiem, ale też czynnym uczestnikiem, któremu twórczość, tej do niedawna zupełnie nieznanej osoby, przypadła do gustu. Dla mnie to satysfakcja, że to w co się włączyłem i dalej robię odnosi coraz to lepsze efekty. Chciałem napisać, ze coraz to większy sukces, no ale może na te słowa, to jeszcze za wcześnie i ... lepiej nie zapeszać.
Tak samo pisanie o mym Dziadku, że wg niektórych z Was to Wielki Poeta, Wielki Pisarz, to nieco przesada. Na takie miano Wielcy Poeci, czy Pisarze, przez długie lata musieli pracować.
Oczywiście rośnie we mnie duma, że mieliśmy takiego Dziadka. Szkoda, że i ja jak byłem młody, nie znane mi było Jego wiele zasług, choćby dla hutnictwa, a o twórczości pisarskiej, a tym bardziej poetyckiej prawie nie wiedziałem - może tylko ciut, ciut.
Wiedziałem o tym, że Dziadek bardzo dużo pisywał i publikował swych artykułów o tematyce hutniczej, w miesięcznikach: Hutnik oraz Wiadomościach Hutniczych, a także w innych periodykach technicznych. Trwało to jeszcze od lat przedwojennych, aż do ostatnich chwil swego życia w 1976 r. - czyli przez ok. 50 lat.
Dziadek pisał nie tylko fachowe artykuły dotyczące unowocześniania polskiego hutnictwa, które wielokrotnie spotykały się z uznaniem na wyższych szczeblach, ale znając doskonale też wiele języków obcych, dokonywał i publikował także wielu tłumaczeń artykułów z zagranicznych czasopism technicznych, dotyczących zwłaszcza zastosowań najnowszych trendów i rozwiązań technicznych w światowym hutnictwie.
W 1976 r. jego artykuł pt. „Możliwości modernizacji istniejących stalowni martenowskich w Polsce, na stalownie
o nowoczesnych technologiach wytwarzania stali”, (m.in. Ciągłego Odlewania Stali tj. formowanie kształtu wyrobu hutniczego bezpośrednio z roztopionej stali za pomocą odpowiedniego schładzania), nominowany został przez Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Przemysłu Hutniczego do konkursu „Najlepszy artykuł roku 1976”.
Ostatecznie wyróżniony on został nagrodą II-stopnia i także specjalnym dyplomem i nagrodą finansową.
Niestety, wręczenie nagród nastąpiło już po jego śmierci,
a dyplom i w/w nagrodę odebrała jego żona, Jadwiga.
Stanisław Kawiński pracował do ostatnich chwil życia do 86. roku życia, do końca ceniony jako ekspert najwyższej klasy.
Wspominałem już, że wolą obojga mych Dziadków (Dziadka i Babci) było, by spocząć mogli w Ostrowcu, mieście, gdzie przeżyli swe najlepsze lata, z którym wiązało ich tyle wspaniałych wspomnień - mieście, które żywili nieskrywanym sentymentem. Ich wola została, przez rodzinę, spełniona.
Nawet 7 marca tego roku, gdy miałem prelekcję i czytałem fragmenty poezji Dziadka, na Uniwersytecie III Wieku, na zakończenie, oprócz braw, wręczono mi kwiaty z przeznaczeniem, by zawieźć na grób Dziadka, co uczyniliśmy wspólnie. Był to bardzo miły gest, który tak zapadł mi w pamięci
A, co do zdrowia, to dziś byłem na kontrolnej wizycie i jest ponoć poprawa, choć w tej chwili, (lepiej, że tego nikt nie słyszy) strasznie dusi mnie kaszel. No, ale złego licho nie bierze. Jakoś to będzie.
Miałem dziś zamieścić końcowy fragment Świata Idealisty, ale jest już dość późno, a poza tym widzę, że TOWARZYSTWO MIŁOŚNIKÓW POEZJI nie siedzi przy komputerach,... więc może przesunę to na jutro, gdy będzie może więcej chętnych do obcowania z poezją?
Januszko321 opisy tego co Twój Dziadek "widział" na statku, całego przepychu, bogactwa ludzi płynących - jakoś tak kojarzą mi się z filmem Titanic :) Piękną przygodę życia przeżył Pan Stanisław w ówczesnych czasach podczas tego amerykańskiego wyjazdu. Zwykli, prości ludzie pewnie nawet śmiałości pomarzyć o tym by nie mięli.
Arku wierszyk "Idylla maleńka taka" zasłyszałam z ust Pana Franciszka (bardzo mądrego, starszego człowieka) w "Złotych łanach" - ciekawym dokumencie o życiu na polskiej wsi, gdzie narratorem był sam prof. Miodek. <mam sentyment i szacunek do pracy rąk ludzkich>
Januszko321 czekamy, więc na dzień jutrzejszy i kolejną dawkę "przyjemności". Dużo zdrówka.
"fajna"!, ... a ja myślałem, że odezwą się głosy: januszko dawaj końcówkę poematu - przecież obiecałeś! No, ale dobra, może być jutro. Z rana, po śniadanku wstawię końcówkę, ale już zaczynam główkować najpierw nad wprowadzeniem tej greckiej odsłony dramatu, a potem nad podsumowaniem. Liczę, ze wspólnymi siłami poradzimy jakoś.
A "xyha" - widzę, że zalogowana na czacie - u nas się nie udziela. Widać cos innego, ciekawszego Ją teraz bardziej pochłania :) - Pozdrawiam. j.dz.
Czytam od początku,podziwiam.Nawet jak nic nie skomentuję to tu codziennie zajrzę i z przyjemnością poczytam,będę.
Witaj nowy Gościu "beato1969", cieszę się, z nowego członka "naszego kącika". Namawiam do śmielszego uczestnictwa w naszych rozmowach i wymianach opinii zarówno o pis-arstwie /to słowo nie ma nic wspólnego z "przewodnią dziś siłą polityczną"/ :) jak też w dalszym poznawaniu drogi zawodowej i życiowe, prezentowanego tu autora całej te twórczości, inż. Stanisława Kawińskiego. Chętnie wyjaśniać będę wszystkie wątpliwości.