Januszko321 nie ma możliwości by sam "przyczepił" Ci się w Twoim poście podpis "GAGA z Ostrowca", bo ktoś wyżej takiego użył :) Podpis wstawiany pod postem, nie skasowany samoczynnie przechodzi do następnie pisanych postów na danym urządzeniu :) a sztuczny tłok nie jest fajny.
A pomyśleć, że listy te pozostałyby nadal nieznane dla większości. Początkowo nikt z nas, po ich poznaniu, nie myślał, by je także opublikować.
To dzięki wydawcom, którzy mieli drukować "Poezję sprzed lat", po wcześniejszym poznaniu także listów z amerykańskiej podróży, przekonali nas, aby wydać te listy razem z poezją, albo osobno.
Początkowo wahaliśmy się, czy wypada takie listy upubliczniać, ale w końcu zostaliśmy przekonani, że są one wyjątkowe w swej treści i należy je także odkryć "światu".
Osobne ich wydanie, w związku z nowymi kosztami, raczej nie wchodziła w rachubę. Uznaliśmy, że trzeba dołączyć je do gotowego już opracowania książki z poezją Dziadka. Gdybyśmy tego nie uczynili teraz, pewnie osobnego wydania same listy, nie doczekałyby się.
Reakcja czytających przekonuje nas wszystkich, że dobrze uczyniliśmy decydując się, by je też ujawnić.
Dzięki Wam wszystkim, którzy czytacie i tak ciepło to wszystko recenzujecie.
Ponieważ ból głowy, który prześladował mnie od rana, wreszcie przeszedł pod wieczór - oczywiście nie sam, lecz z pomocą pigułek, to w lepszym nastroju znów włączyłem teraz swego laptopa i postanowiłem, zaserwować jeszcze coś na dobranoc, dla tych wszystkich co tu jeszcze zajrzą dziś. Wstawię kolejny list; tym razem jest on pisany z Chicago, dokąd dotarli 16-VIII-37r.
A oto ta relacja:
Chicago, dn. 16-VIII-1937r.
(12)
Moje Złotka Najukochańsze!
Nareszcie jesteśmy w grodzie nad Michigan’em. Zatrzymaliśmy się u Stevens’a – w największym hotelu świata, nie dla wygody to zrobiliśmy, lecz… żeby zobaczyć, jak to się mieszka w takim tłoku.
Dopiero przed godziną przybyliśmy tu i zdążyliśmy zrobić mały spacer po hall’u hotelowym i po ulicach najbliższych.
Jutro rano zaczynamy pracę i zwiedzanie miasta i fabryk.
Obecnie przed spaniem jeszcze dzielę się wrażeniami z moimi Najbliższymi i Najukochańszymi.
Ostatnie dnie spędziłem: dwa w Cleveland, a jeden w Toledo.
Do Cleveland jeszcze wstąpimy w powrotnej drodze.
Obiecałem Wam, w jednym liście, napisać o Indianach czerwonoskórych. Otóż w Cleveland fotografowałem się z trzema 12-letnimi Indianami w pełnym stroju narodowym. Szli oni ulicą wraz z Pastorem, który prowadził ich do domu wychowawczego.
Zatrzymałem Pastora, ustawiłem ich w szereg, a sam stanąłem za nimi i kazałem Stasiowi fotografować.
Chłopacy byli zdziwieni, lecz ucieszyli się, gdy dostali po kilka centów, a pastorowi wytłumaczyłem łamaną angielszczyzną, że jestem Europejczykiem , gdzie, podobne dziwy rzadko się ogląda.
Ja widziałem Indian tylko w muzeum – Panopticum , gdyż są wymierającym narodem i jedynie gdzieś na zachodzie istnieją jeszcze rezerwaty ochraniane przez państwo.
Nie mają oni strasznego wyglądu, skóra ich jednak jest bardziej czerwona, niż przypuszczałem.
Odrażający jest ich taniec z wężem, gdy proszą boga o deszcz.
Widziałem w Panopticum, jak żywego węża trzyma delikwent w zębach, ręce z tyłu i tańczy z nim.
Kobiety są wymizerowane i spełniają ciężką pracę domową, jak: kądziel, wyrób płótna, tarcie kukurydzy na mąkę itp. – postaram się przywieźć Wam odpowiednie fotografie.
Podróżuję przeważnie w dzień, żeby się przyjrzeć okolicy - moc tu jest drzew w polu.
Jakkolwiek o kilkadziesiąt mil za Pittsburgh’em, na zachód, kończą się góry i zaczyna się równina, to jednak ma oko gdzie spocząć, z powodu dużej rozmaitości widoków: drzewa, rzeki, jeziora, łąki, łany kukurydzy, itp.
W podróży daję folgę swym myślom i pędzę ku Wam moje Miłe!
A jeszcze żadnej wieści od Was nie miałem, a już 6-ty tydzień płynie, jak wyjechałem z domu.
Obecnie łatwiej mi jest obracać się wśród Amerykan, bo od kiedy mogę rozmawiać z nimi i b. dużo rozumieją, gdy mówię; a wkuwam się jak – brzdąc jaki. Jeszcze mam kawał drogi przed sobą.
Całuję Was moje Kochane Kobitki bardzo, bardzo mocno.
Wasz Stach – Tatuń.
Czy zachowały się jakiekolwiek zdjęcia z podróży po Ameryce?
Witam Panią Gość_ona A!
Zaglądam co parę minut, by się przekonać, czy jeszcze tu ktoś zajrzy. Chyba zaglądają "ludziska", skoro tzw. wejść przybywa, (już mamy ponad 6 tys.!), ale nikt się nie wpisuje - może zaglądają i stwierdzają, że przez pomyłkę zajrzeli tylko i wycofują się szybko?
Miło mi, ze Pani interesuje się tą podróżą. Ja z opowiadań Dziadka wiedziałem o tej podróży, a nawet będąc młodym chłopakiem oglądałem zdjęcia z tej przedwojennej wyprawy dziadka. Uważny słuchacz, w naszym przypadku, czytelnik dostrzegł, że Dziadziuś wiecznie narzeka na swego imiennika, też Stasia (inż. Stanisława Łubieńskiego - kier. Gospodarki Cieplnej w Zakładach Ostrowieckich), który towarzyszył Dziadkowi w tej delegacji służbowej do Ameryki. Dodatkowo czytelnik też zauważył, że narzekania te związane były z tym, że Stasiu znów nie zabrał ze sobą aparatu fotograficznego, albo znów, że muszę stale przypominać Mu, by zabierał ze sobą aparat fotograficzny. Mowa też była chyba w poprzednim liście, że Stasiu kiepsko fotografuje, bo wywołali na miejscu próbnie klisze, to marnie te zdjęcia wyszły, lub mało ich dobrze wyszło... , coś w tym stylu.
Oczywiście zdjęcia te ocalały. Jest nawet specjalny album poświęcony tej podróży do Ameryki. Wraz z raportami Dziadka pisanymi do Zarządu Zakładów Ostrowieckich, które swą siedzibę przed wojną miały w Warszawie w Al. Ujazdowskich (kopie tych raportów - sprawozdań tez posiadam ze zbiorów naszego ostrowieckiego muzeum) + kolekcją tych wszystkich prywatnych listów + album ze zdjęciami z tej podróży - całość ta stanowi doskonały materiał do szczegółowego odtworzenia przebiegu tej wyjątkowej i bardzo owocnej podróży służbowej.
Szkoda, że tu bezpośrednio nie da się zamieścić tych zdjęć, ale,...ale!
Przecież mogę je poskanować i zamieścić w tym naszym albumie, o którego istnieniu prawie zapomniałem. Dawno tam niczego nowego nie wstawiałem.
Mam poskanowane całe strony albumu - mogę je wstawić tak, jak to czyniłem ze stronami albumu moich Rodziców. Jeśli ocenicie Państwo, że jest ok. to tak zostawimy, jeśli zaś okaże się to wg Was mało czytelne, to czeka mnie większa robota skanowania każdego zdjęcia osobno.
Ponadto pamiętam, że będąc dzieckiem oglądałem prospekty amerykańskie wielkich miast, przywiezione przez Dziadka z tamtej podroży.
Jakież było moje zdziwienie, gdy po małych poszukiwaniach w rodzinnych zbiorach bibliotecznych znalazłem te prospekty, (po ponad pół wieku) - ocalały także u nas w domu. Całość jest do wglądu ewentualnie przy planowanym spotkaniu z forumowiczami, gdy będziemy obdarowywali książkami aktywnych uczestników wspólnych dyskusji w tym naszym wątku poświęconemu poezji naszego dziadka. Napisałem będziemy, bo mam deklaracje mego rodzeństwa, że ewentualnie dołączą do mnie, by spotkać się ze wszystkimi chętnymi, podyskutować, powspominać o Dziadkach i ewentualnie o swych wspomnieniach związanych z naszym wątkiem.
Dla osób odległych, gdzieś poza Ostrowcem też będzie szansa na zdobycie książki, ale też zapoznanie się w załączonym w albumie zdjęciami z podróży do USA
http://www.ostrowiecnr1.pl/zdjecia/album/AA-Poezja-sprzed-lat-i-jej-autor-inz-Stanislaw-Kawinski/
Na razie tych zdjęć z podróży do USA nie ma jeszcze, ale może jutro już wstawię i wtedy ocenicie Państwo, czy są wystarczająco czytelne.
Pozdrawiam i życzę dobrej nocy, bo u nas już zbliża się północ, za 22 min. :)
Witam wszystkich miłośników naszego wątku. Dziś mamy poniedziałek, 5 grudnia. Prezentuje Państwu, nowy, kolejny fragment historii naszego młodego bocianka.
Podobnie, jak to bywało w poprzednich dniach, tak i dziś, na wstępie wstawię kilka strof wczorajszego fragmentu:
…………………………………………………
Czasami chłopcy przynosili w worku
Żabki złowione na łące w jeziorku
I wypuszczali w ogrodzie na trawie;
Wtedy ze śmiechu pękaliśmy prawie,
Jak przed bociankiem naszym się chowały,
Lecz on choć jeszcze był młody i mały
Biegał tak szybko, szukał tak zawzięcie,
Że przechodziło wprost ludzkie pojęcie,
Skąd taki bociek wzięty prosto z kojca,
Nic nie uczony przez matkę i ojca,
Bez żadnej szkoły i żadnej nauki,
Mógł się nauczyć polowania sztuki.
---------------------------------------------
Jest przygotowany i wstawiam c.d. poematu Bociany II:
(c.d.) 05.12.2016 r.
.
A gdy zaczęły rosnąć mu już skrzydła,
To towarzystwo rogatego bydła
Chłopcy uznali niegodne bociana.
Przyszli do ojca, raz z samego rana
I tłumaczyli tak zapamiętale,
/Choć stary Maciej nie przeczył im wcale/,
Że ich bocianek winien mieć posłanie
Nie w krowim żłobie i na starym sianie –
Lecz na topoli w górze tak wysoko,
Żeby bocianie młode, bystre oko
Mogło oglądać szersze horyzonty
I miało widok już na wszystkie fronty,
Bo gdy nadejdzie kiedyś koniec lata,
On musi poznać inną stronę świata,
Tam znajdzie młodą, bardzo piękną żonę
Z nią razem wróci w swą rodzinną stronę.
Musi mieć gniazdo – do niego przyleci,
Tu będzie chować przyszłe swoje dzieci.
Więc wybrał Maciek najstarszą topolę,
Z tych, co tam rosną przy jego stodole;
Ściął jej wierzchołek, przeniósł z strzechy koło
I znowu czuł się raźno i wesoło,
Że ród bociani – w wiosce nie zaginie,
Bo w naszym życiu, jak w tym stałym młynie
W jednym kierunku wszystko się przemienia
I miejsce starych, nowe pokolenia
Zajmują szybko, rodzą się i mnożą …
Gdyż to jest starą świętą wolą Bożą.
------------------------------------------------(c.d.n.)
Witam wszystkich. Czyta się te listy z zapartym tchem. A ileż w nich barwnych opisów, ileż miłości, czułości, tęsknoty... Kobiety Twojego Dziadka były uwielbiane! Piękne i romantyczne.
Dzięki Kora! Nie mogę zaprzeczyć Twym słowom. Były kochane i uwielbiane - to się wyczuwa w każdym kolejnym liście, ... no i ta wieczna tęsknota za Nimi. :)
Naprawdę można tego pozazdrościć.
Witam.
Tak jak już pisałem, jestem tutaj codziennie a nawet zaglądam kilka razy na dzień, zazwyczaj popołudniu i wieczorem.
Twórczość Pana Kawińskiego jest super.
Poezję i listy z Nowego Lądu czytam - tak jak i "kora" - z zapartym tchem i codziennie czekam na kolejne wpisy.
Pozdrawiam Wszystkich. Arek.
Witaj Arku! Cieszę się, że z osoby mało zainteresowanej poezją, /jak nas wtajemniczałeś na początku/ taka poezja mego Dziadka przypadła Ci do gustu, że codziennie zaglądasz i czekasz na "jeszcze". Nie dziwię się, bo ja trochę podobnie jak Ty, nie rwałem się do czytania wierszy, a zwłaszcza do ich wkuwania na pamięć.
Dziś te wiersze Dziadka, (oczywiście niektóre) po tylu razach czytania, nie tylko podobają mi się bardziej i bardziej, ale znam w pewnych fragmentach je prawie na pamięć.
Nawet mnie młodsza siostra krytykuje, że jak uda mi się dorwać kogoś, to zapewne zaraz zacznę, temu komuś, czytać fragmenty Dziadka wierszy.
Tak, faktycznie zdarza mi się wczuwać w rolę czytającego i to z nieskrywanym zapałem i zaangażowaniem próbuję pokazać próbkę poezji Dziadka.
Starsza siostra zaś chwaląc mnie, twierdzi, ze dostrzega w mym głosie spore podobieństwo, jakby słyszała Dziadka. Ten drugi osąd, to dla mnie komplement. Ostatecznie coś tam po swym Dziadku odziedziczyłem, jak choćby drugie imię - Janusz, Stanisław. :))
Cześć, czołem, czuwaj! - wszystkim
Choć kiedyś pisałem, że byle kto w taką podróż pojechać nie mógł, to z relacji tych listów mogę wysnuć tylko jeden wniosek - że ów towarzysz podróży, imiennik Dziadka Kawińskiego, pojechał ... ("chyba ?)...jako tzw. pomocnik perkusisty, lub inne mi znane określenie, które ciśnie się na usta, to - dama do towarzystwa. :)
Z tego co czytamy, to Dziadek brał udział we wszystkich spotkaniach, naradach, pisał wieczorami raporty do Zarządu Z.O. w Warszawie oraz sprawozdania dla dyrekcji w Ostrowcu, zaś Pan inż. Stanisław Łubieński balował, zwiedzał muzea, niby fotografował,... itd. Sądzę, że pojechał towarzyszyć Dziadkowi, by ten nie był sam. Gros odpowiedzialnej roboty i tak spadło na Dziadka, zarówno tam w Stanach, jak i potem po powrocie do Ostrowca, gdy trzeba było tu na miejscu porobić szczegółowe analizy i z przywiezionych materiałów i zebranego doświadczenia, przygotować koncepcje wdrożenia nowych pomysłów.
Nie mam dowodów, ale myślę, że nazwisko Łubieński, nie jest przypadkowe. Może sugerować iż był to potomek hrabiego Henryka Łubieńskiego założyciela Z.O. To by tłumaczyło w pewnym sensie beztroskość tej osoby, która pojechała jako pomocnik, fotograf, a może i w jakimś sensie doradca, lecz w rzeczywistości męczyły Go sprawy służbowe i jak za karę zabierał ze sobą ten aparat fotograficzny, by robić zdjęcia, bo należy sądzić, że to było Jego głównym zadaniem w czasie tej wyprawy.
Pamiętamy jakim był bawidamek w czasie rejsu tzn. Dziadek opisywał, jak ten obtańcowuje Angielki i Amerykanki.
Przypominamy sobie, że gdy Dziadek wraz z Francuzem, p. Boyer' em jechali pociągiem do Toledo, bo następnego dnia czekała Ich "orka", to p. Łubieński pozostał jeszcze nad Niagarą, by podziwiać wodospad przy oświetleniu wieczornym.
Tak więc widzisz Fajna, gdyby Dziadek jeszcze zabrał się za fotografowanie, to Jego kompan podróży byłby całkiem bezrobotny:)
Jeszcze co do zdjęć, to wstawię je niebawem - mam nadzieję, że jeszcze dziś. Dziś też miałem wizytę i u lekarki i wystałem się w Aptece i inne pilne sprawy załatwiałem. Dopiero niedawno wróciłem do domu i wreszcie jestem po obiedzie i zaczynam normalnie "rozkręcać" się.
Zapraszam do obejrzenia obiecanych zdjęć z podróży Dziadka St. Kawińskiego do Ameryki.
Na razie wstawiłem kilka zdjęć z katalogu przywiezionego przez Dziadka z tej podróży. Zobaczycie jak wyglądały duże miasta w Ameryce przed wojną - w 1937 roku.
Dołączyłem też jedno zdjęcie obu naszych "bohaterów" tej wyprawy do USA z 1937 r., podczas której doszło do odwiedzin Waszyngtonu - obaj panowie Stanisławowie stoją na tle Kapitolu.
Zdjęcia załączyłem do albumu:
http://www.ostrowiecnr1.pl/zdjecia/album/AA-Poezja-sprzed-lat-i-jej-autor-inz-Stanislaw-Kawinski/
Będą następne zdjęcia, ale już nie dziś.
Zamieszczone dziś zdjęcia znajdują się na str. 2 tego albumu