Ja też przypominam sobie z lat szkolnych, kiedy czytanie poezji i jej analizowanie - co autor chciał przez to powiedzieć, często było zmorą i odbierało często chęci do czytania.
Skłamałbym, gdybym tu kogokolwiek próbował przekonywać, iż poezja, to mój ulubiony gatunek literacki.
No, ale niestety, niezbyt często czyta się wiersze, czy poematy pisane z taką lekkością i jednocześnie tak prostym, zrozumiałym językiem.
Słusznie zauważasz, że wszystko jest zrozumiałe, proste, a zarazem takie piękne.
Miał wyjątkowy dar do pisania. Dziś mówi się, że ktoś ma lekką rękę do pisania. No, ale poza tym ważna jest głowa i "olej w niej".
Gdy dojdziemy do poematów, takich na +/- 20 stron w książce, to okaże się, że czyta się to z zapartym tchem i aż trudno uwierzyć, że to pisane jest wg najświętszych kanonów tworzenia poezji obowiązujących dawniej np. za czasów Mickiewicza (rym, rytm, ilość sylab tzn. 13-zgłoskowiec, czy 11-zgłoskowiec itd. Poza tym od początku, do końca, z góry obrany temat zmierzający we właściwym kierunku, (nic przypadkowego) i wszystko zakończone podsumowaniem, lub morałem.
Po cichu liczę, że takimi wpisami wzbudzę jeszcze bardziej zaciekawienie. Wierzę, że prawdą jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i tak będzie w przypadku poznawania poezji mego Dziadka.
Pewnie i Wam wszystkim też wyda się to niewiarygodne, ze poezję tę odkryłem prawie przypadkiem po 70 latach od jej powstania i nikt z nas wnuków jej nie znał. Byliśmy za mali, gdy obijało się o uszy o tym i wtedy nikogo z nas to nie interesował. Potem, gdy dorastaliśmy, już się to tematu poezji i Dziadka twórczości jakoś nie wracało. Były wówczas inne ważniejsze tematy, gdy się spotykaliśmy u Dziadków w Warszawie.
Prawda jest taka, że do odkrycia tej poezji Dziadka doszło niespodziewanie, przed rokiem. Zmobilizowany zostałem przez historyków z Oddz. PTTK im. M. Radwana, którzy 3 lata temu opracowali i przygotowali sesję popularno-naukową dot. mego Taty. Była ta sesja z cyklu Wielkie Postacie Ziemi Ostrowieckiej - "dr Eugeniusz Dziewulski - w 100. rocznicę urodzin". Wtedy to wyszło na jaw, że moja Mama jest z domu Kawińska. Wtedy to poproszono, by odszukać jakichś pamiątek o Dziadku Kawińskim, byłym dyrektorze Huty, by kiedyś móc przygotować podobną sesję o Jego życiu i pracy. Minęły 2 lata i w zeszłym roku, przy innej sesji w MCK w Browarze, Pani Monika i Tadeusz, upomnieli się o te materiały, o które kiedyś prosili. Musiałem od ręki sięgnąć wysoko do pawlaczy w przedpokoju i wyciągnąć 2 ciężkie walizy z różnymi albumami rodzinnymi i innymi pamiątkami przywiezionymi z Warszawy po śmierci Dziadka, którzy z Babcią tam mieszkał od 1953 roku. Dziadziuś od 1953 r. aż do śmierci w 1976 r. pracował w Komisji Planowania przy Radzie Ministrów w resorcie Hutnictwa i był wówczas "szychą" w sprawach hutniczych. Był doradcą i ekspertem w resorcie hutnictwa. Opiniował m.in. nowe projekty hutnicze, modernizacyjne, a także był jednym z decydentów, którzy rozpatrywali i decydowali o lokalizacjach inwestycji.
Nasz Ostrowiec zawdzięcza Mu wiele. Niewielu w Ostrowcu wie, że Nowy Zakład powstał tu w Ostrowcu m.in. dzięki wielkim bojom, które Dziadek toczył na samym szczycie Ministerstwa, by właśnie tu w naszym mieście inwestycja ta została zlokalizowana. Ja doskonale słyszę jeszcze te słowa Dziadka, gdy nam o tym nie raz powtarzał.
Dziadkowie z wielkim sentymentem zawsze wspominali swe najlepsze lata, gdy mieszkali tu, właśnie w Ostrowcu. Dlatego postanowili, że po śmierci, nie w Warszawie, ale właśnie w Ostrowcu chcą być pochowani. Ich wola została spełniona i spoczywają tu w Ostrowcu na Cmentarzu Komunalnym.
Przepraszam, że tak się rozpisałem i odbiegłem od samej poezji.
Nadrobimy to jeszcze - obiecuję.
Ta epistoła przybliża nam dzieje i powiązania rodzinne wspaniałego poety. Mam cichą nadzieję, że jest nas więcej, tych, którzy chcą poznać historię Twojego Dziadka i zapoznać się z Jego twórczością. Warto!!! Taka wiedza wzbogaca!!!
Kora! - dziękuję za określenie wspaniały poeta. Nikt Go tak zapewne nigdy nie nazwał i myślę, że tak jak ja, tak i z pewnością ON byłby więcej niż zażenowany takim określeniem. Zapewne powiedziałby, że On tylko pisze, tak jak potrafi i nic więcej.
Z czasem zobaczysz, że wszyscy zaczniemy widzieć w NIM nie inżyniera, ważnego urzędnika państwowego, ale człowieka niezwykłego, z wspaniałym wnętrzem - z DUSZĄ.
A potrafił pięknie pisać... i już od pierwszego wiersza zobaczyłam w Nim człowieka, który z lekkością przelewał na papier Siebie, to co widzi, co czuje. Wrażliwy, czuły, dostrzegający piękno przyrody, kochający rodzinę, z poczuciem humoru. Nie znałam Twojego Dziadka, nie słyszałam o nim wcześniej(może powinno się przybliżać młodzieży historię regionalną) ale po przeczytaniu kilku wierszy widzę w Nim Poetę przez duże P. Nie jestem miłośniczką tego gatunku literackiego ale Poezja sprzed lat mnie wciągnęła.
Kora i znowu trudno nie podzielić Twego zdania:) Dokładnie... to co piszesz januszko321 przybliża nam postać Twojego dziadka, taką realną, biograficzną, Jego (Wasze) dzieje, to jak ważną był personą dla naszego miasta... Zaś na podstawie Jego twórczości poznajemy tę część duchową, prywatną, bardziej wrażliwą.
Ta "DUSZA" jak to napisałeś, ta duchowa sfera jest w tym "spadku" jaki Wam (a teraz i nam odbiorcom) pozostał myślę najważniejsza. To takie poznawanie oczyma własnej wyobraźni i dostrzeganie tego co w Panu Stanisławie było na tamte czasy nieodkryte przez ludzi Go otaczających. To jest coś niesamowitego. Warto zagłębić się w cały ten wątek tym bardziej, że jego główny "bohater" jest częścią historii naszego miasta.
Dzięki za ciepłe słowa. Napisałem epistołę, ale czeka na weryfikację i jej na razie nie widzicie. Liczę, że się ukaże niebawem, bo niczego do czego można by się doczepić, nie ma.
Tak jak wspomniałem na czacie dam próbkę innej twórczości Dziadka. S
Jest to fragment relacji z podróży po USA z 1937 roku, gdy Dziadek jako Gł. Metalurg Zakładów Ostrowieckich wysłany był przez Zarząd Główny Spółki za Ocean do Ameryki, by zapoznać się z procesami technologicznymi w hutnictwie przy wykorzystaniu gazu ziemnego, który miał być wykorzystywany w ostrowieckiej hucie, zwanej wówczas, przed wojną Zakładami Ostrowieckimi. Jadąc po drodze do Toledo, wstąpili nad Niagarę. Oto ta relacja. Mimo tylu lat ok. 80 lat, jakżeż to trafne i chyba w wielu wypadkach aktualne.
W wagonie Expressu z Bufallo do Toledo,
Stany Zjednoczone Ameryki Płn. – dn. 25-VII-1937r.
W wagonie Expressu z Bufallo do Toledo,
Stany Zjednoczone Ameryki Płn. – dn. 25-VII-1937r.
(List – nr 6)
Moje Ukochane Kobitki!
Próbuję pisać w wagonie, gdyż mam 6 godzin jazdy przed sobą
i bardziej przyjemnego zajęcia wymyśleć nie mogę.
Pomimo, że pociągi szybko chodzą, jazda trwa tu długo, gdyż kolosalne przestrzenie się przejeżdża. Wczoraj wieczorem opuściliśmy Nowy Jork
i po 9 godzinach ekspresem, dotarliśmy do Bufallo; tu przenocowaliśmy
i z samego rana po kościele wybraliśmy się na wycieczkę samochodem do Niagary. Droga wspaniała, widoki zachwycające.
W tamtą stronę jechaliśmy kanadyjską stroną, (jeziora), wróciliśmy zaś, amerykańską; obiad jedliśmy w Kanadzie. Stasio jeszcze pozostał na wieczór oglądać wodospad przy oświetleniu wieczornym, a my jedziemy dalej do Toledo, gdzie jutro rozpoczynamy właściwą pracę.
Jedziemy brzegiem Jeziora Erie, którego powierzchnia, to ukazuje się tuż koło toru, to znów znika za zielenią drzew, których tu jest wszędzie moc.
Okolice bardzo ładne, niczym nie przypominające naszych biednych stron.
Niagara nieco rozczarowała mnie, może dlatego, że przyzwyczaiłem się tu do spotykania, na każdym kroku, rzeczy tak nadzwyczajnych, że i do Niagary wybrałem się odpowiednio nastawiony. Jest to wielki, potężny żywioł, lecz zbyt dużo zrobiono różnych udogodnień pozwalających oglądać ją z bliska. Ze wszystkich stron stoją tysiące samochodów,
-2-
a ludzie gromadami przewijają się gapiąc na rozszalałe, huczące
i pieniące się wody; to na linowej kolejce przejeżdżają z jednej strony na drugą, to spuszczają się na dół windami i sztucznie zrobionymi tunelami, od wnętrza (w gumowych ubraniach), dochodzą do końca skały, gdzie rzucające się w rozpędzie gromady wód tworzą jakby most, a po upadku z jękiem rozpryskują się w drobny pył, który w postaci mieniącej się w słońcu mgły unosi się w powietrzu, a następnie opada jak drobny deszcz.
Ludzie zbyt dużo zrobili, żeby się dostać do wnętrza, do duszy żywiołu
i wyrwać mu tajemnicę jego potęgi i uroku – przez to Niagara straciła
na swej pierwotnej dzikości i zmalał jej urok – jest to wrażenie jakie na mnie sprawiła.
Na dziś tyle wspomnień.
Jutro cd. poezji w formie listów wierszowanych pisanych z Sanatorium, z października 194 r.
Siedze w pracy i zagladam czy nie ma nic nowego :)
Witaj w naszym gronie Tomku.
Grzechem byłoby zamknąć i ukryć przed światem twórczość Twojego Dziadka. Brakuje mi słów by przekazać to co czuję po przeczytaniu tych listów. Ja to wszystko zobaczyłam, jakbym tam była.
Witam wszystkich i przepraszam, że "rozpraszam" niektórych o tak młodej porze. Wiem, że dla wielu to godziny pracy, a tu januszko jakieś bzdety wyciąga z lamusa :)
Na dzień dobry wstawiam kolejny list z czasów, gdy Dziadek zmuszony był wybrać się do Sanatorium, by podleczyć swe dolegliwości żołądkowe, (...a może jelitowe?). Było to w październiku 1946 roku.
Tak jak pisałem powojenny okres odbudowy i uruchamiania całkiem zrabowanej i zrujnowanej huty był okresem bardzo ciężkim i wyczerpującym zwłaszcza, że Dziadek wtedy jako dyr. techniczny Huty był w dużym stopniu odpowiedzialny za szybkie jej uruchomienie i dostarczenie produkcji. Dopiero jesienią 1946, gdy produkcja szła już całkiem dobrze, władze w Warszawie dały zielone światło, a raczej dały Mu zgodę na zaległy urlop.
To było możliwe, jako nagroda za wykonanie zadania - uruchomienie produkcji. Po powrocie z Sanatorium czekała Go kolejna nagroda - awans na dyr. naczelnego HUTY. No ale o tym kiedyś tam...
To tyle wstępu.
:) ...aż strach pomyśleć, co będzie dalej, jeśli to dopiero wstęp - prawda?