Witam wszystkich raz jeszcze we wtorek, 13 grudnia. Niestety, ta data źle się zapisała w naszej historii.
Mam nadzieję, że chociaż dziś jest 13-ty, ale dzień dla nas wszystkich będzie normalny.
...
Ten wpis miałem zamieścić na powitanie, ale uznałem, że go wstawie jednak po liście. Uznałem teraz, że korzystniej będzie, by obie części listu (19) znalazły się tu po sobie.
Wczoraj dość późno nagle uzmysłowiłem sobie, że nie wstawiłem Wam kolejnego listu z Ameryki. Ponieważ widzę, że po tym wpisie wieczornym nie było komentarzy, stąd ten pomysł na list teraz.
Ponieważ był to list na 6 strony, więc podzieliłem go na 2 części. Teraz z rana wstawię tę 2. część, to będziecie mieli niejako cały list razem – 1. i 2. część po sobie.
Kiedyś fragmenty tej 2. części wstawiałem, gdy mowa była o windach oraz windziarkach i windziarzach. Będzie więc częściowa tego powtórka, ale nie tylko to. Będą też rzeczy niepublikowane.
Po południu ok. 14-ej wstawię oczekiwane zakończenie poematu Bociany II. Pewnie wiele z Was żałuje, że to już koniec tej bocianiej historii i nie ma np. 3. części, lub innego poematu, no ale nie ma:(
Zostaną nam jeszcze 2 listy w środę wstawię – list nr 20, a w czwartek ostatni – nr 21.
Podobnie na środę i czwartek przewiduję jeszcze nieznane Wam wiersze i wierszowane listy z sanatorium z X-1946 r.
W piątek podyskutujemy sobie o sobotnim spotkaniu – ustalimy ostatnie szczegóły.
…
To tyle teraz, na dzień dobry - miłego dnia!
Witam. Czytałam listy, i wczoraj i dziś. Mogę tylko przypomnieć to co już pisałam nie raz. Czytając, przenoszę się w inną rzeczywistość, widzę na własne oczy to wszystko, co opisuje Pan Kawiński. Trochę żal, że Bociany już dziś się skończą...
Witam Koro!
Masz rację, że trochę żal, że już koniec tej historii o bocianach, ale na pewno będziemy wspominać je ciepło, bo zakończenie jest bardzo optymistyczne.
Można powiedzieć, że prorocze słowa we wcześniejszym tekście sprawdzą się:
I znowu (Maciej - mój dopisek) czuł się raźno i wesoło,
Że ród bociani – w wiosce nie zaginie,
Bo w naszym życiu, jak w tym stałym młynie
W jednym kierunku wszystko się przemienia
I miejsce starych, nowe pokolenia
Zajmują szybko, rodzą się i mnożą …
Gdyż to jest starą świętą wolą Bożą.
...
Mnie martwi fakt, że tak niewiele osób potwierdza, że chce się spotkać i odebrać książkę. Wprawdzie wiele ich nie mam, ale jest to jedna z nielicznych okazji, by ją zdobyć.
Wczoraj dostałem kolejny mail z zagranicy od osoby nam bliskiej na tym Forum i nie będzie Jej z nami w sobotę. Piszę enigmatycznie, bo nie wiem, czy chciałaby, aby to ogłaszać. W swoim gronie osób, które się spotkają będziemy wiedzieć i żałować, że Jej nie spotkamy teraz. Ja oczywiście obiecałem książkę zatrzymać do spotkania w przyszłości, albo wysłać na podany adres, (którego na razie nie znam).
Teraz zastanawiam się, czy nie lepiej było zaplanować spotkanie kameralne w kilka osób pewnych, którzy faktycznie są zainteresowani zarówno spotkaniem, poznaniem się oraz odebraniem obiecanego prezentu, w postaci książki autorstwa Stanisława Kawińskiego?
Dziś muszę wybrać się do Biblioteki WSBiP, bo zarówno komórka, jak i stacjonarny telefon nie są odbierane. Nie dowiem się więc niczego, bez osobistego kontaktu.
Jeszcze raz witam. Szkoda,że tylko ja i Arek potwierdzilismy nasze spotkanie. Tak aktywna fajna kiedyś też wyraziła chęć posiadania książki, może więc jeszcze do nas dołączy.Miejmy nadzieję, że uda się nam spotkać. Pozdrawiam.
Mój post oczekuje na weryfikację. Ach, ta technika. I teraz wyjdzie z tych moich wpisów takie masło maślane.
Witajcie wszyscy, zwłaszcza Ci, którzy oczekują na finałowy odcinek o bocianach.
Właśnie wszedłem do domu i włączyłem kompa.
Wracam ze spotkania z Panią Dyrektor WSBiP. Nasze spotkanie w sobotę o 16:00. Ustaliliśmy szczegóły i będzie fajnie.
Jeszcze raz zapraszam chętnych na spotkanie w związku z książką naszego Dziadka, Stanisława Kawińskiego - "Poezja sprzed lat". Oprócz książek przygotowuję też małe niespodzianki, dla tych co wolą słuchać, niż czytać :), czyli CD w formacie: wnuk czyta poezję Dziadka.
Spotkanie będzie przy kawie, (herbacie), oraz szarlotce, lub czymś podobnym.
A teraz obiecane zakończenie poematu Bociany II.
Oto jeszcze dla przypomnienia ostatnie strofy z wczorajszego dnia:
....
Gdy dzień się skraca – świat staje ponury,
Ciągnie bociana, by wzlatał do góry –
Skrzydła zaprawiał , wzmacniał siłę mięśni,
Do nowych krajów teraz bocian tęskni;
Czuje, że do nas idzie sroga zima
I żadna siła już go nie powstrzyma
Od tego lotu do nowego kraju,
Gdzie będzie ciepło, jako u nas w maju.
......................................c.d.n. za moment.
Oto i zakończenie tego poematu:
...
Już odleciały obydwa bociany…
Czy kiedy wróci Wojtuś nasz kochany?
Jakie tam losy i jakie przygody
Będzie przeżywał nasz bocianek młody?
Tak rozważała Maciejowa żona,
Która odlotem boćka jest strapiona…
Minęła zima i stopniały lody.
Do rzek wracają rozproszone wody,
Co podczas zimy jako śniegi białe
Całe tygodnie i miesiące całe
Chronią zasiewy przed zbyt tęgim mrozem.
Znikły już sanie, ludzie jeżdżą wozem
I wszyscy czują, że wiosna powraca –
Wkrótce już w polu rozpocznie się praca…
...
Raz wpada Jasiek do chaty zdyszany –
Krzyczy, że widział na łące bociany.
Bardzo zmęczone podróżą daleką,
Odpoczywały nad Pilicą rzeką.
Były zgłodniałe, szukały śniadania,
Lecz o tej porze boćków polowania
Są bezskuteczne, bo żaby śpią w stawie –
I próżno będą szukać ich na trawie.
Bierze kartofle, gotowaną kaszę
I gdy przylecą głodne boćki nasze,
Da im na misce, postawi w ogródku
I może Wojtuś z bocianichą młódką
Tutaj spożyje pierwszą swą kolację…
Fakty stwierdzają, że Jasiek miał rację…
Bo w dwie godziny z gniazda przy zagrodzie
Wojtuś spoglądał na miskę w ogrodzie,
A potem sfrunął jak w ubiegłym roku,
Kiedy się nie bał ludzkiego widoku.
Smacznie zajadał i nosił do gniazda,
Aż się dziwował stary Maciej gazda.
...
Nasz stary bocian nie wrócił do wioski –
Pewnie się spełnił tamten wyrok boski,
Który Nemezis zapisała w księdze –
Tak osądziły dewotki i jędze.
A stary Maciej drapał się po głowie,
Bo on na próżno zdania nie wypowie.
St. Kawiński
Ostrowiec dn. 08.08.1937 r.
Witam.
"Kora" codziennie pisze to co i mnie nasuwa się na myśl , więc nie będę dublował wpisów.
Tak jak już pisałem mnie twórczość i listy Pana Kawińskiego urzekły swym prostym, lekkim i jakże pięknym językiem i jestem - jako laik w tych sprawach - oczarowany.
Nie dziękuj nam "januszko321" bo to Tobie należą się podziękowania i niskie ukłony, że mogliśmy poznać - tak jak pisała "kora" - osobę i historię Twojego Dziadka i Waszej Rodziny. Serdecznie za ten wątek DZIĘKUJĘ!!!!
Tak jak przewidywałeś, na koniec bocianiej historii łezka zakręciła mi się w oku.
Co do 13.12.to pamiętam ten dzień jakby było to wczoraj - a byłem wówczas 7-letnim chłopcem i niewiele z tego wszystkiego rozumiałem, ale płakałem że nie ma Teleranka tylko Pan w mundurze a Babcia płakała , że znowu może będzie wojna, której nie chciałaby przeżyć kolejny raz. Smutny to był dzień.
Nie mogę się doczekać soboty i naszego spotkania.
Pozdrawiam Wszystkich. Arek.
Mnie również łezka w oku się kręci.Piękne zakończenie. Cudowny Poemat. Bardzo mnie cieszy fakt, że już od soboty będę mogła trzymać w ręku książkę i zaglądać do niej w dowolnym momencie. Pokochałam te Bociany.
Witaj Koro! Wprawdzie widzę też wpis Arka, ale jako dżentelmen wybaczy, że do Ciebie pierwszej dokonam wpisu.
Mnie też jest milo, że się spotkamy i przekażę Wam te obiecane książki. To miłe uczucie móc się podzielić czymś z bliskimi, a za takich uważam Was wszystkich, którzy przez te 5 tygodni wspólnie śledzili ten nasz wspólny wątek z poezją. Piszę nasz świadomie, bo bez Was te moje wysiłki byłyby bezowocne. Bardzo cieszy mnie Wasze zdanie, ze ten wątek wyróżniał się w pozytywnym znaczeniu, od innych. No, ale to dzięki tak wdzięcznemu tematowi, którym się tu zajmowaliśmy.
A co do tego wzruszenia pod koniec, to tylko świadczy o nas, których to "ruszyło", że mamy trochę podobne i wrażliwe dusze. Faceci na ogół ukrywają tę swą cechę, uważając, ze to mało męskie - wzruszać się, lub uronić łezkę w czasie filmu. Mnie się to przytrafia i zwykle się z tym nie kryję.
Teraz do Arka jeszcze słów kilka napiszę.
Jeśli inni czytają i chcieliby do nas dołączyć, to są ostatnie chwile, by ujawniać się. Jesteśmy otwarci na wszystkich miłośników takiego słowa pisanego.
W sobotę zapraszam na spotkanie. Pewna pula książek jest do sprezentowania, ale będą też płyty CD z tą poezją St. Kawińskiego w "prezencie gwiazdkowym" :)
Witaj Arku! Wybaczysz, że choć Twój wpis był wcześniejszy, ale najpierw napisałem do Kory.
Co do wzajemnych podziękowań, to już to mamy za sobą. Tak jak napisałem Korze, moje prezentacje nie byłyby wiele warte, gdyby nie Wy uczestnicy, którzy chcieli to czytać i komentować. Mnie to bardzo cieszy, że przypasowałem z ta poezją i w ogóle twórczością Dziadka do Waszych gustów i Waszej wrażliwości.
Twoje wyznanie, że też się trochę wzruszyłeś, jest potwierdzeniem, że potrafisz docenić nie tylko piękno słów ale i wczuwasz się w klimat zdarzeń.
Nie zawsze potrafimy przeżywać aż tak dosłownie, że nam się głos załamuje przy czytaniu na głos, lub oczy stają się wilgotne.
W sobotę już nie będziemy się wzruszać, a cieszyć ze wspólnego spotkania i mam nadzieję też z książkowego prezentu.
Właśnie po latach spotkałem kolegę z żoną i zaprosiłem na chwilę. Chwila trwała, dłuższą chwilę, ale wychodzili zadowoleni z książką i umówiliśmy się na dłuższe spotkanie i rozmowy, już po zapoznaniu się z :lekturą", która już po wstępie przypadła Im też do gustu.
To na razie tyle. Jutro c.d. listów i jeszcze wierszowane listy i zapiski z sanatorium.
Witam wytrwałych uczestników naszego wątku w środę, 14 grudnia. Do Wigilii zostało raptem 10 dni.
Po zakończeniu prezentacji większych utworów Stanisława Kawińskiego, jak poematy: Świat Idealisty oraz Bociany i Bociany II, dziś powrócimy jeszcze do wierszy oraz listów pisanych w sanatorium.
Za chwile zaprezentuję Wam część epistoły do młodszej córki, Halinki.
Próbując wstawiać ten nowy tekst zacząłem go czytać na głos i coś mi nie zabrzmiało w uszach, tak jak należy. Wyciągnąłem stary kajet Dziadka z oryginalnym tekstem i zacząłem szczegółowo porównywać oba teksty. Okazało się, że odnalazłem spore uchybienie popełnione przeze mnie przy przepisywaniu. W jednym z wierszy zabrakło jednego słowa, "bardzo", co sprawiało, ze zamiast 11-zgłoskowca w tym konkretnym wierszu było tylko 9 zgłosek. Ale to nie koniec wpadki! Kolejny wiersz w ogóle "zgubiłem" i brakowało trochę sensu , no i rymu. Nie wiem, jak to możliwe, że po tylu czytaniach, sprawdzaniach, mogło to umknąć mej uwadze!
Ponieważ już kiedyś wyrwałem z tego tekstu koncert pożegnalny profesora muzyki, to dziś dam w całości tę część epistoły do Halutki.
Dziś po raz pierwszy ten wiersz będzie zgodny z oryginałem (w zeszytach, a także w książce niestety są błędy) i Wy to poznacie jako pierwsi.
Do Halinki.
...
Wciąż nowych ludzi spotykam w Solicach:
W parku, przy źródle, przy jadalnym stole,
Wciąż obserwuje troski na ich licach
I ciężkie myśli na zoranym czole.
Jeden wspomina stare muzy Lwowa,
W którym się chował i chodził do szkoły,
Drugi troskliwie swoje myśli chowa,
Choć może kiedyś był bardzo wesoły,
Rozmowny, żywy, w towarzystwie miły,
Dopóki srogi los nieubłagany,
Nie zgasił życia, nie wyczerpał siły
I w nowym miejscu jest już wyczerpany.
Nawet doktorka, wesoła z natury,
Dziś tylko z lękiem wspina się do góry.
A ta jej góra, to siedziba stała,
Mieszkanie, radio, snu trochę w spokoju,
Żeby poświęcić mogła się już cała
Kuracjuszom, co jeżdżą do Zdroju.
...
Wśród biernej masy Lwowskich ulic dzieci,
Czasami inny przykład nam zaświeci.
Ten pragnie rzucić jakimś wielkim gromem,
Wyzwolić siłę, co się zwie atomem.
Wie, że w atomie są tak wielkie moce,
Które rozwalić mogą fortec mury
I w dnie zamienić najciemniejsze noce,
A świat wywrócić nogami do góry.
Tak to się marzy tej szalonej głowie,
Atom wybuchnie – on będzie we Lwowie.
...
Są tu i tacy, co o swą Warszawę
Toczyli z Niemcami ciężkie boje krwawe.
To ludzie silni, Ci nie są w rozterce.
Chociaż w Warszawie zostawili serce,
Z wielkim zapałem biorą się do pracy,
Co robią również z innych ziem Polacy.
Odbudowują stare Mieszka Ziemie,
które orało kiedyś Słowian plemię.
Trzeba jednak wzmocnić jeszcze wiarę,
Że zaszłych przemian nic już nie odwróci
I Zaodrzańskie Polskie Ziemie Stare
Nawet sam Berlin już Niemcom nie wróci.
...
Wczoraj muzyką raczył nas profesor.
Z początku dźwięk był tęskny, rzewny, miły,
Potem jął skakać, jakby siadł na resor,
Walić w klawisze zaczął z całej siły.
Grał całym ciałem, wydawał dźwięki,
Aż drżał instrument, a ze strun szły jęki.
Gdy mocno walił, to nam się zdawało,
Że z gór dalekich zerwały się skały.
Potem dźwięk przycichł – tylko luźne tony,
Jak strumyk w lesie, nieco mocniej brzmiały,
A nas coś niosło, aż w rodzinne strony,
Gdzie stare lipy i brzozy szumiały.
Kiedy jesienią mocniej wiatr zawieje,
Potrząsa drzewa i z ludzi się śmieje.
Różne obrazy tworzą takie dźwięki:
Dworskie zabawy i życie zaścianka,
I smutne śpiewy, i płacze, i jęki
Biednej dziewczyny, co kochała Janka.
Ten pożegnalny wieczór profesora
Był uroczysty, poważny, lecz miły.
Choć on odjechał, bo już przyszła pora,
Te jego dźwięki długo będą żyły
Wśród gości zdroju, którzy je słyszeli
W skupieniu wielkim, bo mówić nie śmieli.
Dopiero teraz po wstawieniu tekstu z sanatorium nagle zwróciłem uwagę, jak to czyniła u nas Pani Jadwiga, że mamy odsłon 7777 - ale liczba !!!
Niestety, to się ma nijak do zainteresowania sobotnim spotkaniem.
Cały czas podawałem, że odbędzie się w bibliotece WSBiP, ale dokładniej powinienem mówić w sali czytelni tejże biblioteki.
Tak, czy owak, wszyscy odnajdziemy się.
Miłego dnia!
Januszko, ja na przykład obserwuję i czytam wątek, ale niestety odległość nie pozwala mi na przybycie na spotkanie...
Chwilę znalazłam pośród prania, prasowania, mycia okien i zaglądam co nowego u Nas. Już kiedyś pisałam,że styl pisania wzorowany na poezji Adama Mickiewicza. Stanisław Kawiński to Nasz ostrowiecki Mickiewicz. Pozdrawiam wszystkich.
Witam wszystkich ponownie. Wróciłem do domu i też zaglądam, co tu u nas słychać. Za chwilę wstawię kolejny list z Ameryki, ale muszę zajrzeć do plików z listami.
...
Philadelphia, dn. 04-IX-1937r.
(20)
Kochane Moje Kobitki!
Już miałem nie pisać do Was, bo tylko 4 dni pozostało mi do zaokrętowania, (wsiadania na statek), jednak tak wielka ochota mnie wzięła podzielenia się z Wam swymi wrażeniami, że siadam i kropię.
Otóż z Detroit do Cleveland pojechaliśmy statkiem przez jezioro Erie. Jazdy było – cała noc. Nie wyspałem się z powodu strasznego upału.
W Cleveland spędziliśmy tylko jeden dzień, nawet nie nocowaliśmy.
Zwiedziliśmy jedną dużą fabrykę, odbyliśmy jedną konferencję i objechaliśmy samochodem miasto i okolicę, (nota bene, te ostatnie bardzo ładne), a wieczorem pojechaliśmy do Buffalo, (wymawia się Bafło).
Tu zwiedziliśmy, w straszny upał, jedną z największych hut na świecie, a po 6-ciu godzinnym chodzeniu i prażeniu się do 7-go potu, spotkaliśmy burmistrza miasta – Lackarmanna – Polaka, który chodził z innymi Polakami po fabryce i nas szukał.
Poszliśmy razem do knajpy, gdzie siedzieliśmy z górą godzinę i nie urżnęliśmy się, bo przecież ja nie piję. [Pijam tylko amerykański bezalkoholowy „dzindżirej” i juice (czyt. dzius) - sok owocowy].
Magistrackim wozem odwieźli nas do hotelu.
W tej knajpie okazało się, że każdy rozumiał i gorzej, lub lepiej mówił po polsku, jednak między sobą mówią przeważnie gwarą amerykańską.
Całą noc, 9 godz. jechaliśmy z Buffalo do Philadelphii, (wymawiaj: „Fiładełfia”. Tu chociaż już jesteśmy nad morzem, jednak jeszcze większy jest upał, gdyż Philadelphia leży bliżej południa i słońce mocniej praży.
Do godz. 2-ej załatwiliśmy ostatnie sprawy służbowe i obecnie wybieramy się na zwiedzanie miasta.
Strasznie zirytowali mnie ci kolejarze amerykańscy, bo to próżniacy i nasz bagaż nie przybył z Buffalo razem z nami.
Narobiliśmy im gwałtu – prosili żeby zgłosić się za parę godzin.
Mamy ochotę jutro rano zwiedzić gród Roosvelta, a w poniedziałek wrócić do N.Y., gdzie spędzić zamierzamy ostatnie 2 dni.
Gdybym mniej Was kochał, to żal by mi było opuszczać Amerykę, gdzie tyle uprzejmości się znalazło, tyle wielkich i wspaniałych rzeczy widziało, tyle potu wylało i przyzwyczaiło żołądek do różnych zwierząt z dna jezior dobywanych.
Lubię obecnie Amerykę, bo tu nie ma tak dużo powodów do denerwowania się.
Obecnie już mogę ruszać się i porozumiewać w tych ich slangu, łamiąc strasznie język wyspiarzy.
Ten list dokończę po zwiedzeniu miasta, bo do obecnej chwili załatwiałem sprawy na przedmieściu.
Tymczasem, w tym miejscu słodko całuję wszystkie Trzy moje Złotka.