Daję wyjaśnienia tym razem na początku:
Wisia - to żona St.Kawińskiego, Jadwiga;
Halinka to młodsza córka Dziadka, (moja Mama); zaś Gina, to inaczej Gienek, Eugeniusz, (mój Tato)
List z Sanatorium – Nr 2
Kochana Wisiu, Halinko, Gina!
Dziś wierszowania inna jest przyczyna,
Bo już od rana deszcz rzęsisty pada;
I nie pomoże żadna ludzka rada –
Na żaden spacer dzisiaj się nie skuszę,
Do Was skieruję me myśli i duszę.
Gdy wstałem rano – wzmocniłem urodę,
Myłem się mocno, ogoliłem brodę,
A potem znowu zacząłem kurację,
Więc picie Mieszka i z ziół inhalację,
I diatermie, i brzucha, i nerek…,
Ta elektryczność grzała mnie jak serek.
Z przodu i z tyłu w duże poduszki wzięty
Czułem, że ciepło po ciele szło w pięty.
Potem glukozy zastrzyk z euphiliną –
Gdy chcecie wiedzieć, rozmawiajcie z Giną,
Co za choróbska te lekarstwa znaczą.
Biorę je chętnie, wcale nie z rozpaczą,
Bo młodość wrócą i duszy, i ciału,
A chciałbym w życiu brać dużo udziału
Przy odbudowie i fabryk, i domów,
Choćby rzucano we mnie setki gromów.
Teraz opiszę ludzi uzdrowiska,
Których poznałem z daleka i z bliska.
Najpierw profesor z Lwowskiej Akademii,
Wykłada muzyki, a nie żadnej chemii.
Nie gra na flecie – to muzyka blada
Dobra dla wężów i wszelkiego gada;
Nie gra na trąbie – to rzecz archaniołów
Trąbą zwoływać wiernych do kościołów,
Potem w dolinę zabrać Jozefata
Na sąd, gdzie znajdzie brat siostrę i brata.
Na klawikordzie gra profesor stary;
On przez klawisze wywołuje czary,
Na które lecą mężatki i panny:
Marysie, Zosie, Cnotliwe Zuzanny.
Nerwus to straszny – wiele mówi, biega,
Skroń jego zdobi duża żółta piega.
On ją pieprzykiem nazywa nieboże,
Wierzy, że pieprzyk ten mu dopomoże
Czarować damy – panny i mężatki,
Bo z pieprzem każdy mężczyzna jest gładki.
Za profesorem idzie sędzia z Łodzi,
Ten przy stoliku rej największy wodzi
I w bridge’a grywa, po angielsku gada,
Lecz do obiadu koło pań nie siada,
A do rozmowy szuka mężów stanu,
Więc się podobam i sędziemu panu.
Znalazłem tutaj już przyjaciół wielu –
Z nimi wędruję po zdroju bez celu.
Dalej opiszę wam pięknej płci stroje,
Co pobudzają młode serce moje.
Najpierw niech idzie młoda, kształtna wdowa,
Co pod futerkiem biust obfity chowa;
Okrągły karczek zdobi futro z lisa,
A spod futerka jakaś wstęga zwisa.
Jest jakiś nieład w tej całej jej modzie –
Ma to uroku dodawać urodzie.
Dziś, gdy przy źródle poprosiłem wody,
Czułem się zdrowy, rześki i młody.
Wrzucam pastylkę Vichy w szklankę wody,
Wtem się odzywa dźwięczny głosik młody:
„Jak pięknie burzy - ta piperazyna” –
bardzo miła była to dziewczyna.
Więc jej odrzekłem ze zwykłym uśmiechem,
A głos się odbił w Sali cichym echem:
„Za młody jestem ja na takie leki”,
Piperazynę niech biorą kaleki –
Starzy, zgrzybiali i wszyscy co muszą,
A jam jest młody i ciałem, i duszą.
O, dużo gości po parku chodzi –
Wśród nich są: starcy, średniacy i młodzi.
I ja też chodzę po ścieżkach ogrodu,
Gdzie się zachwycam pięknych pań urodą,
Lecz stale obraz mej Kochanej Wiśni
Z jej dołeczkami w nocy mi się przyśni.
I dnie już całe noszę go w mym sercu,
W domu, czy w parku, gdy na traw kobiercu
Oglądam liście i zbieram kasztany,
Lub pól zaoranych depczę żyzne łany.
Najbardziej lubię samotne wędrówki,
Ale czasami przy źródle Dąbrówki
Spotykam nowych mych przyjaciół rzeszę,
Rozmawiam z nimi i z nimi się cieszę.
Ciesz się i Ty, Wisiu ma Ukochana!
Jutro, gdy wstanę już z samego rana,
Wyślę te wiersze do Was moje dziatki:
Do Halki, Giny i do Naszej Matki.
Teraz całuję was wszystkich serdecznie
Kochajcie wy mnie, jak was kocham – wiecznie!
/-/ St. Kawiński
Solice-Zdrój, 6 października 1946r.
Czytając te listy widać w latach powojennych jeszcze lud pracujący miast i wsi nie jeździł jak to się mawiało, ”do wód”. – to takie ówczesne określenie sanatorium.
Z opisu Dziadka widzimy, że gośćmi sanatorium byli a to profesor lwowskiej akademii, a to sędzia (z Łodzi), to znów damulki w futerkach skrywającymi obfite biusty – rzec by można przedwojenna elita.
A Dziadek obolały z tym żołądkiem nawet nie miał ochoty na czerpanie pełną piersią uroków tego życia sanatoryjnego, ale mimo tego był bacznym obserwatorem. Trzeba przyznać, że był bardzo spostrzegawczy i natychmiast to wszystko skrzętnie odnotowywał – nawet w listach do swych najbliższych.
Trochę nie dziwię się Babci, że była trochę zazdrosna, gdy Dziadek z taką iskrą w oku opisywał tę wdowę, co to tak pod futerkiem biust obfity chowa, lub miłą dziewczynę, która zagadywała do Dziadka przy popijaniu wody ze źródła.
Zapewne wyobrażała sobie, że skoro o takich sprawach pisze, to o ilu innych jeszcze bardziej pikantnych przemilczał?
Dodatkowe wyjaśnienia - w końcówce listu Nr 2 pada imię Halka – tak Dziadziuś mówił do swej młodszej córki (mej Mamy): Halka, lub Halutka, a oficjalnie była Haliną, Halinką.
Gina, to mój Tato, Eugeniusz
Jest też użyte słowo: i do naszej Matki.
Matką, Dziadziuś czasami nazywał swą żonę, a matkę ich córek.
W jednym z poematów Dziadziuś używa właśnie tego określenia, gdy chłop do swej baby woła:
"MATKA, w pole jedźmy!"
Dziadek, który urodził się w najmniejszym mieście w Polsce, w Wyśmierzycach nad Pilicą obok Białobrzegów, swe dzieciństwo tam spędził i jako doskonały obserwator dobrze zapamiętał jak wyglądało życie kobiet na wsi, a potem widział tę różnicę życia kobiet w miastach.
Doskonale to wyraził w jednym z poematów. Oto ten fragment:
-------------oooo-------------------
Wiejskie kobiety zbyt ciężko pracują.
Nie dość, że w domu piorą i gotują,
Że stale mają utrapienie z dziećmi,
Mąż często woła: „Matka, w pole jedźmy!”
Zawsze coś kopać, kosić, zbierać trzeba…
A miejscy ludzie dosyć mają chleba
Bez tej harówki, która niszczy zdrowie.
A czy to która z tych paniuś się dowie,
Ile kłopotów jest pod wiejską strzechą?
Zawsze zajęte strojami, uciechą,
Malują twarze, palą papierosy,
U fryzjera czeszą swoje włosy.
Czasem coś piszą na maszynie w biurze,
Lub w domu z mebli pościerają kurze.
Ale to nie jest taka ciężka praca,
Od której zaraz zdrowie się zatraca.
---------------oooo-------------------
Ooo tak życie ludzi na wsi znacznie różniło się od miastowego. Nie tak jak dziś, że te granicę się zacierają, bo polska wieś już nie jest taka jak dawniej. Albo się jest gospodarzem wielohektarowym albo tylko mieszkańcem terenów wiejskich.
Z opowieści dziadków zasłyszałam jaką ludzie biedę klepali na wsi, jak palili w piecach słomą.
Kobiety wiejskie nie miały lekko, praca w domu przy dzieciach - a przecież były to rodziny wielodzietne nie tak jak dziś, gdzie zazwyczaj potomek jest jeden. O wszystko musiały zadbać, jadła naszykować a i w pole iść pracować, bo przecież nie było maszyn a jedynie konie i ręce ludzkie:) Mimo wszystko podobno były to czasy szczęśliwe a ludzie bardziej się szanowali i żyli w zgodzie.
Dziadek urodził się jako 7 dziecko. Gdy miał 2 lata, przy narodzinach kolejnego dziecka zmarła Jego matka. Przez kilka lat (+/- 3 lub 4 lata zajmowała się Nim siostra ojca, która miała syna w podobnym wieku (kilka mies. starszego), Franciszka.
Wyśmierzyce jeszcze za Kazimierza Wielkiego dostały prawa miejskie i szczególne przywileje, które do dziś dnia są utrzymane. Mieszkańcy samego miasta, (byli gospodarzami) i byli dość zamożni, bo nie pracowali jako parobkowie np. u jakiegoś pana, czy dziedzica. Mieli własne gospodarstwa. Tak było i w Dziadka rodzinie.
Dlatego Dziadek, jak i Jego starszy brat, czy też ten brat cioteczny pokończyli studia. Dwaj zostali klerykami, a Dziadek inżynierem. Kiedyś o tym napiszę. Dziś tylko powiem, że najstarszy brat Dziadka, był dużą szychą prof. w sandomierskim seminarium, kanclerzem i ze 100 innych ważnych funkcji pełnił za życia. Pochowany został w podziemiach Katedry w Sandomierzu wraz z biskupami ordynariuszami sandomierskimi, jako jedyny nie biskup. Natomiast ten brat cioteczny, z którym się wychowywał w dzieciństwie też był wysokim dygnitarzem kościelnym, ks. prof. Franciszek Rosłaniec był m.in. dziekanem wydz. Teologii na Uniwersytecie Warszawskim. Zamordowany w Dachau w 1943 r., a w 1999 r. papież Jan Paweł II ogłosił Go błogosławionym, wśród 108 męczenników II wojny światowej. W Kałkowie jest umieszczone Jego zdjęcie w Izbie Pamięci. W Wyśmierzycach jest Jego pomnik, a na Uniwersytecie Warszawskim wmurowana jest tablica poświęcona jego osobie i zasługom.
Wyśmierzyce doceniły już tę książkę z poezją Dziadka. Byłem z nimi w kontakcie wydając te książkę opisując też życiorysy 3 braci Wyśmierzyczan, urodzonych właśnie w tym najmniejszym mieście Polski, mniej jak 1000 mieszkańców. (obecnie chyba ok. 800 mieszkańców). Dostałem piękny list z podziękowaniem od burmistrza, oraz zaproszenie do odwiedzin. Byliśmy tam 17X.
Szkoda, że nie da się wstawić skanu tego listu, więc go przepiszę i wstawię, bo jest b.miły-serdeczny. Taka też była wizyta. Przekazaliśmy dodatkowo 12 książek do biblioteki szkolnej i publicznej.
W Chreptowiczu też są książki Dziadka i licealiści maja przerabiać tę poezję, więc są już pierwsze miłe sygnały, że ta poezja będzie żyła
Burmistrz Wyśmierzyc
ul. A. Mickiewicza 75, 26-811 Wyśmierzyce
Tel. (48) 615-70-03 e-mail umwysmierzyce@wysmierzyce.pl
Wyśmierzyce dn. 20.09.2016 r.
Pan
Janusz Dziewulski
Serdecznie dziękuję Panu za przysłane egzemplarze książki Pana Dziadka p. Stanisława Kawińskiego oraz z a pamięć i serdeczne słowa skierowane do nas. Była to dla nas bardzo miła i wzruszająca niespodzianka. Zawsze jestem żywo zainteresowany każdą promocją naszego – jak Pan był łaskaw zauważyć – pięknego miasta i nadpilicznych okolic. Oczywiście będziemy zaszczyceni mogąc krzewić poezję Pana Dziadka opisującą piękno przyrody naszej gminy. Bardzo chętnie przyjmiemy i będziemy wdzięczni za dodatkowe egzemplarze publikacji na potrzeby biblioteki szkolnej jak również jak wzbogacenie zbiorów biblioteki publicznej.
Zapraszam również do odwiedzin w naszym Urzędzie. Bardzo chętnie się z Państwem spotkam w dogodnym dla Państwa terminie.
Z poważaniem: Burmistrz Wyśmierzyc – Marek Bielawski
W tym miejscu muszę serdecznie przeprosić osobę Burmistrza Wyśmierzyc za przekręcenie Jego nazwiska. Poprawnie nazwisko to brzmi: Marek Bielewski.
Wiem, że przekręcanie nazwisk, to spory nietakt i nie powinno się zdarzyć - dlatego raz jeszcze bardzo przepraszam.
/-/ Janusz Dziewulski
Przepiękna historia rodzinna. Wspaniali ludzie i ich osiągnięcia... Dobrze, że są jeszcze członkowie tego rodu, którzy w tak fascynujący sposób potrafią przekazać tyle cennych informacji. Ja także jestem wielką miłośniczką poezji, z przyjemnością rozczytuję się w tej twórczości i ją mocno czuję.
Sama jestem w posiadaniu POEZJI wydanej w 1921r. przez A. Komornickiego. Niestety, nie mam uprawnień do publikowania tej twórczości. Może kiedyś... Ale czytanie tych wierszy to balsam dla mojej duszy.
Powiem tylko, że osoby wrażliwe, posiadające umiejętność i talent pisarski zawsze znajdą nić porozumienia ze słowem i człowiekiem bez względu na czas, w którym przyszło mu żyć i tworzyć...
Dziękuję za te też jakże piękne słowa. Bardzo się cieszę, że pojawiają się na tej stronie coraz to nowe osoby, które nie tylko przypadkiem zaglądają i przyczyniają się, że jest dobrze ponad 500 wejść, ale zatrzymują się choć na chwilę, czytają,... a jeśli jeszcze skomentują i to w taki sposób jak to uczyniła też Pani, to jest to miód na me serce (już używałem wcześniej tego określenia, ...ale to jest to!), to wierzę, że warto się w to angażować i pokazywać cd. tej Dziadka twórczości. Wierzę, że "gdzieś tam w górze" nie będzie miał za złe, że ktoś (dokładnie wnuk) dobrał się do tych wierszy i listów, skrywanych przez lata w szufladach i teraz je upublicznia.
Ludzie jeśli są dobrzy i na dodatek mądrzy, to świat powinien o NICH wiedzieć i mówić, a nie milczeć!
Biografia przepleciona poezją, listami, wyjaśnieniami co do okoliczności. Takie wspólne, Dziadka i Wnuczka dzieło. Szkoda, że jest w formie książki. Cieszę się jednak, że mogę śledzić ten wątek.
"kora", dla Ciebie, jak i "fajnej" - mam książki na deser (macie je jak w banku - obiecuję). Szkoda, bo myślałem, że więcej chętnych zainteresuje się naszymi wpisami i przy okazji zechce zdobyć taką książkę.
Myślałem, że z biegiem czasu rozkręci się ten wątek, ale na razie tego nie dostrzegam.
I pomysleć ze skarb nie oznacza jedynie złota, klejnotów czy tez fury pieniedzy :D Janusz, świetne, załapałem bakcyla ! :D
cieszę się Tomku, że nie tylko kobitki interesuje ten wątek. Już zaczynałem obawiać się, czy to się rozkręci. Na razie nie tracę nadziei.
Poszukam jeszcze czegoś z poezji dziadka, niezbyt długiego dziś na dobranoc.
Na jutro mam już pomysł, ale jutro, to dopiero jutro :)
Dziś wrzucę kawałeczek poematu BOCIANY, ale muszę odszukać ten urywek.
Za chwilę wracam tu ...
Dokonując kolejny wpis zgapiłem się i nie zalogowałem się. Wpis nie ukazał się, więc szybo go powtórzyłem. Dopiero jak wstawiłem go, zauważyłem, że wpis mój jest w poczekalni i czeka na weryfikację - stąd ten podwójny, identyczny wpis - sorry!
cieszę się Tomku, że nie tylko kobitki interesuje ten wątek. Już zaczynałem obawiać się, czy to się rozkręci. Na razie nie tracę nadziei.
Poszukam jeszcze czegoś z poezji dziadka, niezbyt długiego dziś na dobranoc.
Na jutro mam już pomysł, ale jutro, to dopiero jutro :)
Dziś wrzucę kawałeczek poematu BOCIANY, ale muszę odszukać ten urywek.
Za chwilę wracam tu ...
jestem i wstawiam obiecany urywek Bocianów, - szkoda, że tak wyrwane z kontekstu.
No, ale myślę, że to zachęci, by wkrótce zacząć ten poemat od początku
............................................
Bocian jest wielkim przyjacielem ludzi,
On swą postacią w ludziach podziw budzi,
Wprawia ich w zachwyt lotu majestatem,
Każdy się czuje jakby jego bratem.
A weźmy małe biedne wiejskie dzieci,
Jakaż to radość w jasnych oczach świeci
Skoro zobaczą na gnieździe bociana,
A gdy klekotem obwieszcza im z rana
Swoją obecność w pobliżu ich wioski,
To tak się cieszą, jakby wszelkie troski
Znikły z serduszek – słyszą przyjaciela,
Którego szczęście i im się udziela!
Gdy wiosną bocian do wioski przyleci,
Zaraz dla wszystkich słońce jaśniej świeci;
Chłopy witają skrzydlatego brata,
Który powraca z tamtej strony świata,
Gdzie piękna wiosna i gorące lato…
Lecz on zatęsknił za ich skromną chatą,
Bo tu są serca tkliwe i gorące
I smaczne żabki w jeziorku na łące.
Tu krokodyle - znani boćków kaci,
Którzy nad Nilem straszą jego braci,
Nie będą czyhać na mego bociana –
Może polować od wczesnego rana.
Gdy stary bocian zburzył piękne gniazdo,
Które mu zrobił dobry Maciej gazda,
To posmutniała nasza miła wioska
I to tłumaczono, że to kara Boska
Spadła na ludzi, a wszystkie kobiety,
Które są skłonne do szybkiej podniety
I do rozczuleń nad wszelką niedolą,
Jęły się modlić, … mówiły że wolą
Boga przebłagać jałmużną i postem,
Gdyż nigdy jeszcze w wiejskim życiu prostem
Tak strasznej sceny nie widziały oczy…
Musiał to z nieba być ten znak proroczy,
Który zwiastuje jeszcze większą karę
Na grzesznych ludzi, co stracili wiarę.