List nr 3 Atlantyk – Champlain,
dn. 19-VII-1937r.
Moje Kochane Kobity!
Nieprędko jeszcze otrzymacie te moje listy, lecz gdy otrzymacie, dużo będzie lektury.
Od czwartku, jedziemy już piątą dobę. Jeszcze cały wtorek i środę będziemy jechać, (płynąć), - dopiero w czwartek koło godz. 6 – 7 przybędziemy do Nowego Jorku.
Co dzień przesuwają nam zegar o godzinę. Stale jest pochmurno i mgła, słońca prawie nie ma.
Huśtanie nieco zmalało, a wrażliwość stępiła się. Czasem ma się moc, jednak niewiele można zrobić z powodu zmęczenia podróżą.
Trochę grania w ping-pong, to w golfa pokładowego, to w szachy.
Są i tacy co grają w bridge’a. Ja nie gram i nie mam zamiaru.
Trochę spacerujemy, czytamy, a kto ma ochotę,… ten pisze.
Codzień koło południa rozdają nam dziennik pokładowy z najświeższymi wiadomościami radiowymi. Można nawet depeszę wysłać – wyraz kosztuje w przeliczeniu koło złotówki.
Dziś zwiedziliśmy we trzech maszynerię statku – to cała fabryka; Następnie byliśmy na pogawędce u dyżurnego inżyniera.
Wieczorem w wielkiej sali urządzają bale, (dancing), gry towa-rzyskie - koncert itp.
Udział bierze tylko towarzystwo jadące pierwszą klasą.
Inne klasy mają inne miejsce atrakcji. Damy – przeważnie Angielki
i Amerykanki wystrojone mocno - nie powiem - żeby gustownie, lecz krzycząco i bogato.
Dokańczam dn. 20-VII, rano.
Wczoraj ku wieczorowi wjechaliśmy w okolicę Golfstromu – zrobiło się znacznie cieplej, pomimo wiatru.
Dziś rano słońce pokazało się na niebie i widnokrąg znacznie się rozjaśnił. Kołysanie prawie ustało, a jednocześnie kamienie prawie wyleciały z głowy.
Mamy jeszcze 56 godzin jazdy do Nowego Jorku.
Przez 2 dni tam zabawimy, (w N.J.), musimy pokazać się w Konsu- lacie i pozałatwiać parę spraw, a wieczorem w sobotę wyruszamy do Toledo, gdzie od poniedziałku w dn. 26/bm. rozpoczynamy orkę.
Po drodze zatrzymamy się, na parę godzin, przy Niagarze.
Szalone znaczenie ma gruntowna znajomość języków. Po powrocie trzeba będzie poważnie pomyśleć o tej stronie wykształcenia naszych Córuchen.
Ja znacznie poprawiłem znajomość francuskiego. Gazety już prawie swobodnie czytam, lecz gdy mówią prędko, to dużo rzeczy jeszcze nie rozumiem i trudno mi jest wysłowić się należycie. Jednak jakoś tam idzie.
Całuję Was mocno – Stach – Tać.
dn. 20-VII-37r.
Ps.dziękuję za wytrwałość
Witam Wszystkich.
Panie Januszu, piszę żeby Pan nie pomyślał, że tutaj nie bywam. Wchodzę, czytam i czytam i czytam :)
Pozdrawiam. Arek.
Witam wszystkich Forumowiczów chętnych czytać te stare listy mego Dziadka z podróży do USA. Za moment wstawię 3 kolejne listy, które są już przygotowane do zamieszczenia.
Miłej lektury! :)
Stany Zjednoczone – Okolice Wielkich Jezior. Toledo nad Jeziorem Erie, dn. 27-VII-1937r.
List nr 7.
Moje Bardzo Kochane Kobity!
Nie ołówkiem już do Was kropię listy, a porządnym Parkerem,
którego sobie zafundowałem. Szkoda, że Packarda, lub przynajmniej Forda porządnego nie można w kieszeni przewieźć, bo nie wytrzymałbym i kupił.
Tu przynajmniej najeżdżę się po porządnych drogach, porządnymi samochodami, a dystanse robimy duże.
Przez parę dni pozostaniemy w Toledo, a potem jadę dalej na Zachód do: Detroit, Chicago, a może i St. Louis nad Missisipi.
Szalenie mię tu wszystko interesuje i żałuję, że Wy moje Kochane jesteście pozbawione tej masy stale nowych wrażeń, które ja odczuwam.
O ile w Europie stale mówi się i pisze o wojnach i przysposabianiu się do nich, to tu nikt o żadnych podobnych niebezpieczeństwach, nie myśli.
Tu również intensywnie pracują, lecz jest to praca dla życia codziennego, dla komfortu i wygody.
Tu każdy urzędnik, czy robociarz do pracy jedzie samochodem i nie byle jakim, każdy stara się mieć własną chałupę, kupę uzbieranych dolarów, interesuje się boksem, kinem, audycjami radiowymi
i zachwyca się wszystkim, co jest amerykańskie.
Pobłażliwie patrzy na mieszkańców innej części świata i szczyci się, że jest Amerykaninem, bez względu na to, w którym pokoleniu.
Włoch, którego rodzice wywędrowali z Neapolu, już nie rozumie po włosku.
Niemiec urodzony w Düsseldorfie, po kilku latach pracy na gruncie amerykańskim, przestał szczycić się, że jest Niemcem i nie ma zamiaru wracać do swego kraju.
Polak tylko w pierwszym pokoleniu śle czasami westchnienia ku biednej, dalekiej Ojczyźnie – dzieci przeważnie już nie mówią po polsku, lub mówią tak, że Boże zmiłuj się!
Murzyn marzy, żeby mu się skóra odbieliła i by mu nie wspominano o Afryce, – wszyscy pragną być Amerykanami.
Jedynie Żyd, nawet amerykański, pozostaje Żydem i jak pluskwa 10 razy zgnieciona – znowu odżywa.
Wczoraj wieczorem byliśmy na kolacji u pewnego Amerykanina w prywatnym mieszkaniu – dyrektora pewnej firmy.
Bardzo mili ludzie, kolacja jak w ogóle cały sposób odżywiania się w niczym nie przypomina, naszych.
Następnie pokazano nam całe mieszkanie i wszystkie urządzenia domowe; uraczono wesołą rozmową, muzyką itp., a wreszcie samochodem odstawiono nas do hotelu.
Ja przyzwyczaiłem się do tutejszego sposobu odżywiania,
a właściwie umiem już wybierać to, co mi nie powinno zaszkodzić, a były dnie kiedy mój gospodarz gniewał się na mnie i psuł mi humor – „It is past away” – (to już przeszło).
Od wyjazdu z Kraju jeszcze żadnej wiadomości nie miałem.
Do Was dość często piszę. Adresuje na Ostrowiec wszystkie listy
i stale tak będę pisać.
Całuję Was mocno, moje Kochane Europejki.
Wasz Stach – Tatuń.
P.S. A to pióro dobrze pisze.
-------------------------------------------------
Zachowajcie te moje listy, nie niszczcie – przyjemnie będzie po jakimś czasie, poczytać.
--------------------------------------------------
Stach Wasz
Stany Zjednoczone Ameryki Płn.
Unitet States of Nord America
Podróż z Detroit do Pittsburgh’a
dn. /3-4/-VIII-1937r
List nr8.
Kochana Córuchno, Janulko Nasza!
Napodróżuję się po tej Ameryce. Wczoraj byłem w Toledo, dziś w Detroit, jutro w Pittsburgh itd., a są to ładne odległości, gdyż np. za bilet kolejowy płaci się po kilkadziesiąt zł. i mknie się ekspresem po 8-10 godzin.
W Detroit tylko jedną dobę spędziłem, lecz jeszcze tu wrócę w drodze z Chicago, dokąd wybiorę się po 10-tym bm.
Jakkolwiek dzisiejszy dzień miałem bardzo pracowity, jednak jestem z niego bardzo zadowolony, gdyż tyle ciekawych
i pożytecznych rzeczy naoglądałem się, że przeszło to moje oczekiwania.
Detroit – to miasto samochodów – tu się znajdują największe fabryki budowy samochodów: Ford, General Motors, Packard
i bardzo duży przemysł hutniczy.
Miasto ma przeszło milion ludzi, a drapacze mało ustępują nowojorskim. Te drapacze to mnie trochę denerwują, podziwiam ich wysokość, śmiałość ich konstrukcji też, lecz ja nie znoszę wysokości – przytłacza mnie i denerwuje; wolę chodzić po ziemi, niż bujać w obłokach.
Musiałem na gwałt wznowić wkuwanie angielskiego, bo ci Amerykanie, to jak Anglicy, żadnego innego języka nie znają.
Np. w ładnym prowincjonalnym mieście, nie można znaleźć gazety, lub książki w innym języku, tylko w angielskim.
Ja już umiem dawać sobie radę w hotelu, w restauracji, w wagonie itp., a i gdy jest mowa o sprawach technicznych, to też dużo rozmów rozumiem. W razie czego pomocny jest nasz Francuz, z którym podróżuję. Stale z nim przebywam i mocno poprawiłem swój francuski.
Strasznie chciałbym, żebyście Wy Córuchny dobrze poznały języki – to lepsze od muzyki.
O powrocie jeszcze boję się myśleć, bo daleko do niego, a czasami taka straszna tęsknota za Wami chwyta mnie za serce, że na falach eteru pomknąłbym do Was, moje Pociechy.
Ja co lubię dom, („home” - jak mówią Anglicy), nie mogę usiedzieć w czterech ścianach najwytworniejszego nawet hotelu. A hotele rzeczywiście są tu wytworne i strasznie wygodne.
Taki hotel, to całe miasto, w którym absolutnie wszystko można dostać, czy to siedząc przy biurku w swym pokoju, czy też zjeżdżając windą w dół.
W pokoju masz i łazienkę i telefon i papier do pisania i coś do czytania i radio, itp. Wysyłanie listu, to wyjście na korytarz
i wpuszczenie go do skrzynki – dużo zresztą opowiadać.
Zjeżdżanie windą, to galopada – bo wypada mniej niż sekundę na piętro; schodów nie zna się, bo zawsze są gdzieś ukryte i mało pozorne. A wind jest po 5-6, a czasem i więcej – rzędem stoją, naciskasz guzik i… jazda. Obsługują je chłopcy, lub panienki. Musi to być strasznie nudna i męcząca praca – 30 pięter w górę, potem w dół,… i znów w górę.
Pociąg trzęsie i krzywo mi się pisze.
Następne listy będę pisać do Halucka.
Wasz Tatek, - Stach.
Witam wieczorem wszystkich! zaglądam, czy ktoś odezwał się, by podpowiedzieć - chłopie nie męcz się z tymi raportami, bo i tak nikt z nas ich nie czyta.
Ponieważ nikt tego nie napisał, więc jeszcze te kilka raportów postaram się przepisać i zamieścić tu. Jutro z rana zamieszczę raport, który już właściwie jest gotowy.
Jutro go wstawię po sprawdzeniu, że nie ma jakichś błędów powstałych przy przepisywaniu.
Wahałem się nawet, czy nie wstawić jeszcze jeden list prywatny do rodziny, lecz obiecałem prezentować raporty i listy równolegle czasowo, gdy powstawały. Na razie listami wybiegliśmy nieco w przód, dlatego kolej na nowy raport napisany 10 sierpnia. Jutro z rana będzie raport, a potem dam ewentualnie dalsze listy do rodziny. Pozdrawiam. Dobranoc i do jutra. januszko321
List pisany w ekspresie z Chicago do St. Louis
Stan Missouri nad rz. Missisipi dn. 27.08.1937r.
Moje Ukochane Kobity!
Piszę w czasie jazdy do St. Louis, z Chicago.
.....
Jednak w wagonie „sypiącym” 100 km/h nie można było pisać i pisanie wznowiłem następnego dnia już za rzeką Missisipi w St. Louis, znowu w wagonie, gdyż jadę tu do zakładów hutniczych. Wściekle gorąco jest.
W hotelu, do pokoju dmuchają zimne powietrze, inaczej nie można by wytrzymać. Wszędzie są zbiorniki z wodą lodową do picia.
Już przeziębiłem gardło. Żołądek też już odczuwa restauracyjne potrawy, którymi już 7 tygodni opycham go.
Dziś pierwszy raz w tym murzyńskim mieście jadłem kaszę manną na śniadanie.
Widoki z wagonu są tak ładne, że przerywam pisanie i patrzę…
Dokańczam znowu w hotelu. Takie wściekłe gorąco, pot strumieniami się leje.
Postanowiłem podkurować się i nie piję więcej zimnej wody z lodem.
Gdy mi dokucza pragnienie, to trzymam wodę w ustach i po kropelce łykam. W czasie obiadu wypiłem 5 filiżanek gorącej herbaty z sokiem pomarańczowym, ku zgrozie Amerykan, którzy tylko lód uznają.
A postanowiłem rozgrzać żołądek, bo zbyt dużo raczyłem go i zimną woda.
Obecnie siedzę w swym pokoju i piszę – tu mam przynajmniej dobrą temperaturę, bo koło pułapu wdmuchują zimne powietrze i mogę regulować sam jego ilość. Jest to tak zwany „air conditioned”, czytaj: er kondysz’n - takie zimne powietrze bywa w restauracjach, na kolejach, w wielu sklepach – inaczej roztopić się można.
Missisipi ładna rzeka, lecz brudną ma wodę i koło miasta, brzegi zawalone są gratami z powodu wyładunku okrętów.
Na obiad zjadłem rybkę z tej pięknej rzeki.
Nie spodziewałem się, że taka moc jest Murzynów w Ameryce.
Chodzi to bractwo i żuje gumę, co powoduje b. nieprzyjemny zapach . Gdy piękność murzyńska w białej sukni , przez którą czarna skóra prześwituje – wchodzi do wagonu, to trzeba uciekać, lub nie pozwalać siadać w pobliżu.
Nie wiem dlaczego, ale nie lubię Murzynów. A zajmują oni wszystkie stanowiska: tragarzy na kolejach, subiektów w lepszych restauracjach, czyścibutów, często woźnych itp. Amerykanie nie lubią ich, jak my Żydów.
St. Louis to ładne miasto, lecz tylko w centrum, przedmieścia to budy. Parę lat temu trochę ucierpiała ta część od powodzi.
Już załatwiłem oględziny w tutejszych zakładach i wracam dziś wieczorem ku wschodowi, tylko jeszcze zastanawiam się, w którą stronę jechać. Trzeba jechać trochę na południowy – wschód do Cincinnati, a potem do Detroit, tylko to bardzo uciążliwa podroż, więc współtowarzysz namawia, żeby jechać prosto do Detroit...
Zobaczę – gdy odpocznę.
Niech nasze uczone przyszykują na mapie i pokażą Mamie, którędy jadę: New York, Buffalo, (Niagara), Toledo, Detroit, Pittsburgh Cleveland, Chicago, St. Louis – a dalej, zobaczymy.
Sprawujcie mi się dobrze, to może jakie prezenty się znajdą.
Ja Was bardzo mocno kocham i choć czasu wiele nie mam, jednak piszę dość często. Od Was jeden obszerny list otrzymałem. Wczoraj napisałem do konsula, żeby zatrzymał w N. Y. listy do mnie przychodzące – będę mieć lekturę na drogę.
Już tylko 13 dni mi zostało do wyjazdu z New Yorku, a już 5 tygodni tu jestem. Od wyjazdu z domu – 7 tyg. upłynęło.
Muszę Was chyba strasznie mocno wyściskać po powrocie. Obecnie tylko listownie ślę Wam z całego serca słodkiego buziaka.
Wasz Stach – Tatuś.
Stanisław Kawiński Cleveland, dn. 2/9.1937r.
Zarząd Główny Zakładów Ostrowieckich
Warszawa.
Uprzejmie komunikuję, że przez przedstawicielstwo linia Gdynia – Ameryka w N.Y. zostaliśmy zawiadomieni o opłaceniu przez W. Panów kosztu naszego przejazdu do Gdyni.
Wyjedziemy statkiem BATORY w dn. 8.9. wieczorem, a do Gdyni przybędziemy 18.9.-
Oprócz podanych w poprzednich listach zakładów, zwiedziliśmy w Detroit dodatkowo:
- Zakłady FORDA,
- Zakłady PACKARDA,
- Fabrykę wyrobu osi i całych zespołów osiowych do samochodów – w firmie TIMKEN /The Timken Detroit Axle Co/ oraz
- Laboratorium Smitha i jego piece do przerobu niskoprocentowych rud bezpośrednio na żelazo gąbczaste.
FORDA pokazali nam szczegółowo, dali do dyspozycji oddzielnego przewodnika /bez wycieczki grupowej/ na cały dzień.
Znaczną część czasu spędziliśmy w stalowni /9 pieców po 100 ton/, kuźni i odlewni.
Ten zakład sposobem organizacji , metodami pracy i porządkiem wewnętrznym znacznie się różni od wszystkich innych widzianych przez nas.
U PACKARDA zmieniają akurat model i dlatego większa część warsztatów jest nieczynna; pokazali nam tylko odlewnię nieczynną oraz obróbkę termiczną urządzoną świeżo.
Wszystkie piece mają opalane gazem ziemnym, który i dla cementacji stosują. Termiczną obróbkę i cementację części samochodowych oglądaliśmy i u Timkena;
Każda inna metodę stosuje i wielu wypadkach obserwowaliśmy cementację surowym gazem ziemnym bez uprzedniego przetwarzania go w specjalnych aparatach, o których podawałem w jednym z poprzednich listów.
TIMKEN buduje zespoły osiowe przeważnie do wozów ciężarowych i autobusów. Oś przednią kują i sztancują każdy koniec oddzielnie, tak jak my do 621, lecz mają przyrządy pozwalające na zakucie i odsztańcowanie każdego końca z jednego nagrzewu w czasie nie przekraczającym 1 min. Szczegóły podam po powrocie. –
Strasznie ganią tu młoty Beché. Jeden taki młot jest ustawiony na próbę w kuźni Forda i nie pracuje. Natomiast bardzo dużo wszędzie stosują maszyn kuziennych oraz młoty powietrzne i parowe dwustojakowe.
Zagadnienie chłodzenia robotników w gorących wydziałach, które rozważaliśmy w stosunku do Walcowni Szybkiej, tu ze względu na duże upały musi być rozwiązane we wszystkich fabrykach. Wszyscy rozwiązują je jednakowo: stawiają zwykłe odkryte wentylatory skrzydełkowe, żeby wywołać silne prądy powietrza wewnątrz warsztatu.
Takich wentylatorów jest po kilka w każdym warsztacie.
Wg programu pozostały nam jeszcze duże huty, a następnie wrócimy do N.Y.
/St.Kawiński/
Na deser został jeszcze tylko jeden list, list pożegnalny z Ameryki pisany (7.09), czyli na dzień przed wyjazdem z Nowego Jorku.
Witam wszystkich w niedzielę, 29 stycznia.
Jeszcze dziś pobawię się ze wstawianiem tej Dziadka poezji pisanej i wysyłanej do swych Ukochanych Kobitek z Solic-Zdroju w X-1946 r.
List z Sanatorium Nr 3
.
Życzenia imieninowe dla mojej Żony,
w dniu, 15 października
.
Solenizantką dziś jest Nasza Matka,
Więc Jej opiszę mych uczuć wezbranie
I chociaż piszę listy do Niej z rzadka –
Ten niechaj będzie Kochania wyznaniem.
Chciałem napisać list nie rymowany,
Nawet wybrałem już do niego temat,
Lecz go zmieniłem i list obiecany
Zastąpi krótki i skromny poemat.
Będzie on pieśnią, która wzruszyć zdoła
I może spędzić troski z Wiśni czoła.
Zasyłam Wiśni życzenia serdeczne:
Zdrowia i szczęścia, i ciągłej radości,
A Twoje szczęście niechaj będzie wieczne.
Niech się na stałe w Twej duszy rozgości,
Niech opanuje Twe serce i duszę,
A dwa dołeczki, tej czarnej jagody,
O których dzisiaj wyznać szczerze muszę,
Kochać wciąż będę, choć nie jestem młody.
Bo te dołeczki tyle mają czaru,
Że mej miłości wciąż dodają żaru.
.
Dalej Ci życzę, by ust Twych Korale
Świeżość swą miały jeszcze długie lata.
Te Twoje wdzięki podziwiam i chwalę –
I nie dlatego, żem Twych córek Tata.
Na Ciebie patrzę, jak na świeżą różę,
Która przetrwała i wiosny, i lata;
Niejedną zniosła wichurę i burzę
I chociaż jesień już do wrót kołata,
Ona wciąż stoi świeża i pachnąca
Od wewnętrznego ciepła i gorąca.
Kiedy jest biała, to w nocy jaśnieje,
A gdy czerwona, nawet w zimie grzeje.
Oba uroki czarodziejskiej róży
Stanowią całość w twarzyczce mej Żony,
Dlatego Stach Twój stale się w Niej durzy,
Dlatego jest Nią stale Zachwycony.
Niech Twoje dzieci: Janeczka i Halina
I ten najmłodszy – Kochany nasz Gina
Pod Twymi skrzydły i opiekę Matki
Czują się pewnie, radują i cieszą
I wobec Ciebie – jako grzeczne dziatki
Będą posłuszne i nigdy nie grzeszą.
Boś Ty jest Matką dobrą i troskliwą,
Czułą na bóle, na błędy wrażliwą.
Chciałabyś ustrzec od fałszywych kroków,
Od błędnych czynów i niepewnej drogi,
Od karkołomnych wyczynów i skoków,
I doprowadzić w domu szczęścia progi.
Bądź nam szczęśliwa, boś zawsze bez winy,
Miej dużo wnuków, choćby dwa tuziny,
A wszystkie zdrowe – chłopcy i dziewczyny,
I takie piękne jak świeże maliny.
A niech kochają i Ojców, i Matki,
Ale najwięcej dołeczki swej Babki.
Na tym już kończę uczuć mych wylewy.
Teraz dla gości powiem słówek parę:
Niech się rozlegną w domu moim śpiewy,
Kiedy się zbiorą wierne druhy stare.
Gdy będą pili mojej żony zdrowie,
Niech Pan Ignacy piękną mówkę powie,
Niech Pan Wincenty też ruszy konceptem,
Do ucha Niny niech nie mówi szeptem,
Bo niebezpieczną jest taka rozmówka,
Przecież to młoda i nadobna wdówka.
Takie rozmówki działają na serce
I nerkom szkodzą, nerwy pobudzają,
A gdy się człowiek rozochoci wielce,
Złe sny go trapią, w nocy spać nie dają,
Bo jest w naturze takie prawo święte:
Nie ruszaj tego, co ma być nietknięte.
To mi potwierdzi pewnie Pani Ola,
Bo z Niej małżonka dobra i troskliwa.
Na tym skończona będzie moja rola,
Bo czuję z dala, jak na Wicka kiwa.
Dużo tematów na Twe imieniny
Można zestawić, opisać, poruszyć…,
Serdeczną mowę Dąbkowskiej Janiny,
Która każdego zdoła szczerze wzruszyć,
Adolka uśmiech, wdzięk Pani Ireny
I inne jeszcze przypuszczalne sceny.
Wszystko opisać już nie jestem w stanie,
Wiec pięknie żegnam i panów, i panie.
Od Was mnie dzieli taki świat daleki –
Lasy i góry, i szerokie rzeki.
Chociaż daleko jestem moim ciałem,
Z Wami – jam duszą , z Wami – sercem całym.
/-/ St. Kawiński
Wiersz napisany na Imieniny mojej Żony Jadwigi
15 października 1946 Solice-Zdrój
Napisałem, ze poemat ten powstał w maju 1947 roku, ale teraz widzimy datę przy nazwisku i jest to 1.05.1947, czyli raczej traktować trzeba, ze jest to data ukończenia poematu.
Mniemać musimy, ze nie powstał on w jeden dzień, a pewnie na napisanie tak sporego poematu potrzeba było trochę czasu. Przyjąć więc należy, ze powstawał w kwietniu 1947 r.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, pożegnamy się za chwilę ze „Światem Idealisty”, ostatnim z poematów Stanisława Kawińskiego, który tu poznaliśmy i też ostatnim z Jego zachowanych utworów.
Ostatni tu za chwilę prezentowany wątek dotyczy Grecji zaraz po II wojnie światowej i jej najtragiczniejszego okresu w nowoczesnej historii Grecji, czyli okresu bratobójczej wojny - Wojny Domowej w latach 1946-1949 - która pochłonęła ponad 100 tys. niewinnych istnień ludzkich.
Autor tego poematu, tak bardzo przejęty tą tragedią i bezmyślnością prowadzenia tej bezmyślnej, bezpardonowej i bratobójczej wojny nie był w stanie powstrzymać się od ostrych słów krytyki i oburzenia na cały świat cyników, który nie tylko się temu przyglądał, a nawet wspierał, walczące strony, zachęcając do bratobójczej walki, nakręcając tym samym tę zbrodniczą spiralę wojenną.
Ta Wojna Domowa trwała - pomiędzy komunistami wspieranymi przez Związek Radziecki oraz też komunistyczną Jugosławię, a greckimi rojalistami wspieranymi przez Wielką Brytanię.
Tak wiec ta gehenna wojenna Greków została przedłużona na kolejne lata, 1946-1949.
..
A oto już finałowy akord tego poematu:
*
Dziękuję Panu za publikację utworów Pańskiego Dziadka i przybliżenie nam jego osoby. Myślę, że spełnił Pan pewną powinność rodzinną i Dziadek tam z góry jest z Pana dumny. Utwory są na wysokim poziomie, ale przede wszystkim bardzo przyjemnie się je czyta. Dobrze, że ujrzały dzięki Panu światło dzienne a nie tylko wnętrze szuflady. Z tego wynika, że Stanisław Kawiński był wszechstronnie uzdolniony, co się rzadko zdarza. Gratuluję takiego przodka. Mogę tylko powiedzieć, że odziedziczył i Pan te dobre geny, gdyż po Pańskich wpisać widać wysoką kulturę osobistą. Serdecznie pozdrawiam