Rodziłam w Starachowicach w 2012 roku. Horror. Gaz usmiezajacy ból to jest placebo dla takich bólów. Można go sobie wsadzić w du.... znieczulenia zewnatrzoponowrgo nie można było bo nie było anestezjologa. Mój lekarz właśnie zaszedł ze zmiany i zostałam sama zupełnie. Tarzalam się po korytarzu bo nie mogłam dojść z ktg. Polozne były zainteresowane razem z obecną panią doktor gadanie o farbowanie włosów. Mój lekarz obiecywał poród w wannie a mój poród był na stole w bólach. Dzięki pani doktor ze skarzysko która kazała mnie naciac dziecko się urodziło. Ale położna przypomniała sobie przepis ze dziecko trzeba rzucić matce na brzuch....brawo.....idiotko. W tym momencie moje dziecko przestało oddychać uratował je doktor Ciszewski dzięki niemu moja córka żyje. Z akcji porodowej ma parę śladów na ciele do dziś. Sama za kilka miesięcy znów będę rodzic i choćby nie wiem co nie chce na oczy widzieć tego szpitala..!
Myślę że w Ostrowcu jest OK przekonasz się :))
Rodziłam w Starachowicach w listopadzie 2016, trafiłam ze wskazaniem dzień po terminie. Ciążę prowadził dr Wolak, do szkoły rodzenia chodziłam w Ostrowcu.
Na patologii ciąży dobra opieka zarówno lekarska jak i położnicza.
Kolejnego dnia po badaniu przez mojego lekarza i po ktg trafiłam z 6 cm rozwarciem już na trakt porodowy kolo godziny 14. W miedzy czasie poinformowalam męża żeby przyjezdzal bo chcieliśmy porod rodzinny.
Salowa mila kobitka pomogła mi z lewatywa, golenia nie wymagalam.
Niestety na zmianie była straszna położna, ktora stwierdzila ze jest po 8 porodach i jest taaaaka zmęczona. Skurcze nie byly dokuczliwe, kazala mi krecic biodrami, kucac i gleboko oddychac a sama zajmowala sie papierami o 16 podlaczyla mi ktg i lezalam na nim do 17.30 az skurcze calkiem opadly. Po tej 1.5 h poprosilam o skorzystanie z toalety, owa polozna nie zwrocila uwagi na moj plan porodu i dala mi do wypelnienia szpitalny, a na prosbe o porod rodzinny stwierdzila ze ona jeszcze facetem nie bedzie sie tu zajmowac....... Wyszlam do ubikacji i na korytarzu wreszcie spotkalam męża i z nerwami stwierdziłam że ja chyba sie pakuje i wychodze stąd, bylam wsciekla i chcialo mi sie plakac. Mąż zapytał przechodząca obok polozna kiedy zmieniają się zmiany- o 19. Tamta slyszala to i zmienila front o 180 stopni, nagle zaprosila meza do sali, pustej zreszta bo tylko ja rodzilam i byla obrzydliwie mila. Znow wrocilam do pozycji i oddechow, skurcze powoli sie nasilaly. O 19 przyszla wspaniala babeczka Julita Krzywonos i dzieki niej zapamietam ten porod bardzo przyjemnie, informowala mnie o postepie, zmienialysmy pozycje, pomagala z oddychaniem, wstrzyknela cos dozylnie teraz juz niepamietam co. O 21.20 syn juz byl na swiecie. Bolec pewnie ze bolalo, ale nie tak strasznie.
Na noworodkowym w wiekszosci polozne sa fajne babki, pomagaly mi z karmieniem bo nie mialam w ogole pokarmu i uzyczyly laktatora.
Więc porod i pobyt w Starachowicach oprocz tej jednej poloznej oceniam bardzo dobrze.:)