Ostrowiec Świętokrzyski - Widok na fragment miasta

Ostrowiec Świętokrzyski www.ostrowiecnr1.pl

Szukaj
Właściciel portalu


- Reklama -

Logowanie

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -
Zaloguj się, aby zbaczyć, kto jest teraz on-line.
Aktualna sonda
Czy uważasz, że dobrze zagłosowałeś w kwietniu wybiarając obecnie rządzących?
Aby skorzystać
z mailingu, wpisz...
Korzystając z Portalu zgadzasz się na postanowienia Regulaminu.
            • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

              Ale przynajmniej to zrobił. A pisowcy kradli 8 lat i nikt się do dymisji nie podawał

              Gość
              Zgłoś
              Odpowiedz
              • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

                Nie bądź śmieszny 14:22. Z PISu tacy ludzie zawsze wypadali na zbity pysk, nikt nikogo nie krył. W tym przypadku wiceminister szedł w zaparte do samego końca. Zmiękł dopiero gdy dziennikarze przyparli go do przysłowiowej ściany.

                Gość
                Zgłoś
                Odpowiedz
                • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

                  Oj tam,oj tam. Słowenia może nie była taka droga?

                  Gość
                  Zgłoś
                  Odpowiedz
                • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 277

                  Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

                  Przykłady. Kto tak wyleciał na zbity pysk. Czekam.

                  Gość
                  Zgłoś
                  Odpowiedz
                  • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

                    Ma ludzi, którzy potrafią siebie przystosować do potrzeb oczekujących, oraz realizować te lub inne pomysły. Jakie to już inny temat. Oni uważają, że dobre, inni mają różne na to poglądy. Ważne aby coś robić. Albo się uda, albo........

                    Pozdrawiam.

                    Gość
                    Zgłoś
                    Odpowiedz
      • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

        Kto ma w garści media, ten ma władzę. Wiedzą o tym nie tylko polscy rządzący

        Klara Klinger

        Elżbieta Rutkowska

        31 marca 2018, 19:00

        Ten tekst przeczytasz w 13 minut

        W krajach Europy Środkowej wolne i niezależne media były jednym z symboli demokracji i odzyskanej wolności

        Ręczne sterowanie dziennikarzami, trzymanie gazet i telewizji w szachu reklamowym, monopolizowanie rynku. Metody są różne, ale powód ten sam: zdobyć media to zyskać realną władzę.

        W drugą niedzielę kwietnia na Węgrzech odbędą się wybory parlamentarne. Kto wygra? Bez wątpliwości: ten, kto ma przewagę w mediach, czyli Fidesz. Partia rządząca może nawet zdobyć większość konstytucyjną. Na Słowacji po zabójstwie dziennikarza śledczego Jána Kuciaka – opisującego korupcję rządzących – demonstrowały dziesiątki tysięcy ludzi, w samej Bratysławie 65 tys. Na ulice, choć nie tak tłumnie, wyszli też Czesi. Bronili wolności słowa i niezależności mediów publicznych, które stanowią tam ważną przeciwwagę dla prorządowych największych dzienników prywatnych.

        W krajach Europy Środkowej wolne i niezależne media były jednym z symboli demokracji i odzyskanej wolności. Dziś w coraz większym stopniu dostają się w ręce oligarchów sprzyjających temu, kto ma władzę, i dbających, by ją zachował. Przestają się liczyć standardy dziennikarskie i dążenie do prawdy, ważniejszy jest rząd dusz.

        Pseudorzeczywistość

        Najgorsza sytuacja jest na Węgrzech. Z zestawienia przygotowanego przez Attilę Bátorfyego, dziennikarza niezależnego serwisu Atlatszo.hu, wynika, że w rękach oligarchów związanych z Fideszem, rządzącą partią Viktora Orbána, znajduje się ponad 500 tytułów (nie tylko informacyjnych). – Efekt jest taki, że ludzi, którzy czytają lub oglądają wyłącznie propagandę rządową, są miliony. I nigdy nie spotykają się oni z krytyczną lub opozycyjną informacją ani opinią – stwierdza Bátorfy. – Rząd nie chce i nawet nie byłby w stanie przekonać większej liczby swoich zwolenników, ale wydaje się, że te 2–2,5 mln Węgrów wystarczy, aby wygrać kolejne wybory większością dwóch trzecich głosów – przewiduje. Jeżeli się uda, będzie to większość pozwalająca zmienić konstytucję. (...) https://serwisy.gazetaprawna.pl/media/artykuly/1114563,rzadzacy-z-europy-srodkowej-maja-apetyt-na-media.html

        Gość
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

          Czy w Polsce dużo jest takich małych miast, które można by określić mianem "małych Węgier" ? :]

          Gość
          Zgłoś
          Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 286

      Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

      IPN Ki 103/4448 Akta osobowe funkcjonariusza SB dot. Marek Krzemiński, imię ojca: Bolesław, ur. 22-04-1950 r. Daty skrajne 1982 - 1990, Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Kielcach [1945] 1983-1990 https://inwentarz.ipn.gov.pl/node/4703798

      Według KRS w okresie 29.02.2008 - 06.03.2009 PREZES ZARZĄDU w "WW ENERGY" SPÓŁKA AKCYJNA (-> W UPADŁOŚCI LIKWIDACYJNEJ) KRS 0000143691 NIP 6612140907 REGON 29271832000000

      https://wyszukiwarka-krs.ms.gov.pl/dane-szczegolowe-podmiotu;numerKRS=bEhMTzeOmIMMRM%2BetIX0bQ%3D%3D;typ=P

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
      • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

        IPN Ki 01/3213 Akta osobowe funkcjonariusza MO dot. Anna Julia Wiśniewska z d. Garusińska, imię ojca: Jan, ur. 08-03-1946 r. Daty skrajne 1970 - 1988, Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Kielcach [1945] 1983-1990 https://inwentarz.ipn.gov.pl/node/2832618

        Według KRS RADA NADZORCZA w "WW ENERGY" SPÓŁKA AKCYJNA

        Gość_elektroniczna niania
        Zgłoś
        Odpowiedz
        • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

          "WW ENERGY" S.A. ul. BAŁTOWSKA 428 B, OSTROWIEC ŚWIĘTOKRZYSKI

          Od ~24.05.2006 ul. ŚWIĘTOKRZYSKA 8, OSTROWIEC ŚWIĘTOKRZYSKI

          31.01.2014 wpisano do krs upadłość likwidacyjną.

          13.01.2005 Jak spółka WW Energy certyfikat fałszowała https://archive.is/o5fbN

          Gość
          Zgłoś
          Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 290

      Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

      10.11.2000

      „POLSKA POD RZĄDAMI PZPR”

      Dwa tygodnie temu odbyła się promocja książki „Polska pod rządami PZPR”, będącej pracą zbiorową pod redakcją Mieczysława F. Rakowskiego. On też otworzył dyskusję, w której wzięli udział m.in. Stefan Zgliczyński, redaktor pisma „Lewą nogą” i dr Paweł Kozłowski, socjolog i ekonomista z Polskiej Akademii Nauk. Poniżej przedstawiamy ich wypowiedzi, które wywołały ożywioną i miejscami ostro polemiczną wymianę poglądów.

      Banalna historia

      „Polska pod rządami PZPR” jest – wbrew pozorom – książką interesującą. Piszę „wbrew pozorom”, gdyż zarówno sama objętość (531 stron!), okropna okładka kojarząca się z enuncjacjami Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, jak i sam tytuł (mylący zresztą, gdyż jest to bardziej historia PZPR-u, a po części PRL-u, o „Polsce” autorzy raczej nie wspominają) bardziej odstręczają niż zachęcają do lektury.

      Jest interesująca jako pewnego rodzaju książka historyczna, jednak nie w sensie opisu faktów, ile stanu obecnej świadomości tych, którzy u schyłku PRL-u tworzyli jego historię – a więc grupy tzw. reformatorów PZPR-owskich skupionych wokół Mieczysława F. Rakowskiego. „Historyczna” nie znaczy również – obiektywna. Można sobie doskonale bowiem wyobrazić podobny zbiór artykułów dotyczących historii PRL-u pisanych przez dawne środowisko KOR-u czy też inteligencji katolickiej. Zapewne byłyby one równie stronnicze, co „Polska pod rządami PRL”, nie znaczy to jednak, że nieprawdziwe.

      Pomysł byłego premiera i ostatniego I sekretarza KC PZPR był dobry. Poprosił on mianowicie dwudziestu pięciu (wliczając w to siebie) wysokich działaczy partyjnych i państwowych, aby opisali wycinek historii PRL, na którym znają się najlepiej. Z tej kompilacji miała, w zamierzeniu redaktora, powstać praca, jakiej w Polsce dotąd nie mieliśmy, a na którą wielu czekało – rzetelna, bazująca na faktach a nie na emocjach – historia Polski lat 1945 – 89. Praca konkurencyjna wobec monografii tego okresu pisanych przez zawodowych antykomunistów, których po ’90 roku ukazało się sporo, a których wartość jest, niestety, mocno dyskusyjna.

      I to, moim zdaniem, Rakowskiemu się nie udało, gdyż znakomita większość tekstów zawartych w książce (wyłączając może jedynie artykuły Leszka Nowaka i Krzysztofa Teodora Toeplitza) jest doskonale przewidywalna, o banalnych, niespecjalnie inspirujących do dyskusji, konkluzjach. Schemat argumentacji ich autorów jest mniej więcej podobny – stalinizm był oczywiście paskudny, ale już od 1956 roku zaczyna być coraz lepiej, aż dochodzimy do Okrągłego Stołu i tu już pełny sukces.

      Trochę trywializuję, ale generalna zgoda wszystkich autorów na to, co obecnie dzieje się w Polsce, jest uderzająca. Jedynie Rakowski i Jaruzelski w swoich artykułach ośmielają się delikatnie krytykować skutki polityki neoliberalnej w Polsce, ale może im po prostu więcej wolno... I większość chwali się, że to właśnie ich polityka, reformatorów z PZPR, doprowadziła do restytucji kapitalizmu w Polsce. Władysław Baka, prezes Narodowego Banku Polskiego w latach 1985 – 88 i 1989 – 91, pisze o tym tak:

      „Ważnym efektem reformy realizowanej w latach 80. było przygotowywanie gospodarki i społeczeństwa do transformacji ustrojowej. Chodzi zarówno o «trening menedżerski», jakiemu podlegała kadra kierownicza działająca w warunkach trzech «s» (samodzielności, samofinansowania i samorządności przedsiębiorstw), jak i o utworzenie instytucji rynkowych w ważnych dziedzinach, np. dwupoziomowego systemu bankowego, charakterystycznego dla krajów o gospodarce rynkowej (reformę bankową przeprowadzono w latach 1987 – 1989). Istotny był również wpływ reformy na edukację ekonomiczną społeczeństwa, które dzięki niej lepiej niż w innych państwach socjalistycznych rozumiało kategorie i mechanizmy ekonomiczno-rynkowe”. (s. 395)

      Liberalizację gospodarki za rządów premiera Rakowskiego chwali również Kazimierz Barcikowski, który przeciwników prywatnej własności w rolnictwie nazywa „lewakami” i „sekciarzami” (s. 166). Kropkę nad „i” stawiają Janusz Roszkowski, który uważa, iż to właśnie reformatorzy z PZPR „doprowadzili do samorozwiązania PZPR, czym dobrze zasłużyli się krajowi” (s. 371) i prof. Jerzy J. Wiatr, który dowodzi, iż to właśnie dzięki liberałom w PZPR możliwe było „wkroczenie Polski na drogę przemian demokratycznych i odbudowy pełnej suwerenności” (s. 312).

      Wygląda więc na to, iż misją dziejową PZPR – czytając to, co mają dziś do powiedzenia jej reformatorzy – było przygotowanie Polski do Okrągłego Stołu i powrotu gospodarki rynkowej. Co jest przecież o tyle ciekawe, że PZPR do końca nazywała się partią robotniczą, komunistyczną, o leninowsko-rewolucyjnych korzeniach.

      Żaden z autorów nie nazywa się jednak komunistą. Za to socjaldemokratą – jak najbardziej, piejąc peany na cześć zachodnioeuropejskiej socjaldemokracji (jak np. Hieronim Kubiak), którą zapewne stałaby się i PZPR pod ich kierownictwem, gdyby oczywiście warunki zewnętrzne na to pozwalały...

      Czego mi najbardziej brakuje w tej książce, to nutki osobistej. Próby wytłumaczenia aktywnego udziału w systemie, który dziś sami jego uczestnicy określają jako wpierw totalitarny, później – autokratyczny.

      O co więc chodziło? Ukąszenie, uwikłanie, czy też szczera wiara w system dający możliwość bezprecedensowego awansu społecznego (redaktor książki skrupulatnie odnotowuje w notkach biograficznych autorów miejsce ich urodzenia i ewentualnie warstwę społeczną, z której pochodzą)? Czy też było to po prostu zwykłe karierowiczostwo i oportunizm?

      Większość autorów stawia sobie pomnik za życia sugerując czytelnikom, iż zrobili wszystko, co można było w tamtych warunkach zrobić i gdyby nie oni, to inni na ich miejscu byliby stokroć gorsi.

      Może tak, może nie. Tego nie sprawdzimy. Ale Andrzej Werblan, przez dziesięciolecia jeden z najbardziej wpływowych polityków w kraju, określa jednak PRL mianem „protektoratu” (s. 275). A bycie urzędnikiem protektoratu chwalebnym raczej nie jest.

      Rzeczywiste racje

      Panie i Panowie, to była Polska! Tak można sparafrazować słynny początek wykładów o historii Anglii, wygłaszanych 160 lat temu w Paryżu przez Julesa Micheleta. To jest książka o PRL-u, który był Polską.

      Zdanie to dla wielu może wydawać się banalne, ale mylilibyśmy się, gdybyśmy sądzili, że tę banalność odczuwają wszyscy. Wręcz przeciwnie – wielu ludzi uważających się za polityków, a w każdym razie wypowiadających się na tematy polityczne, kwestionowało polskość Peerelu. To była jakby luka w naszej historii i stąd zapewne owa dziwna numeracja określająca obecną Rzeczypospolitą jako Trzecią a nie Czwartą. Stąd rozróżnienie na pół-Polaków i Polaków w pełnym tego słowa znaczeniu, stąd określenie takiej czy innej formacji jako „polskojęzycznej” w odróżnieniu od po prostu polskiej. Zdanie to nie jest więc oczywiste, ale przede wszystkim wiele z niego wynika.Przede wszystkim to, że dla nas, myślących teraz o poprzednich czterdziestu z górą latach, najważniejsze jest pytanie nie o to, czy to była Polska i czy mieszkaliśmy w Polsce, lecz czy był możliwy inny PRL, a więc czy była nie tyle do pomyślenia inna Polska, tylko czy ona była wówczas do „zrobienia”? Ta książka, zbiorowe dzieło kilkudziesięciu autorów, skłania właśnie do tego rodzaju pytań i sugeruje też pewne odpowiedzi. Tak, była ona możliwa, była możliwa i była nam wszystkim potrzebna Polska lepsza, ale mógł to być również PRL gorszy. Gorszy to znaczy mniej unarodowiony a bardziej przywiązany do komunistycznej utopii, bardziej zależny od czystości naczelnej idei a mniej dbający o poszerzenie suwerenności. Mogli nim, tzn. Peerelem, kierować ludzie w większym stopniu doktrynerscy, a mniej liczący na walory użytkowe nowego klucza do modernizacji kraju.

      Pytaniu o inny, możliwy do zaistnienia Peerel, towarzyszy pytanie o inną PZPR. Z podobnymi tropami odpowiedzi. PZPR mogła być, a nawet może i powinna być lepsza, ale bez niej Polska taka, jaka nastała po wojnie, obyć się nie mogła. A poza tym, generalnie, PZPR nieźle wypełniła swoje najważniejsze zadanie: pomyślnie, z jak najmniejszymi stratami przeprowadziła nasz kraj ku lepszym czasom. Z tego właśnie powinni czerpać zadowolenie i spokój byli członkowie tej partii – sam do niej nigdy nie należałem, ani jako poputczik jej nie towarzyszyłem. Wykonali oni zadanie, którego nikt inny wykonać nie mógł. I powinni być zadowoleni z tego właśnie rzeczywistego, ważnego dokonania, a nie ze słów uznania wypowiadanych czasem pod ich adresem przez poszczególnych członków opozycji lat 70. i 80. I nie z tego, że zechcą oni teraz przyjąć podległość moralną tych ludzi z partii rządzącej w PRL, którzy wytrwali do końca, a także nie z tego, że pozwalają do siebie mówić słowo „przepraszam” – im częściej wypowiadane, tym lepiej.

      O tym wszystkim jest w gruncie rzeczy ta książka. Można ją czytać także jako wyraz reakcji – szkoda, że tak późnej – na stary problem zawarty w pytaniu: kto ma dostęp do prawdy? Czy jest ona zastrzeżona dla jedynie pewnych grup, a innez góry tej szansy pozbawione? Czy musimy znowu ulegać zasadzie, że ten kto ma dostęp do władzy, ma dostęp do prawdy? A nawet jeśli nie ma pełnego na nią monopolu, to jedynie on może określać, co jest ważne i decydujące zarówno w historii, jak i w kształcie współczesności. Taką przecież „doktrynę przynależności”, rzeczywiście postkomunistyczną, rozpowszechnili swoimi politycznymi i intelektualnymi działaniami zwycięzcy z obozu solidarnościowego. Członkowie PZPR znaleźli się w szczególnej sytuacji. Według tej doktryny, o PZPR nie powinni się oni wypowiadać, bo jako insiderzy mieli fałszywą, z góry wypaczoną perspektywę poznawczą, właściwą dla uczestników. Zaś o Polsce istniejącej między 1945 a 1989 rokiem nie powinni z kolei mówić jako outsiderzy, niepełni bądź nielegalni, czy po prostu tylko krypto-Polacy. Ich perspektywa poznawcza również musi być – wedle innego zastosowania „doktryny przynależności” – a priori wypaczona.

      Ta książka nie poddaje się kleszczom tego paradoksu, który tak czy owak ma zmusić nieuprawnionych do milczenia lub, jeśli już zabiorą głos, prowadzi do przemilczania tego, co powiedzieli. Niezależnie od słabości i zalet bardziej szczegółowych ta książka ma walor zasadniczy: to, że ją napisano, prezentując własny punkt widzenia i przedstawiając własne racje swego istnienia. Te racje są rzeczywiste.

      PAWEŁ KOZŁOWSKI

      https://web.archive.org/web/20010111070200/http://www.trybuna.com.pl/10112000/08.html

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
      • Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

        BLIŹNIACY Z HOŁOTY

        Premier obraził miliony Polaków http://trybuna.com.pl/blizniacy-z-holoty/

        On przechodzi sam siebie. Wydawało się to mało prawdopodobne, a jednak. „Socjalizm to był ustrój dla hołoty” – powiedział wczoraj premier Jarosław Kaczyński. To był system budowany przez hołotę i dla hołoty, dodał. Obraził w ten sposób miliony ludzi, którzy po wojnie odbudowywali kraj, stawiali szkoły, przedszkola, domy kultury i fabryki. A także Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Gdański, gdzie bracia Jarosław i Lech Kaczyńscy zdobywali

        wykształcenie. Czy rządzący Polską bliźniacy siebie też zaliczają do „hołoty”? A jeśli nie, to czy oddadzą swoje zdobyte w ustroju „dla hołoty” dyplomy? (...)"

        https://forum.gazeta.pl/forum/w,64,58586917,58586917,_Przypadkowe_spoleczenstwo_czy_holota_.html

        Gość
        Zgłoś
        Odpowiedz
      • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 299

        Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

        Publikacja: 24.04.2015 Pałkarze i prowokatorzy z ORMO

        Pion śledczy IPN planuje stawiać zarzuty organizatorom komunistycznych bojówek ORMO, które w Warszawie brutalnie rozpędzały opozycyjne demonstracje i prowokowały zamieszki.

        Chodzi o dwie osoby związane z aparatem komunistycznej władzy, które w latach 1982 – 89 organizowały tzw. Jednostkę Terenową ORMO przy ul. Dolnej 12. Śledczy z warszawskiego pionu IPN nie ujawniają na razie komu będą stawiane zarzuty, ale fakty zamiaru ich przedstawienia potwierdził nam Marcin Gołębiewicz, naczelnik pionu śledczego warszawskiego oddziału IPN.

        Od 2008 roku pion śledczy IPN prowadzi śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień służbowych przez osoby pełniące kierownicze funkcje w warszawskich strukturach Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej „polegającego na utworzeniu i kierowaniu w okresie od 1982 do 1989 r. zorganizowanym związkiem, w skład, którego wchodzili członkowie tej organizacji mającym na celu popełnianie przestępstw na szkodę uczestników manifestacji patriotycznych".

        Śledczy nie mają wątpliwości, że w ramach ORMO zorganizowana została specjalna grupa, składającą się z młodych, sprawnych fizycznie osób. Członkowie tej grupy wyposażeni byli w pałki, granaty i miotacze gazowe oraz kajdanki. Najczęściej otrzymywali je – jak twierdzi śledczy nieformalnie - od funkcjonariuszy Zmilitaryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej (ZOMO). Tak wyposażeni szli oni na manifestacje patriotyczne organizowane przez organizacje podziemne z okazji rocznic 3 Maja, 31 Sierpnia, 11 Listopada. Najczęściej były one organizowane na Starym Mieście i w okolicach kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, gdzie msze za Ojczyznę gromadziły tysiące ludzi.

        Tam ormowcy ubrani po cywilnemu wchodzili w tłum i obserwowali uczestników demonstracji. „Ich zadaniem było zwracanie uwagi na liderów demonstracji, osoby niosące transparenty, wznoszące okrzyki, rozrzucające ulotki oraz na fotoreporterów. Po zlokalizowaniu takich osób członkowie specjalnej grupy ORMO dokonywali ich zatrzymania i doprowadzenia do umundurowanych funkcjonariuszy milicji" – opisuje prokurator prowadzący śledztwo.

        Jak zaznacza często dochodziło przy tym do brutalnego użycia siły wobec uczestników manifestacji m.in. bicia i kopania po całym ciele. W czasie prowadzonego śledztwa prokurator ma udokumentowane przypadki m.in. pobicia przez członków ORMO fotoreportera i przypadkowej kobiety. „Inną formą działania grupy było prowokowanie oddziałów milicji do interwencji wobec demonstrantów. Polegało to na wznoszeniu w tłumie okrzyków antyreżimowych, podżeganiu do aktów wandalizmu oraz wzniecania zamieszek" – opisuje śledczy. Wszystko to odbywało się za wiedzą i przy akceptacji sił porządkowych, bo członkowie ORMO otrzymywali znaczki rozpoznawcze i znali hasła umożliwiające im swobodne przechodzenie przez kordony milicji.

        Jak zaznacza prokuratura ofiary pobić ustalano na podstawie m. in. drobiazgowej analizy wspomnień osób zatrzymanych w związku z udziałem w manifestacjach w latach 1980 - 1989. Osoby te zostały przesłuchane w charakterze świadków.

        W prowadzonym przez IPN śledztwie pozostało do przesłuchania jeszcze 27 byłych członków Jednostki Terenowej ORMO z siedzibą przy ul. Dolnej 12 w Warszawie. Ich kwestionariusze osobowe zostały dostarczone do IPN przez byłego członka tej jednostki.

        ORMO podlegało komunistycznej władzy, było kontrolowane przez Komitety Wojewódzkie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Oddziały ORMO były nadzorowane przez Sztaby Wojewódzkie, powoływane formalnie przez Społeczne Komitety, ale faktycznie wyznaczane przez Wydziały Administracyjne KW PZPR. Komendantami wojewódzkimi byli z reguły emerytowani oficerowie MO, wojska lub Straży Pożarnej.

        rp

        Gość
        Zgłoś
        Odpowiedz
    • Post nadrzędny dla poniższego tego posta o numerze 300

      Odp.: Postkomuna Ostrowiecka wciąż w dobrej formie

      „ja nie miałem ludzi i obaliłem komunizm z żoną i z dziećmi” Kto to powiedział?

      Gość
      Zgłoś
      Odpowiedz
1234 ... 1213151718
Przejdź do strony nr
74 posty w tym wątku zostały wyłączone z wyświetlania ze względu na sprzeczność z Zasadami Forum lub czasowo. Możesz wyświetlić wątek wraz z tymi postami.

- Reklama -
- Ogłoszenie społeczne -

- Reklama -

- Reklama -
- Reklama -
- Reklama -