nie wiem kim jest slavic, ja jestem Agnieszka i nie antyNwo uświadomił mi, że nie powinno się robić eksperymentów na dziecku. Mnóstwo o tym jest nie tylko w internecie. Niektórzy lekarze też już mówią co dobre.
Po polio to by byly wulkany energii I szybciej by chodzily.I nie mow ludziom co robi kochajacy rodzic, bo pojecia nie masz.
nawet konowały już czytają mamy przyklad z 13:51. Jej to zamelduj.
Polio poszczepienne?! NO JAK TO!?? A takie miały być bezpieczne i przebadane te szczepionki. Czekam na te badania (zgodnie ze zlotym standardem) i nie moge sie doczekać.
Myślę antyNwo, że powinieneś olać. To dzieci tych mądrych będą miały skutki uboczne. Szkoda głupiemu tłumaczyć.
Czytaj ze zrozumieniem.Polio zamiast szczepienia.
Pytanie do Ministra Zdrowia było takie:
"Czy pacjent ma prawo żądać od lekarza, który będzie go badał, aby lekarz okazał mu swoją kartę szczepień potwierdzającą, przeciw jakim chorobom zakaźnym lekarz został zaszczepiony i kiedy odbyły się te szczepienia?"
Ministerstwo Zdrowia przeczytało i zrozumiało, że jest pytane, czy podmioty lecznicze mają obowiązek "sprawozdawania stopnia zaszczepienia personelu medycznego".
A więc, Drogi Rodzicu, zapamiętaj sobie raz, a dobrze!
Tysiące nieszczepionych lekarzy, którzy codziennie badają setki tysięcy CHORYCH pacjentów, nie są zagrożeniem epidemicznym dla Twojego dziecka i nie muszą Ci pokazywać swoich kart szczepień, ale za to Ty musisz Twoje dziecko zaszczepić, bo jeśli nie, to ono sprowadzi na nas epidemie i być może nawet wszyscy zginiemy. :)
http://img.liczniki.org/20180727/FB_IMG_1532692133496-1532692571.jpg
Kto z nas tych lat nie pomni, gdy, młode pacholę,
Ze strzelbą na ramieniu świszcząc szedł na pole,
Gdzie żaden wał, płot żaden nogi nie utrudza,
Gdzie przestępując miedzę, nie poznasz, że cudza!
Bo na Litwie myśliwiec, jak okręt na morzu,
Gdzie chcesz, jaką chcesz drogą, buja po przestworzu!
Czyli jak prorok patrzy w niebo, gdzie w obłoku
Wiele jest znaków widnych strzeleckiemu oku,
Czy jak czarownik gada z ziemią, która, głucha
Dla mieszczan, mnóstwem głosów szepce mu do ucha.
Tam derkacz wrzasnął z łąki, szukać go daremnie,
Bo on szybuje w trawie jako szczupak w Niemnie;
Tam ozwał się nad głową ranny wiosny dzwonek:
Również głęboko w niebie schowany skowronek;
Ówdzie orzeł szerokim skrzydłem przez obszary
Zaszumiał, strasząc wróble jak kometa cary;
Zaś jastrząb, pod jasnemi wiszący błękity,
Trzepie skrzydłem jak motyl na szpilce przybity,
Aż ujrzawszy śród łąki ptaka lub zająca,
Runie nań z góry jako gwiazda spadająca.
Kiedyż nam Pan Bóg wrócić z wędrówki dozwoli
I znowu dom zamieszkać na ojczystej roli,
I służyć w jeździe, która wojuje szaraki,
Albo w piechocie, która nosi broń na ptaki;
Nie znać innych prócz kosy i sierpa rynsztunków
I innych gazet oprócz domowych rachunków!
Nad Soplicowem słońce weszło, i już padło
Na strzechy, i przez szpary w stodołę się wkradło:
I po ciemnozielonym, świeżym, wonnym sianie,
Z którego młodzież sobie zrobiła posłanie,
Rozpływały się złote, migające pręgi
Z otworu czarnej strzechy, jak z warkocza wstęgi;
I słońce usta sennych promykiem poranka
Draźni, jak dziewczę kłosem budzące kochanka.
Już wróble skacząc świerkać zaczęły pod strzechą,
Już trzykroć gęgnął gęsior, a za nim jak echo
Odezwały się chorem kaczki i indyki,
I słychać bydła w pole idącego ryki.
Wstała młodzież. Tadeusz jeszcze senny leży,
Bo też najpóźniej zasnął; z wczorajszej wieczerzy
Wrócił tak niespokojny, że o kurów pianiu
Jeszcze oczu nie zmrużył, a na swym posłaniu
Tak kręcił się, że w siano jak w wodę utonął,
I spał twardo, aż zimny wiatr w oczy mu wionął,
Gdy skrzypiące stodoły drzwi otwarto z trzaskiem
I bernardyn ksiądz Robak wszedł z węzlastym paskiem,
"Surge, puer!" wołając i ponad barkami
Rubasznie wywijając pasek z ogórkami.
Już na dziedzińcu słychać myśliwskie okrzyki,
Wyprowadzają konie, zajeżdżają bryki,
Ledwie dziedziniec taką gromadę ogarnie;
Odezwały się trąby, otworzono psiarnie;
Zgraja chartów, wypadłszy, wesoło skowycze;
Widząc rumaki szczwaczów, dojeżdżaczów smycze,
Psy jak szalone cwałem śmigają po dworze,
Potem biegą i kładą szyje na obroże.
Wszystko to bardzo dobre polowanie wróży.
Nareszcie Podkomorzy dał rozkaz podróży.
Ruszyli szczwacze z wolna, jeden tuż za drugim,
Ale za bramą rzędem rozbiegli się długim;
W środku jechali obok Asesor z Rejentem,
A choć na siebie czasem patrzyli ze wstrętem,
Rozmawiali przyjaźnie, jak ludzie honoru
Idąc na rozstrzygnienie śmiertelnego sporu;
Nikt ze słów zawziętości ich poznać nie zdoła;
Pan Rejent wiódł Kusego, Asesor Sokoła.
Z tyłu damy w pojazdach, młodzieńcy stronami,
Czwałując tuż przy kołach, gadali z damami.
Ksiądz Robak po dziedzińcu wolnym chodził krokiem,
Kończąc ranne pacierze; ale rzucał okiem
Na pana Tadeusza, marszczył się, uśmiechał,
Wreszcie kiwnął nań palcem; Tadeusz podjechał;
Robak palcem po nosie dawał mu znak groźby:
Lecz mimo Tadeusza pytania i prośby,
Ażeby mu wyraźnie, co chce, wytłumaczył,
Bernardyn odpowiedzieć ni spójrzeć nie raczył,
Kaptur tylko nasunął i pacierz swój kończył;
Więc Tadeusz odjechał i z gośćmi się złączył.
Właśnie wtenczas myśliwi smycze zatrzymali
I wszyscy nieruchomi w miejscach swoich stali;
Jeden drugiemu ręką dawał znak milczenia,
A wszyscy obrócili oczy do kamienia,
Nad którym stał pan Sędzia; on zwierza obaczył
I rąk skinieniem swoje rozkazy tłumaczył.
Pojęli wszyscy, stoją, a środkiem po roli
Asesor i pan Rejent kłusują powoli;
Tadeusz, będąc bliższy, obudwu wyprzedził,
Stanął obok Sędziego i oczyma śledził.
Dawno już nie był w polu; na szarej przestrzeni
Trudno dojrzeć szaraka, zwłaszcza wśród kamieni.
Pokazał mu pan Sędzia; siedział biedny zając,
Płaszcząc się pod kamieniem, uszy nadstawiając,
Okiem czerwonym spotkał myśliwców wejrzenie
I, jakby urzeczony, czując przeznaczenie,
Ze strachu od ich oczu nie mógł zwrócić oka
I pod opoką siedział martwy jak opoka.
Tymczasem kurz na roli rośnie coraz bliżéj,
Pędzi na smyczy Kusy, za nim Sokoł chyży,
Tuż Asesor z Rejentem razem wrzaśli z tyłu:
"Wyczha! wyczha!" i z psami znikli w kłębach pyłu.
Kiedy tak za szarakiem goniono, tymczasem
Ukazał się pan Hrabia pod zamkowym lasem.
Wiedziano w okolicy, że ten pan nie może
Nigdy nigdzie stawić się w naznaczonej porze.
I dziś zaspał poranek, więc na sługi zrzędził;
Widząc myśliwców w polu, czwałem do nich pędził;
Surdut swój angielskiego kroju, biały, długi,
Połami na wiatr puścił; z tyłu konno sługi
W kapeluszach jak grzybki, czarnych, lśniących, małych,
W kurtkach, w butach stryflastych, w pantalonach białych;
Sługi, które pan Hrabia tym kształtem odzieje,
Nazywają się w jego pałacu dżokeje.
Czwałująca czereda zleciała na błonia,
Gdy Hrabia ujrzał zamek i zatrzymał konia.
Pierwszy raz widział zamek z rana i nie wierzył,
Że to były też same mury, tak odświeżył
I upięknił poranek zarysy budowy;
Zadziwił się pan Hrabia na widok tak nowy.
Wieża zdała się dwakroć wyższa, bo stercząca
Nad mgłą ranną; dach z blachy złocił się od słońca,
Pod nim błyszczała w kratach reszta szyb wybitych,
Łamiąc promienie wschodu w tęczach rozmaitych;
Niższe piętra oblała tumanu powłoka,
Rozpadliny i szczerby zakryła od oka.
Krzyk dalekich myśliwców wiatrami przygnany,
Odbijał się kilkakroć o zamkowe ściany:
Przysiągłbyś, że krzyk z zamku, że pod mgły zasłoną
Mury odbudowano i znów zaludniono.
Hrabia lubił widoki niezwykłe i nowe,
Zwał je romansowemi; mawiał, że ma głowę
Romansową; w istocie był wielkim dziwakiem.
Nieraz pędząc za lisem albo za szarakiem,
Nagle stawał i w niebo poglądał żałośnie
Jak kot, gdy ujrzy wróble na wysokiej sośnie;
Często bez psa, bez strzelby błąkał się po gaju
Jak rekrut zbiegły; często siadał przy ruczaju
Nieruchomy, schyliwszy głowę nad potokiem,
Jak czapla wszystkie ryby chcąca pozrzeć okiem.
Takie były Hrabiego dziwne obyczaje;
Wszyscy mówili, że mu czegoś nie dostaje.
Szanowano go przecież, bo pan z prapradziadów,
Bogacz, dobry dla chłopów, ludzki dla sąsiadów,
Nawet dla Żydów.
Hrabski koń, zwrócony z drogi,
Prosto kłusował polem aż pod zamku progi.
Hrabia samotny wzdychał, poglądał na mury,
Wyjął papier, ołówek i kreślił figury.
Wtem, spójrzawszy w bok, ujrzał o dwadzieścia kroków
Człowieka, który, równie miłośnik widoków,
Z głową zadartą, ręce włożywszy w kieszenie,
Zdawało się, że liczył oczyma kamienie.
Poznał go zaraz, ale musiał kilka razy
Krzyknąć, nim głos Hrabiego usłyszał Gerwazy.
Szlachcic to był, służący dawnych zamku panów,
Pozostały ostatni z Horeszki dworzanów;
Starzec wysoki, siwy, twarz miał czerstwą, zdrową,
Marszczkami pooraną, posępną, surową.
Dawniej pomiędzy szlachtą z wesołości słynął;
Ale od bitwy, w której dziedzic zamku zginął,
Gerwazy się odmienił i już od lat wielu
Ani był na kiermaszu, ani na weselu;
Odtąd jego dowcipnych żartów nie słyszano
I uśmiechu na jego twarzy nie widziano.
Zawsze nosił Horeszków liberyją dawną,
Kurtę z połami żółtą, galonem oprawną,
Który, dziś żółty, dawniej zapewne był złoty.
Wkoło szyte jedwabiem herbowne klejnoty,
Półkozice, i stąd też cała okolica
"Półkozicem" przezwała starego szlachcica.
Czasem też od przysłowia, które bez ustanku
Powtarzał, nazywano go także "Mopanku";
Czasem "Szczerbcem", że całą łysinę miał w szczerbach;
Lecz on zwał się Rębajło, a o jego herbach
Nie wiadomo. Klucznikiem siebie tytułował,
Iż ten urząd na zamku przed laty piastował.
I dotąd nosił wielki pęk kluczów za pasem,
Uwiązany na taśmie ze srebrnym kutasem.
Choć nie miał co otwierać, bo zamku podwoje
Stały otworem, przecież wynalazł drzwi dwoje,
Sam je własnym nakładem naprawił i wstawił,
I drzwi tych odmykaniem codziennie się bawił.
W jednej z izb pustych obrał mieszkanie dla siebie;
Mogąc żyć u Hrabiego na łaskawym chlebie,
Nie chciał, bo wszędzie tęsknił i czuł się niezdrowym,
Jeżeli nie oddychał powietrzem zamkowém.
Doktor Ewa Drzewiecka odpowiada na pytanie , że układ odpornościowy wystarczająco wystarczy do ochrony przed chorobami .Bardzo ciekawa wypowiedz od 3 minuty .Lekarz 30 letnim stażem nigdy się nie szczepiła i nigdy nie zamierza się szczepić , nie bierze żadnych leków i nigdy nie chorowała https://www.youtube.com/watch?v=GgxLQWHQub4
A chrapali tak twardym snem, że ich nie budzi
Blask latarek i wniście kilkudziesiąt ludzi,
Którzy wpadli na szlachtę, jak pająki ścienne
Nazwane k o s a r z a m i na muchy wpółsenne:
Zaledwie która bzyknie, już długimi nogi
Obejmuje ją wkoło i dusi mistrz srogi.
Sen szlachecki był jeszcze twardszy niż sen muszy:
Żaden nie bzyka, leżą wszyscy jak bez duszy,
Chociaż byli chwytani silnymi rękoma
I przewracani jako na przewiąsłach słoma.
Tylko jeden Konewka, któremu w powiecie
Nie znajdziesz równie mocnej głowy przy bankiecie,
Konewka, co mógł wypić lipcu dwa antały,
Nim mu splątał się język i nogi zachwiały,
Ten, choć długo ucztował i usnął głęboko,
Dawał przecie znak życia; przemknął jedno oko
I widzi! istne zmory! dwie okropne twarze
Tuż nad sobą, a każda ma wąsów po parze;
Dyszą nad nim, ust jego tykają wąsami
I czworgiem rąk wokoło wiją jak skrzydłami;
Zląkł się, chciał przeżegnać się: darmo rękę chwyta,
Ręka prawa jak gdyby do boku przybita;
Ruszył lewą, niestety! czuje, że go duchy
Spowiły ciasno, jako niemowlę w pieluchy;
Zląkł się jeszcze okropniej, wnet oko zawiera,
Leży nie dysząc, stygnie, ledwie nie umiera!
Lecz Kropiciel zerwał się bronić się - po czasie!
Bo już był skrępowany we swym własnym pasie;
Przecież zwinął się i tak sprężyście podskoczył,
Że padł na piersi sennych, po głowach się toczył,
Miotał się jako szczupak, gdy się w piasku rzuca.
A ryczał jako niedźwiedź, bo miał silne płuca.
Ryczał: "Zdrada!" Wnet cała zbudzona gromada
Chorem odpowiedziała: "Zdrada! gwałtu! zdrada!"
Krzyk dochodzi echami zwierciadlanej sali,
Kędy Hrabia, Gerwazy i dżokeje spali;
Przebudza się Gerwazy, darmo się wydziera,
Związany w kij do swego własnego rapiera;
Patrzy, widzi przy oknie ludzi uzbrojonych,
W czarnych, krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych;
Jeden z nich, opasany szarfą, trzymał szpadę
I ostrzem jej kierował swych drabów gromadę,
Szepcąc: "Wiąż! wiąż!"
Dokoła leżą jak barany
Dżokeje w pętach, Hrabia siedzi nie związany,
Lecz bezbronny; przy nim dwaj z gołemi bagnety
Stoją drabi. - Poznał ich Gerwazy, niestety!
Moskale!!!
Nieraz Klucznik był w podobnych trwogach,
Nieraz miewał powrozy na ręku i nogach,
A przecież się uwalniał; wiedział o sposobie
Rwania więzów, był silny bardzo, ufał sobie.
Przemyślał ratować się milczkiem; oczy zmrużył,
Niby śpi, z wolna ręce i nogi przedłużył,
Dech wciągnął, brzuch i piersi ścisnął co najwężej;
Aż jednym razem kurczy, wydyma się, pręży,
Jak wąż, głowę i ogon gdy chowa w przeguby,
Tak Gerwazy z długiego stał się krótki, gruby;
Rozciągnęły się, nawet skrzypnęły powrozy,
Ale nie pękły! Klucznik ze wstydu i zgrozy
Przewrócił się i w ziemię schowawszy twarz gniewną,
Zamknąwszy oczy, leżał nieczuły jak drewno.
Wtem ozwały się bębny, naprzód z rzadka, potem
Coraz gęstszym i coraz głośniejszym łoskotem;
Na ten apel rozkazał oficer Moskali
Dżokejów z Hrabią zamknąć pod strażą na sali,
Szlachtę wieść na dwór, kędy stała druga rota.
Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota.
Sztab stał we dworze, a z nim zbrojnej szlachty wiele:
Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele,
Wszyscy Sędziego krewni albo przyjaciele.
Na odsiecz mu przybiegli słysząc o napadzie,
Zwłaszcza że z Dobrzyńskimi byli z dawna w zwadzie.
Kto z wiosek batalijon Moskalów sprowadził?
Kto tak prędko sąsiedztwo z zaścianków zgromadził?
Asesor-li, czy Jankiel? Różnie słychać o tem,
Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.
Już też i słońce wschodzi, krwawo się czerwieni,
Brzegiem tępym, jak gdyby odartym z promieni,
Na wpół widne, na poły w czerni chmur się chowa
Jak rozżarzona w węglach kowalskich podkowa.
Wiatr wzmagał się i pędził obłoki ze wschodu,
Gęste i poszarpane jako bryły lodu;
Każdy obłok w przelocie deszczem zimnym prószy,
Z tyłu za nim wiatr leci i deszcz znowu suszy,
Za wiatrem znowu obłok nadbiega wilgotny:
I tak dzień na przemiany był chłodny i słotny.
Tymczasem Major belki schnące pode dworem
Każe wlec, w każdej belce wysiekać toporem
Półokrągłe otwory, w te otwory wtyka
Nogi więźniów i drugą belką je zamyka.
Oba drewna goździami przebite po rogach
Ścisnęły się, jako psie paszczęki, na nogach.
Zaś powrozami mocniej sznurowano ręce
Na plecach szlachty; Major, ku większej ich męce,
Kazał pierwej pozdzierać z głów konfederatki,
Z pleców płaszcze, kontusze, nawet taratatki.
Nawet żupany. I tak szlachta, skuta w kłodzie,
Siedziała rzędem, dzwoniąc zębami na chłodzie
I na deszczu, bo coraz wzmagała się słota,
Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota.
Darmo Sędzia za szlachtą instancyję wnosi
I Telimena łączy prośby do łez Zosi,
Ażeby miano większy wzgląd na niewolników.
Wprawdzie oficer rotny, pan Nikita Ryków,
Moskal, lecz dobry człowiek, dał się udobruchać,
Cóż, kiedy sam majora Płuta musiał słuchać!
Ten major, Polak rodem, z miasteczka Dzierowicz,
Nazywał się (jak słychać) po polsku Płutowicz,
Lecz przechrzcił się; łotr wielki, jak się zwykle dzieje
Z Polakiem, który w carskiej służbie zmoskwicieje.
Płut stał z fajką przed frontem, w boki się podpierał
I gdy mu kłaniano się, nos w górę zadzierał,
A za odpowiedź, na znak gniewnego humoru,
Wypuścił z ust kłąb dymu i poszedł do dworu.
A tymczasem Rykowa Sędzia ułagadza
I Asesora także na bok odprowadza;
Przemyślają, jak by rzecz zakończyć bez sądu,
A co jeszcze ważniejsza, bez mieszań się rządu.
Doktor Ewa Drzewiecka odpowiada na pytanie , że układ odpornościowy wystarczająco wystarczy do ochrony przed chorobami .Bardzo ciekawa wypowiedz od 3 minuty .Lekarz 30 letnim stażem nigdy się nie szczepiła i nigdy nie zamierza się szczepić , nie bierze żadnych leków i nigdy nie chorowała https://www.youtube.com/watch?v=GgxLQWHQub4
A chrapali tak twardym snem, że ich nie budzi
Blask latarek i wniście kilkudziesiąt ludzi,
Którzy wpadli na szlachtę, jak pająki ścienne
Nazwane k o s a r z a m i na muchy wpółsenne:
Zaledwie która bzyknie, już długimi nogi
Obejmuje ją wkoło i dusi mistrz srogi.
Sen szlachecki był jeszcze twardszy niż sen muszy:
Żaden nie bzyka, leżą wszyscy jak bez duszy,
Chociaż byli chwytani silnymi rękoma
I przewracani jako na przewiąsłach słoma.
Tylko jeden Konewka, któremu w powiecie
Nie znajdziesz równie mocnej głowy przy bankiecie,
Konewka, co mógł wypić lipcu dwa antały,
Nim mu splątał się język i nogi zachwiały,
Ten, choć długo ucztował i usnął głęboko,
Dawał przecie znak życia; przemknął jedno oko
I widzi! istne zmory! dwie okropne twarze
Tuż nad sobą, a każda ma wąsów po parze;
Dyszą nad nim, ust jego tykają wąsami
I czworgiem rąk wokoło wiją jak skrzydłami;
Zląkł się, chciał przeżegnać się: darmo rękę chwyta,
Ręka prawa jak gdyby do boku przybita;
Ruszył lewą, niestety! czuje, że go duchy
Spowiły ciasno, jako niemowlę w pieluchy;
Zląkł się jeszcze okropniej, wnet oko zawiera,
Leży nie dysząc, stygnie, ledwie nie umiera!
Lecz Kropiciel zerwał się bronić się - po czasie!
Bo już był skrępowany we swym własnym pasie;
Przecież zwinął się i tak sprężyście podskoczył,
Że padł na piersi sennych, po głowach się toczył,
Miotał się jako szczupak, gdy się w piasku rzuca.
A ryczał jako niedźwiedź, bo miał silne płuca.
Ryczał: "Zdrada!" Wnet cała zbudzona gromada
Chorem odpowiedziała: "Zdrada! gwałtu! zdrada!"
Krzyk dochodzi echami zwierciadlanej sali,
Kędy Hrabia, Gerwazy i dżokeje spali;
Przebudza się Gerwazy, darmo się wydziera,
Związany w kij do swego własnego rapiera;
Patrzy, widzi przy oknie ludzi uzbrojonych,
W czarnych, krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych;
Jeden z nich, opasany szarfą, trzymał szpadę
I ostrzem jej kierował swych drabów gromadę,
Szepcąc: "Wiąż! wiąż!"
Dokoła leżą jak barany
Dżokeje w pętach, Hrabia siedzi nie związany,
Lecz bezbronny; przy nim dwaj z gołemi bagnety
Stoją drabi. - Poznał ich Gerwazy, niestety!
Moskale!!!
Nieraz Klucznik był w podobnych trwogach,
Nieraz miewał powrozy na ręku i nogach,
A przecież się uwalniał; wiedział o sposobie
Rwania więzów, był silny bardzo, ufał sobie.
Przemyślał ratować się milczkiem; oczy zmrużył,
Niby śpi, z wolna ręce i nogi przedłużył,
Dech wciągnął, brzuch i piersi ścisnął co najwężej;
Aż jednym razem kurczy, wydyma się, pręży,
Jak wąż, głowę i ogon gdy chowa w przeguby,
Tak Gerwazy z długiego stał się krótki, gruby;
Rozciągnęły się, nawet skrzypnęły powrozy,
Ale nie pękły! Klucznik ze wstydu i zgrozy
Przewrócił się i w ziemię schowawszy twarz gniewną,
Zamknąwszy oczy, leżał nieczuły jak drewno.
Wtem ozwały się bębny, naprzód z rzadka, potem
Coraz gęstszym i coraz głośniejszym łoskotem;
Na ten apel rozkazał oficer Moskali
Dżokejów z Hrabią zamknąć pod strażą na sali,
Szlachtę wieść na dwór, kędy stała druga rota.
Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota.
Sztab stał we dworze, a z nim zbrojnej szlachty wiele:
Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele,
Wszyscy Sędziego krewni albo przyjaciele.
Na odsiecz mu przybiegli słysząc o napadzie,
Zwłaszcza że z Dobrzyńskimi byli z dawna w zwadzie.
Kto z wiosek batalijon Moskalów sprowadził?
Kto tak prędko sąsiedztwo z zaścianków zgromadził?
Asesor-li, czy Jankiel? Różnie słychać o tem,
Lecz nikt pewnie nie wiedział ni wtenczas, ni potem.
Już też i słońce wschodzi, krwawo się czerwieni,
Brzegiem tępym, jak gdyby odartym z promieni,
Na wpół widne, na poły w czerni chmur się chowa
Jak rozżarzona w węglach kowalskich podkowa.
Wiatr wzmagał się i pędził obłoki ze wschodu,
Gęste i poszarpane jako bryły lodu;
Każdy obłok w przelocie deszczem zimnym prószy,
Z tyłu za nim wiatr leci i deszcz znowu suszy,
Za wiatrem znowu obłok nadbiega wilgotny:
I tak dzień na przemiany był chłodny i słotny.
Tymczasem Major belki schnące pode dworem
Każe wlec, w każdej belce wysiekać toporem
Półokrągłe otwory, w te otwory wtyka
Nogi więźniów i drugą belką je zamyka.
Oba drewna goździami przebite po rogach
Ścisnęły się, jako psie paszczęki, na nogach.
Zaś powrozami mocniej sznurowano ręce
Na plecach szlachty; Major, ku większej ich męce,
Kazał pierwej pozdzierać z głów konfederatki,
Z pleców płaszcze, kontusze, nawet taratatki.
Nawet żupany. I tak szlachta, skuta w kłodzie,
Siedziała rzędem, dzwoniąc zębami na chłodzie
I na deszczu, bo coraz wzmagała się słota,
Nadaremnie Kropiciel dąsa się i miota.
Darmo Sędzia za szlachtą instancyję wnosi
I Telimena łączy prośby do łez Zosi,
Ażeby miano większy wzgląd na niewolników.
Wprawdzie oficer rotny, pan Nikita Ryków,
Moskal, lecz dobry człowiek, dał się udobruchać,
Cóż, kiedy sam majora Płuta musiał słuchać!
Ten major, Polak rodem, z miasteczka Dzierowicz,
Nazywał się (jak słychać) po polsku Płutowicz,
Lecz przechrzcił się; łotr wielki, jak się zwykle dzieje
Z Polakiem, który w carskiej służbie zmoskwicieje.
Płut stał z fajką przed frontem, w boki się podpierał
I gdy mu kłaniano się, nos w górę zadzierał,
A za odpowiedź, na znak gniewnego humoru,
Wypuścił z ust kłąb dymu i poszedł do dworu.
A tymczasem Rykowa Sędzia ułagadza
I Asesora także na bok odprowadza;
Przemyślają, jak by rzecz zakończyć bez sądu,
A co jeszcze ważniejsza, bez mieszań się rządu...
Doktor Ewa Drzewiecka odpowiada na pytanie , że układ odpornościowy wystarczająco wystarczy do ochrony przed chorobami .Bardzo ciekawa wypowiedz od 3 minuty .Lekarz 30 letnim stażem nigdy się nie szczepiła i nigdy nie zamierza się szczepić , nie bierze żadnych leków i nigdy nie chorowała https://www.youtube.com/watch?v=GgxLQWHQub4
Masz rację - trzeba się szczepić!
SUTKI SZCZEPIEŃ
1. To jest mój syn. Był normalnym dzieckiem. Zanim ukończył 8 miesięcy rozwijał się już z dużym wyprzedzeniem. Potrafił chodzić i mówić. Przed ukończeniem roku, przyglądał mi się raz, jak używałem śrubokręta, wziął go z mojej ręki i zaczął wykręcać śrubki ze wszystkich miejsc, w których je mógł znaleźć w domu. A potem otrzymał szczepionkę.... Już nie potrafił raczkować, nie mówiąc o chodzeniu. Nie potrafił mówić. Gapił się w jedno miejsce, krzyczał nieziemskim głosem. Jego lekarz powiedział, że to kolka... Zabraliśmy go do szpitala Mary Hitchcock w Dartmouth. Powiedzieli nam, że to był najcięższy przypadek autyzmu, jaki kiedykolwiek widzieli. A teraz jest on w swoim pokoju i ma na sobie pieluchę. On ma 32 lata! SZCZEPIONKI POWODUJĄ AUTYZM.
2. Mój syn Kacper urodził się prawidłowo rozwiniętym neurologicznie, zdrowym dzieckiem. I rozwijał się świetnie, aż do tego dnia, kiedy otrzymał skojarzone szczepionki: MMR, DTaP, i Polio. Zapadł w ciężki autyzm. Dzięki naszym biomedycznym interwencjom, jego autyzm jest już łagodniejszy. Ale nigdy nie odzyskał mowy. Usłyszcie to dobrze: SZCZEPIONKI POWODUJĄ AUTYZM.
3. Mam na imię Melisa Brant i mam 7 letniego syna, który został uszkodzony przez szczepionki. Urodził się zdrowy, osiągnął wszystkie etapy rozwoju na czas - siedział w wieku 6 miesięcy, raczkował w wieku 9 i chodził w wieku 12 miesięcy. Po jego szczepieniach w wieku 15 miesięcy, między innymi MMR, cofnął się do pełnoobjawowego "autyzmu". Zajęło to 5 lat intensywnych terapii, żeby (spróbować) odzyskać mojego syna. Niektórzy ludzie nie słyszą tego dość wyraźnie, ale SZCZEPIONKI POWODUJĄ AUTYZM
4. 30 sekund... Tyle czasu zajęło podanie szczepionki. Moja córka Lorrin otrzymała szczepionkę DPT dnia 27 kwietnia, 1994 roku. Dwie godziny po szczepieniu, dostała 5 minutowego ataku drgawek. Po kolejnych dwóch godzinach, miała kolejny 5 minutowy atak. Ta szczepionka zniszczyła jej mózg i miała napady drgawek przez resztę życia, aż do śmierci w wieku 15 lat. Było ok 30 dzieci, które dostały napadów drgawek po tej serii szczepionek, a po pokrewnej partii naliczono 10 przypadków zgonów, z tego co było zgłoszone. Ta szczepionka była wypełniona rtęcią i zniszczyła jej szansę na zdrowe normalne życie i zniszczyło to moją rodzinę.
5. Mamy 2 chłopców. Jeden z nich był szczepiony zgodnie z harmonogramem i miał reakcje niepożądane przez 30 dni po otrzymaniu swoich szczepień w wieku 12 miesięcy. A drugi syn nie był szczepiony. U jednego zdiagnozowano zaburzenia ze spektrum autyzmu, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne (OCD), napady gniewu i tiki nerwowe. A u drugiego nie. Usłyszcie to dobrze: SZCZEPIONKI POWODUJĄ AUTYZM.
6. Mam na imię Michelle. Moja córka była prawidłowo rozwinięta neurologicznie aż do czasu, kiedy otrzymała szczepionkę w wieku 12 miesięcy. W którym to momencie cofnęła się do autyzmu. Niektórzy ludzie wybierają, żeby tego wyraźnie nie słyszeć, ale SZCZEPIONKI MOGĄ POWODOWAĆ AUTYZM.
7. U mojego 8-letniego syna zdiagnozowano autyzm, kiedy miał 3 lata. I mimo, iż to była łagodna forma autyzmu, to jednak jest coś, z czym musieliśmy się borykać przez ostatnie 5 lat. I mówienie, że było nam łatwo było by kłamstwem. Było wiele dni, kiedy po prostu płakałam i nie mogłam myśleć, że... wiecie, że świat mógł być za to odpowiedzialny. Ale teraz, kiedy poczytałam na ten temat, to odkryłam, że rzeczywiście tak jest. I to jest coś obrzydliwego, i mam nadzieję, że to się skończy. Dziękuję.
8. Mam na imię Jennifer. W wieku 15 miesięcy, mój syn otrzymał serię szczepień, m.in. MMR. W ciągu dni, stracił całą swoją mowę, przestał komunikować się z innymi, przestał utrzymywać kontakt wzrokowy i niczym się nie przejmował, nie jadł. Szczepionki powodują autyzm.
9. Mam na imię Mary. Moja córka rozwijała się normalnie, aż do czasu, kiedy została uszkodzona przez szczepionkę w wieku 2 lat i w rezultacie zdiagnozowano u niej autyzm. Niektórzy wybierają, żeby tego wyraźnie nie słyszeć. Szczepionki mogą i powodują autyzm.
10. Witam. Na imię mam Lucy. I chcę dostarczyć tutaj bardzo krótką i ważną wiadomość, która może uchronić rodzinie, a szczególnie ich dziecku, wiele bólu i cierpienia. Proszę, usłyszcie mnie dobrze - szczepionki mogą i powodują autyzm. Powtarzam - szczepionki mogą i powodują autyzm. I wiem o tym, bo to spotkało mojego syna. To jest Alex. To jest ostatnie zdjęcie, które mogliśmy mu zrobić u fotografa. Ponieważ po jego szczepieniach w wieku 14 miesięcy, Alex przestał utrzymywać kontakt wzrokowy i całe zainteresowanie innymi. Stracił słowa, które już znał. Stracił wszystko i potem zdiagnozowano u niego autyzm. Proszę, edukujcie się o niebezpieczeństwach szczepień. Zaufajcie mi, jest ich wiele.
Zastanawiacie się pewnie jaki interes mają antyszczepionkowcy w rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji, rzekomo potwierdzonych przez nieistniejących naukowców czy lekarzy, a także innych fake newsów i półprawd? Za 23 miliony rocznie sam mógłbym pisać na kolanie wymyślone bajki o autyźmie po szczepionkach i o cudotwórczym działaniu trawy:
11. Mam na imię Roman. Mój syn rozwijał się normalnie, ale nie zaszczepiliśmy go na odrę i zmarł.
Powyższy wpis jest równie prawdziwy jak powyższe "sutki szczepień".