jak myślicie czemu w większości urzędów ci zza biurka traktują interesantów jak zło konieczne po prostu są gburowaci nieprzyjemni łaskę robią że udzielą jakiejś informacji nie raz się człowiek zastanawia''aż taką krzywdę wyrządziłem tej pani że przyszedłem?''spotykacie się z takimi sytuacjami?gdzie najczęściej?
bo za mało zarabiają w stosunku do poniesionego uszczerbku na zdrowiu psychicznym,tyle paragrafów,tyle przepisów i odnośników do nich,to jest bardzo stresująca praca i jeszcze ci petenci na dodatek,to już jest przesada!
nie każdy urzędnik jest gburowaty!
Te stare pruchwy w naszych urzędach są nie miłe, bo jeszcze czasy PRL-u im się przypominają, gdzie traktowali petenta "z góry", ale pokolenie młodszych urzędników już jest o wiele lepsze, chętniej załatwia sprawy i udzieli porad.
TE stare...są nieraz o wiele milsze i bardziej kompetentne niż te młode przyjęte po znajomości!!!!!!!!!!!!!!
Bo niektórzy może się nauczyli w końcu, że w demokracji trzeba być miłym dla petentów.
Mimo wszystko, urzędnik też człowiek (!) ;), może mieć gorszy dzień. I, również mimo wszystko, musimy pamiętać, że zawał różnych oryginalności wródludzkich nie przyczynia się, bywa, do większej otwartości i sympatii wobec innych. Bo okazuje się, że na tej "miłości" ktoś już się przejechał i teraz, myśli sobie, mam gdzieś, jestem zołzą/zołzem, formalistą aż trzeszczy, nie wdaje się w tiu-tiu, nie ufam, że ktoś coś doniesie, bo potem petenci mnie wkręcają i ja spijam pomyje.
No więc to są wyjątki :) I zależy, jakie usługi świadczy urząd, co to za dziedzina. Ale mają potwierdzenie, sama mogę przyłożyć łapkę, widziałam, wiem.
Różnie bywa - z wydziałem komunikacji w starostwie i paniami w urzędzie miasta ( dowody osobiste ) mam raczej neutralne doświadczenia. Ani super przyjemnie, ani niegrzecznie, generalnie na plus. Za to jedna z pań obsługująca stanowiska bezrobotnych w naszym kochanym;) pupie, wrrr, masakra, byłam u nie może raptem trzy razy, ale wryła mi się w pamięć, niestety negatywnie...
Do PUP to ja idę z duszą na ramieniu, w sensie, wszystko mi jedno, z kim pogadam, zawsze mogę trafić na bombę. Taką, której wcześniej nie znałam ;)
Urzędnikom się nie raz wydaje, że są pępkiem świata. A oni przecież są dla nas nie my dla nich.
To fakt. Tyle, że petentom też się czasem wydaje, że ich sprawa jest jedyna wyjątkowa, niepowtarzalna. Że poł urzedu musi im właśnie teraz poświęcić całkowitą uwagę;). Byłam świadkiem takiej sceny w starostwie, rejestrując swoje auto. Pewien pan nie zważał na to, że urzędniczka zajęta akurat rozmową ze mną i przyjmowaniem moich dokumentów, że kilkakrotnie mu powiedziała, ze najpierw musi wypełnić wniosek, że kilka osób za mną już czekało w kolejce, a on się zwyczajnie wepchał. A do tego rzucał chamskimi tekstami. Ja spedziłam w jego towarzystwie krótką chwilę, załatwiłam szybko swoje sprawy i wyszlam z urzędu, ale i tak temu burakowi udało się podnieść mi ciśnienie. A jeśli ta pani urzedniczka ma petenta takiego rodzaju kilka razy dziennie, to nie dziwiłabym się jej zlemu humorowi.
Ja nie chcę tak zawzięcie bronić urzędników, bo faktycznie czasem sprawiają, że zwykły szary człowieczek;) idąc do urzedu, czuje się taaaaki malutki, ale ta niechęć, nieuprzejmość czasem wychodzi własnie od petenta, robi się sprzeżenie zwrotne;) i ...mamy to, co mamy.
ale czemu inni mają ponosić konsekwencje za jednego delikwenta.nie powinno się na innych wyżywać swojej złości jeśli ktoś jak to niektórzy nasi urzędnicy nie potrafią się opanować to znaczy że się nie nadają
te capy zyja za nasze pieniadze wiec zadnej laski nie robia BLUZGAC dziadow !!!!!!
Jestem nauczycielem organizacji pracy biurowej i jestem idealistą jeżeli chodzi o ten temat. Wiecie z czego wynika to zgorzknienie? To moje subiektywne odczucie, ale tutaj chodzi o system motywacyjny pracowników. Nie tle chodzi o kwestie finansowe, ale o to że nie ma dużej rotacji stanowisk. Idziesz pierwszy dzień do pracy i możesz w tej samej pracy, w tej samej atmosferze przesiedzieć 10 - 20 lat. Mówimy oczywiście o administracji publicznej. Ludzie naturalnie stają się znudzeni i zgorzkniali. Aby uniknąć "zgorzknienia" w idealnym modelu należałoby zmieniać zadania na stanowiskach, wprowadzić o ile to możliwe rotacje między działowe (wiem, że akurat to jest ciężkie do wykonania). Dla mnie osobiście 5 lat w jednym miejscu pracy to maksymalny czas. Potem stajemy się wypaleni, niezmotywowani i objętni. Jak chomiki w klatce.. Oczywiście w dzisiejszych czasach ciężko o pracę, więc ludzie trzymają się tego co mają...a to powoduje patologii etyki zawodowej. Ja tak to widzę.
I coś w tym musi być, może nie jestem typowym urzędasem (nie mam kontaktu z petentem) ale pracuję w urzędzie ponad 10 lat i patrze na to co się tam dzieje, ludzie się tam wypalają, panuje niezdrowa atmosfera, jeden drugiego by utopił w szklance wody, podpierniczają się na wzajem. Może rotacja dała by jakiś skutek, ale przede wszystkim zmiana otoczenia, inny zakres obowiązków oraz inny współpracownik w pokoju i moim zdaniem góra 3 lata i zmiana.