Nie wiem czy słyszeliście o neokatechumenacie. Dla mnie to masońska sekta, która za cel ma rozwalić kościół od środka. Działa na zasadzie manipulacji, stosuje socjotechniki, wciąga rodziny wielodzietne. Coraz bardziej panoszy się w Ostrowcu.
https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/60
Od końca lat 1980. w radykalnych środowiskach modernistycznych coraz popularniejsza staje się koncepcja „Kościoła sekt”, która ma być realizacją nowoczesnej wizji pluralizmu wewnątrzkościelnego.
W koncepcji tej, otwarcie głoszonej w Holandii i Niemczech, pojęcie sekty nie posiada już dawnej, negatywnej, ściśle teologicznej definicji, a stanowi obiekt „twórczej reinterpretacji”. Według nowej wykładni, sekta stanowi grupę podążającą w ślad za nauczaniem mistrza. Nowatorski pogląd filologów klasycznych, wywodzących termin „sekta” od łacińskiego słowa sequi (‘naśladować’), a nie od secare (‘odcinać, dzielić’), padł na podatny grunt teologiczny. Wraz z Soborem Watykańskim II nadeszła era liberalnie pojmowanej wolności religijnej, według której wszelkie poszukiwane Boga ma pozytywny charakter. Jest ono w swej istocie poszukiwaniem prawdy, która może powstać wyłącznie poprzez twórczą syntezę ludzkiego doświadczenia religijnego. Ta idea, wprowadzona w obręb nowej eklezjologii, została przekuta przez modernistów w koncepcję wewnętrznego pluralizmu, w którym Ecclesia stała się targowiskiem wszelkich nowoczesnych idei, oferowanych znudzonym wiernym w celu pobudzenia ich zaangażowania religijnego.
„Kościół sekt” to radykalne odejście od katolickiej wizji Mistycznego Ciała Chrystusa w kierunku czegoś na kształt eklezjalnego Frankensteina – ciała, w którym każdy z członków będzie odpowiadał nie tylko estetycznym skłonnościom grupki „naśladowców”, ale działał według swych własnych, urojonych poglądów, realizujących rzekomo odwieczne prawdy Boże. W tym miejscu jednak naśladownictwo przekształca się samoczynnie w odcięcie od prawdy objawionej, a „Kościół sekt” staje się niechybnie „sektą kościołów”.
Jedną z takich wspólnot, będących prawdziwą sektą wewnątrz Kościoła, jest neokatechumenat.
Ze slumsów do Rzymu
Rozwój wspólnoty neokatechumenalnej przypadł na burzliwy okres w najnowszej historii Kościoła katolickiego, związany z rewolucją modernistyczną i zdecydowaną negacją dawnej, potrydenckiej obrzędowości i duchowości. Powstająca wówczas wspólnota wypłynęła na szersze wody na fali podważania dotychczasowej eklezjologii, a w szczególności stawiania pod znakiem zapytania roli kapłaństwa i hierarchicznej struktury Kościoła. Sam założyciel, Kiko Argüello, niejednokrotnie podkreślał swoje jednoznaczne poparcie dla destrukcyjnej rewolucji Vaticanum II. Warto również podkreślić, że dynamiczny rozwój wspólnoty, jaki nastąpił po zwycięstwie rewolucji, nie byłby możliwy bez poparcia udzielonego twórcom neokatechumenatu przez posoborowych papieży, modernistycznych biskupów i zwolenników teologii wyzwolenia. Można bez przesady nazwać neokatechumenat sektą Vaticanum II wewnątrz Kościoła.
W 1964 roku Franciszek Argüello, malarz pochodzący z hiszpańskiego Leon, i Carmen Hernández, absolwentka chemii, wychowanka Instytutu Misioneras de Cristo Jesús, spotkali się wśród mieszkańców podmadryckich slumsów1. Na tym właśnie gruncie po trzech latach wykluło się środowisko adaptujące do miejscowych warunków nowe nauczanie posoborowe, opierające się na nowej liturgii, nowym rozumieniu sakramentów i egalitarnej, wspólnotowej duchowości. W czasach późnego frankizmu stowarzyszenia religijne, znajdujące się poza kontrolą władz dyktatury, stały się szczególnie atrakcyjne dla lewicowych ekstremistów, którzy odczytali przesłanie soboru jako otwarcie Kościoła na „postęp” społeczny oraz „postępowe” ideologie polityczne i koncepcje ekonomiczne. Religia, miast pełnić właściwe sobie funkcje transcendentne, miała stać się narzędziem przebudowy społecznej.
Nowa wspólnota przyjęła nazwę „drogi neokatechumenalnej”. Stopniowy rozwój coraz popularniejszej w kręgach laikatu grupy zbiegł się ze śmiercią generała Franco i upadkiem dyktatury wojskowej w Hiszpanii, a tym samym z całkowitym otwarciem na nowinki przychodzące z zewnątrz. Oficjalnego, jakże cennego wsparcia udzieliła hiszpańskiej wspólnocie watykańska Kongregacja Kultu Bożego z jej ówczesnym sekretarzem, abp. Hannibalem Bugninim na czele. Po dwóch latach studiów nad działalnością wspólnoty watykańskie władze opublikowały w oficjalnym biuletynie kongregacji notę pochwalną Prşclarum exemplar dla dzieła dokonywanego przez „drogę”. Przyjęto wtedy skonsultowaną z zainteresowanymi nazwę: „Neokatechumenat”. W tym okresie kongregacja Bugniniego wprowadziła dla nieochrzczonych katechumenów nowe obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych (łac. OICA). We wspomnianej nocie kongregacja stwierdzała, że niektóre ryty dla nieochrzczonych (zwłaszcza IV), zaproponowane w OICA, można także zastosować do osób już ochrzczonych, lecz niedostatecznie skatechizowanych2. W ten sposób watykańscy moderniści zaakceptowali niejasną i półtajną strukturę wspólnoty oraz daleko odbiegające od katolickiego pojmowanie sakramentów.
Struktura neokatechumenatu podobna jest budowie wielu tajnych stowarzyszeń. Składa się z kolejnych stopni wtajemniczenia, zwanych „skrutiniami”, co do których ostatecznej liczby nie ma całkowitej pewności. Spotkania formacyjne w ramach wspólnoty odbywają się często w czasie wyjazdów, nazywanych „konwiwencjami”. Struktura organizacyjna obejmuje „katechistów wędrownych” (mężczyzn i kobiety stanu wolnego, małżeństwa, kapłanów), „rodziny misyjne” oraz erygowane na poziomie poszczególnych diecezji seminaria Redemptoris Mater, znajdujące się pod kontrolą neokatechumenatu. Całością wspólnoty kieruje „Ekipa odpowiedzialna za Drogę Neokatechumenalną”, złożona z inicjatorów – Kiko i Carmen – oraz prezbitera (tak się tytułuje duchownych), a jest nim obecnie o. Mario Pezzi. „Droga” posiada dziś prawdopodobnie około kilkuset tysięcy wyznawców na całym świecie, działających w 900 diecezjach (na 5081 istniejących), posiada około 1000 kapłanów, coraz częściej formowanych we własnych, hermetycznych seminariach3. Coraz większa separacja neokatechumenatu od tradycyjnego życia parafialnego oraz ekskluzywizm doktrynalny, objawiający się otwarcie głoszoną akceptacją wyłącznie poglądów powstałych w obrębie wspólnoty, spowodowały ostrą falę krytyki, często następującej z kręgów modernistycznych, przyznających, że wspólnota wymknęła się spod kontroli. Krytyka ta jednak tonie w ogólnikach, utykając w punkcie posłuszeństwa nakazom Kościoła i akceptacji tradycyjnej hierarchii w parafiach i diecezjach, najczęściej omijając szerokim łukiem poglądy głoszone wewnątrz wspólnoty4.
Herezje wewnątrz Kościoła
Pomimo kilkudziesięcioletniej działalności neokatechumenatu wewnątrz Kościoła wspólnota nie doczekała się jednoznacznej oceny ze strony Kongregacji Nauki Wiary, bombardowanej pytaniami zdezorientowanych wiernych, zdziwionych i zgorszonych poglądami głoszonymi przez neokatechumenat rzekomo za zgodą władz duchownych. Przyczyna tego faktu leży w niezwykłej płynności nauczania duetu Kiko – Carmen, ewoluującego, a nawet diametralnie zmieniającego się. Sprzyja temu również fakt, iż neokatechumenat nie przedłożył kongregacji do zbadania ostatecznej wersji swoich katechez. Wydane w początkach lat 1970. tzw. katechezy Kiko (Orientamenti alle equipes dei catechisti per la fase di conversione) wzbudzają właśnie największe kontrowersje i stanowią źródło narastających konfliktów ze względu na zawarte w nich błędy, herezje oraz zdania występujące przeciwko ładowi społecznemu i moralności.
Wnikliwej analizy krytycznej katechez dokonał ks. Henryk Zoffoli w pracy Czy „Droga” neokatechumenatu jest prawowierna? Magisterium papieża a katecheza Kiko Argüello. Porównanie, w której zestawił poglądy założyciela wspólnoty z posoborowym nauczaniem Kościoła5. Łatwo wykazać, co udowodnił ks. Zoffoli, zasadniczą rozbieżność pomiędzy poglądami Kiko a poglądami Jana Pawła II, czczonego przez neokatechumenat jako najwyższy autorytet duchowy.
Doktryna neokatechumenatu to wewnętrznie sprzeczny melanż modernistycznych koncepcji, korzeniami tkwiących w heretyckich poglądach XVI wieku, z modnym w XIX-wiecznych środowiskach sekt protestanckich archeologizmem (w istocie jest to zawsze ukryta judaizacja), poszukującym legitymizacji w odwołaniach do specyficznie pojmowanego pierwotnego chrześcijaństwa.
Ks. Henryk Zoffoli we wcześniejszej książce wprost nazwał poglądy głoszone przez Kiko Argüello herezjami. Dla założyciela neokatechumenatu misja Kościoła katolickiego posiada bowiem wymiar tymczasowy (jest „pewną misją w nurcie historii”), który wypełnił się we wcześniejszych epokach. Dziś, w dobie nowoczesnej, Kościół nie stanowi już jedynej drogi do zbawienia, nie musi być już Kościołem misyjnym, ponieważ inne „Kościoły” są tak samo ważnymi drogami do zbawienia.
Ten heretycki pogląd, łączący kilka starych (Joachim z Fiore) i nowych (F. G. Hegel) przesądów, jest również głoszony tak przez radykalnych modernistów (wersja mocniejsza, nazywająca rzeczy po imieniu), jak przez umiarkowanych zwolenników posoborowej eklezjologii (wersja łagodniejsza, głosząca pogląd o stawaniu się prawdy, złożonej z wielu równoległych prawd). W świetle tej koncepcji prawda nie została dana ludziom przez Boga, a jej depozytariuszem nie jest Kościół katolicki. Prawda miałaby podlegać ewolucyjnemu rozwojowi, można powiedzieć: nieustannie stawać się, by ujawnić swój prawdziwy charakter dopiero w momencie osiągnięcia przez ludzkość doskonałości lub przy końcu czasów. „My tak myślimy o Kościele: bez tryumfalizmów, bez prozelityzmów, bez zamiaru zanoszenia Jezusa Chrystusa nie wiem już dokąd, ani żeby wszyscy do Kościoła wchodzili” – stwierdza Kiko6.
Luterska reaktywacja
Ks. Michał Poradowski, analizując poglądy Kiko, stwierdził: „Nauka owej «katechezy», z punktu widzenia nauki tradycyjnej Kościoła, jest zbiorem najrozmaitszych herezji, głównie protestanckich”7. Stare-nowe poglądy modernistyczne komponują się doskonale z odgrzanymi błędami Lutra, od których Kiko nie tylko się nie odżegnuje, ale niekiedy przyznaje, że są mu bliższe niż dogmaty Soboru Trydenckiego. Zdaniem Kiko czytanie Pisma św. i jego wyjaśnianie wystarczy, by osiągnąć zbawienie wieczne. Co prawda w oficjalnych wypowiedziach twórca neokatechumenatu przyjmuje autorytet Kościoła dotyczący interpretacji Pisma św., jednak niejednokrotnie dokonuje samodzielnej wykładni, dalekiej od niezmiennego nauczania Kościoła, ignorując napomnienia lub nawet atakując przeciwników własnej egzegezy. Specjalna rola nauczania polegającego na komentowaniu słów Pisma św. wewnątrz neokatechumenatu powoduje zepchnięcie na dalszy plan czynności liturgicznych. We wspólnotach nierzadko rola kapłanów we wspólnocie (o ile nie łączą tych funkcji) jest upośledzona względem „katechisty”, najczęściej osoby świeckiej, zajmującej się nauczaniem, czyli swobodnym interpretowaniem Pisma św.
Również poglądy dotyczące natury ludzkiej i zbawienia są silnie skażone protestanckim myśleniem. Kiko jest autorem szokującego stwierdzenia, że Chrystus nie jest wzorem do naśladowania, nie stanowi wzoru życia i świętości dla ludzi. „Jezus Chrystus nie jest wcale ideałem życia. Jezus Chrystus nie po to przyszedł, by dać przykład i nauczyć nas przestrzegania prawa”8.
To zdanie można właściwie zrozumieć dopiero wtedy, gdy zestawi się je z resztą poglądów twórcy neokatechumenatu. Natura ludzka jest skażona złem, z tego powodu człowiek nie jest w stanie czynić dobra, nie posiada łaski, nie jest w stanie się doskonalić, wreszcie jest dogłębnie bezsilny wobec zła, znajduje się w szponach Złego. „Człowiek nie może czynić dobra, ponieważ odłączył się od Boga i stał się z gruntu bezsilnym, w mocy złych duchów. Stał się niewolnikiem Złego. Zły jest jego panem. Dlatego nic nie znaczą ani dobre rady, ani stawiane wymagania. Człowiek nie może czynić dobra (...). Nie może wypełnić prawa; prawo mówi, żebyś kochał, żebyś nie reagował na krzywdę, ale ty nie możesz: ty robisz to, czego chce Zły”9. Z tego powodu żaden człowiek nie jest w stanie naśladować Chrystusa, ponieważ bezsilna wobec zła istota nie może osiągnąć poziomu Boga.
Bóg zdaje sobie sprawę z ludzkiej bezsilności, twierdzi założyciel neokatechumenatu, wobec czego współczuje człowiekowi i lituje się nad nim. Grzech nie jest obrazą Boga, ale zwykłym potwierdzeniem ludzkiej słabości, które zmazuje „darmowa miłość Boga”. Skoro Boga nie można obrazić grzechami, nikt z ludzi nie potrzebuje pokuty, zadośćuczynienia i ofiary, wystarczy wiara i ufność w Bożą litość. Powyższe poglądy rzutują mocno na rozumienie sakramentu pokuty wewnątrz neokatechumenatu, czyniąc z narzędzia Bożego miłosierdzia spektakle ludzkiego upokorzenia.
Prezentowane przez Kiko poglądy dotyczące ekonomii zbawienia zostały wprost zapożyczone z koncepcji Marcina Lutra. Łączy się z nimi swoisty kwietyzm, odrzucający lub ograniczający udział dobrej woli człowieka w procesie nawrócenia. Zdaniem Kiko nawrócenie człowieka następuje bez ludzkiego współdziałania, wyłącznie poprzez łaskę Boga. Jest prezentem Boga, co potwierdza główny pogląd neokatechumenatu o bezsilnej wobec zła naturze ludzkiej. Bóg udzielałby więc swej łaski tylko niektórym ludziom według jakiegoś tajemnego klucza. Bóg nie potrzebuje odwzajemnienia człowieka i nie nagradza łaską ludzi zabiegających o nią. „Nawrócenie jest dziełem Boga, a wcale nie jest jakimś wysiłkiem ludzkiej woli”10. Koncepcja Kiko odbiega oczywiście w tej materii od wyważonego nauczania Kościoła11.
W krzyżowym ogniu pytań
Wyobraźmy sobie dramat założyciela neokatechumenatu: musi on godzić swoje poglądy dotyczące bezsilnej natury ludzkiej i „darmowej” łaski Boga z przyjętą jako sakrament praktyką oczyszczającej spowiedzi. Kiko toleruje spowiedź, choć rozumie ją w wygodny dla siebie sposób, wiążąc z realizacją własnych koncepcji religijnych. Oczywiście wolałby zastąpić ją nauczaniem opartym na słowie Bożym, które bardziej odpowiada temu, co Kiko rozumie pod pojęciem grzechu. Przecież zdaniem Kiko, jak już wspomniałem, złe uczynki człowieka nie obrażają Boga, a więc nie występują przeciw Niemu, są zatem jedynie działaniem wymierzonym w innego człowieka, posiadają „wymiar społeczny”.
W tym miejscu Kiko wyraźnie zbliża się do wywodzącej się z oświeceniowego rousseanizmu współczesnej myśli lewicowej, rozpatrującej złe działanie człowieka jako występek przeciw zbiorowości. Nawrócenie nie jest już wówczas świadomą reakcją na własne grzechy, wynikającą z żalu i strachu przed Bożym gniewem oraz potępieniem wiecznym, jest raczej „drogą do przodu, ku przyszłości” – trudno doprawdy stwierdzić, czy doskonaleniem człowieka (Kiko przecież odrzuca możliwość doskonalenia), czy może zdobywaniem doświadczenia... Największą pokutą jest samo wyznanie grzechów, związane z publicznym upokorzeniem.
Nie potrzeba już zadośćuczynienia za grzechy, które przecież nie są w stanie obrazić Boga – z tego powodu Kiko ironicznie traktuje nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Kiko łaskawie zezwala na zachowanie spowiedzi indywidualnej, ale powinna ona zmienić charakter na bliższy temu, co część najbardziej szalonych tropicieli pierwotnego chrześcijaństwa przypisuje Kościołowi czasów apostolskich. Konfesjonał jest przesądem, spowiedź powinna być publicznym przyznaniem się do popełnionych przez siebie grzechów, powinna być czytelnym dla wszystkich znakiem ludzkiej słabości i pozostawania w zależności od zła. Publiczne wyznanie grzechów, które zdaniem Kiko powinno następować często, twarzą do zgromadzenia w tzw. spowiedzi publicznej, powinno kończyć się wspólnotowym pojednaniem, posiadającym oczyszczający charakter. Wszak grzechy stanowią wystąpienie przeciwko ludziom.
Publiczna spowiedź, posiadająca często destrukcyjny wpływ na psychikę, w istocie rzadko kończy się odpuszczeniem grzechów. Opisy publicznego wyznawania grzechów zawierają nieraz dramatyczne sceny. Podczas tych wzbudzających największe kontrowersje obrzędów (w Polsce zakazano używania względem nich pojęcia spowiedzi, dlatego mówi się często o „wyznaniu krzyży”) zmusza się wiernych do publicznego wyznania swoich grzechów i słabości, często w obecności współmałżonków, rodziców, dzieci. Zdarzają się zwierzenia niezwykle mocno ingerujące w sferę prywatności i intymności człowieka, dotyczące zdrad małżeńskich, rozwiązłości czy homoseksualizmu. Wyznania, potwierdzające – zdaniem członków wspólnoty – prawdę o naturze ludzkiej, stają się traumatycznymi przeżyciami, rodzącymi lęki i udręki psychiczne, niemającymi nic wspólnego z sakramentem pokuty. Świeccy „katechiści”, przesłuchujący adeptów w czasie pierwszego skrutinium, nakładają po takim „wyznaniu krzyży” niesakramentalne „pokuty” pod groźbą wykluczenia z grupy. W efekcie tych przesłuchań, którym poddawane są publicznie nawet wstępujące do wspólnoty osoby duchowne, dochodzi do kłótni, nienawiści, upodlenia i rozbicia rodzin, a nawet do bójek12.
Przykładem może być opis zaczerpnięty ze świadectwa osoby, która przez pięć lat związana była z polską gałęzią neokatechumenatu: „Na drugi dzień w ogromnej sali gimnastycznej, w obecności około stu osób (wiek od 16 do 60 lat), ustawiono naokoło krzesła, a na środku postawiono krzesło dla przesłuchiwanego brata. Naprzeciwko krzesła na prezbiterium siedzieli świeccy katolicy oraz jeden kapłan. I tu zaczynała się spowiedź z całego życia. Był co prawda kwestionariusz z pytaniami, ale to im nie wystarczało. Prowadzący katechista tak drążył w psychice człowieka, że mówiono o najskrytszych tajnikach własnej duszy. Mówiąc o idolach, trzeba było mówić o swoim dzieciństwie, wyciągając często z grobu nieżyjących rodziców, opowiadać, jacy to oni byli podli i jak bardzo zaważyli na życiu niejednego z braci. Pod wpływem strachu bracia opowiadali o swoich grzechach nieczystości, o wypaczeniach seksualnych, aborcjach itp. Wszystko to odbywało się w obecności braci, a także członków rodziny będących na «drodze»”13. Ks. Zoffoli przytacza skrajny przypadek, w którym poddana psychicznej presji kobieta została zmuszona do nieprawdziwego wyznania, że była prostytutką14. Ta praktyka, posiadająca odniesienie do stosowanego w sektach prania mózgu, poddawana była częstej krytyce przez modernistyczną hierarchię. Wszystko kończyło się jednak na delikatnych napomnieniach i sugestiach, by nie wnikać zbyt głęboko w prywatność wiernych. Prośby te zostały oczywiście całkowicie zignorowane.
Z niektórych wypowiedzi zawartych w katechezach oraz z konsekwentnego pomijania katolickiego nauczania dotyczącego czyśćca, piekła oraz potępienia grzeszników można wyciągnąć wniosek, że Kiko jest zwolennikiem heretyckiego poglądu o powszechnym zbawieniu. Według tej koncepcji wszyscy ludzie zostali już osądzeniu przez Boga, a Jezus Chrystus w czasie śmierci krzyżowej wszystkim wybaczył grzechy. Poglądy te idealnie harmonizują z przekonaniem o złej naturze ludzkiej i litości Boga względem słabego stworzenia oraz z koncepcją grzechu jako czynu obojętnego Bogu.
Na próżno również poszukiwać w katechezach Kiko podkreślenia specjalnej roli Matki Boskiej w planach odkupieńczych Boga. Wzmianki dotyczące Najświętszej Maryi Panny przewijające się w katechezach pomijają całkowicie katolickie nauczanie, przyznające Maryi status Szafarki i Wszechpośredniczki Bożych Łask. Wszak to katolickie nauczanie stoi w jaskrawej sprzeczności z wcześniej zaprezentowanymi poglądami założyciela neokatechumenatu. Z tego choćby powodu w środowiskach neokatechumenatu różaniec nie jest zbyt popularną modlitwą.
Archeologizm
Drugą grupą poglądów Kiko Argüello są idee tkwiące korzeniami w potępionym przez papiestwo błędzie archeologizmu. Poglądy te zasadzają się na zdogmatyzowanym przekonaniu, że dzisiejszy Kościół wojujący jest zaprzeczeniem przedkonstantyńskiego Kościoła pierwotnych chrześcijan. Zwykle te zapatrywania przyjmują za pewnik indywidualistyczne i pozbawione naukowego oparcia interpretacje antycznych przekazów, opisujących życie chrześcijan w pierwszych wiekach, podszyte często sentymentalizmem i egalitaryzmem, zawsze zaś zauroczone judaizmem. Poglądy te są specyficznym religijnym reakcjonizmem, przyjmującym, że dawne, rzekomo wzorowe praktyki religijne uległy na przestrzeni wieków wypaczeniu, przeradzając się w rytuały w istocie pogańsko-chrześcijańskie. Można tu dostrzec echo poglądu, że spór pomiędzy św. Piotrem a św. Pawłem, dotyczący stosunku nauczania Chrystusa do Żydów i pogan, został rozstrzygnięty niewłaściwie, otwierając Kościół na pogańskie i polityczne wpływy.
Niejednokrotnie na kartach katechez Kiko wzywa do bliżej niesprecyzowanego „powrotu do początków”. Ten mglisty postulat można zrozumieć jako negację tych elementów Kościoła, które nie znajdują się w ścisłym związku z poglądami założyciela neokatechumenatu. Dobrym przykładem jest stwierdzenie: „Kościół pierwotny wcale się nie uważał za jedyną deskę ratunku, lecz za pewną misję w nurcie historii”15. Kiko neguje potrzebę istnienia widzialnego Kościoła hierarchicznego, nazywanego w katechezach „Kościołem jurydycznym”, któremu przeciwstawić należy prawdziwy, pierwotny „Kościół ducha i prawdy”.
W ślad za negacją widzialnej hierarchii Kościoła idzie negacja tych elementów, które wiążą się z tryumfalizmem, władzą i hierarchią. Kiko neguje także katolicką estetykę, zarzucając jej infantylizm i tworzenie fałszywego obrazu Chrystusa. Atakuje katolickie rozumienie Mszy św. jako ofiary, które – jego zdaniem – zostało zaczerpnięte z tradycji pogańskiej, jest efektem przenikania do chrześcijaństwa religii naturalnej. Konsekwentnie, do sprawowania liturgii absolutnie nie jest potrzebny ani ołtarz, ani świątynia, świadczące niezbicie o jej ofiarnym charakterze, a wyłącznie stół, czyniący z liturgii element wspólnotowego przeżycia, wspólnego przebywania w duchu Słowa Bożego. Również niedziela, traktowana jako dzień Pański, jest przykładem przeniknięcia pogańskiej duchowości do wnętrza chrześcijaństwa. W neokatechumenacie czci się zatem sobotnią noc jako „kulminację święta”. Stąd właśnie sobotni wieczór jest najczęstszym momentem spotkań i sprawowania czynności liturgicznych, w przeciwieństwie do postulowanego w antycznym chrześcijaństwie świtu, który przecież wiąże się z bałwochwalczym kultem słońca. Nieodparcie nasuwa się pytanie: kim mają być chrześcijanie pozbawieni grecko-rzymskiego dziedzictwa?
Zawsze Pascha, nigdy Msza!
Warto przeanalizować również zawarte w katechezach poglądy dotyczące Mszy św. Stanowią one może najbardziej niejasny element przekonań Franciszka Argüello.
Analizując jego wypowiedzi, ks. Zoffoli doszedł do wniosku, że twórca neokatechumenatu wypacza katolickie rozumienie Mszy. Jego zdaniem Msza jest sakramentalnym przejściem Jezusa Chrystusa od śmierci do zmartwychwstania, które neguje ofiarny charakter liturgii. Kiko w swoich wywodach posiłkuje się odwołaniem do żydowskich rytuałów Paschy, która jest – jego zdaniem – idealną liturgią rodzinną (czytaj: wspólnotową): „Bóg nie zniszczył [żydowskiej] religijności naturalnej, lecz (...) przystąpił do jej oczyszczenia – szczególnie na wygnaniu, w czasie którego oczyścił ryty ofiarne (...). Bóg nie rozpoczął od zniesienia ofiar z kozłów i krów, lecz wyszedł od tych ofiar, by doprowadzić swój lud do liturgii i duchowości bardziej czystej. Stopniowo uszlachetniał te krwawe ofiary, tak że gdy przybył Jezus Chrystus, duchowość hebrajska nie była już oparta na ofiarach z krów i byków, lecz głównie na obrzędach hebrajskiej Paschy, będącej świętem obchodzonym w obrębie rodziny, a jest to ofiara chwały i składania darów. To samo stało się w Kościele”16.
Pomijając całkowite niezrozumienie i błędną interpretację judaistycznej liturgiki, nie można przejść obojętnie nad stekiem herezji, wylewających się z katechez twórcy wspólnoty działającej rzekomo wewnątrz Kościoła. Kiko całkowicie odrzuca katolickie nauczanie o Mszy św. jako sakramentalnym przejściu Jezusa Chrystusa od życia do złożonej ofiary za grzechy ludzkości, czyli do odkupieńczej śmierci Zbawiciela. Msza św. jest Kalwarią – Kiko odrzuca ten fakt, dając wyraz najwyższej irytacji. Negując ofiarny charakter katolickiej liturgii, pozostaje konsekwentnie wierny swoim poglądom dotyczącym jednorazowej i ostatecznej ofiary Chrystusa, która nie może być powtarzana na ołtarzach, ponieważ nie jest już potrzebna. Konsekwentnie, Kiko nie neguje wprost rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii, ale interpretuje ją jako „znak”, „symbol” obecności Jezusa Chrystusa – jako zgrabną poetycką przenośnię. „W pewnym momencie (...), dla przeciwstawienia się protestantom, trzeba było podkreślić realną obecność. Ale w momencie, gdy to nie jest konieczne, nie trzeba przy tym się upierać. Gdyż ten historyczny moment już przeminął”17. Takie rozumienie Eucharystii, jeśli konsekwentnie położymy nacisk na jej wspólnotowy charakter, deprecjonuje cud przeistoczenia, który świadczy o ofiarnym charakterze oraz specjalnej roli kapłana jako ofiarnika.
Dla Kiko przeistoczenie jest tylko pewną kategorią filozoficzną („jedno słówko: przeistoczenie, słówko filozoficzne, które chce wyjaśnić tajemnicę”)18, której roztrząsanie było domeną wcześniejszych wieków. Jednak, ze względu na niemożność wytłumaczenia tej tajemnicy, nie ma sensu tych zagadnień zgłębiać: „Gdy się już wcale nie rozumie tej obecności Paschy, tego sakramentu, wtedy chce się rzecz tłumaczyć filozoficznie (...) i zaczynają się debaty. Jak jest obecny, z oczami czy bez oczu, fizycznie lub inaczej itd. Wszystkie te tłumaczenia wychodzą z fałszywego założenia, bo się chce racjonalnie wytłumaczyć coś odmiennego” – pisze Kiko19.
Nic więc dziwnego, że nie istnieje dlań problem profanacji Hostii, nie istnieje problem godnego przyjęcia Ciała i Krwi Pana Jezusa, natomiast święto Bożego Ciała, adoracja Najświętszego Sakramentu – to historyczne relikty z lamusa spoganiałego chrześcijaństwa.
Estetyczna strona obrzędu nazywanego wyłącznie Eucharystią, przy konsekwentnym usunięciu nazwy „Msza święta”, sprawowanego w obrębie neokatechumenatu, wyraźnie odbiega od jego powszechnie znanej formy. Nacisk położony wyłącznie (!) na wspólnotowy posiłek wiernych sprawia, że w neokatechumenacie nawet stołu używa się w inny sposób niż w normalnym Novus Ordo, co czyni z Kiko najbardziej pojętnego ucznia „reformy” liturgicznej Bugniniego. Na czas sprawowania liturgii dostawia się nowy stół, dużych rozmiarów (często jest to stół do tenisa stołowego) lub zwykłą szkolną ławkę, przy której może zasiąść więcej osób. Na stole znajduje się krzyż i dwie świece, obok, w niektórych przypadkach, siedmioramienny świecznik, nawiązujący do tradycji żydowskiej. Stół całkowicie przykryty kwiatami, które mają symbolizować światło. Materia Eucharystii, wielkości dużego bochenka chleba, pieczona jest według specjalnego przepisu Kiko; nierzadko zdarza się, że jest przypalona lub półsurowa. Konsekrowany chleb i wino (w wielkim kielichu) spożywa się siedząc przy stole. Komunię św. przyjmuje się do ręki20. Praktycznie wszystkie elementy tej liturgii, także tańce liturgiczne, mają jeden jedyny cel – odsunąć jak najdalej ową „Eucharystię” od katolickiego rozumienia Mszy św. jako bezkrwawej ofiary21.
Jan Paweł II – papież neokatechumenatu
Paradoksalnie, ruch religijny, którego nauczanie, jak wykazał w swojej książce ks. Zoffoli, jest zasadniczo odmienne od nauczania Kościoła, nawet wyrażonego ustami Jana Pawła II, posiadał pełne poparcie z jego strony. W liście do bp. Cordesa papież napisał: „Uznaję Drogę Neokatechumenalną jako dobry sposób na wartościową formację katolicką dla dzisiejszego człowieka”22. Poparcie papieża wyrażało się w nadaniu wspólnocie przez odpowiednie władze papieskie w 2002 roku statutu ad experimentum na 5 lat. Kiko i inni liderzy neokatechumenatu stali się mile widzianymi gośćmi w Watykanie.
W czasie jednej z wizyt Kiko Argüello w Castelgandolfo Jan Paweł II powiedział: „Jakże nie dziękować Bogu za owoce, jakie przyniosła ponadtrzydziestoletnia działalność Neokatechumenatu? W naszym zsekularyzowanym społeczeństwie, gdzie szerzy się obojętność religijna, a wiele osób żyje, jak gdyby Boga nie było, wielu odczuwa potrzebę odkrycia na nowo sakramentów chrześcijańskiej inicjacji; szczególnie Chrztu św. Neokatechumenat jest bez wątpienia jedną z opatrznościowych odpowiedzi na tę palącą potrzebę”.
W dalszej części wypowiedzi Jana Pawła II można było usłyszeć: „Przede wszystkim jednak statuty ustalają podstawowe zadania osób, które mają prowadzić formację wewnątrz wspólnot neokatechumenalnych, to znaczy kapłanów, katechistów, rodzin misjonarskich oraz osób odpowiedzialnych na różnych szczeblach. W ten sposób statuty mają być dla neokatechumenatu jasną i pewną regułą życia (list do Jakuba kardynała Stafforda, 5 kwietnia 2001), fundamentalnym punktem odniesienia, ażeby ten proces formacyjny, którego celem jest doprowadzić wiernych do dojrzałej wiary, mógł być zrealizowany w sposób zgodny z nauką i dyscypliną Kościoła”.
Papież dodał, że Kościół oczekuje teraz od ruchu „większego jeszcze zaangażowania w nową ewangelizację i służbę Kościołom lokalnym oraz parafiom”. Statuty, zdaniem Jana Pawła II, „potwierdzają naturę kościelną Neokatechumenatu”, jak również opisują „najistotniejsze aspekty tej Drogi przeznaczonej dla wiernych, którzy w swoich wspólnotach parafialnych pragną ożywić swoją wiarę, a także dla osób dorosłych, pragnących przyjąć Chrzest św.”. Papież zapowiedział wtedy, że odpowiednie dykasterie Kurii Rzymskiej zajmą się obecnie „dyrektorium katechetycznym oraz praktyką katechetyczną i liturgiczną Neokatechumenatu” i zapewnił przybyłych: „Z wielką uwagą śledzę wasze dzieło w Kościele i w moich modlitwach zawierzam was wszystkich Najświętszej Maryi Pannie, Gwieździe Nowej Ewangelizacji”, po czym udzielił obecnym apostolskiego błogosławieństwa23. Było to ukoronowanie wieloletniego poparcia papieża dla neokatechumenatu24.
Dla Jana Pawła II, pojmującego prawdę w modernistyczny, ewolucyjny sposób, kwestie natury doktrynalnej nie posiadały zasadniczego znaczenia, co objawiało się bezkrytycznym poparciem dla ekumenicznych ekscesów25. Neokatechumenat wyrażał bliską Karolowi Wojtyle, jeszcze z czasów jego pobytu w Krakowie, modernistyczną ideę zaangażowania świeckich w misję Kościoła – „pomocy Kościołowi przez świeckich”, która podkreślała sens przemian liturgicznych, błędnie pojmowane powszechne kapłaństwo oraz liberalne otwarcie na wewnętrzny pluralizm poglądów i postaw.
Niewątpliwie fundamentem tej współpracy było wspólne z Kiko przekonanie o pozytywnym dziedzictwie i przełomowym charakterze Soboru Watykańskiego II dla dziejów Kościoła. Poparcie dla neokatechumenatu, ignorujące liczne głosy hierarchów, zaniepokojonych brakiem dyscypliny kościelnej i wewnętrznymi ekscesami, to kolejny wkład Jana Pawła II w posoborową destrukcję Kościoła.
* * *
Nauczanie neokatechumenatu stoi w jaskrawej sprzeczności z Magisterium Kościoła katolickiego. Jest to zatem sekta rozwijająca się wewnątrz Kościoła, podminowująca jego fundamenty przy wykorzystaniu posoborowego, modernistycznego dynamitu. Wszystkie poglądy twórcy neokatechumenatu są konsekwentnie rozwiniętymi koncepcjami Vaticanum II. Neokatechumenat może z sukcesem wykorzystywać ten argument w prowadzonej przez siebie akcji. Wszak liczne poglądy głoszone przez Kiko Argüello są także otwarcie głoszone przez czołowych modernistów, propagowane przez modernistycznych teologów i popierane przez modernistycznych purpuratów.
Kiko wprost deklarował niejednokrotnie: „Jest [neokatechumenat] owocem Soboru Watykańskiego II. Jesteśmy narzędziem, które pomaga nieść odnowę soborową do parafii. Uważamy, że to właśnie Sobór był odpowiedzią na powiew Ducha Świętego i na wezwanie Trzeciego Tysiąclecia, przede wszystkim jednak na wezwanie sekularyzacji”26.
Jednak o wiele bardziej niebezpieczny niż ekwilibrystyka intelektualna progresistów jest ukryty, niejawny charakter sekty. Treść kolejnych katechez pozostaje utajniona przed osiągnięciem kolejnych stopni wtajemniczenia. Neokatechumenat nie jest pierwszym heretyckim ruchem rozwijającym się wewnątrz Kościoła katolickiego na przestrzeni wieków. Może jednak stanowić bezprecedensowy przykład skutecznego ukrywania prawdziwych poglądów i prawdziwych celów, co sprawia, że obiektywna ocena szerzonych przez sektę nauk jest niezwykle trudna.
Kościół kieruje się bowiem poufnością w zarządzaniu, dyskrecją w pracy z duszami i tajemnicą co do ludzkich grzechów wyznawanych w czasie spowiedzi, ale nauczanie Kościoła, Ewangelia Jezusa Chrystusa, jest jawne i dostępne dla wszystkich ludzi. Neokatechumenat całkowicie odwraca ten porządek: utajnia swe nauczanie, kieruje się jawnością w pracy z duszami i zmusza do publicznego wyznawania grzechów.
Ten cały KIKO to sekciarz pierwszej klasy. Uważam, że trzeba takich ludzi, którzy w Ostrowcu to robią zgłaszać do organizacji zajmujących się ściganiem sekt. Najbardziej w ty wszystkim są pokrzywdzone dzieci. Im trzeba pomóc. Nie rozumiem też dlaczego księża zgadzają się, żeby tacy sekciarze i manipulatorzy spotykali się w salkach przykościelnych.
9.19 rydzyka najpierw zgloś
Uważajmy na wszelkiej maści sekty, w tym na tę, która dziś rządzi. Niedługo jedna i druga zejdą ze sceny:)
Banda z sekty NEO z pewnym znanym osobnikiem na czele opanowała też to forum. Pora na działania ze strony władz miasta.
wolny sex prostytucja
Co za glupoty wypisujecie.Caly ten artykul to klamstwo szatana.Jak sa katechezy to przyjdz posluchaj.Wtedy zobaczysz jak manipulujesz ludzmi jak klamiesz.
Historycy.org:
Zrezygnowałem w czasie trwania pewnego etapu, którego raczej i tak bym nie przeszedł.
Sekta dlatego, że:
- Na katechezach początkowych stosuje się psychomanipulację, uderzając w potencjalne czułe punkty i zranienia słuchaczy. Zawsze się w kogoś trafi. Np.: "Twój ojciec jest alkoholikiem, żona cię zdradza, twoi rodzice się rozwiedli i tylko tutaj, 'na drodze' otrzymasz rozwiązanie".
- Podkreśla się na owych katechezach, że każdy z obecnych został wybrany przez Boga, by być w tej wspólnocie i nie jest to przypadek, że tutaj się znalazł. Dlatego nie można zlekceważyć, czy odrzucić tych katechez.
- Są stopnie wtajemniczenia, więc na początku człowiek nie jest informowany, co go czeka dalej. O pewnych kontrowersyjnych sprawach dowiaduje się dopiero, gdy jest już mocno zżyty ze wspólnotą, po wielu latach.
- Na etapie pierwszego skrutinium trzeba sprzedać wszystko co się ma(niedosłownie, ale wszystko, co ma jakąkolwiek wartość dla nas, nie skarpetki i majtki).
- Na etapie drugiego skrutinium członek wspólnoty dokonuje spowiedzi z całego życia przed katechistami(guru) i całą wspólnotą. Oczywiście formalnie nazywa się to inaczej. Później jest przepytywany dokładnie przez katechistów(zawsze pytania idą w kierunku życia seksualnego, ale oczywiście są też inne, zależnie od przypadku). Członkowie wspólnoty mogą też dorzucić swoje trzy grosze i nakablować na delikwenta.
- Używa się typowej dla sekty nomenklatury. Ludzi spoza nazywa się "ludźmi ze świata". Sporo mówi się o "nowym człowieku", którym można się stać tylko na dalszych etapach "drogi", zabijając w sobie "starego człowieka".
- Po przejściu etapu drugiego skrutinium członkowie wspólnoty dowiadują się, że teraz mają płacić 10% swoich dochodód na wspólnotę. Oczywiście przedtem ich nikt nie raczył o tym powiadomić.
- Na jednym z dalszych etapów neokatechumeni chodzą "we dwoje" po domach niczym świadkowie Jehowy i zagadują ludzi na tematy wiary. Muszą powiedzieć swoje "świadectwo" , nawet najbardziej osobiste obcym osobom. Wszelkie odrzucenia, niewpuszczenie do domu(co następuje w zdecydowanej większości przypadków) katechiści już zawczasu obwieszczają radośnie "doświadczeniem odrzucenia w imię Chrystusa".
- Opowiadanie ludziom , że przez katechistów przemawia bezpośrednio Duch Święty, więc trzeba ich słuchać.
- Katechistów musi słuchać się także ksiądz(nawet biskup), jeśli jest członkiem wspólnoty. Jak jest tylko celebransem, to traktuje się go jak hydraulika, który przyszedł kran dokręcić, a potem won.
Można by jeszcze pisać, gdyby wytężyć szare komórki, ale chyba powyższe wystarczy, by wyrobić sobie zdanie. Oczywiście nie poruszałem tutaj tematu herezji głoszonych przez neokatechumenat, gdyż skupiłem się tylko na "sekciarstwie".
EDIT:
Przypomniało mi się jeszcze:
- Bombardowanie miłością
- Zakaz wytaczania jakichkolwiek spraw w sądzie, bo "chrześcijanie nie chodzą po sądach"
- Negacja całego dotychczasowego życia duchowego i wiary przed wstąpieniem do wspólnoty
- Wielodniowe wyjazdy na jakąś pipidówę do wynajętego ośrodka, gdzie męczy się członków wielogodzinnymi "katechezami", a właściwie praniem mózgu przez kilka godzin bez przerwy.
EDIT2:
- Zakaz pisania na temat neokatechumenatu na forach(przynajmniej mojej wspólnocie katechiści go ogłosili)
- Zakaz zdradzania "tajemnic drogi", czyli dokładnie to, co ja właśnie robię. Jeszcze relatywnie niedawno wierzyłem, że poszedłbym za coś takiego do piekła
Po co płacić na wspólnotę? To tylko spotkania. Pieniądze nie są potrzebne żadnej religii!
Szatan to organizuje takie sekty neo. To nie są chrześcijanie, to wyznawcy diabła. Ich jedyny cel to mnożenie się na potęgę i rozwalanie kościoła od środka. Zarówno ich jak i ich dzieci którym robią krzywdę przydałaby się terapia w psychiatryku.
Moim zdaniem neo to masoneria. Uważajcie na tych ludzi. Ich praktyki - jak publiczna spowiedź, wyjazdy na katechezy, pląsy i czczenie soboty to działania antychrześcijańskie.
Paranoiczny dzieciak w akcji.
Najłatwiej jest oczerniać
Twoja paranoja 09:15 nikogo nie interesuje.
Jaka sekta, przyjdź, zobacz i wtedy powiedz prawdę
Zaprzecz tej wypowiedzi:
Historycy.org:
Zrezygnowałem w czasie trwania pewnego etapu, którego raczej i tak bym nie przeszedł.
Sekta dlatego, że:
- Na katechezach początkowych stosuje się psychomanipulację, uderzając w potencjalne czułe punkty i zranienia słuchaczy. Zawsze się w kogoś trafi. Np.: "Twój ojciec jest alkoholikiem, żona cię zdradza, twoi rodzice się rozwiedli i tylko tutaj, 'na drodze' otrzymasz rozwiązanie".
- Podkreśla się na owych katechezach, że każdy z obecnych został wybrany przez Boga, by być w tej wspólnocie i nie jest to przypadek, że tutaj się znalazł. Dlatego nie można zlekceważyć, czy odrzucić tych katechez.
- Są stopnie wtajemniczenia, więc na początku człowiek nie jest informowany, co go czeka dalej. O pewnych kontrowersyjnych sprawach dowiaduje się dopiero, gdy jest już mocno zżyty ze wspólnotą, po wielu latach.
- Na etapie pierwszego skrutinium trzeba sprzedać wszystko co się ma(niedosłownie, ale wszystko, co ma jakąkolwiek wartość dla nas, nie skarpetki i majtki).
- Na etapie drugiego skrutinium członek wspólnoty dokonuje spowiedzi z całego życia przed katechistami(guru) i całą wspólnotą. Oczywiście formalnie nazywa się to inaczej. Później jest przepytywany dokładnie przez katechistów(zawsze pytania idą w kierunku życia seksualnego, ale oczywiście są też inne, zależnie od przypadku). Członkowie wspólnoty mogą też dorzucić swoje trzy grosze i nakablować na delikwenta.
- Używa się typowej dla sekty nomenklatury. Ludzi spoza nazywa się "ludźmi ze świata". Sporo mówi się o "nowym człowieku", którym można się stać tylko na dalszych etapach "drogi", zabijając w sobie "starego człowieka".
- Po przejściu etapu drugiego skrutinium członkowie wspólnoty dowiadują się, że teraz mają płacić 10% swoich dochodód na wspólnotę. Oczywiście przedtem ich nikt nie raczył o tym powiadomić.
- Na jednym z dalszych etapów neokatechumeni chodzą "we dwoje" po domach niczym świadkowie Jehowy i zagadują ludzi na tematy wiary. Muszą powiedzieć swoje "świadectwo" , nawet najbardziej osobiste obcym osobom. Wszelkie odrzucenia, niewpuszczenie do domu(co następuje w zdecydowanej większości przypadków) katechiści już zawczasu obwieszczają radośnie "doświadczeniem odrzucenia w imię Chrystusa".
- Opowiadanie ludziom , że przez katechistów przemawia bezpośrednio Duch Święty, więc trzeba ich słuchać.
- Katechistów musi słuchać się także ksiądz(nawet biskup), jeśli jest członkiem wspólnoty. Jak jest tylko celebransem, to traktuje się go jak hydraulika, który przyszedł kran dokręcić, a potem won.
Można by jeszcze pisać, gdyby wytężyć szare komórki, ale chyba powyższe wystarczy, by wyrobić sobie zdanie. Oczywiście nie poruszałem tutaj tematu herezji głoszonych przez neokatechumenat, gdyż skupiłem się tylko na "sekciarstwie".
EDIT:
Przypomniało mi się jeszcze:
- Bombardowanie miłością
- Zakaz wytaczania jakichkolwiek spraw w sądzie, bo "chrześcijanie nie chodzą po sądach"
- Negacja całego dotychczasowego życia duchowego i wiary przed wstąpieniem do wspólnoty
- Wielodniowe wyjazdy na jakąś pipidówę do wynajętego ośrodka, gdzie męczy się członków wielogodzinnymi "katechezami", a właściwie praniem mózgu przez kilka godzin bez przerwy.
EDIT2:
- Zakaz pisania na temat neokatechumenatu na forach(przynajmniej mojej wspólnocie katechiści go ogłosili)
- Zakaz zdradzania "tajemnic drogi", czyli dokładnie to, co ja właśnie robię. Jeszcze relatywnie niedawno wierzyłem, że poszedłbym za coś takiego do piekła :)
Dziękuję,nie skorzystam. Mam zasadę uważania w życiu żeby nie wdepnąć w g. . . o.