POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
POLACTWO
Dawno temu była sobie pewna kraina. Zamieszkana przez Polactwo. Był to dziwny naród. Niczego nie czytał ale na wszystkim się znał. Przejawiający nieopisaną odwagę i męstwo - w Internecie. Obywatele Polandii przypominali maszyny w fabryce czekolady. Byli zaprogramowani. Dziś w lewo, jutro w prawo. Chodzili do tyłu lub do przodu, w zależności jak operatorzy ich nastawili. Polactwo - poza wyjątkami - miało jeszcze jedną bardzo osobliwą cechę: cierpiało na syndrom sztokholmski czyli im bardziej było bite i gwałcone, tym bardziej kochało swojego kata i gwałciciela. Najpierw Polactwo masowo rzuciło się na kredyty we frankach bo operatorzy tak chcieli. I szybko zaczęło płakać do poduszki. Kiedy mądrzy ludzie tłumaczyli Polactwu aby pożyczało w walucie, w której zarabia, zostali przepędzeni kijami! Polactwo uwierzyło, że doradca bankowy działa w interesie Polactwa a nie swojego banku. Nienauczone niczego, kilka lat później rzuciło się na fajzerki, zupełnie zapominając, że wciska im je ten sam, który wciskał im franki. I zaczęły się dziwne przypadki "nagle z przyczyn nieznanych" ale mechanizm racjonalizacji własnej głupoty kazał dumnej nacji wypierać fakty - a weź spierdalaj foliarzu! Nie minęło wiele czasu i znów operator przestawił tryby w maszynie - wspieramy Ukrainę! Za cenę własnej zguby Polactwo rzuciło się na pomoc przybyszom z sąsiedniego kraju. Operator ciągle trzyma rękę na guzikach socjotechniki. Te guziki są tak niesamowicie magiczne, że rasowi egoiści, którzy by sąsiada utopii w łyżce wody, z poniedziałku na wtorek stali się wspaniałami altruistami! Władcy emocji wiedzą o Polactwie wszystko. Wiedzą, że na hasło rzuci się ono na papier toaletowy w Lidlu, na cukier w Kauflandzie i na gówno w kałuży. To tylko kwestia przestawienia trybów w fabryce czekolady. Dawna kraina Polandia upadła bo musiała. W tym byłym kraju istniał bowiem węzęł gordyjski nie do rozwiązania. Polactwo wybierało sobie ciągle jako swoich przedstawicieli u władzy, wciąż tych samych operatorów maszyn. Wciąż tych samych katów i gwałcicieli. Nie mogli inaczej bo operatorzy fabryczni stanowili logiczną emanację stanu ich ducha. To było braterstwo krwi. Najpierw z Polandii przepędzono wszystkich, którzy ostrzegali. Potem tych, którzy probowali rozsupłać węzęł. Aż w końcu pozostali na placu boju tylko masochiści na dole i szefowie fabryki na górze. Ostanim akordem chocholego tańca był słodki rechot tych na górze i apel skierowany do Polactwa na dole: nie przepychajcie się tak na drodze do rzeźni! Dla każdego mamy tam miejsce, spokojnie! Ludzkie pany, po tym apelu znów wybrano ich w wyborach powszechnych do rady nadzorczej Fabryki Czekolady. Bajka bez happy endu. P. S. -ŁUKASZ
A ja nauczyłem się mniej kupować i dobrze na tym wchodzę
Dokładnie robię to samo 18:34, 19:12
Dobry felieton 20:33. Niestety obraz jakby prawdziwy.
W 2009 roku za rządów Tuska i PO/ PSL, zatrucie rzek: Bugu i Narwi nie było mniejsze. Padło ok. 200 ton ryb. Co wtedy rząd robił? Nic. Nawet w archiwach rządowych nie ma śladów działań rządu, nawet żadnych badań. Gdzieś jakaś wzmianka, ale bez emocji i paniki. Dziś nawet działacze skorumpowanego przez Putina Green Peace angażują się w protest na bulwarach wiślanych w Warszawie. A czy angażowali się jak była katastrofa Czaiki? Tak wygląda opozycyjna hucpa w drodze po władzę.
Różnica jest taka, że wtedy rządziła w Polsce opcja Tuska, sprzyjająca Niemcom i Rosji (Tusk wtedy chciał odnowienia stosunków z Rosją, taką jaka ona jest (!!!). Rząd PO/PSL prawie wszystkie media za sobą, również te największe niemieckie, dlatego temat przeszedł po cichu. Jak wiele innych.
Od 20 lat polska ziemia jest wysypiskiem śmieci dla zachodu. Codziennie tysiace ton najgorszych trucizn przywożą do Polski . Przyroda już tego nie wytrzymuje i stąd zatrute wody i powietrze.I do tego jakiś głupawy koncert w obronie klimatu. Nie trzeba szukać bo wiadomo kto jest winien.
winne są kolejne zdradziecki bandyckie rządy uzurpatorów po 89 roku! a nawet już i jaruzelski nas sprzedał rokefelerom